W Lonesome Dove wieczór nastawał późno, ale gdy wreszcie zawitał, oddychało się z ulgą. Prawie przez cały dzień - a także rok - słońce więziło miasteczko pod grubą warstwą pyłu, na równinnym pustkowiu porośniętym karłowatymi dębami, wśród których węże, rogate ropuchy, kukułki naziemne i jadowite jaszczurki miały rajskie życie, lecz dla świń i przybyszów z Tennesse było to istne piekło[1].
Nie przeocz, czyli przygoda z westernem
Dawno, dawno temu obejrzałam Rio Grande (świetne!). A później jeszcze kilka innych filmów z akcją osadzoną na Dzikim Zachodzie.
Dawno, dawno temu czytałam Znikające stado Wiesława Wernica (pamiętam tylko, że bardzo mi się podobało).
To by było na tyle jeśli chodzi o mój kontakt z westernem, z awanturniczymi historiami rozgrywającymi się w jakże specyficznej rzeczywistości, i pewnie nieprędko bym ów stan zmieniła, gdyby nie wznowienie Na południe od Brazos, powieści, którą trudno przeoczyć ze względu na gabaryty i przeoczyć nie warto z uwagi na treść. Nagrodzone Pulitzerem dzieło Larry'ego McMurtry’ego to wielowątkowa, zachwycająca proza zawierająca wszystko to, co zawierać powinien pełnokrwisty western.
Dawno, dawno temu czytałam Znikające stado Wiesława Wernica (pamiętam tylko, że bardzo mi się podobało).
To by było na tyle jeśli chodzi o mój kontakt z westernem, z awanturniczymi historiami rozgrywającymi się w jakże specyficznej rzeczywistości, i pewnie nieprędko bym ów stan zmieniła, gdyby nie wznowienie Na południe od Brazos, powieści, którą trudno przeoczyć ze względu na gabaryty i przeoczyć nie warto z uwagi na treść. Nagrodzone Pulitzerem dzieło Larry'ego McMurtry’ego to wielowątkowa, zachwycająca proza zawierająca wszystko to, co zawierać powinien pełnokrwisty western.
Mamy tu więc Dziki Zachód w tle z atmosferą saloonów, pułapkami prerii, odgłosami wystrzałów z broni palnej, świstem indiańskich strzał, tętentem kopyt. Są traperzy, kowboje, hodowcy bydła, koniokrady, farmerzy, kurwy (w powieści jakże uroczo określane jako te, które radzą sobie tyłkiem). Jest i szeryf oczywiście. Są biali, Meksykanie, Indianie. Przedstawiciele prawa, wyznawcy własnych zasad i zwyczajni bandyci. Są bójki, miłości, pościgi. Jest miejsce na przyjaźń i lojalność, ale i konflikty, rozstania, awantury. No i na przygody. Tych nie brak na szlaku, bo Na południe od Brazos to powieść drogi. Drogi bardzo długiej, podczas której może zdarzyć się wszystko.
Żegnaj Teksasie, czyli ruszamy w drogę
- Nie próbuj odpłacać bólem za ból - powiedział. W takich sprawach nigdy nie udaje się dokładnie wyrównać rachunków[2].
Niełatwo w kilku akapitach opisać rozmach westernu Larry'ego McMurtry’ego. Na ponad ośmiuset stronach fabuła niby toczy się nieśpiesznie, a jednak dzieje się sporo.
Oto byli strażnicy teksańskiego pogranicza, Woodrow F. Call i Augustus McCrae, dwaj przyjaciele i kompani różniący się od siebie jak ogień i woda, wraz z grupą kowbojów opuszczają Teksas, by pognać do Montany. Za plecami zostawiają codzienność Lonesome Dove, zapadłej dziury, cierpiącej na deficyt cienia i medyków. W przeszłość odchodzą Przedsiębiorstwo Handlu Bydłem, popijawy w Suchej Fasoli (jedynym saloon-barze w miasteczku, własnością Francuza noszącego sznurowadło zamiast muchy), dźwięk dzwonu uderzanego łomem tylko po to, by dzwonił, wygrywana po wielokroć melodia Mój miły za oceanem legł i wiele innych drobiazgów, które porzucone z czasem pokrywa warstewka nostalgii. Bohaterowie ruszają ze swym kopytnym inwentarzem na północ z planem osiedlenia na tamtejszych terenach.
