Breslau 1928 roku i Eberhard Mock wikłający się w śledztwo, które dotyka go osobiście. Moloch to dziesiąty tom serii z tym przedwojennym szefem policji kryminalnej, w którym to Marek Krajewski pokazuje mroczną stronę przedwojennego Wrocławia.
Zło popełniane w szlachetnym celu?
Główny wątek skoncentrowany jest na 1928 roku. Wiemy, że to czas trudny dla Mocka, który wciąż cierpi po bolesnej stracie, jakiej doświadczył. Zanim historia rozpędzi się na dobre, dowiemy się czegoś jeszcze.
W 1952 roku Mock odbędzie podróż lotniczą po to, by... kogoś skrzywdzić. Przesłuchiwany jako świadek zamierza skłamać, ale jednocześnie tym kłamstwem spowodować, że zbrodniarz zostanie ukarany za swe czyny. Nie będzie to pierwsza taka sytuacja.
Podobnie postąpił właśnie w 1928 roku. Wtedy także popełnił zło, jak twierdzi, w szlachetnym celu... Co wydarzyło się wtedy w Breslau? Co zmusiło przedwojennego szefa policji do tego, by kogoś skrzywdzić?
Porwanie, oskarżenia, tajne stowarzyszenie
W tej historii pojawia się dawna miłość Mocka, która obecnie jest pacjentką szpitala psychiatrycznego. Jej syn i córka, bliźniaki, zostali porwani, o co kobieta oskarża swego męża. Co więcej, oskarża go nie tylko o porwanie, ale i morderstwo.
Prowadząc śledztwo Mock wpadnie na trop tajnego stowarzyszenia okultystycznego. Czarne msze na cmentarzu, rytuały, wyuzdane praktyki seksualne, wreszcie brutalne mordy. Tak, członkowie tego towarzystwa nie cofną się przed niczym i zdolni są do wyrządzenia największych potworności. By ich powstrzymać, Mock będzie musiał przekroczyć granicę, zza której nie ma powrotu.
Mroczne sekrety dawnego Wrocławia
Mój romans z Molochem to dość burzliwy związek. Bywały momenty, którym przyglądałam się z napięciem i takie, które witałam z niedowierzaniem. Autor świetnie zbudował klimat i drobiazgowo , a przy tym bardzo plastycznie odmalował przestrzeń. Można wędrować z jego książką, niczym z przewodnikiem, po przedwojennym Wrocławiu pełnym niemieckojęzycznych nazw ulic.
Sama opowieść jest intrygująca, choć chyba mam już przesyt tajnych stowarzyszeń, oddającym się swym okrutnym tajnym praktykom w równie tajnym miejscu. Niemniej jednak, z zainteresowaniem doczytałam do końca, a nawet dałam się zaskoczyć. Spodobał mi się pomost łączący współczesny Wrocław z jego mroczną przeszłością.
Fabuła jest dość zawiła, portret Breslau niepokojący, a ludzie zdolni do wielu paskudnych czynów. Obecne na powieściowym planie hieny cmentarne to tylko przedsmak tego, co na czytelnika czeka. Wszak krzywda wyrządzana żywym jest jeszcze bardziej godne potępienia niż ograbianie martwych.
Niepokorny, nierzadko brutalny śledczy jest świetnie wykreowaną postacią. Niedoskonałą, niejednoznaczną. Z takimi nie ma nudy.
Całość na plus, choć bez drżenia serca.
Marek Krajewski Moloch Wyd. Znak 2020 432 strony |
Zobacz też:
Marek Krajewski W otchłani mroku
Recenzja bardzo wciągająca, jednak jak omijam wszelakie kryminały. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńChętnie bym przeczytała tą publikację. ;)
OdpowiedzUsuńJakoś nie czuję większej potrzeby sięgania po tę książkę. 😊
OdpowiedzUsuńCzytałam dwie książki Krajewskiego z cyklu o Mocku i niestety obie mi się nie podobały. Nie polubiłam głównego bohatera, ale w sumie to nie ma aż takiego znaczenia, bo można nie darzyć postaci sympatią, a docenić historię. Teoretycznie powinnam być zadowolona ze względu na czas akcji i zagadkę kryminalną, ale w praktyce coś poszło nie tak. Czasami mam ochotę wrócić do tego cyklu, bo pierwsze podejście miałam już dawno temu, ale ciągle biję się z myślami. Twoja recenzja przypomniała mi o Krajewskim. Polecasz ten cykl? Znasz wszystkie części?
OdpowiedzUsuńDostałam pod choinkę i muszę ją niebawem w końcu przeczytać
OdpowiedzUsuń