Lodowate powietrze z tunelu wpada do statku tak szybko, że omal nie gasi lampki. Crozier musi przysłonić ją dłonią. Migotliwy płomyk rzuca na ściany ładowni cienie obydwu mężczyzn.
Dwie długie deski zewnętrznego poszycia zostały wyłamane przez jakąś niewyobrażalną, ogromną siłę. W drżącym świetle lampy widać wyraźnie ślady ogromnych pazurów wyryte w drewnie - ślady pazurów wypełnione smugami nieprawdopodobnie czerwonej krwi[1].
Podróż w jedną stronę
Wyruszyli w drogę w 1845 roku. Szukali Przejścia Północno-Zachodniego, drogi morskiej łączącej Europę z Azją, biegnącej przez wody oblewające Archipelag Arktyczny. Pod dowództwem polarnika sir Johna Franklina, 129 marynarzy opuściło Anglię na dwóch okrętach, HMS Erebus i HMS Terror. Do domu już nie wrócili, Obydwie jednostki, porzucone przez członków ekspedycji trzy lata od opuszczenia portu, kiedy to umarła nadzieja na wyrwanie ich z lodowej pułapki, znaleziono dopiero niedawno (kolejno w 2014 i 2016 roku).
Jaki los spotkał uczestników wyprawy?
Dan Simmons w imponującej powieści Terror łączy fakty, przypuszczenia badaczy losów ekspedycji oraz efekty działania pisarskiej wyobraźni. Fundamenty historyczne są, a co na nich? Dramat i horror, przygoda i mroczny świat inuickich wierzeń. Mnóstwo emocji, surowy krajobraz, niebezpieczeństwo czające się w lodowym paku, tajemnicza, milcząca Inuitka i szereg interesujących bohaterów, których losy są przesądzone, a jednak trudno pozbyć się nadziei na to, że choć część z nich przeżyje to arktyczne piekło.
Jest 1847 rok. Lato okazuje się niewystarczająco długie, a natura nie dość podróżnikom przychylna, by udało się uwolnić okręty z lodowego paku. Mróz daje się we znaki, ciemność polarnych nocy i myśl o kolejnym zimowaniu w trudnych warunkach nie napawają optymizmem, a zapasy puszkowanej żywności kurczą się przerażająco szybko. Wiele konserw nienależycie przygotowanych przez dostawcę nie nadaje się do jedzenia. Na statku nie brak sytuacji konfliktowych, morale spada, za to rośnie napięcie.
To jednak nic w obliczu tego, co czai się w białym piekle. Coś potwornego wzięło na cel naszych bohaterów. Zamiary ma mordercze, o czym członkowie załogi Jej Królewskiej Mości szybko się przekonają. Arktyczne piekło ma swojego diabła, który atakuje z zaskoczenia i wygląda na to, że nie spocznie, póki nie wykończy marynarzy, jeden po drugim.
Nie brak w tej powieści scen widowiskowych, zapierających dech, jak dramatyczne starcia z potworem. Nie brak takich, które uderzają swoją abstrakcyjnością, jak karnawał mający ratować morale marynarzy. Karnawał zwieńczony scenami, których nikt z jego uczestników nawet sobie nie wyobrażał.
Dan Simmons wspaniale oddaje koszmar członków wyprawy. Opisy dramatycznych zmagań z kolejnymi przeciwnościami są ogromnie sugestywne. Ciarki biegną po plecach, napięcie nie spada, realizm kolejnych scen działa na wyobraźnię. Ta plastyczność kadrów jest niesamowita, a mimo drobiazgowości, z jaką autor maluje realia, nie nuży ani przez moment. Przeciwnie, każdą kolejną stronę czyta się z rosnącym zainteresowaniem o codziennych trudach, zmaganiach z żywiołem, konfliktach i nadziejach, walce o przetrwanie na tak niegościnnych terenach. O tym, jak starannie i sugestywnie autor przedstawił owe zmagania z przyrodą, niech świadczy pozytywna opinia dr hab. Grzegorza Rachlewicza z Zakładu Geoekologii UAM (nota bene mojego opiekuna roku na studiach), którą znajdziecie w posłowiu.
