wtorek, 29 listopada 2016

Arun Milcarz "Czad. W poszukiwaniu straconego..."
RECENZJA

Arun Milcarz
Czad. W poszukiwaniu straconego...
2016
206 stron
Dawno nie miałam takiego problemu z oceną książki. Przeczytałam ją, odpoczęłam od niej i teoretycznie powinnam ochłonąć na tyle, by na zimno móc powiedzieć: "czytajcie, to jest dobre" lub "cienizna, nie polecam". 

Ale nie. Tak łatwo nie będzie.

Czad. W poszukiwaniu straconego... to książka, która mi się podobała i nie podobała, która mnie wciągała i męczyła, bawiła i drażniła. Czasem doceniałam specyficzny język autora, czasem miała serdecznie go dość. Bywało, że miałam poczucie, że to książka o niczym, by po chwili stwierdzić, że jednak o czymś ważnym.

Z pewnością jest mniej o miejscu, bardziej o człowieku. Niczego innego nie jestem pewna.



Między reportażem a powieścią



Czad. W poszukiwaniu straconego... nie jest książką podróżniczą, choć reporter Arun Milcarz w podróż nas zabiera i nawet czasami podzieli się tym, co widzi, i nawet niekiedy nie będzie to dotyczyć przymiotów płci przeciwnej. Autor umieścił w niej swoje refleksje z podróży, ale w którym dokładnie miejscu przebiega granica pomiędzy reportażem, a fikcją, gdzie reporterskie zacięcie ustępuje pisarskiej wyobraźni, tego nie jestem pewna. Być może opisywane zdarzenia w większości stały się udziałem Aruna Milcarza, a być może pobyt w Czadzie po prostu zainspirował go do wysnucia historii, która mogłaby się wydarzyć w tamtejszych realiach.

To jednak przede wszystkim jedna z tych wypraw, podczas których człowiek chce zrozumieć raczej siebie i swoje życie niż otaczający go, egzotyczny świat. Najwyraźniej czasami trzeba piasków Sahary, by uporządkować myśli człowieka z kraju brunatnoziemów. To książka, która znajduje się gdzieś pomiędzy powieścią, a reportażem, intymnymi zwierzeniami, a refleksjami natury ogólnej. 


Dwa różne światy



Bohater Czadu leci do tytułowego, afrykańskiego państwa. Na miejscu trochę mu jednak rzednie mina, gdy bankomat odmawia wydania gotówki, a to, co ma przy sobie, raczej nie zapewni mu bezstresowego pobytu. Taki los spotkał męża, który nadepnął na odcisk żonie, a ta w ramach zemsty za zdradę opróżniła konto. Z zapasem dolarów, które wystarczą na najwyżej jedną łapówkę, bohater rusza jednak przed siebie. Wokół obcy świat. Kulturowo, językowo, mentalnie. Pod każdym względem właściwie. 

Problemy się mnożą. Kasy ma niewiele, papiery nie do końca są w porządku. Pracownik korporacji z głową wypełnioną coachingową gadką, nauczony żyć zgodnie z kalendarzem i nie pytać życia czy ma ono sens, wyrusza w podróż, w której wiele z wtłoczonych mu życiowych korpo-mądrości, zwyczajnie nie ma zastosowania. Tu czas płynie inaczej. Tu ludzie mają inną mentalność, a problemy inny charakter. A szczęście... Cóż. Trzeba zdefiniować je na nowo.




Potok słów i densflory, czyli język nie dla każdego



Arun Milcarz częstuje czytelnika potokiem słów. Nie zawsze gładko da je się przełknąć. Czasem dlatego, że zawierają kolczaste prawdy, które docierając do czytelnika każą mu się na moment nad nimi zatrzymać. Innym razem słowa trafiają gdzieś obok, na niepodatny grunt. Zdają się wydmuszką, która nie kryje głębszych treści. Myślę, że każdy odbierze tę książkę inaczej. W zależności od tego, co zaprząta jego myśli, jakie pytania obijają mu się o wnętrze czaszki, czego szuka, czego potrzebuje, co zgubił, co go zajmuje.