To nie będzie łatwa wyprawa, bo i tereny nie zawsze są gościnne. Czasem śmierć może czekać w nurcie rzeki, innym razem wyłonić się zza wzgórz, bądź bezszelestnie zjawić nocą.
Larry McMurtry dba o szczegóły. Sama nie wiem co jest mocniejszą stroną jego powieści - wspaniałe oddanie klimatu Dzikiego Zachodu, plastyczność scen czy interesujące sylwetki bohaterów, tak pierwszego, jak i dalszych planów (ach, Janey!). Kupił mnie autor swoją umiejętnością snucia opowieści i filmowością kadrów (wykorzystaną podobno wspaniale przez twórców serialu z Robertem Duvall i Tomem Lee Jonesem - rzecz do sprawdzenia). Bez wątpienia amerykański pisarz posiadł tę cudowną umiejętność przenoszenia czytelników wprost na karty powieści, która wcale wśród ludzi pióra powszechna nie jest. Tworzone przez niego kadry pełne są działających na wyobraźnie detali, które nie tylko dopełniają ogólnego obrazu Dzikiego Zachodu, ale także pięknie portretują tę konkretną, jakże barwną ekipę (osobiście jestem fanką motywu wieprzków, a zwłaszcza prosiaka nieobliczalnego).
Bohaterów poznajemy w najróżniejszych sytuacjach, a co ważne, wykreowani są w sposób, który nie pozwala traktować ich obojętnie. Ich udziałem staja się epizody wzruszające, trudne, zabawne, bolesne. Nie brak dynamicznych scen pościgów czy bójek, saloonowych przepychanek i strzelanin, dramatycznych rozstań, nagłych śmierci, trzymających w napięciu momentów, ale i znajdzie się coś dla spragnionych wątków miłosnych (ileż emocji wzbudza relacja między Augustusem a Klarą!). Tym, co nadaje fabule lekkości jest wspaniałe poczucie humoru autora, który co rusz to bawi kreacją postaci, to dialogiem, to znów jakimś epizodem. Augustus, zwany po prostu Gusem, to gaduła nieprzeciętna i barwny ptak tej fabuły. Na tle powściągliwego kompana błyszczy elokwencją, racząc kumpli i czytelników złotymi myślami, ciętymi ripostami, ironią komentarzy. Nie on jeden jest jednak dostawcą rozrywki, bo Larry McMurtry zadbał o to, by swą powieścią wywoływać całą gamę emocji, od radości po smutek, od szczęścia po strach, od nadziei po melancholię.
Nie brak tu drobnych epizodów zapadających w pamięć. Czasem o brzmieniu tragicznym, innym razem wywołujących uśmiech.
- Co się właściwie robi z kurwami? - spytał Jimmy Rainey. Czuł, że dłużej nie wytrzyma tej frustracji.
- Głupie pytanie - odparł Buźka. - To samo, co byk robi z jałówką, tylko od przodu, jeżeli kto woli.
(...)
- No dobrze, ale czy kurwę wystarczy zwyczajnie poprosić?[3]
Na południe od Brazos to nie tylko powieść przygodowa i solidna dawka rozrywki, ale i opowieść o przemijaniu, tęsknotach, o życiu. Świat pędzi do przodu. Świat się zmienia. Bohaterom przyjdzie to odczuć. Gdy zagrożenie ze strony Indian staje się coraz mniejsze, zasługi pograniczników zostają zapomniane.
Larry McMurtry osadził fabułę na dwóch wątkach - wspomnianego spędu, ale i pogoni szeryfa za bandytą (czy znamy bardziej charakterystyczny motyw kojarzony z westernem niż ostatni sprawiedliwy z gwiazdą na piersi ruszający śladem złoczyńcy?). Te dwa wątki splotą się w pewnym momencie ze sobą, w wokół nich narośnie szereg innych. Razem tworzą historię bogatą w emocje, pasjonującą, realistyczną, opowiedzianą z lekkością, dbałością o szczegóły, pięknie portretującą tak ludzi oraz relacje między nimi, jak i miejsca oraz czasy.
