Jordi Sierra i Fabra (ur. 1947), kataloński pisarz urodzony w Barcelonie, który może pochwalić się imponującym dorobkiem. Ma na koncie ok. 500 książek dla dzieci i dorosłych, głównie powieści, ale także pozycji dotyczących historii rocka czy biografii muzyków rockowych. Laureat wielu nagród, założyciel fundacji wspierających młodych pisarzy. W samej Hiszpanii jego książki sprzedano w nakładzie ok. 10 milionów egzemplarzy. Jego twórczość przetłumaczono na ok. 25 języków. W Polsce znany jest głównie z kryminalnej serii o inspektorze Mascarellem.
Jordi Sierra i Fabra - człowiek, dla którego pisanie jest pasją, powietrzem. Dwa lata temu miałam okazję spotkać go na Warszawskich Targach Książki, a niedawno - zadać kilka pytań. O twórczość, niełatwą drogę do sukcesu, pracę nad książką osadzoną w konkretnych realiach historycznych, dyktaturę Franco, ale i o marzenia, wyzwania czy muzykę.
Zapraszam serdecznie do lektury!
Ma Pan na koncie imponujący dorobek literacki (liczony nie w dziesiątkach, a w setkach wydanych tytułów), miliony sprzedanych egzemplarzy, liczne nagrody i przekłady, rzesze czytelników. Literatura zmieniła Pana życie, ale początki nie były łatwe. Jak wyglądała Pana droga do sukcesu?
Początki zawsze są trudne. Urodziłem się w ciężkich czasach po hiszpańskiej wojnie domowej, w raczej biednej rodzinie. W dzieciństwie się jąkałem, a ojciec powiedział, że jeśli chcę żyć z literatury, to prędzej umrę z głodu i zakazał mi pisać. Jednak najgorsza była szkoła, opresyjna i bezwzględna, zwłaszcza w stosunku do dzieci odmiennych, takich jak ja. Pewnego razu nauczycielka języka powiedziała mi, że do niczego się nie nadaję i żebym dał sobie spokój. Ciężko to przeżyłem, ale zawsze pozostawałem wierny marzeniu o byciu pisarzem. Wiedziałem, miałem wręcz pewność, że mi się uda. Nigdy nie miałem planu B. Oczywiście nie planowałem ani sukcesu, ani sławy. Te sprawy pozostawały niejako na marginesie. Zawsze unikałem sławny niczym zarazy. Należę do ludzi, którzy żyją po to, by być szczęśliwi, robię to, co lubię, piszę, podróżuję…
Jordi Sierra i Fabra © Carme Salvans |
Ma Pan na koncie imponujący dorobek literacki (liczony nie w dziesiątkach, a w setkach wydanych tytułów), miliony sprzedanych egzemplarzy, liczne nagrody i przekłady, rzesze czytelników. Literatura zmieniła Pana życie, ale początki nie były łatwe. Jak wyglądała Pana droga do sukcesu?
Początki zawsze są trudne. Urodziłem się w ciężkich czasach po hiszpańskiej wojnie domowej, w raczej biednej rodzinie. W dzieciństwie się jąkałem, a ojciec powiedział, że jeśli chcę żyć z literatury, to prędzej umrę z głodu i zakazał mi pisać. Jednak najgorsza była szkoła, opresyjna i bezwzględna, zwłaszcza w stosunku do dzieci odmiennych, takich jak ja. Pewnego razu nauczycielka języka powiedziała mi, że do niczego się nie nadaję i żebym dał sobie spokój. Ciężko to przeżyłem, ale zawsze pozostawałem wierny marzeniu o byciu pisarzem. Wiedziałem, miałem wręcz pewność, że mi się uda. Nigdy nie miałem planu B. Oczywiście nie planowałem ani sukcesu, ani sławy. Te sprawy pozostawały niejako na marginesie. Zawsze unikałem sławny niczym zarazy. Należę do ludzi, którzy żyją po to, by być szczęśliwi, robię to, co lubię, piszę, podróżuję…
Założył Pan dwie fundacje pomagające młodym pisarzom w rozwinięciu skrzydeł, przyznaje nagrody literackie najlepszym z nich. To efekt własnych, niełatwych początków?
