piątek, 18 listopada 2016

[21] Andaluzyjska przygoda: Tarifa



Kadyks opuszczaliśmy przed wschodem słońca. Za oknem było cicho i ciemno. Miasto jeszcze spało, gdy wymeldowywaliśmy się z hotelu i wsiadaliśmy do samochodu. Śniadanie planowaliśmy już w Tarifie, naszym następnym celu podróży. 

Po drodze zatrzymaliśmy się na chwilę nad oceanem. Słońce dopiero nieśmiało wychylało się zza linii horyzontu, plaże były puste (i brudne!), a komarzyce cięły niemiłosiernie. Zrobiłam tylko kilka zdjęć i schowałam się do samochodu.







Tarifa także była jeszcze uśpiona. Auto zostawiliśmy w centrum, na parkingu, i ruszyliśmy w stronę pustej o tej porze plaży. 




Tarifa leży w prowincji Kadyks. To najdalej na południe wysunięte miasto kontynentalnej Hiszpanii, a znajdujący się w nim przylądek Punta de Tarifa jest tym punktem, w którym kończy się kontynentalna Europa. Dalej, na południe kontynentu, suchą stopą przespacerować się nie da.




Promenadą ruszyliśmy w kierunku Punta de Tarifa, po prawej stronie mając Ocean Atlantycki, a po lewej Morze Śródziemne.




Ku naszemu rozczarowaniu, spacer skończyliśmy przy... zamkniętej bramie. I to by było na tyle, jeśli chodzi o stawianie stóp na południowym krańcu Europy...




Tarifa to raj dla surferów. O tej porze wprawdzie chętnych na windsurfing czy kitesurfing nie było, ale za to grupa nurków wbijała się w pianki, przygotowując do zejścia pod wodę.




My tymczasem spacerowaliśmy po promenadzie, podziwiając widoki. Gdyby widoczność była lepsza, z Tarify moglibyśmy dojrzeć wybrzeże Afryki, do którego jest zaledwie 20 kilometrów. Nad wodą unosiła się jednak poranna mgła.




Już nieco głodni, powoli ruszyliśmy w stronę centrum, szukając miejsca, w którym moglibyśmy zacumować na szybkie śniadanie. Szału nie było, ale przynajmniej nie opuszczaliśmy Tarify o pustych żołądkach, a i kawa, po krótkim śnie, zdecydowanie nam się przydała.












Samego miasta nie zwiedzaliśmy. Jedynie z daleka spojrzeliśmy na zamek Santa Catalina, czyli właściwie wieżę widokową zbudowaną na wzgórzu w latach 30' XX wieku w stylu XVI-wiecznego zamku.




Kilka zdjęć zrobiłam włócząc się w okolicach parkingu.










Tarifa była jedynie krótkim przystankiem przed dalszą drogą. Poranny spacer i kawa postawiły nas na nogi, a te musiały być w pełni gotowe do noszenia nas po terytorium brytyjskim.

Pakujemy się do samochodu. Kierunek: Gibraltar!








Zobacz też: 
*** PODRÓŻE *** 



10 komentarzy:

  1. O jejku, jak cudownie! Marzę o takiej wycieczce...

    Spojrzenie EM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozostaje mi życzyć, żeby udało Ci się spełnić to marzenie. :)

      Usuń
  2. Jak zawsze świetna relacja z podróży, czekam na zdjęcia z Gibraltaru:)

    OdpowiedzUsuń
  3. W Tarifie ani w Gibraltarze nie byłam. Bałam się małp, które podobno włażą turystom na głowę:)
    A tak serio to brakło nam już czasu, więc chętnie wybiorę się razem z Tobą:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małpy włażą na głowę w przenośni, ale i dosłownie też. :D

      Ja się uparłam na Gibraltar i przez to był to dzień baaaaardzo intensywnego zwiedzania.

      Usuń
  4. Wiele miejsc chciałam obejrzeć o świcie, ale najbardziej Wenecję i marzenie się spełniło. Jak patrzę na Twoje zdjęcia w tej szarudze to aż mi się serce kroi. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że i mnie się uda zwiedzić Wenecję. I tę o świcie, i tę w pełnym słońcu, i wieczorną też. :)

      Usuń
  5. W taki listopadowy, ciemny i deszczowy wieczór, miło podziwiać takie wspaniałe miejsca. Od razu robi się cieplej... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się. :)
      To jest mój sposób na dotrwanie do wiosny. :D

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...