Choć trudno dzieło Teksańczyka traktować jak powieść historyczną, to jednak autor wplótł w fabułę epizody znane z historii Dzikiego Zachodu (jak choćby wzmianka o klęsce Custera w starciu z Indianami w bitwie pod Little Bighorn). Nie zmienia to faktu, że Na południe od Brazos to powieść pełna uniwersalnych prawd i myśli, że oddzieleni wielością kilometrów i godzin od Dzikiego Zachodu z II połowy XIX wieku odnajdziemy w niej doskonale znane nam emocje, marzenia, tęsknoty, samotności.
Pięknie wydana perełka literacka. Ponadczasowa, uniwersalna, doskonała w warstwie tak rozrywkowej, jak i tej głębszej, psychologicznej. O życiu i zmaganiach z losem.
Czytajcie.
Niełatwo w kilku akapitach opisać rozmach westernu Larry'ego McMurtry’ego. Na ponad ośmiuset stronach fabuła niby toczy się nieśpiesznie, a jednak dzieje się sporo.
Oto byli strażnicy teksańskiego pogranicza, Woodrow F. Call i Augustus McCrae, dwaj przyjaciele i kompani różniący się od siebie jak ogień i woda, wraz z grupą kowbojów opuszczają Teksas, by pognać do Montany. Za plecami zostawiają codzienność Lonesome Dove, zapadłej dziury, cierpiącej na deficyt cienia i medyków. W przeszłość odchodzą Przedsiębiorstwo Handlu Bydłem, popijawy w Suchej Fasoli (jedynym saloon-barze w miasteczku, własnością Francuza noszącego sznurowadło zamiast muchy), dźwięk dzwonu uderzanego łomem tylko po to, by dzwonił, wygrywana po wielokroć melodia Mój miły za oceanem legł i wiele innych drobiazgów, które porzucone z czasem pokrywa warstewka nostalgii. Bohaterowie ruszają ze swym kopytnym inwentarzem na północ z planem osiedlenia na tamtejszych terenach.
To nie będzie łatwa wyprawa, bo i tereny nie zawsze są gościnne. Czasem śmierć może czekać w nurcie rzeki, innym razem wyłonić się zza wzgórz, bądź bezszelestnie zjawić nocą.
O mocnych stronach powieści, czyli nie wiem od czego zacząć
Larry McMurtry dba o szczegóły. Sama nie wiem co jest mocniejszą stroną jego powieści - wspaniałe oddanie klimatu Dzikiego Zachodu, plastyczność scen czy interesujące sylwetki bohaterów, tak pierwszego, jak i dalszych planów (ach, Janey!). Kupił mnie autor swoją umiejętnością snucia opowieści i filmowością kadrów (wykorzystaną podobno wspaniale przez twórców serialu z Robertem Duvall i Tomem Lee Jonesem - rzecz do sprawdzenia). Bez wątpienia amerykański pisarz posiadł tę cudowną umiejętność przenoszenia czytelników wprost na karty powieści, która wcale wśród ludzi pióra powszechna nie jest. Tworzone przez niego kadry pełne są działających na wyobraźnie detali, które nie tylko dopełniają ogólnego obrazu Dzikiego Zachodu, ale także pięknie portretują tę konkretną, jakże barwną ekipę (osobiście jestem fanką motywu wieprzków, a zwłaszcza prosiaka nieobliczalnego).
Bohaterów poznajemy w najróżniejszych sytuacjach, a co ważne, wykreowani są w sposób, który nie pozwala traktować ich obojętnie. Ich udziałem staja się epizody wzruszające, trudne, zabawne, bolesne. Nie brak dynamicznych scen pościgów czy bójek, saloonowych przepychanek i strzelanin, dramatycznych rozstań, nagłych śmierci, trzymających w napięciu momentów, ale i znajdzie się coś dla spragnionych wątków miłosnych (ileż emocji wzbudza relacja między Augustusem a Klarą!). Tym, co nadaje fabule lekkości jest wspaniałe poczucie humoru autora, który co rusz to bawi kreacją postaci, to dialogiem, to znów jakimś epizodem. Augustus, zwany po prostu Gusem, to gaduła nieprzeciętna i barwny ptak tej fabuły. Na tle powściągliwego kompana błyszczy elokwencją, racząc kumpli i czytelników złotymi myślami, ciętymi ripostami, ironią komentarzy. Nie on jeden jest jednak dostawcą rozrywki, bo Larry McMurtry zadbał o to, by swą powieścią wywoływać całą gamę emocji, od radości po smutek, od szczęścia po strach, od nadziei po melancholię.