Bez wątpienia tak. Już kiedy byłem małym chłopcem odkryłem, że z własnych lektur wynoszę więcej niż ze studiowania podręczników. Byłem słabym uczniem, ale świetnym czytelnikiem. Czytałem, mniej więcej, jedną książkę dziennie. Poza tym musiałem sprzedawać suchy chleb i stare gazety, żeby zdobyć pieniądze na książki, które kupowałem w antykwariatach, ponieważ w mojej szkole nie było biblioteki. Fundacje mają na celu zachęcać młodych do czytania i pisania. Bo to uczyni ich lepszymi ludźmi.
Czy obecnie trudno jest zadebiutować w Hiszpanii? Jak oceniłby Pan sytuację początkujących pisarzy w porównaniu do czasów, w którym przyszło debiutować Panu?
Moja pierwsza książka została złożona jeszcze na linotypie, a minęło ledwie czterdzieści pięć lat. Dziś wszystko wygląda inaczej. W tamtych czasach wydanie książki nie była łatwym przedsięwzięciem, tym bardziej dla młodych autorów. Ja zadebiutowałem w wieku dwudziestu pięciu lat encyklopedią muzyczną, a moje pierwsza powieść ukazała się, kiedy miałem lat dwadzieścia osiem. Byłem bardzo młody. Natomiast dzisiaj bycie młodym jest w modzie. Niestety wielu niecierpliwych autorów, takich, którzy chcieliby zobaczyć własną książkę w druku już i natychmiast, wybiera self publishing, a to nie oznacza, że automatycznie stali się pisarzami. Trzeba szanować to, co się kocha i jeśli jest się w tym dobrym, otrzymywać wynagrodzenie za swoją pracę.
Bez wątpienia tak. Już kiedy byłem małym chłopcem odkryłem, że z własnych lektur wynoszę więcej niż ze studiowania podręczników. Byłem słabym uczniem, ale świetnym czytelnikiem. Czytałem, mniej więcej, jedną książkę dziennie. Poza tym musiałem sprzedawać suchy chleb i stare gazety, żeby zdobyć pieniądze na książki, które kupowałem w antykwariatach, ponieważ w mojej szkole nie było biblioteki. Fundacje mają na celu zachęcać młodych do czytania i pisania. Bo to uczyni ich lepszymi ludźmi.
Czy obecnie trudno jest zadebiutować w Hiszpanii? Jak oceniłby Pan sytuację początkujących pisarzy w porównaniu do czasów, w którym przyszło debiutować Panu?
Moja pierwsza książka została złożona jeszcze na linotypie, a minęło ledwie czterdzieści pięć lat. Dziś wszystko wygląda inaczej. W tamtych czasach wydanie książki nie była łatwym przedsięwzięciem, tym bardziej dla młodych autorów. Ja zadebiutowałem w wieku dwudziestu pięciu lat encyklopedią muzyczną, a moje pierwsza powieść ukazała się, kiedy miałem lat dwadzieścia osiem. Byłem bardzo młody. Natomiast dzisiaj bycie młodym jest w modzie. Niestety wielu niecierpliwych autorów, takich, którzy chcieliby zobaczyć własną książkę w druku już i natychmiast, wybiera self publishing, a to nie oznacza, że automatycznie stali się pisarzami. Trzeba szanować to, co się kocha i jeśli jest się w tym dobrym, otrzymywać wynagrodzenie za swoją pracę.
Co powiedziałby Pan młodemu Jordiemu, temu który pisał ukradkiem wbrew woli ojca, temu, w którego sukces literacki nie wierzono? Czy to samo mówi Pan obecnym debiutantom?
Moim podopiecznym powtarzam zawsze, żeby się nie spieszyli. Żeby pisali jedną książkę na rok, aby nauczyć się warsztatu, lecz niekoniecznie po to, by ją od razu wydać. Wielu jest zaskoczonych, kiedy im mówię, że do trzydziestego piątego roku życia nie umiałem pisać, chociaż dużo publikowałem. Pisanie jest zajęciem na całe życie, czymś, co możesz robić aż do śmierci, pisarz nie idzie na emeryturę. Problemem czasów współczesnych jest pośpiech, wszyscy pragną natychmiastowego sukcesu, a przecież nie o to chodzi. Chodzi o coś zupełnie innego. Nie bierzemy przecież udziału w reality show jak Fabryka Gwiazd, Big Brother czy The Voice… Bo one ocierają się jedynie o powierzchnię, nie gwarantują życia, w którym w pełni oddajesz się temu, co lubisz.
Pasja czy pracoholizm? Co napędza do działania autora, który ma na koncie niemal pół tysiąca książek?
