Meir Shalev jest izraelskim pisarzem, publicystą i
satyrykiem. Tworzy dla dzieci i dla dorosłych. Jego książki przetłumaczono na
ponad 20 języków. Za swą twórczość zdobył kilka nagród, między innymi The
Brenner Prize i The Benstein Prize. Strzelam, że to takie izraelskie Nike. Ponadto
Meir jest kuzynem autorki Życia miłosnego – Zeruya Shalev[1].
To wszystko nie zmienia faktu, że po jego książkę sięgnęłam
ze względu na… tytuł. Bo bądźmy szczerzy – sekundę przed ściągnięciem z półki pozycji Moja babcia z Rosji i jej odkurzacz z Ameryki, nie miałam pojęcia o istnieniu
jej autora.
Głównych bohaterów opowieści Meira nietrudno odgadnąć. Tak,
tak – są to babcia i jej odkurzacz. Babcia szczególna, należałoby dodać. Sam
odkurzacz właściwie też nie jest zwyczajny. To odkurzacz domowy, ale
największy, najcięższy i najmocniejszy[2]. Sweeper firmy General Electric. Prezent
przysłany przez zdrajcę z kapitalistycznej Ameryki.
Nie będzie odkrywczo. Dziś świętują Mamusie, przyjmując uściski, buziaki, bukiety róż i pudełka
czekoladek obwiązane kolorowymi wstążkami.
Tym, których od rodzicielek dzieli sporo kilometrów, pozostaje telefon i słanie kartek. Tak też było w naszym przypadku - moim i mego drogiego Małżonka.
I było jak za dawnych lat - laurki zostały zrobione własnoręcznie. Wycinane, klejone. Trochę kwiatów, odrobina serca i ciepłe myśli.
Myśl ta kiełkowała nieśmiało. Właściwie to długo była jedynie nędznym ziarenkiem, bez pomysłu na siebie. Gdy postanowiła objawić się światu, nadal niewiele wiedziała, ale ponieważ myśl bez czynu jest niewiele warta, toteż nasza bohaterka poczyniła pierwszy krok, znajdując sobie adres, pod którym inni będą mogli ją lepiej poznać.
Jeżeli czytacie ten tekst to znaczy, że adres jest już Wam znany.
Ponieważ myśl nadal egzystuje jedynie nieśmiało, to jeszcze nie wiadomo jaki kształt przybierze. Czas pokaże, czy w ogóle warto ją poznać i na jaki temat najchętniej będzie rzucać cień.
---
Póki co, mogę się podzielić moim najnowszym muzycznym odkryciem.
Charlotte Gainsbourg powinna być już dawno znana wszystkim średnio zainteresowanym filmem i choć odrobinę muzyką. Ja kojarzę ją właściwie głównie z "Melancholii" Larsa von Triera, bo tak się jakoś złożyło, że "Antychrysta" nie miałam okazji oglądać, a za rolę w tym właśnie filmie Charlotte została nagrodzona Złotą Palmą.
Z ciekawości pogrzebałam trochę w biografii pani Gainsbourg i okazało się, że jest córką Jane Birkin (tu pewnie należałoby pochwalić się znajomością filmografii lub choćby dyskografii wymienionej pani, ale oczywiście kojarzę ją tylko z tego utworu, który zresztą nagrała z ojcem Charlotte). --->
To jest ten moment, w którym należy przerwać wątek, zanim wypiszę resztę faktów z jej życiorysu i przejdę do opisywania sytuacji rodzinnej jej sąsiadów i przyjaciół, co może byłoby na swój plotkarski sposób interesujące, ale niekoniecznie sensowne.
Utwór, który zauroczył mnie jako pierwszy, pochodzi z płyty "5:55" wypuszczonej na rynek 2006 roku. Tytuł to "Little monster". Tekst napisał Jarvis Cocker, lider zespołu Pulp.
Grzebiąc w dyskografii dotarłam między innymi do utworu Lemon Incest. Muzykę stworzył i zmiksował Fryderyk Ch.