Na jeden wieczór
Dużo się naczytałam dobrych opinii o twórczości Przemysława Piotrowskiego. Superlatywy dotyczyły jednak serii thrillerów z Igorem Brudnym (Piętno, Sfora, Cherub), a ja sięgnęłam po Matnię, która, jeśli wierzyć opiniom, jest napisana w zupełnie innym stylu niż wspomniana trylogia. I znów, jeśli wierzyć opiniom, jest to książka słabsza.
Nie mam porównania, więc w tej kwestii wymądrzać się nie będę. Wiem natomiast, że Matnię czyta się bardzo szybko, historia wciąga, ale... no właśnie. Jeśli ktoś szuka szybkiej lektury na jeden wieczór i nie ma wielkich oczekiwań tylko potrzebuje porcji rozrywki, Matnia będzie jak znalazł. Ale jeśli potrzebujesz silnych emocji, zaskoczeń, nieprzewidywalnej fabuły i historii, która zostanie w tobie na dłużej, to obawiam się, że to jednak nie ten adres.
Droga, naiwna Zuzanno
Największy mój zarzut w stosunku do tej historii to przewidywalność. Właściwie od początku wiadomo w jakim kierunku zmierza historia. Liczba zaskoczeń? Zero. Co więcej, sama bohaterka czuje, że coś jest mocno nie tak, ale zupełnie to ignoruje i tak sobie siedzi w domu w lesie, sama, w bliźniaczej ciąży, oszukując się, że wszystko będzie ok. Otóż nie, nie będzie, droga naiwna Zuzanno Krupo.
Nie chcę oceniać wiarygodności tej opowieści, bo życie potrafi zaskoczyć, ale czytając miałam nieustannie poczucie, że całość się zwyczajnie nie broni. Najpierw mamy bajkową opowieść o z romansu rodem, później dramatyczno-obyczajową, niepokojącą opowieść o mieszkańcach niewielkiej wsi zachowujących się co najmniej dziwnie, aż w końcu skręcamy w stronę obiecanego thrillera, który w kolejnych scenach raczej bawi niż śmieszy.
Piszę to z bólem, bo temat, który Przemysław Piotrowski porusza w Matni jest ważny, trudny, bolesny i przerażający. Szkoda, że tego wszystkiego nie udało się przenieść na papier.
Zmarnowany potencjał
Dużo w tej historii szczegółów, które ją niepotrzebnie rozdmuchują. Coś w stylu: jem dwa jogurty, piję zbożową kawę z mlekiem, a raczej mleko z kawą, takie swojskie latte, ale bez puszystej pianki. Motyw zamkniętej społeczności, tak mocno już zgrany w literaturze gatunkowej, tu nie ma w sobie niczego świeżego. Jedyne co wzbudza emocje, to naiwność bohaterki. Czytając miałam ochotę nią potrząsnąć. Zrobić cokolwiek co wyrwie ją z tego dziwnego stanu. Swoją drogą, jej opanowanie jest zaskakujące - mając potężny dług na karku i grożących mi gangusów, chyba nie potrafiłabym siedzieć spokojnie w domu na odludziu, w ciąży, wśród obcych i wrogich mi osób, czekając aż książę, którego znam kilka miesięcy wróci z kolejnego wielodniowego wyjazdu zawodowego.
Temat świetny. Mocny i ważny. Pomysł na fabułę z potencjałem. Czyta się błyskawicznie. Wykonanie jednak nie satysfakcjonuje. Bohaterka jest nijaka, opowieść przewidywalna, klimatu tu jak na lekarstwo, emocji też. Szkoda.
PS Która współczesna, młoda kobieta używa słowa bezeceństwo? Tak tylko pytam.
Przemysław Piotrowski Matnia Wyd. Czarna Owca 2021 416 stron |
Raczej nie sięgnę. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że potencjał gdzieś uleciał i wszystko jest przewidywalne. Nie czytałam jeszcze ani jednej jego książki i jakoś mnie do nich nie ciągnie.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko dam szansę tej książce.
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki z Igorem Brudnym za klimat, bohaterów i właśnie m.in. za to, że są zaskakujące (swoja drogą polecam gorąco!). Szkoda, że tak to wygląda bo chciałam sięgnąć i po tę książkę
OdpowiedzUsuń