Nie brak tu drobnych epizodów zapadających w pamięć. Czasem o brzmieniu tragicznym, innym razem wywołujących uśmiech.
- Co się właściwie robi z kurwami? - spytał Jimmy Rainey. Czuł, że dłużej nie wytrzyma tej frustracji.
- Głupie pytanie - odparł Buźka. - To samo, co byk robi z jałówką, tylko od przodu, jeżeli kto woli.
(...)
- No dobrze, ale czy kurwę wystarczy zwyczajnie poprosić?[3]
O życiu i zmaganiu, z losem, czyli więcej niż western
Na południe od Brazos to nie tylko powieść przygodowa i solidna dawka rozrywki, ale i opowieść o przemijaniu, tęsknotach, o życiu. Świat pędzi do przodu. Świat się zmienia. Bohaterom przyjdzie to odczuć. Gdy zagrożenie ze strony Indian staje się coraz mniejsze, zasługi pograniczników zostają zapomniane.
Larry McMurtry osadził fabułę na dwóch wątkach - wspomnianego spędu, ale i pogoni szeryfa za bandytą (czy znamy bardziej charakterystyczny motyw kojarzony z westernem niż ostatni sprawiedliwy z gwiazdą na piersi ruszający śladem złoczyńcy?). Te dwa wątki splotą się w pewnym momencie ze sobą, w wokół nich narośnie szereg innych. Razem tworzą historię bogatą w emocje, pasjonującą, realistyczną, opowiedzianą z lekkością, dbałością o szczegóły, pięknie portretującą tak ludzi oraz relacje między nimi, jak i miejsca oraz czasy.
Choć trudno dzieło Teksańczyka traktować jak powieść historyczną, to jednak autor wplótł w fabułę epizody znane z historii Dzikiego Zachodu (jak choćby wzmianka o klęsce Custera w starciu z Indianami w bitwie pod Little Bighorn). Nie zmienia to faktu, że Na południe od Brazos to powieść pełna uniwersalnych prawd i myśli, że oddzieleni wielością kilometrów i godzin od Dzikiego Zachodu z II połowy XIX wieku odnajdziemy w niej doskonale znane nam emocje, marzenia, tęsknoty, samotności.
Pięknie wydana perełka literacka. Ponadczasowa, uniwersalna, doskonała w warstwie tak rozrywkowej, jak i tej głębszej, psychologicznej. O życiu i zmaganiach z losem.
Czytajcie.
Larry McMurtry Na południe od Brazos Wyd. Vesper 2017 840 stron |
[1] Larry McMurtry, Na południe od Brazos, przeł. Michał Kłobukowski, Wyd. Vesper, 2017, s. 7.
[2] Tamże, s. 455.
[3] Tamże, s. 662.
[2] Tamże, s. 455.
[3] Tamże, s. 662.
Czytałam i przyznam, że to wspaniała powieść. Ciekawie ją zaprezentowałaś:)
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńTym razem, raczej to nie jest książka dla mnie. 😊
OdpowiedzUsuńSzkoda, bo jest naprawdę świetna. :)
UsuńKupiłam ją mężowi na prezent i byłam pod wrażeniem tego, jak szybko ją przeczytał. Zrobił totalny odjazd z życia:D Mam zamiar ją przeczytać (o ile mi pożyczy:))ale na to muszę mieć dużo czasu i względny spokój, a o to u mnie niełatwo;p Ja nie mogę zrobić takiego odjazdu jak on, bo rodzina by zmarła z głodu:D
OdpowiedzUsuńMoże w ramach rewanżu mąż stanie do garów? :D
UsuńO, jak się zgrałyśmy czasowo, u mnie recenzja Brazos wjechała wczoraj :) I jak może pamiętasz z wymienianych przez nas komentarzy, mnie książka nie od razu porwała, ale jak już wątki zaczęły się zaplatać, jak poznałam dobrze bohaterów, jak się z nimi zaprzyjaźniłam to "Na południe od Brazos" chwyciło mnie za serducho. Gdy skończyłam powieść byłam już pod ogromnym jej urokiem - i tak mi pozostało.