Pasja, tylko pasja. Uwielbiam pisać. Potrzebuję tego jak powietrza. Jeśli nie oddychasz, umierasz. Kończę jedną książkę i mam już w głowie dwadzieścia nowych pomysłów. Dlatego muszę bardzo efektywnie zarządzać swoim czasem i stąd dyscyplina, postanowienie, by nie tracić nigdy nawet minuty. Moja metoda (została opisana w książce La página escrita) stała się nawet obiektem badań i przedmiotem wykładów naukowych. Poza tym piszę o wszystkim, na każdy temat.
Moim podopiecznym powtarzam zawsze, żeby się nie spieszyli. Żeby pisali jedną książkę na rok, aby nauczyć się warsztatu, lecz niekoniecznie po to, by ją od razu wydać. Wielu jest zaskoczonych, kiedy im mówię, że do trzydziestego piątego roku życia nie umiałem pisać, chociaż dużo publikowałem. Pisanie jest zajęciem na całe życie, czymś, co możesz robić aż do śmierci, pisarz nie idzie na emeryturę. Problemem czasów współczesnych jest pośpiech, wszyscy pragną natychmiastowego sukcesu, a przecież nie o to chodzi. Chodzi o coś zupełnie innego. Nie bierzemy przecież udziału w reality show jak Fabryka Gwiazd, Big Brother czy The Voice… Bo one ocierają się jedynie o powierzchnię, nie gwarantują życia, w którym w pełni oddajesz się temu, co lubisz.
Pasja czy pracoholizm? Co napędza do działania autora, który ma na koncie niemal pół tysiąca książek?
Pasja, tylko pasja. Uwielbiam pisać. Potrzebuję tego jak powietrza. Jeśli nie oddychasz, umierasz. Kończę jedną książkę i mam już w głowie dwadzieścia nowych pomysłów. Dlatego muszę bardzo efektywnie zarządzać swoim czasem i stąd dyscyplina, postanowienie, by nie tracić nigdy nawet minuty. Moja metoda (została opisana w książce La página escrita) stała się nawet obiektem badań i przedmiotem wykładów naukowych. Poza tym piszę o wszystkim, na każdy temat.
Czytając serią o Mascarellem (zwłaszcza dwa pierwsze tomy, czyli Cztery dni w styczniu i Siedem dni w lipcu), nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że wątek kryminalny jest dodatkiem do opowieści o Barcelonie czasów frankistowskich i ostatnich dni przed jej nastaniem, sposobem na to, by zajrzeć w rozmaite zaułki miasta i opowiedzieć o tym jak żyje się poddawanym represjom mieszkańcom Barcelony. Czy sięgnięcie po bardzo popularny gatunek, jakim jest kryminał, to Pana sposób na dotarcie do szerokiego grona odbiorców, utrwalenie w pamięci społeczeństwa trudnej historii kraju, opowiedzenie o niej także i młodym czytelnikom w formie bardziej przystępnej, niepodręcznikowej? Czy to jest sposób na przekazanie wiedzy o tamtych czasach, czy jednak „tylko” dodatek do historii kryminalnej?
W Hiszpanii ukazuje się właśnie dziewiąty tom sagi Diez días de junio (kat. Deu dies de juny; pol. Dziesięć dni w czerwcu), najtrudniejszy ze wszystkich; skończyłem również kolejny, który ukaże się w 2019 roku: Un día de septiembre y algunos de octubre (kat. Un dia de stembre i alguns d’octubre; pol. Jeden dzień we wrześniu i kilka w październiku)[1]. W najbliższych dniach, jednocześnie z publikacją dziewiątego tytułu, będziemy świętować dziesiątą rocznicę ukazania się pierwszego tomu. Miquel stał się postacią rozpoznawalną na hiszpańskim rynku powieści kryminalnych.
Kluczem jest pierwszy tom sagi. Przez dwadzieścia lat chciałem opowiedzieć o ostatnich czterech dniach Barcelony republikańskiej, nim wojska Franco wkroczyły do miasta i skończyła się wojna domowa. W końcu zdecydowałem, że napiszę powieść detektywistyczną. Spodobała się tak bardzo, że poproszono mnie, abym nie zabijał głównego bohatera, żebym poprowadził go dalej. Napisałem więc kolejne dwie książki… lecz czytelnicy chcieli więcej. Dla mnie seria to przede wszystkim kryminały, beletrystyka, tym niemniej osadzona w bardzo konkretnym momencie historycznym. A chociaż posługuję się faktami historycznymi, aby prowadzić bohaterów, to oczywiście jest to również okazja, by rozliczyć się z przeszłością. Jednak moim głównym celem jest pisanie kryminałów.
