Kryminał pod psem, tom 6 |
Marta Matyszczak nie zwalnia. Kilka miesięcy po premierze Morderstwa w hotelu Kattowitz, w księgarniach pojawił się kolejny tom przygód psa Gucia oraz jego ludziny. Trup w sanatorium to zabawna komedia kryminalna z sanatoryjną rzeczywistością w tle.
Urlop z trupem w tle
Dziennikarka Róża Kwiatkowska i prywatny detektyw Szymon Solański jadą na wspólne wakacje. Biorą ze sobą kundelka Gucia oraz rowery i wsiadają do pociągu relacji Przemyśl - Świnoujście. Kto choć raz miał przyjemność jechać tym składem ten wie, że tam może wydarzyć się wszystko. I faktycznie, bez przygód się nie obejdzie.
Dalej nie będzie inaczej. Róża i Szymon mogą zapomnieć o spokojnym urlopie. I nie chodzi tylko o fakt, że mają skrajnie różne wyobrażenie na temat jego przebiegu. Ani o to, że skromny budżet wymusza na nich nocleg w jednym z pokoi wypoczynkowych sanatorium Krecik, któremu standardem dość daleko do hotelu. Nawet takiego o śladowej liczbie gwiazdek.
Otóż tak się składa, że w Kreciku doszło do morderstwa. Ofiarą jest starsza pani, która wybrała się do basenu solankowego. I cóż... Zdrowia jej to raczej nie poprawiło.
Szymon, ku niezadowoleniu Róży, podejmuje się zadania ustalenia tożsamości mordercy. Okazuje się, że ta historia ma swój początek w 1977 roku, kiedy to w Świnoujściu odbywał się słynny festiwal FAMA.
Psia obstawa to podstawa[1]
Trup w sanatorium to jeden z lepszych tomów serii komedii kryminalnych Kryminały pod psem. Marta Matyszczak tworzy cudnie satyryczny obraz sanatoryjnej rzeczywistości. Uwypukla wszelkie absurdy i udanie wykorzystuje je w fabule. Jak to w sanatorium, nie brak tu romantycznych uniesień, krótkich romansów, ale i wielkich wybuchów emocji. I oczywiście są tego konsekwencje.
Między naszymi głównymi bohaterami jak zwykle będzie iskrzyć. Nie obejdzie się bez kłótni i fochów, bo jak już wiemy z poprzednich tomów, zarówno Róża, jak i Szymon, charakterki mają niełatwe. Może i między nimi zaczęło się układać nieco lepiej, ale ich zachowania wciąż nie będą wolne od gaf, złośliwości i zupełnie nieracjonalnych działań. Reagując pod wpływem emocji, doprowadzają siebie nawzajem do szału. Ale też i żyć bez siebie nie mogą, czego niejednokrotnie dadzą wyraz.
Najrozsądniejszy z ekipy zdaje się Gucio (no, chyba, że wyczuje kiełbasę śląską w czyjejś szufladzie). Uroczy kundelek nie może się nadziwić, jak też ludzie głupio komplikują sobie relacje. Jak zawsze to on będzie jednym z naszych narratorów, dzięki czemu będziemy mogli węszyć tam, gdzie ludzki nos niełatwo jest wsadzić.
Po prawej minęliśmy taką śmieszną, ceglaną wieżę, która wyglądała, jakby ktoś jej uciął tasakiem końcówkę. Miała być strzelista, ale nie wyszło. To jak ja. Miałem być owczarkiem collie, a mama zakochała się w jamniku.[2]
Jest wesoło. Nie brak humorystycznych tekstów, scen, postaci. Sporo w Trupie w sanatorium nawiązań popkulturalnych, których wyławianie dostarcza dodatkowej frajdy. Nie ma nudy. Jest dobra zabawa. Trochę w tym wszystkim kryminału, sporo humorystycznie podanej rzeczywistości, a ten i ów będzie nucił MmmBop w trakcie czytania.
Jeśli więc szukacie lekkiej, kryminalnej lektury, która pozwoli wam się odprężyć i uśmiechnąć, to twórczość Marty Matyszczak kolejny raz poleca się uwadze. No, chyba, że wybieracie się do sanatorium. Dla zachowania zdrowia psychicznego, doradzałabym lekturę po powrocie.
Między naszymi głównymi bohaterami jak zwykle będzie iskrzyć. Nie obejdzie się bez kłótni i fochów, bo jak już wiemy z poprzednich tomów, zarówno Róża, jak i Szymon, charakterki mają niełatwe. Może i między nimi zaczęło się układać nieco lepiej, ale ich zachowania wciąż nie będą wolne od gaf, złośliwości i zupełnie nieracjonalnych działań. Reagując pod wpływem emocji, doprowadzają siebie nawzajem do szału. Ale też i żyć bez siebie nie mogą, czego niejednokrotnie dadzą wyraz.
Najrozsądniejszy z ekipy zdaje się Gucio (no, chyba, że wyczuje kiełbasę śląską w czyjejś szufladzie). Uroczy kundelek nie może się nadziwić, jak też ludzie głupio komplikują sobie relacje. Jak zawsze to on będzie jednym z naszych narratorów, dzięki czemu będziemy mogli węszyć tam, gdzie ludzki nos niełatwo jest wsadzić.
MmmBop!
Po prawej minęliśmy taką śmieszną, ceglaną wieżę, która wyglądała, jakby ktoś jej uciął tasakiem końcówkę. Miała być strzelista, ale nie wyszło. To jak ja. Miałem być owczarkiem collie, a mama zakochała się w jamniku.[2]
Jest wesoło. Nie brak humorystycznych tekstów, scen, postaci. Sporo w Trupie w sanatorium nawiązań popkulturalnych, których wyławianie dostarcza dodatkowej frajdy. Nie ma nudy. Jest dobra zabawa. Trochę w tym wszystkim kryminału, sporo humorystycznie podanej rzeczywistości, a ten i ów będzie nucił MmmBop w trakcie czytania.
Jeśli więc szukacie lekkiej, kryminalnej lektury, która pozwoli wam się odprężyć i uśmiechnąć, to twórczość Marty Matyszczak kolejny raz poleca się uwadze. No, chyba, że wybieracie się do sanatorium. Dla zachowania zdrowia psychicznego, doradzałabym lekturę po powrocie.
Marta Matyszczak Trup w sanatorium Wyd. Dolnośląskie 2019 320 stron |
[1] Marta Matyszczak, Trup w sanatorium, Wyd. Dolnośląskie, 2019, s. 41
[2] Tamże, s. 202.
Cykl Kryminał pod psem:
4. Zło czai się na szczycie - recenzja
5. Morderstwo w hotelu Kattowitz - recenzja
6. Trup w sanatorium
5. Morderstwo w hotelu Kattowitz - recenzja
6. Trup w sanatorium
Zobacz też:
Spodobała mi się Twoja recenzja, taka zachęcająca :)
OdpowiedzUsuńSeria ciekawa, ale jeszcze jej nie zaczęłam, więc mam dużo do nadrobienia. 😊
OdpowiedzUsuńKomedia kryminalna.... podoba mi się :)
OdpowiedzUsuńCoś dla mnie!
OdpowiedzUsuńMnie to spotkało naprawdę, ale chętnie poznam wersję literacką.
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu widziałam którąś część czy części na Instagramie. Wówczas zainteresowały mnie, dlatego pewnie prędzej czy później sięgnę po tę serię - jeśli oczywiście uda mi się dorwać pierwszy tom. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.