Kiedy mi tak rzuciła, żebym się odczepił, złapałem ją za rękę. "No, ale czekaj. Pokochać się możemy. Na to nigdy nie ma złej pogody". Znowu mnie odtrąciła. Syknęła znowu, że jestem wariat, i jakby mnie nie było, szła dalej. Teraz to już nie wytrzymywałem. To było straszne. W ogóle jej nie obchodziłem. Wystraszyłem się, że mi ucieknie. Że sobie pójdzie, że się nie popieścimy, gdy tak bardzo byłem podniecony. Nie miałem pojęcia, dlaczego w ogóle nie reaguje na moje zaczepki. Czując, że może mi uciec, wyciągnąłem zza paska śrubę. Walnąłem ją z całej siły w głowę. Ręka jak zwykle już sama mi latała. Nie pamiętam, ile razy tak waliłem. Gdy zaatakowałem, to aż przysiadła na ziemi, a potem twarzą poleciała w dół[1].
Ręka latała mu sama...
Chciał je "tylko" popieścić. Krzyczały, wyrywały się, uciekały, nie chciały dać mu tego, o co prosił. Musiał je więc uciszyć, sprawić, by leżały spokojnie, podczas gdy on będzie zaspokajał swoje żądze. Żona nie chciała się z nim kochać inaczej niż po misjonarsku. Spełnienia szukał więc gdzie indziej. Ruszał w drogę, wypatrując samotnych kobiet. Czasem nazywał to polowaniem. Częściej wędrówką.
Szedł za upatrzoną ofiarą. Niekiedy próbował zagadywać, proponować pieszczoty. Innym razem atakował od razu. Najczęściej dzierżył w dłoni młotek. Uderzał w głowę. Ile razy? Nigdy nie potrafił powiedzieć. Mówił, że ręka sama mu latała. Przestawał, gdy ofiara bezwładnie spadała na ziemię, gdy nie mogła się już bronić.
Nie interesowało go to, czy napadnięta kobieta przeżyła atak. Gdy rozładował napięcie, tracił nią zainteresowanie. Na pamiątkę zabierał fragment bielizny, kradł też inne rzeczy osobiste, które dawał w prezencie żonie.
Zabił co najmniej dziewięć kobiet. Jedenaście jego ofiar przeżyło, ale niektóre do końca życia miały zostać kalekami.
Zdarzyło się naprawdę...
Krzysztof Wójcik, reporter ceniony i nagradzany za swą dziennikarską pracę, ruszył śladem Skorpiona w okolice Trójmiasta. Seryjny morderca grasujący na tamtych terenach w latach 1975-1983 to postać tak paskudna, że trudno Skorpiona czytać bez emocji.
W swej książce autor zastosował zabieg, który z powodzeniem wykorzystała Magda Omilianowicz w fenomenalnej Bestii. Studium zła, opowieści o Leszku Pękalskim, łącząc reportaż z beletrystyką. Także i tu autor udanie połączył obydwa gatunki, przeplatając wypowiedzi i wspomnienia mordercy, ofiar, świadków czy pozostałych uczestników tamtych dramatycznych wydarzeń z zapisem przeżyć tych kobiet, które nie miały szans opowiedzieć o tym, co się stało. Ten zabieg autor stosuje jednak na mniejszą skalę. Wiedzę o ostatnich chwilach zamordowanych kobiet czerpiemy głównie z wspomnień samego mordercy. Dziennikarz przekopał się przez kilogramy akt dotyczących kolejnych śledztw.
Krzysztof Wójcik zmienił nazwiska pokrzywdzonych i świadków, nie ukrył tożsamości ofiar mordercy. Na końcu zamieścił listę napadniętych kobiet (tylko nie wiem jak to się stało, że Alicja ze spisu stała się Aliną w opowieści), a całość uzupełnił zdjęciami, na których można zobaczyć m.in. kolejno powstające portrety pamięciowe Skorpiona czy miejsca napadów. W ten sposób nie pozwala zapomnieć o tym, że nie jest to fikcja literacka.
