Uniosła buteleczkę i odkręciła żółtą, metalową nakrętkę. Była bardzo spokojna, a ruchy jej dłoni pewne, zdecydowane. Kwas nie miał zapachu, a przecież ostrzegano ją w szkole, żeby go nie wąchała, ponieważ jego opary mogą wypalić tkanki w nosie.
Zgarnęła ręką dupattę i przegryzła materiał, żeby nie krzyczeć z bólu. Następnie, z szeroko otwartymi oczami, powoli wylała sobie kwas na czoło. Natychmiast ujrzała przed oczami szkarłatne, postrzępione płomienie, odniosła wrażenie, że widzi tańczące demony, ale po chwili zapanowała absolutna ciemność. Ból, który ją ogarnął, był tak straszliwy, że wypuściła z rąk buteleczkę.*
Osiemnaście plus
Graham Masterton to taki autor, który zrobił to, czego nie udało się żadnemu z jego kolegów po piórze i klawiaturze. Przeraził mnie tak, że po przeczytaniu zaledwie jednej sceny (gwałtu), zrobiło mi się słabo, odłożyłam książkę na dekadę i przez jakiś czas walczyłam z koszmarami. Miałam wtedy trzynaście lat, sięgnęłam po Czarnego Anioła zupełnie przypadkiem, nie mając świadomości tego, że niektóre książki naprawdę przeznaczone są dla starszych czytelników. Po latach przeczytałam kilka innych horrorów tego pisarza. Straszniejszych i mniej strasznych, lepszych i gorszych. Tamte emocje już nie wróciły, ale Masterton zapisał się w mojej pamięci jako ten, który kazał mi wrócić do powieści młodzieżowych i kryminałów Agathy Christie. W tych klimatach czułam się bezpieczniej.
Minęła kolejna dekada, a w moje ręce wpadł Wirus oznaczony symbolem "18+", który na książce widziałam chyba po raz pierwszy, ale nie miałam wątpliwości, że twórczość tego autora takim znaczkiem powinna być opatrzona (ja wciąż pamiętam tamtą scenę gwałtu). I faktycznie - nie brak tu mocnych, brutalnych scen, które działają na wyobraźnię i przed oczy podsuwają makabryczne obrazki.
Londyn staje się areną tajemniczych zdarzeń. Ten i ów nagle wychodzi z roli praworządnego bohatera. Kobieta brutalnie morduje swojego partnera, mężczyzna żonę, dziewczynka rodziców, nauczycielka uczniów... W momencie popełniania zbrodni każdy wydaje się być kimś zupełnie innym. Jakby wstępowała weń mroczna siła. Jakby do głosu dochodziła ta paskudniejsza część ludzkiej natury. Ta pełna żalu, złości, agresji. Skumulowane złe emocje muszą znaleźć ujście. W efekcie tego dochodzi do kolejnych morderstw i nie mniej makabrycznych samobójstw, bo z pewnością do takich kwalifikuje się ten moment, w którym młoda Pakistanka, Samira, oblewa sobie twarz kwasem.
Takie obrazki serwuje w Wirusie Graham Masterton. W stopniowo ogarnianym chaosem Londynie dochodzi do coraz bardziej tajemniczych, niepokojących, a w końcu niebezpiecznych incydentów. Po mieście przemieszczają się hmm... no właśnie. Tak do końca nie wiadomo kto lub co. Racjonalistom trudno uwierzyć w relacje świadków. Jednak bez względu na to w co się wierzy, fakt pozostaje faktem. Sytuacja wymyka się spod kontroli, a kolejne osoby tracą życie. Kto wie, do jakich scen dojdzie, gdy nikt tego nie powstrzyma. By jednak rozpocząć walkę z przeciwnikiem, najpierw trzeba uwierzyć w istnienie czegoś, czego racjonalny umysł nie chce zaakceptować.
Do pracy zabiera się detektywistyczny duet, Jeremy Thomas Pardoe oraz Dżamila Patel, która ma pakistańskie korzenie o czym warto wspomnieć, gdyż wychowanie w kulturze innej niż brytyjska pozwoli kobiecie na odmienne spojrzenie na sprawę, dopuszczające działanie sił niekoniecznie racjonalnych.
