Złoty Berlin łączy dwie moje sympatię. Tę wieloletnią, do kryminałów i tę, która zrodziła się niedawno, do powieści graficznych. Jasnym więc było, że nie mogłam tej pozycji zignorować.
O tym jak powieść staje się komiksem
Złoty Berlin powstał na podstawie powieści Volkera Kutschera, Śliska sprawa. W stosunku do pierwowzoru, jak mówi sam autor, zaszło nieco koniecznych zmian, wszak pięćset stron tekstu należało zmieścić na dwustu powieści graficznej. Jak wyglądała praca nad adaptacją, Arne Jysch, niemiecki grafik, reżyser filmowy i storyboardzista, opowiada w wywiadzie przytoczonym na końcu książki. Z niej dowiemy się m.in. co nieco na temat pierwowzorów, koniecznych cięć, kwerendy i tego, czy są rzeczy, które da się wyrazić lepiej w powieści graficznej niż ekranizacji.
Nim jednak dojdziemy do zwierzeń autora na temat książki, znajdziemy się w Berlinie 1929 roku.
Kryminalny Berlin
To właśnie do tego miasta trafia komisarz Gereon Rath, który w Kolonii narobił sobie problemów i dzięki znajomościom ojca trafił do berlińskiego wydziału obyczajowego. Nie jest to wymarzona robota dla ambitnego śledczego, ale cóż poradzić... Nie mija jednak zbyt wiele czasu, a dzięki pewnemu splotowi okoliczności, Rath trafia na sprawę o zdecydowanie bardziej kryminalnym i niebezpiecznym zabarwieniu.
Prywatne śledztwo doprowadzi go do rosyjskiej mafii, ale i ważnych wniosków: lepiej uważać komu się ufa i ostrożnie owym zaufaniem obdarowywać innych. Jego śledztwo lawiruje gdzieś między pornobiznesem, a handlem narkotykami i sam Gareon będzie zaskoczony tym, co przy jego okazji przyjdzie mu odkryć.
Jestem na tak
Złoty Berlin nie wyrywa z kapci, ale jest na tyle intrygującym kryminałem retro w czarno-białej szacie graficznej, że warto po niego sięgnąć i dać się przenieść do Berlina z końca lat dwudziestych. Mamy tu dokładnie to, czego potrzebujemy, by przyjemnie spędzić z tą lekturą czas. Kryminalną zagadkę, twardych facetów, piękne kobiety i oddany klimat miejsca oraz czasów. Całość jest mocno osadzona w realiach historycznych i geograficznych, a to ogromny plus. Autor dołożył starań, by oddać realia epoki, dbając nawet o takie detale, jak krój strojów bohaterów.
Ilustracje są oszczędne w barwach. Czy monochromatyczność to zaleta czy wada? Rzecz gustu. Sama oceniam operowanie odcieniami szarości za całkiem udane, pasujące do klimatu opowieści. Autor nie szaleje z detalami, a jednak mam wrażenie, że nakreślił dokładnie to, co potrzebne jest do opowiedzenia tej historii. Z zainteresowaniem przyglądałam się zwłaszcza kadrom dynamicznym, które nie potrzebowały drobiazgowości, by przykuć uwagę i oddać sedno scen.
Graficzny kryminał noir? Jestem na tak.
Arne Jysch Złoty Berlin przeł. Anna Kierejewska Wyd. Marginesy 2019 224 strony |
Dziękuję za recenzję. Coś wprost dla mnie !
OdpowiedzUsuńTaka forma raczej do mnie nie przemawia. 😊
OdpowiedzUsuńOooo może wypożyczę sobie. Właśnie czytam 2 komiksy i to niezłe bo Lovecrafta...
OdpowiedzUsuńNie przepadam za komiksami, więc tym razem spasuję.
OdpowiedzUsuńTakiego komiksu jeszcze nie czytałam. Chętnie skosztuję.
OdpowiedzUsuń