Dzięki owej drobiazgowości i plastyczności, kolejne kadry stają jak żywe przed oczami. Z kolejnych stron wybrzmiewa koszmar odmrożeń, krwawiących ran, pękających zębów, amputowanych członków, głodu, strachu. Pod pokładem słychać odgłosy żerujących szczurów, smród niemytych ciał i niepranej odzieży wypełnia kajuty, dotknięcie metalu gołą skórą grozi utratą tejże, pierwsze objawy szkorbutu napełniają niepokojem, a czające się na lodzie monstrum wzbudza blady strach.
Z nieprzystosowaniem Anglików do trudnych warunków kontrastuje zaradność Inuitów. Są traktowani przez naszych bohaterów z pogardą, jak prymitywny lud, a jednak to oni potrafią wyczaić i upolować zwierzynę tam, gdzie przerasta to marynarzy, to oni opanowali sztukę budowli igloo, lokum o wiele praktyczniejszego od zimnych, nasiąkających wilgocią namiotów, to oni zapewniają swym ciałom ciepło chroniąc je zwierzęcymi skórami, podczas gdy członkowie ekspedycji pocą się i marzną w niepraktycznych, wielowarstwowych strojach.
Wprowadzenie do fabuły Inuitów dało autorowi sposobność wplecenia w nią świata ich wierzeń. Dan Simmons świetnie tę możliwość wykorzystał, by historię ubarwić, napięcie podnieść, poczucie strachu spotęgować.
By dać jak najpełniejszy obraz wyprawy, Dan Simmons oddaje głos różnym bohaterom. Ci opowiadają o tym, co tu i teraz, ale często uciekają we wspomnienia, dzięki czemu poznajemy też zdarzenia z początku wyprawy. Wśród narratorów, są m.in. dowódca wyprawy, sir John Franklin, dowodzący Terrorem komandor Crozier, doktor Harry D.S. Goodsir (który w powieści przechodzi wspaniałą przemianę i do tej pory uśmiecham się na myśl, jaki numer wywinął w finale) czy poczciwy porucznik Irving, moja ulubiona postać. Dzięki temu spoglądamy na kolejne zdarzenia z różnych perspektyw, tak najważniejszych oficerów, jak i marynarzy znajdujących się niżej w hierarchii.
Autor zadbał o postacie tak pierwszego, jak i drugiego planu. Wśród tych drugich wyróżnia się Cornelius Hickney, bohater, który polubić się nie da, ale emocje wzbudza jak mało kto (wspaniały wątek boga!).
Jest tylko jedna rzecz, która w tej niesamowitej powieści mnie drażniła, a mianowicie powtarzające się wyliczanki zmarłych marynarzy. Autor wrzuca je z upodobaniem co jakiś czas, rozszerzając o kolejne nazwisk. Zdecydowanie zbędny zabieg.
Terror to powieść, którą pochłania się ze wstrzymanym oddechem. To pełen emocji obraz walki o przetrwanie w skrajnie nieprzyjaznych warunkach. Czy wizja Dana Simmonsa może być bliska prawdy? Być może nigdy się tego nie dowiemy. Ale bez wątpienia warto ją poznać.
Ludzie i łodzie zniknęli w szarości, jakby nigdy nie istnieli[2].
Lodowa pułapka
Jest 1847 rok. Lato okazuje się niewystarczająco długie, a natura nie dość podróżnikom przychylna, by udało się uwolnić okręty z lodowego paku. Mróz daje się we znaki, ciemność polarnych nocy i myśl o kolejnym zimowaniu w trudnych warunkach nie napawają optymizmem, a zapasy puszkowanej żywności kurczą się przerażająco szybko. Wiele konserw nienależycie przygotowanych przez dostawcę nie nadaje się do jedzenia. Na statku nie brak sytuacji konfliktowych, morale spada, za to rośnie napięcie.
To jednak nic w obliczu tego, co czai się w białym piekle. Coś potwornego wzięło na cel naszych bohaterów. Zamiary ma mordercze, o czym członkowie załogi Jej Królewskiej Mości szybko się przekonają. Arktyczne piekło ma swojego diabła, który atakuje z zaskoczenia i wygląda na to, że nie spocznie, póki nie wykończy marynarzy, jeden po drugim.
Nie brak w tej powieści scen widowiskowych, zapierających dech, jak dramatyczne starcia z potworem. Nie brak takich, które uderzają swoją abstrakcyjnością, jak karnawał mający ratować morale marynarzy. Karnawał zwieńczony scenami, których nikt z jego uczestników nawet sobie nie wyobrażał.