W Hiszpanii ukazuje się właśnie dziewiąty tom sagi Diez días de junio (kat. Deu dies de juny; pol. Dziesięć dni w czerwcu), najtrudniejszy ze wszystkich; skończyłem również kolejny, który ukaże się w 2019 roku: Un día de septiembre y algunos de octubre (kat. Un dia de stembre i alguns d’octubre; pol. Jeden dzień we wrześniu i kilka w październiku)[1]. W najbliższych dniach, jednocześnie z publikacją dziewiątego tytułu, będziemy świętować dziesiątą rocznicę ukazania się pierwszego tomu. Miquel stał się postacią rozpoznawalną na hiszpańskim rynku powieści kryminalnych.
Kluczem jest pierwszy tom sagi. Przez dwadzieścia lat chciałem opowiedzieć o ostatnich czterech dniach Barcelony republikańskiej, nim wojska Franco wkroczyły do miasta i skończyła się wojna domowa. W końcu zdecydowałem, że napiszę powieść detektywistyczną. Spodobała się tak bardzo, że poproszono mnie, abym nie zabijał głównego bohatera, żebym poprowadził go dalej. Napisałem więc kolejne dwie książki… lecz czytelnicy chcieli więcej. Dla mnie seria to przede wszystkim kryminały, beletrystyka, tym niemniej osadzona w bardzo konkretnym momencie historycznym. A chociaż posługuję się faktami historycznymi, aby prowadzić bohaterów, to oczywiście jest to również okazja, by rozliczyć się z przeszłością. Jednak moim głównym celem jest pisanie kryminałów.
Ten trudny okres dyktatury to dla Katalończyków zamknięty rozdział czy wciąż bolesna rana?
Dla ludzi, którzy dorastali w czasach dyktatury, to ciągle otwarta rana. Wciąż ponad sto tysięcy zabitych leży we wspólnych grobach, w rowach i lasach w całej Hiszpanii. To ofiary, których zwłok nigdy nie ekshumowano. Dla ich rodzin wojna się jeszcze nie skończyła. Uchwalono tzw. Prawo o pamięci historycznej (hiszp. Ley de Memoria Histórica), którego celem było uznanie i poszerzenie praw ofiar wojny domowej oraz frankistowskiej dyktatury[2], lecz rząd go nie wdraża. To wielki wstyd. Jesteśmy jedynym europejskim krajem, w którym grób dyktatora został przekształcony w mauzoleum, a państwo finansuje Fundację Francisco Franco… Trudno w to uwierzyć. Pokój jeszcze nie nastał.
Skąd u Pana potrzeba powracania w literaturze do tak bolesnego tematu?
Jestem powieściopisarzem i nie postrzegam wyboru tematu jako potrzeby. Piszę o tym, co mi przyjdzie do głowy, o czym mam chęć. Że to temat bolesny, trudny? Wszystkie są takie. Seria o inspektorze Mascarellem osadzona jest w czasach powojennych, ta o Hilariu Solerze w latach 60-tych, zaś powieść Sombras en el tiempo opowiada o emigracji. Nie pisze się zbyt wiele beletrystyki w realiach tamtych czasów, ale nie dlatego wybrałem taki temat. To był przypadek, na szczęście intuicja zawsze pomaga mi w podejmowaniu właściwych decyzji.
Czy jako pisarz czuje Pan odpowiedzialność społeczną, potrzebę poruszania istotnych tematów i docierania z nimi poprzez swoje książki do czytelników?
Odpowiedzialność społeczną? Nie, żadnej. Nie jestem prorokiem, nie próbuję stać się autorytetem ani nie wydaje mi się, żebym wypełniał jakąś „lukę”. Moją jedyną odpowiedzialnością jest pisanie, najlepiej jak potrafię, na dowolny temat. Na dowód mogę przedstawić pięćset moich książek, w których poruszyłem chyba wszystkie możliwe tematy, zwłaszcza te, interesujące młodych czytelników. Z pisarstwem młodzieżowym jest tak samo: nie piszę DLA młodzieży, lecz O niej, a to zupełnie coś innego. Przez czterdzieści pięć lat tysiące dziewcząt i chłopców dorastało i zmieniało się, czytając moje książki. I jestem z tego dumny, co jednak nie czyni mnie kimś wyjątkowym. Jestem zwykłym opowiadaczem historii, po prostu.
