niedziela, 9 września 2018

Kino hiszpańskie "El bar"



Gdy ogląda się niewiele filmów, metoda zwana "na chybił trafił" niekoniecznie jest tym sposobem wyboru wieczornego seansu, jaką warto stosować. W taki sposób wybrałam jednak El bar, szukając kina hiszpańskiego i uznając, że opis z Netfliksa może zapowiadać przyzwoity thriller psychologiczny.


Opis ten brzmi tak: Kilkoro świadków zabójstwa zostaje uwięzionych w madryckim barze. Kiedy ginie kolejna osoba, nieznajomi zaczynają obrzucać się wzajemnie oskarżeniami.

Wyobraziłam więc sobie zagadkę w stylu zamkniętego pokoju. Trup, grupa obcych ludzi wśród których czai się morderca, ograniczona przestrzeń, narastające napięcie, hulające po barze podejrzenia, stopniowo wychodzące na jaw tajemnice i fabula zmierzająca ku rozwiązaniu zagadki morderstwa. Nic wymyślnego. Ot, przeciętny seans na przeciętny wieczór.

I tak sobie ten film oglądam, i oglądam, i robi się coraz dziwniej, i dziwniej, a gdy już zrobiło się na tyle groteskowo, by w mojej głowie zapaliła się lampka podejrzeń, zatrzymałam seans i zerknęłam na nazwisko reżysera. To pozwoliło mi, po pierwsze, zrozumieć dlaczego ze sceny na scenę robi się coraz bardziej kuriozalnie, a po drugie - że moje podejrzenia co do przebiegu fabuły mogę sobie wsadzić... no, powiedzmy, że do kosza.


scena z filmu



Álex de la Iglesia. Mówi Wam coś nazwisko reżysera? Bo mnie i owszem. Jego Hiszpański cyrk był jednym z najbardziej szalonych, groteskowych, dziwnych, fascynujących i szokujących filmów jakie widziałam. Tego nawet Tarantino nie ogarnie.
Wróćmy jednak do El bar

Z jednej z madryckich knajpek wychodzi mężczyzna, który chwilę później kończy przed lokalem z kulką w głowie. Ulice natychmiast pustoszeją, a pozostali klienci baru przerażeni zamykają się w budynku. Ich sytuacja jest trudniejsza niż mogłoby się wydawać, ale póki co, jeszcze o tym nie wiedzą. Różne charaktery sprzyjają żywym dyskusjom przeradzającym się małe konflikty lub wielkie kłótnie. Mnożą się teorie dotyczące tego, co się stało, pojawiają pierwsze oskarżenia, a pomysły na to, jak w tej niewesołej sytuacji należy postąpić, są niekoniecznie zbieżne. 

Wśród przebywających w lokalu są: młoda, ładna kobieta, która właśnie wybierała się na randkę, jest brodaty mężczyzna z miejsca kojarzący się z bliskowschodnimi narodowościami, jest samotna amatorka gry na automatach, były policjant z problemem alkoholowym, mężczyzna z tajemniczą walizką, menel z obłędem w oczach i cytatami z Pisma Świętego na ustach oraz pracownik baru z kolekcją zasilaczy do wszystkiego i jego charyzmatyczna szefowa. Żadne z nich nie ma świadomości tego, że znaleźli się w oku cyklonu. Wokół nich dzieje się coś dziwnego, a bar staje się śmiertelną pułapką, którą niełatwo będzie opuścić.


scena z filmu



To moje drugie spotkanie z filmami reżyserowanymi przez Álexa de la Iglesia i cóż... drugi raz przekonałam się, że uczeń Pedro Almodóvara to jeden z tych twórców, po których można się spodziewać wszystkiego, tylko nie tego, że będzie nudno. Reżyser świetnie czuje się w klimatach groteskowych i upiornych. Komedia kryminalna w jego wydaniu to coś, co ociera się o krwawe szaleństwo Tarantino, wyobraźnię Burtona i łamanie tabu Almodóvara.

W El bar szaleństwo stopniowo przybiera na sile. Bohaterowie znajdujący się w ekstremalnej i niezrozumiałej sytuacji zachowują się coraz mniej przewidywalnie, a gdy dotrze do nich jaka jest stawka, zdolni będą do czynów, o których w normalnych warunkach nawet by nie pomyśleli. Koniec końców okazuje się, że w pewnych warunkach wszyscy zachowujemy się jak bestie, bez względu na to, czy mamy na sobie eleganckie ciuchy, czy menelską prezencję, bez względu na to czym zajmujemy się na co dzień, jakie role w społeczeństwie pełnimy, jakim zasadom hołdujemy. 

Nie jest to niestety odkrywcze, podobnie jak fakt, że człowiek z łatwością jest w stanie ocenić wartość życia przedkładając młodszych nad starszych, bogatszych nad biedniejszych, atrakcyjnych nad mniej reprezentacyjnych, a solidarność jest ważna, choć często okazuje się towarem defcytowym. 

Hiszpański cyrk mocno mną wstrząsnął. El bar podobnych emocji nie zafundował. Ot, spływające krwią i oliwą sto minut szaleństwa w doborowym towarzystwie Blanki Suárez, Carmen Machi i Mario Casasa. Groteskowe, absurdalne kino, w którym nie potrafię się dopatrzeć satysfakcjonującego mnie drugiego dna, więc zastanawiam się ile naboi może mieścić pistolet, bo wygląda na to, że bardzo dużo (po seansie sprawdziłam, ale że nie policzyłam liczby wystrzałów padających w filmie, nadal nie wiem czy czepiam się zasadnie czy nie). 


zwiastun filmu



Zobacz też:


14 komentarzy:

  1. Adrenalina wzrasta od samego czytania Twojej recenzji:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Koniecznie, jak będziesz miała ochotę na odjechaną fabułę. :D

      Usuń
  3. Już sam fakt, że to uczeń Pedro Almodóvara, bardzo mnie kusi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt. To jest mocny argument przemawiający za seansem. :)

      Usuń
  4. Muszę przyznać, że chyba jeszcze nie nigdy oglądałam filmu hiszpańskiego ;). Ale tego chyba nie obejrzę, to nie moje klimaty...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może widziałaś, ale o tym nie wiesz? :D Tak czy inaczej, na pewno znalazłabyś coś dla siebie. :)

      Usuń
  5. Nie jestem pewna, czy to coś co lubię, ale żeby to stwierdzić muszę zobaczyć 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nawet po seansie tak do końca nie jestem pewna czy to lubię czy nie. :P

      Usuń
  6. Fajny wpis, podoba mi się że recenzujesz też filmy, pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem się zdarza, ale wolę pisać o książkach. ;)

      Usuń
  7. Kino hiszpańskie jest niesamowite <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za słabo jeszcze je znam, żeby się bardziej wypowiedzieć, ale fakt - jest w czym wybierać. :)

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...