Wirus to dość dynamiczny horror, który szybko się czyta, bo i sporo się w fabule dzieje. Graham Masterton pozwala dojść do głosu mrocznej części ludzkiej natury. Co może się stać, gdy emocje wymkną się spod kontroli, a nagromadzone żale i pretensje przestaną być duszone w ukryciu?
Nastrój grozy utrzymuje się od pierwszej do ostatniej sceny. Nie brak makabrycznych kadrów, budzących przerażenie momentów, a powiedzenie o drugim życiu przedmiotów nabiera nowego znaczenia. Po tej lekturze prawdopodobnie na jakiś czas zrezygnujecie z zakupów w second-handach i podejrzliwie będziecie zerkać na kurtkę po zmarłym dziadku czy sweterek odziedziczony po babci.
Wyobraźni Grahamowi Mastertonowi nie brakuje. Mnie czasami brakowało i niejednokrotnie brwi ze zdumienia podjeżdżały do góry. Sięgając po Wirus trzeba się nastawić na takie nietypowe akcje, jak scena gwałtu na kobiecie dokonana przez anorak (przy współudziale swetrów).
Podoba mi się motyw drugiego życia, niezgody na śmierć, dusz uwięzionych w przedmiotach i konsekwencjach tego wszystkiego. Podoba mi się klimat i zwrócenie uwagi na problem nielegalnego biznesu związanego z używaną odzieżą. Mniej trafiają do mnie niektóre rozwiązania fabularne (wątek Liepy). Epatowanie przemocą może momentami wywołać mdłości, często sceny te przybierają dość groteskowy charakter, ale taki jest styl Mastertona i sięgając po jego twórczość trzeba mieć świadomość, że mimo lekkości narracji, lekko nie będzie.
Wirus intryguje, szokuje, wzbudza nieufność wobec łupów z ciucholandów. Jest pozycją czysto rozrywkową, łatwopołykalną, dostarczającą emocji tu i teraz, nietrudną do zapomnienia.
No, chyba, że przypadkiem masz u siebie używaną kurtkę, która jest dla ciebie jak... druga skóra. Wtedy zaczniesz się naprawdę bać.
Chaos w Londynie
Londyn staje się areną tajemniczych zdarzeń. Ten i ów nagle wychodzi z roli praworządnego bohatera. Kobieta brutalnie morduje swojego partnera, mężczyzna żonę, dziewczynka rodziców, nauczycielka uczniów... W momencie popełniania zbrodni każdy wydaje się być kimś zupełnie innym. Jakby wstępowała weń mroczna siła. Jakby do głosu dochodziła ta paskudniejsza część ludzkiej natury. Ta pełna żalu, złości, agresji. Skumulowane złe emocje muszą znaleźć ujście. W efekcie tego dochodzi do kolejnych morderstw i nie mniej makabrycznych samobójstw, bo z pewnością do takich kwalifikuje się ten moment, w którym młoda Pakistanka, Samira, oblewa sobie twarz kwasem.
Takie obrazki serwuje w Wirusie Graham Masterton. W stopniowo ogarnianym chaosem Londynie dochodzi do coraz bardziej tajemniczych, niepokojących, a w końcu niebezpiecznych incydentów. Po mieście przemieszczają się hmm... no właśnie. Tak do końca nie wiadomo kto lub co. Racjonalistom trudno uwierzyć w relacje świadków. Jednak bez względu na to w co się wierzy, fakt pozostaje faktem. Sytuacja wymyka się spod kontroli, a kolejne osoby tracą życie. Kto wie, do jakich scen dojdzie, gdy nikt tego nie powstrzyma. By jednak rozpocząć walkę z przeciwnikiem, najpierw trzeba uwierzyć w istnienie czegoś, czego racjonalny umysł nie chce zaakceptować.
Do pracy zabiera się detektywistyczny duet, Jeremy Thomas Pardoe oraz Dżamila Patel, która ma pakistańskie korzenie o czym warto wspomnieć, gdyż wychowanie w kulturze innej niż brytyjska pozwoli kobiecie na odmienne spojrzenie na sprawę, dopuszczające działanie sił niekoniecznie racjonalnych.