Dla ludzi, którzy dorastali w czasach dyktatury, to ciągle otwarta rana. Wciąż ponad sto tysięcy zabitych leży we wspólnych grobach, w rowach i lasach w całej Hiszpanii. To ofiary, których zwłok nigdy nie ekshumowano. Dla ich rodzin wojna się jeszcze nie skończyła. Uchwalono tzw. Prawo o pamięci historycznej (hiszp. Ley de Memoria Histórica), którego celem było uznanie i poszerzenie praw ofiar wojny domowej oraz frankistowskiej dyktatury[2], lecz rząd go nie wdraża. To wielki wstyd. Jesteśmy jedynym europejskim krajem, w którym grób dyktatora został przekształcony w mauzoleum, a państwo finansuje Fundację Francisco Franco… Trudno w to uwierzyć. Pokój jeszcze nie nastał.
Skąd u Pana potrzeba powracania w literaturze do tak bolesnego tematu?
Jestem powieściopisarzem i nie postrzegam wyboru tematu jako potrzeby. Piszę o tym, co mi przyjdzie do głowy, o czym mam chęć. Że to temat bolesny, trudny? Wszystkie są takie. Seria o inspektorze Mascarellem osadzona jest w czasach powojennych, ta o Hilariu Solerze w latach 60-tych, zaś powieść Sombras en el tiempo opowiada o emigracji. Nie pisze się zbyt wiele beletrystyki w realiach tamtych czasów, ale nie dlatego wybrałem taki temat. To był przypadek, na szczęście intuicja zawsze pomaga mi w podejmowaniu właściwych decyzji.
Czy jako pisarz czuje Pan odpowiedzialność społeczną, potrzebę poruszania istotnych tematów i docierania z nimi poprzez swoje książki do czytelników?
Odpowiedzialność społeczną? Nie, żadnej. Nie jestem prorokiem, nie próbuję stać się autorytetem ani nie wydaje mi się, żebym wypełniał jakąś „lukę”. Moją jedyną odpowiedzialnością jest pisanie, najlepiej jak potrafię, na dowolny temat. Na dowód mogę przedstawić pięćset moich książek, w których poruszyłem chyba wszystkie możliwe tematy, zwłaszcza te, interesujące młodych czytelników. Z pisarstwem młodzieżowym jest tak samo: nie piszę DLA młodzieży, lecz O niej, a to zupełnie coś innego. Przez czterdzieści pięć lat tysiące dziewcząt i chłopców dorastało i zmieniało się, czytając moje książki. I jestem z tego dumny, co jednak nie czyni mnie kimś wyjątkowym. Jestem zwykłym opowiadaczem historii, po prostu.
W jaki sposób przygotowuje się Pan do tworzenia fabuł osadzonych w realiach historycznych? Jaki jest przepis na tak sugestywne budowanie obrazów, oddanie ducha dawnych czasów, emocji i nastrojów towarzyszących bohaterom z przeszłości?
Niezależnie od wybranego tematu najważniejsza jest szczerość, umiejętność wejścia w skórę bohatera. Poza tym, jeśli akcja powieści rozgrywa się w kraju, którego nie znasz, musisz się do niego udać i poznać, uchwycić jego charakter. Jeśli zaś przenosisz się w przeszłość, konieczna będzie kwerenda, dokładne badania historyczne epoki. Podobnie działa aktor, który odgrywa jakąś postać tak dobrze, że otrzymuje za swoją rolę Oscara. Ja jestem we wszystkich postaciach w każdej z powieści, którą piszę, przekształcając się z jednej w drugą. Sądzę, że to chyba kwestia wrażliwości i empatii.
W czasach, kiedy informacje z niemal wszystkich dziedzin są ogólnodostępne, pisarz ma ułatwione zadanie. Ot, choćby nie musi wychodzić z domu, by zobaczyć jak wyglądają ulice opisywanego w książce miasta. A może jednak musi? Czy jest Pan typem pisarza, który sam musi dotknąć, doświadczyć, sprawdzić czy też wierzy Pan, że można napisać dobrą powieść osadzoną we współczesności, nie ruszając się z domu?