OdpowiedzUsuńO, przeczytam w wolnej chwili (dziś już pewnie nie zdążę).
UsuńTak, pamiętam naszą rozmowę i cieszę się, że ostatecznie dałaś się oczarować tej historii. :)
Ja pokochałam zwłaszcza Gusa i bardzo byłam ciekawa jak skończą się jego perypetie z płcią przeciwną. :D
A ja najbardziej lubiłam Klarę :) Ale Gusa też!
UsuńKlara też jest świetna. I Janey. I kilka innych postaci też. :P
UsuńKiedyś kochałam Karola Maya. Kiedyś kochałam Winnetou. A teraz jest dobra okazja do tego, żeby tę miłość do Dzikiego Zachodu sobie odświeżyć. Potwierdziłaś moje pierwsze wrażenia, te, które miałam, gdy na szybko przeglądałam i podczytywałam, żeby się zorientować czy warto się za to brać. Teraz to już na pewno obowiązkowa cegiełka na wakacje ;)
OdpowiedzUsuńUwierzysz, że nigdy nie czytałam Maya?
UsuńCzytaj, czytaj. Jestem pewna, że się nie rozczarujesz. :)
Uwierzę. Wiele ludzi popełniło ten błąd ;)
UsuńNapisałabym, że kiedyś nadrobię, ale wiadomo jak to jest. Uda się lub nie. :P
UsuńTO ta 'cienka' książka? Mam ebook.
OdpowiedzUsuńWłaśnie ta. Idealna do mojej torebki na wieczór. :P
UsuńKapitalna opinia! Książka to mój największy wyrzut zeszłego roku. Do tej pory nie rozumiem, czemu jeszcze jej nie przeczytałem. Pozdrawiam, Paweł z http://melancholiacodziennosci.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńTeż nie wiem, ale wiem, że warto nadrobić lekturę. :)
UsuńMam w planach lekturę, mimo że nie przepadam za westernem i motywami charakterystycznymi dla tego typu opowieści. Niemniej tę powieść wiele osób gorąco poleca, więc mam nadzieję, że i mnie zachwyci :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak właśnie będzie. Niesamowita powieść! Jedna z najlepszych jakie kiedykolwiek czytałam. :)
UsuńCzytałam i podzielam twoją opinię. Dobra historia, rewelacyjny klimat.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że więcej osób po nią sięgnie. )
UsuńNa pewno zdecyduje się na tą książke po recenzji oraz waszych komentarzach. Już nie mogę się doczekać
OdpowiedzUsuńUdanej lektury. :)
UsuńMam ją w planach, a do tego kusi jej ładne wydanie :)
OdpowiedzUsuńO tak! Wydanie jest super. Vesper wie jak robić to dobrze. :)
UsuńZostawię ją sobie na wakacje, bo trzeba ciut więcej czasu na tę książkę 😉😇 Świetnie napisana recenzja :)
OdpowiedzUsuńOj tak, nawet trochę więcej niż ciut. :D
UsuńDzięki!
Powiadasz, że wznowienie? :D Ja z westernami też jestem na bakier, czy to filmowymi czy to książkowymi (Maya w latach młodzieńczych też nie czytywałam, wolałam Tomka wilmowskiego), ale ta kniga to jest coś. Koniecznie nadrobię!
OdpowiedzUsuńTak. Wcześniej było dwutomowe wydanie z PIW. :)
UsuńNadrób koniecznie! A Tomka Wilmowskiego czytałam wiele razy. Uwielbiałam tę serię. :)
Całkiem inna książka niż te z którymi miałam do czynienia, ale po twojej recenzji mam ochotę ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńDla mnie także był to skok na nieznany mi typ literatury. :)
Usuń