Koszmar
Dan Simmons wspaniale oddaje koszmar członków wyprawy. Opisy dramatycznych zmagań z kolejnymi przeciwnościami są ogromnie sugestywne. Ciarki biegną po plecach, napięcie nie spada, realizm kolejnych scen działa na wyobraźnię. Ta plastyczność kadrów jest niesamowita, a mimo drobiazgowości, z jaką autor maluje realia, nie nuży ani przez moment. Przeciwnie, każdą kolejną stronę czyta się z rosnącym zainteresowaniem o codziennych trudach, zmaganiach z żywiołem, konfliktach i nadziejach, walce o przetrwanie na tak niegościnnych terenach. O tym, jak starannie i sugestywnie autor przedstawił owe zmagania z przyrodą, niech świadczy pozytywna opinia dr hab. Grzegorza Rachlewicza z Zakładu Geoekologii UAM (nota bene mojego opiekuna roku na studiach), którą znajdziecie w posłowiu.
Dzięki owej drobiazgowości i plastyczności, kolejne kadry stają jak żywe przed oczami. Z kolejnych stron wybrzmiewa koszmar odmrożeń, krwawiących ran, pękających zębów, amputowanych członków, głodu, strachu. Pod pokładem słychać odgłosy żerujących szczurów, smród niemytych ciał i niepranej odzieży wypełnia kajuty, dotknięcie metalu gołą skórą grozi utratą tejże, pierwsze objawy szkorbutu napełniają niepokojem, a czające się na lodzie monstrum wzbudza blady strach.
Z nieprzystosowaniem Anglików do trudnych warunków kontrastuje zaradność Inuitów. Są traktowani przez naszych bohaterów z pogardą, jak prymitywny lud, a jednak to oni potrafią wyczaić i upolować zwierzynę tam, gdzie przerasta to marynarzy, to oni opanowali sztukę budowli igloo, lokum o wiele praktyczniejszego od zimnych, nasiąkających wilgocią namiotów, to oni zapewniają swym ciałom ciepło chroniąc je zwierzęcymi skórami, podczas gdy członkowie ekspedycji pocą się i marzną w niepraktycznych, wielowarstwowych strojach.
Wprowadzenie do fabuły Inuitów dało autorowi sposobność wplecenia w nią świata ich wierzeń. Dan Simmons świetnie tę możliwość wykorzystał, by historię ubarwić, napięcie podnieść, poczucie strachu spotęgować.
Jakby nigdy nie istnieli...
By dać jak najpełniejszy obraz wyprawy, Dan Simmons oddaje głos różnym bohaterom. Ci opowiadają o tym, co tu i teraz, ale często uciekają we wspomnienia, dzięki czemu poznajemy też zdarzenia z początku wyprawy. Wśród narratorów, są m.in. dowódca wyprawy, sir John Franklin, dowodzący Terrorem komandor Crozier, doktor Harry D.S. Goodsir (który w powieści przechodzi wspaniałą przemianę i do tej pory uśmiecham się na myśl, jaki numer wywinął w finale) czy poczciwy porucznik Irving, moja ulubiona postać. Dzięki temu spoglądamy na kolejne zdarzenia z różnych perspektyw, tak najważniejszych oficerów, jak i marynarzy znajdujących się niżej w hierarchii.
Autor zadbał o postacie tak pierwszego, jak i drugiego planu. Wśród tych drugich wyróżnia się Cornelius Hickney, bohater, który polubić się nie da, ale emocje wzbudza jak mało kto (wspaniały wątek boga!).
Jest tylko jedna rzecz, która w tej niesamowitej powieści mnie drażniła, a mianowicie powtarzające się wyliczanki zmarłych marynarzy. Autor wrzuca je z upodobaniem co jakiś czas, rozszerzając o kolejne nazwisk. Zdecydowanie zbędny zabieg.
Terror to powieść, którą pochłania się ze wstrzymanym oddechem. To pełen emocji obraz walki o przetrwanie w skrajnie nieprzyjaznych warunkach. Czy wizja Dana Simmonsa może być bliska prawdy? Być może nigdy się tego nie dowiemy. Ale bez wątpienia warto ją poznać.
