wtorek, 26 stycznia 2016

Jürgen Thorwald "Ginekolodzy"
Postęp, który rodził się w bólach

Jürgen Thorwald
Ginekolodzy
Wyd. Marginesy
2016
392 strony
Musi pan wiedzieć, iż rzemiosło lekarskie jest podobne do ślimaka. I ma to swoje uzasadnienie. Nie wszystko, co nowe, jest właściwe. Najgorsze jednak jest to, że tak wielu z tych ludzi, którzy siedzą w ślimaku, ma wyobraźnię godną nosorożca... To jednak nie jest powód, aby rezygnować ze sprawy. Do diabła, to żaden powód![1]

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że Ginekolodzy Jürgena Thorwalda to najgorętsza premiera stycznia i jedna z najbardziej wyczekiwanych książek tego roku. Egzemplarze ledwie się pojawiły, szybko zaczęły znikać z półek. Tydzień po premierze, wydawnictwo musiało przyszykować dodruk. Nie zdziwiło mnie to wtedy (choć twórczości autora nie znałam, to doskonale wiedziałam jak wysoko jest oceniana), tym bardziej nie dziwi teraz, kiedy lekturę wspomnianej książki mam już za sobą.

Mocniejsza niż najbardziej przerażający thriller!


Lubię literaturę kryminalną. Zaczytuję się w thrillerach. Często czytam o potwornych zbrodniach, psychopatach, torturach, przemocy. Na palcach jednej ręki mogę wyliczyć te tytuły, których lektura naprawdę mocno mną wstrząsnęła (co chyba nie najlepiej o mnie świadczy, ale co poradzić...). Jednak żaden z nich nie poruszył mnie tak jak ginekologiczny horror opisany przez Thorwalda. 

Zmarły przed dziesięcioma laty niemiecki pisarz, dziennikarz i historyk pasjonował się historią medycyny sądowej i II wojną światową. Jego najbardziej znana książka, Stulecie chirurgów, wstrząsnęła tysiącami czytelników z różnych zakątków świata. Trudno było przypuszczać, by przybliżenie historii rozwoju ginekologii mogło szokować mniej. Przed lekturą proponuję zaparzyć kubek melisy, a na czytanie przeznaczyć kilka wieczorów. Ciurkiem, przy jednoczesnym zachowaniu zdrowia psychicznego, przeczytać się tego nie da.

Niezliczone kobiety przechodzące ciężki poród, które być może przeżyłyby wraz z dziećmi, umierały przez strach akuszerek przed karą i potępieniem, niecierpliwość, brudne strzykawki i skażoną wodę[2].


Jak dobrze! Jak świetnie!


Po lekturze tej książki naszły mnie dwie refleksje.

Refleksja pierwsza: jak dobrze, że żyję tu i teraz! Choć liczba nieuleczalnych chorób wciąż jest zatrważająco duża, choć mądre głowy pochylają się w laboratoriach nad mikroskopami i nadal mają więcej pytań niż odpowiedzi, choć tyle jest jeszcze do zbadania, odkrycia, zrozumienia, to jednak różnica między poziomem współczesnej medycyny, a tej sprzed wieku czy dwóch, jest kosmiczna!

Refleksja druga: jak ten Thorwald świetnie pisze! O ileż bylibyśmy wszyscy mądrzejsi, gdyby w ten sposób, w tym stylu pisane były szkolne podręczniki. O ileż łatwiej przyswajałoby się wiedzę podaną w tak przystępny sposób. Są daty, są nazwiska, a jednak nie przytłaczają. Są medyczne terminy, a nie trzeba być specjalistą z tej dziedziny, by pojąć ich sens. Tekst Jürgena Thorwalda czyta się jak powieść. Wciągającą, interesującą, mocną. Z postaciami wyjętymi z życia, nie z encyklopedii, z historiami złożonymi także z emocji, nie zaś z samych faktów.

Te refleksje naszły mnie w takiej właśnie kolejności. Zobaczycie, po lekturze Ginekologów odetchniecie z ulgą. Zwłaszcza jeśli jesteście kobietami. Zwłaszcza, jeśli dokucza wam jakakolwiek dolegliwość intymna lub lada moment znajdziecie się na sali porodowej. 