Kurtka po dziadku, sweterek po babci
Wirus to dość dynamiczny horror, który szybko się czyta, bo i sporo się w fabule dzieje. Graham Masterton pozwala dojść do głosu mrocznej części ludzkiej natury. Co może się stać, gdy emocje wymkną się spod kontroli, a nagromadzone żale i pretensje przestaną być duszone w ukryciu?
Nastrój grozy utrzymuje się od pierwszej do ostatniej sceny. Nie brak makabrycznych kadrów, budzących przerażenie momentów, a powiedzenie o drugim życiu przedmiotów nabiera nowego znaczenia. Po tej lekturze prawdopodobnie na jakiś czas zrezygnujecie z zakupów w second-handach i podejrzliwie będziecie zerkać na kurtkę po zmarłym dziadku czy sweterek odziedziczony po babci.
Wyobraźni Grahamowi Mastertonowi nie brakuje. Mnie czasami brakowało i niejednokrotnie brwi ze zdumienia podjeżdżały do góry. Sięgając po Wirus trzeba się nastawić na takie nietypowe akcje, jak scena gwałtu na kobiecie dokonana przez anorak (przy współudziale swetrów).
Podoba mi się motyw drugiego życia, niezgody na śmierć, dusz uwięzionych w przedmiotach i konsekwencjach tego wszystkiego. Podoba mi się klimat i zwrócenie uwagi na problem nielegalnego biznesu związanego z używaną odzieżą. Mniej trafiają do mnie niektóre rozwiązania fabularne (wątek Liepy). Epatowanie przemocą może momentami wywołać mdłości, często sceny te przybierają dość groteskowy charakter, ale taki jest styl Mastertona i sięgając po jego twórczość trzeba mieć świadomość, że mimo lekkości narracji, lekko nie będzie.
Wirus intryguje, szokuje, wzbudza nieufność wobec łupów z ciucholandów. Jest pozycją czysto rozrywkową, łatwopołykalną, dostarczającą emocji tu i teraz, nietrudną do zapomnienia.
No, chyba, że przypadkiem masz u siebie używaną kurtkę, która jest dla ciebie jak... druga skóra. Wtedy zaczniesz się naprawdę bać.
Graham Masterton Wirus Wyd. Rebis 2018 392 strony |
*Graham Masterton, Wirus, przeł. Piotr Kuś, Wyd. Rebis, 2018, s. 11.
Nie znam jeszcze twórczości autorki, ale ta książka mnie kusi. 😊
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie autor, nie autorka. ;)
UsuńNie znam, ale muszę przyznać, że bardzo mnie zaciekawiła i bardzo chciałabym ją dopaść w swoje łapki ;)
OdpowiedzUsuńNo po prostu muszę! się przekonać jak to jest z tymi ciuchami:D
OdpowiedzUsuńTylko wcześniej na wszelki wypadek wywieź z domu wszelkie cichy, które masz z drugiej ręki. Dobrze Ci radzę. :P
UsuńJa na moje patrzę dość podejrzliwie. ;)
No, ja muszę wreszcie coś przeczytać z tego Mastertona, pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńMocnych wrażeń!
UsuńBardzo zachęcająca recenzja :) Nie mogę się doczekać aż poznam twórczość tego autora :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
:D zaintrygowałaś mnie... przy okazji gdzieś muszę dorwać tą książkę:D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Mam nadzieję, że Ty dorwiesz książkę, a ciuchy nie dorwą Ciebie. :P
UsuńNie, Masterton to nie moja bajka...kiedyś miałam dziwną okazję przeczytania jednej jego książki o jakiejś półlwicy i totalnie nie mój świat...
OdpowiedzUsuńNo tak, to nie są klimaty dla każdego. :D
UsuńMnie bardzo zaskoczył pomysł i mimo groteskowości książka bardzo mi się spodobała :)
OdpowiedzUsuńPo prostu trzeba podejść do niej z dystansem. :)
Usuń