Dla wielu czytelników język może stać się barierą. Dopiero w drugiej części książki pojawia się mniej słów, a więcej treści. Jedni w tym potoku wyrazów się odnajdą, drudzy będą wypatrywać kół ratunkowych w postaci zwyczajnej narracji, gładkich, uporządkowanych zdań. I spotka ich rozczarowanie. Ja ten styl kupiłam. Bywa wprawdzie nieco bełkotliwy, ale jest jednocześnie szczery, bezkompromisowy. Czasem humorystyczny, niekiedy wulgarny, nierzadko pełen trafnych sformułowań i ciekawych metafor. Drażniły mnie jedynie wtrącenia anglojęzycznych słów, te wszystkie zmiany chaneli i pląsy na densflorze. To ostatnie skojarzyło mi się z Rolowaniem Nataszy Urbańskiej. A to nie jest dobre skojarzenie.




Bezkompromisowo



Bohatera Aruna Milcarza cechuje pewność siebie granicząca z arogancją, a jednocześnie totalne zagubienie. Tak, w tej książce skrajności zderzają się z hukiem. Bywa filozoficznie i wulgarnie, dynamicznie i refleksyjnie, niemal poetycko i bez polotu, bezczelnie i niepewnie. Życiowo. Po prostu. Bez łagodzenia kantów i zastanawiania się nad tym, co wypada, a co nie.

Czad. W poszukiwaniu straconego... to książka, której nie potrafię ani polecić, ani odradzić. Czytacie na własne ryzyko.

Aha. I jeszcze jedno.
Depp. Nie Deep - zazgrzytała zębami fanka takich postaci jak Jack Sparrow, Sweeney Todd, Szalony Kapelusznik, Willy Wonka, Roux, Dean Corso, Donnie Brasco, William Blake i... kilku innych.


***

Książkę polecam
miłośnikom podróży w głąb siebie
niewrażliwym na wulgaryzmy i językową potoczność
szukającym niebanalnych książek

***





11 komentarzy:

  1. Czuję się zachęcona i zniechęcona:) Chyba jednak bardziej to drugie, nie czuję, że książka by mnie wciągnęła.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba na razie podziękuję. :)

    Buziaczki! ♥
    Zapraszam do nas 😍
    Świat oczami dwóch pokoleń

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba się nie skuszę. Zresztą podpadłam już jednej autorce książki podróżniczej, więc na razie zawieszę działalność z tym gatunkiem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak podpadniesz autorowi kryminałów to przestaniesz czytać kryminały? ;)

      Usuń
  4. Świetna recenzja, szczera i pełna emocji - jak książka Aruna. Doskonale scharakteryzowałaś narratora i język, jakim autor operuje w Czadzie. Myślę, że tekst zachęci lubiących literackie wyzwania i ekstremalne doznania do sięgnięcia po książkę. Ja w każdym razie przeczytałam (cóż, to niedziwne...)i polecam ją każdemu, kto ma dosyć prostej, błahej, niewymagającej prozy.
    Dzięki za super post!
    Ciepłe pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaciekawiła mnie ta książka, choć przypuszczam, że lektura będzie trudna. Czytałam książki o Sudanie i Somalii i też - tak jak Ty - miałam wtedy mieszane uczucia przy pisaniu recenzji. Taką niepewność. Ale może to kwestia tamtych krajów i solidności opisu, że są to rzeczywistości nieprzystawalne do polskich kryteriów? Nie wiem.
    Ale Czas to chyba ciekawy kraj afrykański.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta książka jest przede wszystkim baaaardzo specyficzna. Jeśli interesujesz się typowo Czadem, to za wiele się z tej książki nie dowiesz.

      Usuń
  6. Miałam kupić te książkę u mnie w szkole, bo Arun miał do nas przyjechać, jednak dyrektorowi coś odwaliło i nie pozwolił na takowe spotkanie. Aż z nauczycielem od geografii jesteśmy na dyrkka wściekli, bardzo. ;/;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że co??? A uzasadnił to jakoś, czy po prostu "nie, bo nie"?

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...