Ludzie i łodzie zniknęli w szarości, jakby nigdy nie istnieli[2].
Dan Simmons Terror Wyd. Vesper 2015 692 strony |
[1] Dan Simmons, Terror, przeł. Janusz Ochab, Wyd. Vesper, 2015, s. 47.
[2] Tamże, s. 559.
To może być zdecydowanie, coś dla mnie. 😊
OdpowiedzUsuńTak, tak! :D
UsuńCo za maruda, listy marynarzy zbędne :P
OdpowiedzUsuńJak chcesz, to wytnę je ze swojego egzemplarza, to sobie dokleisz u siebie. :P
UsuńPoproszę, mnie nie przeszkadzało :D
UsuńEj, nie byłam przygotowana na taką odpowiedź. :P Muszę teraz pomyśleć, jak wycofać ofertę okaleczenie mojej książki. :P
UsuńHa! To ja wspaniałomyślnie udam, że żadnej propozycji nie było, a Ty już nie będziesz narzekać na listy denatów :D
UsuńDobra. Jakby co, to Janek mnie wyręczy. :P
UsuńNie wspominaj tego defetysty :D
UsuńW nim jednym mam wsparcie! :D
UsuńMarudźcie sobie na zdrowie :P
UsuńEch, te listy denatów, ech, te wyliczanki, ech, ziew, ech. :P
UsuńNo to mnie zaintrygowałaś tą książką :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mi się to udało. :)
Usuńmusi być fascynujaca
OdpowiedzUsuńJest! :)
UsuńMam ją w planach! Nawet położyłam sobie na wierzchu i teraz tak patrzy na mnie jak taki wyrzut sumienia...
OdpowiedzUsuńMoja też tak patrzyła. :P Nie rób jej tego. Weź ją ze sobą, a odwdzięczy Ci się świetną historią. :)
UsuńWłaśnie sobie dzisiaj o niej myślę, bo skończyłam Letnią noc tego autora i podobało mi się, ale Terroru zdecydowanie nie przebiło :)
OdpowiedzUsuńChodzą słuchy, że "Terroru" żadna książka Simmonsa nie przebiła. :)
UsuńWłaśnie czytam;)
OdpowiedzUsuńI jak? :)
UsuńBędę mieć na uwadze, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że tak Ci się spodobała! A swoją drogą, jaki kierunek studiowałaś? Zaintrygowałaś mnie :)
OdpowiedzUsuńGeografię. :D Tyle, że specjalizację brałam z geografii społeczno-ekonomicznej, a nie z czwartorzędu. :)
UsuńAle mnie czeka świetna lektura! Książkę mam już na półce i tak sobie cięgle odwlekam tę przyjemność.
OdpowiedzUsuńTeraz pewnie weźmiesz się za oglądanie serialu? Słyszałam, że jest całkiem niezły.
Przejrzałaś mój plan. :D Wczoraj skończyłam oglądać serial "Pachnidło", więc chyba sprawdzę czy "Terror" jest tak dobry jak obydwie słyszałyśmy. ;)
UsuńA Ty czytaj! :D
Stoi na półeczce obok kilku innych grubasków, na które zbieram siły:) Jestem pewna, że to będzie prawdziwa uczta.
OdpowiedzUsuńBędzie. :D
UsuńBardzo suge sugestywnie opisane, a że to Dan Simmons... Zapamiętam jako konieczne must-read :)
OdpowiedzUsuńPozostaje życzyć wielu emocji w czasie czytania. :)
UsuńCzytałam <3 Świetna książka, warta każdej poświęconej jej chwili <3 Mało jest tego typu lektur <3
OdpowiedzUsuńTo fakt. I trzeba przyznać, że Vesper wie co dobre. Jak sobie przypomnę "Na południe od Brazos"... Zresztą, sama wiesz. :)
UsuńPosiadam inne wydanie, ale jest gdzieś u rodziców. Trzeba będzie ją ściągnąć do nowego mieszkania :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Koniecznie! :)
UsuńA czytałaś już?
Na pewno przeczytam, ta książka mnie mega ciekawi! :)
OdpowiedzUsuńSpodoba Ci się! :)
UsuńBiały "Terror" intryguje mnie, Inuici zaciekawiają. Rozejrzę się za książką.
OdpowiedzUsuńŚwietna książka. Nie pożałujesz. :)
Usuń