![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKd0KdF3VhltamRXQuXU-vQ1pZscAKar208tbRdwxGysUqtbp2yZM0TKS1IKgxn-_6tXVVuauyv8m-3E6gbMPtPstPUipGzO8Set6tCNFCn37tm0lklghEENU9MuSBaDDSbQ2K7jfaw14/s1600/Od+moroszki+po+morw%C4%99.jpg) |
Ireneusz Gębski
Od moroszki po morwę
Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza
2014
286 stron |
Podróże. Czasem długo planowane, innym razem spontaniczne. Udane i te, które chciałoby się wymazać z pamięci. Długie, w egzotyczne rejony i te pobliskie, za miasto, za rzekę, na leżące nieopodal wzgórze. Przymusowe i wymarzone. Odbywane w celach rozmaitych: zarobkowych, zawodowych, turystycznych, rodzinnych, religijnych, nieokreślonych. Często przywozimy z nich zdjęcia. Zawsze - wspomnienia.
Te ostatnie, niezwykle ulotne, warto zachować na dłużej. Choćby po to, by katować nimi przez lata znajomych lub by móc powiedzieć swemu towarzyszowi wojaży: a pamiętasz jak byliśmy...
Ireneusz Gębski zna wartość wspomnień. Włóczył się tu i tam. W krajach skandynawskich zginał grzbiet zbierając jagody, w Turcji zachwycał się krajobrazem Kapadocji. Nie zawsze robił notatki, więc upływ czasu zamazał nieco wspomnienia z wycieczki do Asyżu, Paryża czy San Marino. Opisał jednak kilka innych miejsc, tych, w których zarabiał na życie i tych, w których się życiem cieszył wydając uprzednio zdobyte pieniądze. Mam bowiem świadomość tego, że najcenniejszym majątkiem są wspomnienia. Nie można ich ukraść i są odporne na inflację[1] - pisze w swojej najnowszej książce Od moroszki po morwę.