wtorek, 19 lutego 2019

Carme Chaparro "Nie jestem potworem"
[RECENZJA]

seria z Aną Arén, tom 1


Niesłychanie rzadko szpital pachnie cudem. Nie to, że cud się tam nie zdarza. Albo cuda. Zdarzają się. Ale my ich nie wyczuwamy, bo ból zawsze jest intensywniejszy niż radość. Płacz - niż śmiech. Żal - niż nadzieja. Cuda przechodzą niezauważone przez tych, którzy nie stoją po stronie dobrych wieści[1].



Powrót porywacza



W thrillerze Nie jestem potworem Carme Chaparro na cuda można liczyć, ale będzie jak w życiu - nie każdemu dane jest go doświadczyć. Jest to tym bardziej przygnębiające, że dramatyczna fabuła stworzona przez hiszpańską dziennikarkę dotyczy nie tylko dorosłych.

To kwestia sekund. Czasem kilkudziesięciu, kilkunastu. Innym razem kilku. Rodzic puszcza rączkę swej pociechy i chwilę później z przerażeniem stwierdza, że dziecka nie ma obok. Taka właśnie scena rozegrała się w znajdującym się pod Madrytem centrum handlowym, gdzie zaginął czteroletni Kike. Ani w budynku, ani w okolicach, po chłopcu nie ma śladu. Nikt nic nie widział, na kolejno przeglądanych nagraniach z kamer próżno szukać odpowiedzi na to co mogło stać się z dzieckiem. 

Media szybko zaczynają węszyć i już po chwili na madryckie matki spada przerażający news. Slenderman powrócił!

Dwa lata temu w tym samym miejscu zaginął czteroletni Nicolas. Sprawa ta nie doczekała się rozwiązania. Chłopca nie znaleziono, jego porywacza, ochrzczonego przez prasę Slendermanem, także. Czyżby historia miała się powtórzyć?


Gdzie są nasze dzieci?



Czasami trzydzieści sekund to zaledwie spojrzenie, obserwujesz owady, jak gdyby ktoś nacisnął pauzę w twoim mózgu, albo przyglądasz się butom na wystawie zastanawiając się, czy możesz sobie na nie pozwolić, czy nie. I nie zdajesz sobie, że dziecka już nie ma. A potem walisz głową w ścianę, chcesz rozbić czaszkę o mur i zostawić na nim resztki mózgu, umazać wszystko we krwi. Bo sobie nie zdawałaś sprawy. A jak tu nie zauważać tej pustki? Jak nie zauważać, że ono ci się wymyka, wyślizguje, odchodzi, że już go przy tobie nie ma? Rączka twojego synka jest ciepła, miękka, mała. Jego rączka tkwi w twojej, jest uczepiony jedynej rzeczy, jaką uważa za pewną na tym świecie. I nagle tej rączki już nie ma, a ty sobie tego nie uświadomiłaś[2].

Historię madryckich chłopców poznajemy głównie za pośrednictwem dwóch bohaterek, które przyjaźnią się ze sobą, choć zawodowo czasami zmuszone są mieć przed sobą sekrety. 

Inés Grau jest dziennikarką Kanału Jedenastego. Gdy nie dzieli się w widzami najnowszymi wiadomościami, pracuje nad kolejną powieścią. A właściwie powinna pracować, bo sama wcale na to nie ma ochoty, czego nie jest w stanie zaakceptować jej wydawca. 

Ana Arén ma stopień nadinspektora i twardą ręką rządzi podwładnymi płci przeciwnej. Cały wysiłek wkłada w to, by być silną, niezależną, zupełnie inną od tamtej zakompleksionej młodej dziewczyny, którą była wtedy, gdy w jej rodzinie wydarzyła się tragedia. 

Obydwie kobiety zajmowały się sprawą Nicolasa. Obydwie bardzo przeżyły brak szczęśliwego finału i teraz żadna z nich nie wyobraża sobie powtórki. Nim uda się ustalić coś w sprawie małego Kike, znika kolejny chłopiec. I wtedy napięcie staje się nie do zniesienia.


A jednak potwór...



Nie jestem potworem dość trudno jednoznacznie ocenić. Skłamałabym mówiąc, że się nie wciągnęłam i że rozgryzłam zagadkę dużo wcześniej niż autorka podała mi ją na tacy (na usprawiedliwienie tego drugiego mogę powiedzieć, że walka z gorączką inteligencji czytelniczej z pewnością się nie przysłużyła). 