Ludzie myślą, że wszystko jest łatwiejsze. I owszem, dla niektórych rzeczywiście jest. Lecz nie dla mnie. Mówią mi, że nie muszę już podróżować, bo w Google Maps mogę zobaczyć nawet poszczególne ulice. No dobrze, ale co z zapachami, wrażeniami zmysłowymi, głosami żyjących tam ludzi…? Tego nie znajdziesz na ekranie, musisz sam poczuć, doświadczyć, wchłonąć niczym gąbka. Poza tym historii należy uczyć się czytając, nie przez Wikipedię (która, poza tym, pełna jest błędów i NIGDY nie polecam jej nikomu).
Jakie jest największe wyzwanie literackie, z jakim przyszło się Panu zmierzyć? I czy istnieje taki wątek, taki temat, którego nigdy by Pan nie poruszył w swojej twórczości?
Wydaje mi się, że w swojej twórczości poruszyłem wszystkie możliwe tematy, w ten czy inny sposób. I nikt nigdy nie powiedział mi, że się powtarzam, co samo w sobie jest już pewnym sukcesem. Co do wyzwań literackich, były dwa. Pierwsze to Trilogía del Exilio, trzy powieści opowiadające o czterdziestu latach życia bohaterów, którzy opuszczają Hiszpanię po wojnie domowej, a my obserwujemy ich życie, a potem ich dzieci i wnuków, w Meksyku, Kolumbii, na Kubie, w Argentynie, Chile… Poświęciłem wtedy bardzo dużo czasu na kwerendę historyczną oraz badanie charakterystycznych cech języka hiszpańskiego w każdym z wymienionych krajów. Drugim wyzwaniem była powieść, która właśnie ma się ukazać: El gran sueño, o piątce nastolatków, którzy w 1881 roku wyruszają na emigrację do Nowego Jorku. Poznanie życia w tamtych czasach zajęło mi dwa lata pracy. Równie dużym wyzwaniem było opracowanie dwóch encyklopedii muzycznych, ale te publikacje nie należą do beletrystyki.
Pisze Pan nie tylko dla dorosłych, ale i dla dzieci. Do której z tych grup należą bardziej wymagający czytelnicy? Dla kogo pisze się trudniej?
W szkołach, podczas targów czy w Fundacjach najwięcej rozmawiam z młodzieżą. A oni nie mają litości. Jeśli coś im się nie podoba, mówią ci to prosto w oczy. Dorośli częściej kłamią, żeby dobrze wypaść albo ponieważ nie mają dość śmiałości, żeby powiedzieć prawdę (chyba że piszą w mediach społecznościowych, wtedy zmieniają się w prawdziwych drapieżców). Sam nigdy się nie zastanawiam, kto będzie czytać moje książki. Dlatego też nie uważam, żeby jakiś typ publiczności był lepszy albo gorszy od innego. Nie przyczepiam etykietek: po prostu piszę.
W Polsce ciągle mówi się o spadku czytelnictwa, o tym, że Polacy nie czytają. Hiszpania boryka się z podobnym problemem?
Muszę powiedzieć, że w Polsce recenzje moich powieści, na blogach oraz w prasie poświęconej książkom, są niesamowite, bardzo staranne i inteligentne. Gdy je odkryłem i przetłumaczyłem, byłem zaskoczony. W mojej opinii polski czytelnik przewyższa kulturą czytelników hiszpańskich, co się odzwierciedla w sposobie, w jaki pisze, wyraża opinie, zawsze przemyślane i zbudowane na podstawie uważnej lektury. Ten rodzaj komentarza literackiego nie istnieje w Hiszpanii. O klasie polskich czytelników przekonałem się, kiedy dwa lata temu zostałem zaproszony na targi książki w Warszawie i widziałem, jak ustawiają się w długie kolejki po zakup książek. To było cudowne przeżycie. Jednak na świecie rzeczywiście czyta się mniej. Kiedyś ludzie jadąc metrem czy autobusem, czytali gazety albo powieści. Dziś wszyscy wpatrują się w komórki. To wielka szkoda. Do tego piractwo… to naprawdę smutne. Piractwo zabija pisarzy, cały przemysł edytorski, drukarnie, księgarnie… Smutne.
W pana życiu i twórczości ważna jest muzyka. Ma Pan na koncie liczne biografie znanych muzyków, czy podczas procesu tworzenia fabuł towarzyszą Panu dźwięki ulubionych wykonawców? Czy tworząc daną scenę ma Pan w głowie podkład muzyczny do niej?