W bólu będziesz rodziła dzieci


Pisząc Ginekologów autor sięgnął do czasów, w których to prekursorzy ginekologii do chorej wczołgiwali się tak, by nie wychylić się powyżej łóżka i nie dostrzec twarzy pacjentki, z opaskami na oczach przeprowadzali badania posługując się jedynie palcem będącym okiem ginekologa (co było obwarowane rozmaitymi zakazami i nakazami), a operacje wykonywali nurkując pod suknie i kołdry. Do czasów, w których kobiety niewiele miały do powiedzenia, uśmierzanie bóli porodowych nie wchodziło w grę, a o sterylizacji nikt nie miał pojęcia. Wszelkie odstępstwa od przyjętych zasad były nazywane niemoralnym, a medycy, którzy się ich dopuszczali, często wykluczani z lekarskiej społeczności, tracąc prawa do wykonywania zawodu. Czujny był też Kościół oraz jego zwolennicy. Skoro w Księdze Rodzaju napisano w bólu będziesz rodziła dzieci, to oczywistym było to, że przyszła matka nie mogła liczyć na znieczulenie, choćby jej wrzaski miały skruszyć kościelne mury. Takich ograniczeń było wiele i przerażającą jest myśl, jak wiele żyć można by uratować, gdyby nie zabobony, ciemnota, chowanie się za dziwnie pojmowaną moralnością, przedkładanie nad zdrowie i życie pacjentek właściwie... wszystkiego. Mur niechęci, wrogości, powoływania się na etykę czy Pismo Święte, wyrastał ilekroć znalazł się ktoś, kto próbował wprowadzić do medycyny coś nowego. Postęp. Tak jak kobiety rodziły w bólu, tak i w bólu medycy forsowali zmiany.




Walka o postęp


Wśród lekarzy nie brakowało tych, którzy szczycili się tym, że w wycinaniu macic na czas nie mają sobie równych, ale na szczęście dla współczesnych kobiet, pojawiali się też tacy, którym dobro płci pięknej leżało na sercu lub choćby ci, którzy kombinowali jak usprawnić coś, co można by robić zdecydowanie skuteczniej. Trup się w Ginekologach ściele gęsto. Nim nauczono się wykrywać nowotwór we wczesnym jego stadium, radzić z trudniejszymi porodami, przeprowadzać cesarskie cięcia, operacje przetok, stosować cytologię, środki antyseptyczne, antykoncepcyjne, znieczulenia, nim odkryto jak zapobiegać, jak leczyć,  jak ratować - wiele kobiet w bólach umierało od zakażeń, nowotworów, podczas porodów, operacji, zabiegów, których przeprowadzanie dziś często jest dla lekarzy rutyną. Jürgen Thorwald przeprowadza czytelników przez świat kolejnych odkryć, zwycięstw i porażek, Pozwala im poznać tych, dzięki którym ginekolodzy przestali być rzeźnikami kobiet. Opisuje jak rozwijały się metody i narzędzia stosowane przez lekarzy, z jakim trudem forsowano nowości, z jakimi konsekwencjami musieli liczyć się ci, którzy wychodzili przez szereg.

Żywił przekonanie, że świat medyczny przyjmie z uznaniem jego pracę, tak jak kobiety, które leczył. Nie wiedział jeszcze, co go czeka[3].




Nie dla "damskich rzeźników"


Ginekolodzy to książka, którą można by przeczytać jednym tchem, gdyby nie to, że wymagałoby to stalowych nerwów. Sceny przybliżane przez Thorwalda niejednokrotnie wywołują przerażenie, niesmak, mdłości. Emocji tu nie brak. Towarzyszą one zwłaszcza operacjom, tym momentom, w których życie okazuje się jedynie chybotliwym płomieniem, który tak łatwo zgasić. Pojawiają się, gdy do głosu dochodzi świadomość jak ciemnota czy przywiązanie do nauk głoszonych przez Kościół ograniczały rozwój i jak przekładało się to na liczbę kobiet umierających na niewykryte choroby, niepowstrzymane zakażenia, nieumiejętnie przyjęte porody. Uderzają z całą mocą, gdy krzyki cierpiących kobiet nie chcą ucichnąć. Serio. Nie ma w tym przesady. Książka Jürgena Thorwalda mieści sobie więcej krwi, strachu i bólu niż niejeden thriller, a świadomość tego, że opowiada o czasach wcale nie takich odległych, że zbiera prawdziwe ludzkie dramaty - nie czyni tej lektury łatwiejszą. 