Carme Chaparro ma lekkie pióro, a pomysł na fabułę jest całkiem niezły. Do tego autorka od czasu do czasu podrzuca rozmaite smaczki związane z hiszpańskim plenerem (akcja rozgrywa się głównie w Madrycie, ale także w Barcelonie, skąd pochodzi Ana Arén). Z racji profesji głównych bohaterek, nie zabraknie wtrętów na temat pracy w mediach i policji oraz współpracy i spięć między tymi dwiema grupami. Autorka także jest dziennikarką, co uwiarygodnia wątek walki mediów o newsy. Wisienką na wielowątkowym torcie okazał się motyw projektu NeuroQWERTY mającego na celu wczesne wykrywanie objawów choroby Parkinsona poprzez analizę sposobu, w jaki człowiek uderza w klawiaturę komputera. Samo rozwiązanie zagadki mnie zaskoczyło i przy okazji zdołowało niesamowicie. Niestety, nie mogę wam zdradzić nic więcej.

Można powiedzieć, że Nie jestem potworem to udany debiut, choć nie bez wad. Mam wrażenie, że wątki są poprowadzone dość chaotycznie, a potencjał postaci został niewykorzystany (żadna z nich nie jest na tyle wyrazista, by zapaść w pamięć na dłużej; nawet pewna starsza pani handlująca lekami, która mogłaby być cudownym, hiszpańskim odpowiednikiem francuskiej Babci Gandzi). Wątki dodatkowe wydają się wprowadzone trochę "od czapy", niby ciekawie rozbudowują historię (choć niektóre wydają się zbędne, co miłośnikom konkretów i przeciwnikom dygresji może nie przypaść do gustu), a jednocześnie brak płynności w łączeniu ich z główną intrygą.

Mimo tych mankamentów, Nie jestem potworem połknęłam z dużym zainteresowaniem. Ma ta historia w sobie coś, co sprawia, że z napięciem pędzi się ku finałowi, a ten nie rozczarowuje. Po wszystkim zostaje garść smutnych refleksji. Wbrew tytułowi, człowiek potrafi być potworem, a owe zło często rodzi się w nim z przerażająco niskich pobudek.


Carme Chaparro
Nie jestem potworem
Wyd. Muza
2019
384 strony



[1] Carme Chaparro, Nie jestem potworem, przeł. Agnieszka Rurarz, Wyd. Muza, 2019, s. 253-254.
[2] Tamże,  s. 23.




22 komentarze:

  1. Pierwszy cytat jest mocny, zronil na mnie wrażenie. Cala fabula również wydaje sie godna uwagi, choc nie wiem czy sięgnę po lekture z powodu braku czasu :-]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, ten czas to drań. Zawsze jest go za mało. ;)

      Usuń
  2. Jeśli będzie e book, to czemu nie? Pozdrawiam słonecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sama również wkrótce będę czytała tę książkę i jestem jej naprawdę ciekawa. 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawa propozycja, kolejny całkiem udany debiut o jakim mam okazję czytać!
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To teraz może czas przeczytać ten debiut? ;)

      Usuń
  5. Ja byłam trochę zawiedziona zakończeniem. Motywacje porywacza wydały mi się trochę nierzeczywiste i zupełnie od czapy. Rozwiązanie zagadki porwania syna Ines było z kolei wstrząsające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jakiegoś powodu przypomnieli mi się "Myszy i ludzie", więc rozwiązanie przełknęłam, choć wolałabym, żeby nie pojawiało się jak królik z kapelusza, tylko było konsekwencją zdarzeń z powieści. A co do tego drugiego wątku, to mną też wstrząsnął. Pewnie długo o nim nie zapomnę.

      Usuń
  6. Pomyślę nad nią jeszcze, bo nie do końca czuję się przekonana ;)

    Pozdrawiam,
    Lady Spark
    [kreatywna-alternatywa]

    OdpowiedzUsuń
  7. Porwanie to ciekawy wątek w kryminale- może poszukam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zazwyczaj chętnie sięgam po powieści z motywem zaginięcia, więc myślę, że i ta książka mogłaby mnie zainteresować. A skoro to debiut, postaram się przez palce patrzeć na niewielkie niedociągnięcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrzenie przez palce się przyda. Ale ogólnie, dobrze się czyta. ;)

      Usuń
  9. Czytałam i mam bardzo podobne odczucia do Twoich :) Końcówka mnie bardzo zaskoczyła! Nie obstawiałam takiego obrotu ;]

    OdpowiedzUsuń
  10. Też uważam, że to niezła książka, ale również miałam do niej kilka zastrzeżeń :) Może w kolejnym tomie autorka się rozkręci, bo pomysły zdecydowanie ma ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to. Jak na debiut, jest nieźle. Jak popracuje nad warsztatem, może być naprawdę ciekawie. :)

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...