Poważny ślad czy ściema z najwyższej półki? Bruce niejednokrotnie zderzał się już ze ścianą na końcu ślepego zaułka. Czy to kolejna taka sytuacja, czy może niebezpieczna ścieżka prowadząca do czarnej dziury? Niepewność? Chłonął ją jak whisky. Prawda... Prawda była jego narkotykiem. Nigdy nie zdoła się bez niej obejść[1].
Zło postępu
Jeśli zacznę od tego, że świat na naszych oczach zmienia się w zastraszającym tempie, a postęp technologiczny cieszy, ułatwia, napawa dumą, lecz jednocześnie rozleniwia, krzywdzi, niszczy, to zacznę od oczywistości, którą możecie skwitować wzruszeniem ramion. Ot, dzieje się. Wśród bóstw rządzących światem pojawiło się kolejne. Wspomniany postęp technologiczny, który uzależnia nas od siebie z dnia na dzień coraz mocniej.
Są jeszcze tacy, którzy się mu opierają. Zamiast smartfona dzierżą w dłoni nieśmiertelny model Nokii 3310, świat zwiedzają z papierową mapą i za cholerę nie wiedzą, co też ludzie widzą w dzieleniu się prywatnością w social mediach.
Są wreszcie i tacy, którzy widzą w nim formę niewolnictwa, zagrożenie dla wolności myślenia i działania. Nie tylko sami bronią się przed cyfryzacją i pozostałymi objawami postępu, ale i sprzeciwiają niekontrowanemu rozwojowi, blokują niebezpieczne ich zdaniem działania, stanowią zagrożenie dla tych, którzy wyznaczają kierunki rozwoju, niejednokrotnie zarabiając na tym olbrzymie sumy.
Przeszkodzili starożytnemu Egiptowi w eksploatacji ropy naftowej, a starożytnym Chinom w wykorzystaniu materiałów wybuchowych - to tylko dwa przykłady[2].
Kim są? Nie wiadomo. Tworzą tajną grupę liczącą zaledwie dziewięciu członków. Teraz ktoś wziął ich na celownik. Bractwo od setek lat czuwające nad tym, by uchronić ludzkość od pogrążenia się w ciemnościach jest zagrożone.
Przyjaźń silniejsza niż wszystko
Francuski pisarz i egiptolog, Christian Jacq, w thrillerze przygodowym Sfinks, pisze o ostatnich sprawiedliwych czuwających na straży światowego porządku. Brzmi górnolotnie? Może i tak, ale sprawność narracyjna autora, ciekawy pomysł na fabułę i przygodowy charakter sprawiają, że całość czyta się wyśmienicie.
Głównymi bohaterami nie są tu jednak członkowie bractwa, a dwaj przyjaciele gotowi skoczyć za sobą w ogień.
Mark, syn miliardera, musi przejąć obowiązki ojca, zastępując go w roli jednego z najpotężniejszych rekinów przemysłowych i szefa ogromnego przedsiębiorstwa. Vaudois junior jest nieodrodnym synem swego ojca, więc z pewnością odnajdzie się w nowej roli.
Bruce to dziennikarz w międzynarodowym czasopiśmie, który nieustannie węszy za trudnymi tematami. Jest typem nieprzewidywalnym, niepokornym, skutecznym, nieustępliwym.
Ta angielsko-szkocka przyjaźń zacieśni się jeszcze bardziej, gdy mężczyźni zaczną węszyć w sprawie śmierci ojca Marka. Saint-John nie zginął bowiem przypadkiem... Historia, która zacznie się od potrzeby zemsty, okaże się szaloną i niebezpieczną przygodą, której rozmachu chyba nikt nie był w stanie przewidzieć.
Dawka rozrywki
Choć zdarzenia są nieco przerysowane, a główni bohaterowie należą raczej do rodzaju superbohaterów niż zwykłych śmiertelników, całość okazała się świetną, pełną przygód historią, która dostarcza niezłej dawki rozrywki. Brak tu dłużyzn, brak przegadania. Lawina zdarzeń porywa czytelnika i ani się obejrzy, będzie stał z głupią miną na egipskiej ziemi zastanawiając się jak dotarł do tego punktu i czy szaleństwo technologiczne, jakiemu poddaje się ludzkość, da się opanować nim stracimy zdolność samodzielnego myślenia.
Christian Jacq rzuca bohaterów w różne miejsca na świecie. Często tam, gdzie istnieją pozostałości dawnych kultur, gdzie w niszczejących murach kryje się duch zamierzchłych czasów. Zajrzymy m.in. do kambodżańskich ruin Angkor, znajdującej się w Syrii Palmyry czy Kioto, miasta kilkunastu setek buddyjskich świątyń. Także i tu postęp wdziera się bezlitośnie językami z betonu, konstrukcjami ze szkła i stali. Francuz pokrótce charakteryzuje każde z tych miejsc, oddając ich klimat i zarysowując ich problemy.
Sfinks to zgrabna, dynamiczna historia przygodowa. Jej bohaterami są silne, piękne kobiety i twardzi, nieustępliwi mężczyźni. Nie brak im odwagi, nie muszą martwic się o finanse, mają słabość do wyszukanego jedzenia i dobrego alkoholu. Tajne stowarzyszenie intryguje (aż żal, że autor nie zdecydował się na mocniejsze rozwinięcie wątku, które pozwoliłoby na bliższe przyjrzenie się historii i działalności bractwa), temat wciąga, kartki same się przewracają.
O dziwo, nie przeszkadza ani przerysowanie, ani schematyczność postaci. Ta wyidealizowana walka dobra ze złem ma w sobie swego rodzaju magię, szczyptę tajemnic, nieco mroku, odrobinę nadziei na to, że wciąż jeszcze są wśród nas tacy, którzy nie podążają za tłumem i gotowi są poświęcić życie w obronie ginących wartości.
[1] Christian Jacq, Sfinks, przeł. Monika Szewc-Osiecka, Wyd. Dom Wydawniczy Rebis, 2018, s. 42.
[2] Tamże, s. 171.
Jeszcze się zastanowię. 😊
OdpowiedzUsuńE tam. Czytaj. :D
UsuńNie wiem, czy się skuszę, bo nie jestem pewna, czy książka jest odpowiednia dla mnie, ale recenzja świetna :)
OdpowiedzUsuńSpróbuj. Ja też miałam wątpliwości, a wciągnęłam się ogromnie. :)
UsuńZapisuję sobie ten tytuł!
OdpowiedzUsuńSuper! :)
UsuńJa również ten tytuł będę mieć na uwadze, pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńAch te tajemnice, zawsze się sprawdzają...
OdpowiedzUsuń:)
Usuń