Skupiam się na tych trudnych emocjach, jakby chcąc odreagować lekturę, która z jednej strony wciągnęła mnie ogromnie, z drugiej równie silnie wymęczyła ciężarem nagromadzonych w niej historii. A przecież Ginekolodzy to także opowieść o postępie, rozwoju, o ludziach, którzy ryzykując śmieszność, odrzucenie, utratę pracy, szacunku, a nawet życia, byśmy teraz my, kobiety, mogły świadomie decydować się na macierzyństwo, korzystać z tabletek antykoncepcyjnych i tamponów, mieć możliwości poddania się badaniom wykrywającym choroby nim ich stopień zaawansowania zagrozi życiu. Byśmy chodziły do lekarzy, nie do "damskich rzeźników".

Po lekturze Ginekologów pokochacie czasy, w których żyjecie. 




***

Książkę polecam
ciekawym świata
zainteresowanym historią medycyny
ceniącym wartościowe książki napisane przystępnym językiem
spragnionym wiedzy
ciekawym rozwoju ginekologii
zaintrygowanym tym, dlaczego tak wielu czytelników szaleje na punkcie książek Thorwalda


***

[1] Jürgen Thorwald, Ginekolodzy, przeł. Anna Wziątek, Wyd. Marginesy, 2016, s. 208.
[2] Tamże, s. 17.
[3] Tamże, s. 156.

***


41 komentarzy:

  1. Nie znałaś twórczości tego autora? To żałuj, bo ten autor nie tylko przekazuje dużo wiedzy w swoich książkach, ale też robi to w sposób pasjonujący :-) Ja czytałam „Stulecie chirurgów” i „Krew królów”. Ale choć podczas czytania byłam zafascynowana, podobnie jak Ty musiałam robić przerwy, bo opisywane historie mnie przerażały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano nie i uwierz mi, żałuję. Ciekawią mnie zwłaszcza książki o chirurgach i detektywach. Myślę, że z czasem nadrobię lekturę.

      Usuń
  2. Muszę koniecznie przeczytać, tym bardziej, że poprzednie jego książki bardzo mi się podobały.

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie spodziewałam się, że będzie mrocznie. Ale to jest dokładnie taka literatura, w której się czuje, że te sceny okrucieństwa mają za zadanie nie po prostu poruszyć, ale dać do myślenia i nie są takim makabrycznym "ozdobnikiem". A przy okazji: o tym, że ginekologia była pod koniec XIX wieku okropnym zajęciem, pisze też Axel Munthe w "Księdze z San Michele" -- i pisze, w jaki sposób tacy lekarze potrafili wykorzystać zły stan pacjentki. Tak mi się teraz skojarzyło przy czytaniu Twojego tekstu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopisałam sobie "Księgę...", choć na razie potrzebuję przerwy od takiej tematyki.

      A co do scen okrucieństwa, w pełni się zgadzam. Dzięki nim łatwiej zrozumieć to, jaki postęp poczyniła nauka, jakie cierpienie wiązało się z ograniczeniami (zarówno tymi odnoszącymi się do stanu wiedzy, jak i ograniczeniami wynikającymi z nauk Kościoła czy moralnością), jak wielkie znaczenia miały kolejne odkrycia.

      Usuń
  4. Wydawnictwo mialo nosa wydajac te ksiazke teraz. Kto wie, czy za pare miesiecy caly naklad nie zostalby skonfiskowany... Miejmy nadzieje, ze kobiety w Polsce, mimo wszystko, nadal beda mogly swiadomie decydowac o macierzynstwie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam kiedyś jego "Stulecie chirurgów" i sprzedałam nieczytane...dopiero teraz widzę jaki to błąd.
    Od dawna wiedziałam, że on doskonale i przystępnie dla zwykłego czytelnika napisał swe książki. Warto by je wszystkie mieć.

    A jak czytam Twój post to przypomniał mi się pełen dramatyzmu fragment książki "Ciała i dusze" van der Merscha o tragicznie zakończonym cesarskim cięciu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, szkoda, faktycznie. :/

      Na razie nie mam ochoty na taką tematykę, ale może za jakiś czas. Rozumiem, że książkę polecasz?

      Usuń
  6. Ta książka stanie się moim prezentem za zdane egzaminy i to już niedługo, aż się doczekać nie mogę się doczekać aż dorwę ją w moje ręce !

    OdpowiedzUsuń
  7. Bez przesady Drogie Panie, bez przesady...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dobrze, że nie wszyscy mężczyźni mają tak ograniczone podejście.