Przez wiele lat pracowałem jako dziennikarz muzyczny, założyłem najważniejsze czasopisma muzyczne w Hiszpanii, stałem się również pierwszym hiszpańskim autorem zajmującym się historią rocka. Przyjaźniłem się ze sławami muzyki rock od lat 60-tych po 80-te. Zostawiłem to, by skupić się na karierze pisarskiej, wciąż jednak jestem związany z rockiem. Lubię pisać powieści osadzone w jego światku (ostatnie to Paradise rock oraz Cuando el cielo se queme), w domu mam trzydzieści tysięcy płyt… Kiedy piszę, często włączam muzykę w stylu pasującym do książki, aby się odciąć od otoczenia.
z autorem na Warszawskich Targach Książki 2016 |
Podobno każdy człowiek ma w sobie przynajmniej jedną historię do opowiedzenia i jeden utwór, który oddaje całą złożoność jego postaci. O historie nie pytam, bo ma ich Pan na koncie setki. Zapytam więc o utwór. Gdyby miał Pan wybrać ten jeden, z którym utożsamia się Pan najmocniej byłby to...?
Rozumiem, że mówiąc „utwór”, masz na myśli muzykę. Moje życie zmieniło się, kiedy w wieku dziewięciu, może dziesięciu lat usłyszałem Święto wiosny Igora Strawińskiego. Muzyka przejęła wtedy nade mną władzę. Później, gdy miałem lat szesnaście, pojawili się Beatlesi i oczywiście zostałem rockmanem. Jednak Święto wiosny można uznać za kwintesencję mnie samego i z nim się utożsamiałem już wtedy.
Mascarell we frankistowskiej rzeczywistości marzy o końcu dyktatury, o wolności, obaleniu reżimu Franco. O czym marzy Jordi Sierra i Fabra we współczesnej, nie zawsze spokojnej Barcelonie?
Jestem pacyfistą, mam swoje zasady, wierzę w miłość… Lecz dziś żyjemy w szalonym świecie, ludzie stali się niewolnikami mediów społecznościowych i nowych technologii, niszczymy planetę, na której żyjemy, w niektórych krajach rządzą już nawet nie szaleńcy, a zwykli idioci (Korea Północna, Stany Zjednoczone, Wenezuela…). Mam dwie wnuczki, które kocham najbardziej na świecie, obok mojej żony i synów, i zrobię wszystko, by mogły żyć w lepszym świecie. Jak? W moim przypadku pisząc książki, najlepiej jak potrafię. Każdy powinien robić to, co potrafi najlepiej: działać lokalnie, a jednocześnie myśleć globalnie. Ja sam niezmiennie marzę o utopijnym lepszym świecie.
Na koniec pytanie o podłożu autopromocyjnym, na które wielu pisarzy odpowiada niechętnie. Dlaczego warto czytać Pana książki?
Ponieważ jeszcze nie spotkałem nikogo, kto by się nudził, czytając moje książki.
Dziękuję za rozmowę.
[1] Autor odpowiada na pytania po hiszpańsku, podając tytuły w tym języku. Ponieważ seria o Mascarellem była ostatnio tłumaczona z katalońskiego, podaję w nawiasach tytuły po katalońsku i w tłumaczeniu na polski. W przypadku innych powieści zostawiamy tytuły hiszpańskie, w brzmieniu, w jakim podał je Autor (przyp. tłum.).
[2] Wyjaśnienie, czym jest Prawo o pamięci historycznej od tłumacza.
Zobacz też:
Cykl z inspektorem Mascarellem
Cykl z inspektorem Mascarellem
2. Jordi Sierra i Fabra Siedem dni w lipcu - recenzja
3. Jordi Sierra i Fabra Pięć dni w październiku - recenzja
4. Jordi Sierra i Fabra Dwa dni w maju - recenzja
3. Jordi Sierra i Fabra Pięć dni w październiku - recenzja
4. Jordi Sierra i Fabra Dwa dni w maju - recenzja
Inne
Nie czytałam książek tego hiszpańskiego pisarza, ale wszystko przede mną. I cóż - ostatnie zdanie jest do sprawdzenia. :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Bardzo jestem ciekawa, czy twórczość tego pisarza przypadnie Ci do gustu. :)
UsuńNie moge powiedziec, zebym sie nie zgadzala z opinia Jordi Sierra i Fabra, która cytujesz w tytule tego postu. Hiszpanie generalnie sa bardzo slabo wyksztalceni ogólnie, nawet ci z dyplomami wyzszych uczelni. Ale za to nadrabiaja wysokoscia swego ego, haha. A co do autora, to jest on chyba wzorem dla Remigiusza Mroza- prawdziwa fabryka ksiazek.