      Usuń
    2. Ale, że co, Drogi Panie, że co? ;)

      Usuń
    3. Ja tak ogólnie Droga Pani; o egzaltacji, kokieterii i sądów naiwności;)

      Usuń
  8. Jestem w połowie i normalnie mam ciary, gesią skórkę i przerażenie w oczach. Panie Boże dziękuję Ci, że żyję tu i teraz :) Tak sobie za Tobą powtórzę :). Zgodzę się z Tobą, że jest to świetnie napisane, ale nie zgodzę się z tymi terminami medycznymi. One są i to nagromadzone (takie mam wrażenie). Wprawdzie autor lakonicznie wyjaśnia dany termin, ale jednak to są takie łamańce językowe, że lepiej by było, gdyby wydawca umieścił na końcu słowniczek, nie trzeba by wtedy co chwilę zaglądać do Wiki albo szukać wyjaśnienia w książce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się oczy powiększały ze strony na stronę. Kończyłam z wytrzeszczem.

      A co do słowniczka - racja! W sumie jakoś tak bardzo go nie potrzebowałam, ale z pewnością by nie zaszkodził. ;)

      Usuń
  9. Ta książka to moje „must have” na najbliższe wakacje.

    OdpowiedzUsuń
  10. Z thrillerami mam tak samo jak Ty. Mało który jest w stanie mnie przerazić. Jednak podejrzewam,że ta publikacja wywołałabym we mnie całą gamę silnych emocji i nie jestem do końca pewna czy dam radę przejść przez tę opowieść o medycynie. Zatrważające ile cierpienia i bólu musiały znieść niegdyś kobiet. Opis "badania" to już w ogóle absurd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jak Ty, ale ja ogólnie łatwo się wzruszam, przejmuję, denerwuję itp., więc w sumie nie wiem skąd ten dystans do thrillerów, bo na dramatycznych fabułach potrafię się poryczeć, a thrillery jakoś mnie nie przerażają. Nie wiem z czego to wynika.
      A książka ciężka, ale naprawdę świetna, więc gorąco zachęcam do lektury.

      Usuń
  11. Czytałam o tej książce już. Z pewnością nie jest łatwa w odbiorze, ale jest warta poświęconego jej czasu ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. To z pewnością mocna lektura. Dreszcz mnie przechodzi na sam widok koloru okładki...

    OdpowiedzUsuń
  13. Byłam pewna, że to będzie mocna lektura :) Jak się cieszę, że czeka już na półce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę potwierdzić: jest mocna. I dobrze, że jesteś już po porodzie. Będzie Ci się łatwiej czytać. :D

      Usuń
    2. Pewnie masz rację :P Gdyby książka wpadła w moje posiadanie jeszcze przed kilkoma tygodniami, pewnie trudniej byłoby mi znieść oczekiwanie na poród :) W kwestii pozytywnego nastawienia na to wielkie wydarzenie zaufałam Jeannette Kalycie :) Jej książka uspokoiła mnie i utwierdziła w przekonaniu, że poród to coś naturalnego :)

      Usuń
    3. Hmm... W sumie... "Ginekolodzy" też mogliby Cię uspokoić. Przez cały czas towarzyszyłaby Ci myśl: "jak dobrze, że rodzę teraz a nie np. 200 lat temu. ;)

      Usuń
  14. Gdy tylko usłyszałam o tej książce, to od razu miałam ją ochotę przeczytać. Wiem, ze nie będzie łatwo, ale trzeba. poza tym i dziś w XXI wieku zdarzają się nieciekawe przypadki na porodówkach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam różne historie, ale mimo wszystko - to co się działo, powiedzmy, sto-dwieście lat temu, nie da się porównać ze współczesnością.

      Usuń
  15. Mam wszystkie książki Thorwalda. Bardzo go cenię, ale najbardziej lubię "Stulecie detektywów".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo bym chciała tę książkę przeczytać.

      Usuń
  16. Zajrzę porównać wrażenia, gdy już przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  17. Mam w planach tę książkę. I też podejrzewam, że docenię czasy, w których żyję po jej lekturze...

    OdpowiedzUsuń
  18. Jednego nie można zarzucić tej książce, czy promocji - chyba nie ma osoby, która by o niej nie słyszała. Z jednej strony chciałybyśmy się z nią zapoznać, bo to jednak pozycja niosąca nadzieję, ze jest lepiej, niż było, ale z drugiej strony chyba nie dałybyśmy rady przez to przebrnąć. Pozostaje nam cieszyć się, że żyjemy w czasach, kiedy medycyna poszła mocno do przodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest ciężka, to fakt. Ale na pewno warta uwagi.

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...