OdpowiedzUsuńA czytałaś jego książki? Co o nich sądzisz?
UsuńCzytalam dwie pierwsze czesci serii o Mascarellu. Podobaly mi sie, ale bez fajerwerków. Moze po prostu jestem znuzona gatunkiem. Chociaz musze przyznac, ze na pewno wyrózniaja sie na bladym tle calej masy produktów literaturopodobnych, które tak chetnie publikuje sie nie tylko w Hiszpanii. Dlatego tez goraco polecam Ci "Patria" Aramburu. Ciekawa bardzo jestem Twojej opinii i tego, jak osoby, które nie widzialy z bliska terroru ETA, odbieraja to zjawisko (i nie chodzi mi tylko o zamachy, ale o strach, w jakim przyszlo zyc zwyklym Baskom i o mechanizmy totalitaryzmu, które rzadza sterroryzowana spolecznoscia).
UsuńZa "Patrię" planuję zabrać się w przyszłym tygodniu. Do tej pory nie miałam okazji czytać o Kraju Basków, więc tym bardziej jestem ciekawa tej książki.
UsuńWywiad mnie dodatkowo zachęcił do poznania tej serii. Autor wydaje się taki konkretny i niezmanierowany, nie wiedziałam też, że napisał aż tyle różnych książek! Pisanie rzeczywiście musi być jego powołaniem :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę i mam nadzieję, że zdecydujesz się na lekturę. Zakochana w Barcelonie polecam ogromnie, także i tym niezakochanym. :D
UsuńZdecyduję na pewno, przy następnych zakupach książkowych, będę szukać pierwszego tomu cyklu :)
UsuńW takim razie cieszę się jeszcze bardziej. :)
UsuńMnie też ostatnie zdanie bardzo zaintrygowało. :) Chciałabym poznać niedługo twórczość tego autora. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się i mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu. :)
UsuńPiękny, mądry wywiad. Widzę, że autor nie miał w życiu zbyt lekko, ale się nie poddawał i walczył o swoje marzenia. Dzięki temu dotarł tak daleko.
OdpowiedzUsuńA zdjęci - świetna pamiątka :)
Jego historia świadczy o tym, że warto walczyć o spełnienie marzeń i szukać w sobie pasji, a później za nią podążać.
UsuńCo do pamiątki - pełna zgoda. Zarówno zdjęcia, jak i autograf to dla mnie naprawdę wyjątkowe pamiątki. :)
Z ciekawością przeczytałam ten wywiad. Książek nie czytałam, ale już mnie zaciekawiły. Natomiast kojarzę tę szaloną koszule autora ze zdjęć blogerów.
OdpowiedzUsuńKoszula się faktycznie wyróżnia. :D
UsuńCieszę się, że udało mi się zainteresować Cię twórczością autora. :)
:)
UsuńBardzo ciekawie czytało się wywiad z pisarzem i tym bardziej czuję się zachęcona do jego książek. Którą polecasz na początek?
OdpowiedzUsuńZdecydowanie "Cztery dni w styczniu", pierwszy tom serii o inspektorze. :)
UsuńŚwietny wywiad, który zachęca do sięgnięcia i poznania bliżej twórczości autora :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Daria
https://papierowalowczyni.blogspot.com
Cieszę się. :)
UsuńNie znam tego pisarza, ale zaintrygował mnie. Zwłaszcza ostatnie zdanie jest obiecujące :)
OdpowiedzUsuńCo polecasz na początek?
Cieszę się. :)
UsuńA na początek polecam pierwszy tom cyklu o inspektorze, czyli "Cztery dni w styczniu". :)
Dzięki! :)
UsuńChciałabym przeczytać coś tego pana.
OdpowiedzUsuńWięc koniecznie to zrób. :)
UsuńSuper wywiad:) teraz tylko trzeba przeczytać tą serię:)
OdpowiedzUsuńDziękuję i zachęcam do lektury książek. :)
UsuńŚwietny wywiad, gratulacje :) No i super kolekcja książek + zdjęcie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
Usuń