Skorpion to efekt przekopania się przez wiele tomów akt, rozmów z ludźmi związanymi ze sprawą (ofiarami, ich bliskimi, śledczymi, świadkami), a także wysłuchania nagrań z zeznaniami mordercy. To ostatnie robi największe wrażenie. Sposób w jaki Skorpion relacjonuje zdarzenia, w jaki opowiada o swoich ofiarach uprzedmiotowiając je, sprowadzając do roli środka zaspakajającego jego seksualne pragnienia, jest przerażający.
Swoim czytelnikom Krzysztof Wójcik oferuje nie tylko wgląd w fakty, ale i psychologiczną powieść, która pozwoli przyjrzeć się sylwetce jednej z najpaskudniejszych postaci jakie trafiły do polskiego więzienia. Ta rekonstrukcja zdarzeń pełna jest szczegółów, tak dotyczących postaci, jak i tła zdarzeń. Znaczące są wzmianki o tym, że w momencie powstania Solidarności, priorytetem dla służb było zamknięcie w kryminale przywódców związku, nie zaś ściganie mordercy grasującego na Kaszubach i Kociewiu. Dalej nie będzie lepiej. Obserwujemy nieudolność mundurowych, usiłowanie zrzucenia winy na pierwszego z brzegu podejrzanego, byle tylko móc "odfajkować" sprawę. Nie sposób sobie nie zadać pytań o to, czy można było wcześniej ustalić tożsamość zabójcy i uratować życie oraz zdrowie choć niektórych ofiar Skorpiona? Nasuwające się odpowiedzi są przygnębiające.
W Skorpionie znajdziemy taką historię, która szokuje i wywołuje dreszcze. Wprawdzie sceny poprzedzające zabójstwo nie mają tak osobistego charakteru jak te, które znajdziemy we wspomnianej Bestii (co dodatkowo podkreśla dramaturgię i sprawia, że czytelnik niemal współodczuwa przerażenie ofiar w ostatnich chwilach ich życia), ale i bez tego książka Krzysztofa Wójcika ma dużą siłę rażenia.
Zza paska wyciągnąłem młotek i zdzieliłem ją w głowę. To nie był jeden raz. Nie liczyłem ciosów. Ręka sama mi latała... Jak maszyna. Zawsze waliłem w głowę do chwili, aż ofiara będzie obezwładniona. Do chwili, aż osunie się na ziemię i nie będzie się ruszać[2].
Swoim czytelnikom Krzysztof Wójcik oferuje nie tylko wgląd w fakty, ale i psychologiczną powieść, która pozwoli przyjrzeć się sylwetce jednej z najpaskudniejszych postaci jakie trafiły do polskiego więzienia. Ta rekonstrukcja zdarzeń pełna jest szczegółów, tak dotyczących postaci, jak i tła zdarzeń. Znaczące są wzmianki o tym, że w momencie powstania Solidarności, priorytetem dla służb było zamknięcie w kryminale przywódców związku, nie zaś ściganie mordercy grasującego na Kaszubach i Kociewiu. Dalej nie będzie lepiej. Obserwujemy nieudolność mundurowych, usiłowanie zrzucenia winy na pierwszego z brzegu podejrzanego, byle tylko móc "odfajkować" sprawę. Nie sposób sobie nie zadać pytań o to, czy można było wcześniej ustalić tożsamość zabójcy i uratować życie oraz zdrowie choć niektórych ofiar Skorpiona? Nasuwające się odpowiedzi są przygnębiające.
W Skorpionie znajdziemy taką historię, która szokuje i wywołuje dreszcze. Wprawdzie sceny poprzedzające zabójstwo nie mają tak osobistego charakteru jak te, które znajdziemy we wspomnianej Bestii (co dodatkowo podkreśla dramaturgię i sprawia, że czytelnik niemal współodczuwa przerażenie ofiar w ostatnich chwilach ich życia), ale i bez tego książka Krzysztofa Wójcika ma dużą siłę rażenia.
Zza paska wyciągnąłem młotek i zdzieliłem ją w głowę. To nie był jeden raz. Nie liczyłem ciosów. Ręka sama mi latała... Jak maszyna. Zawsze waliłem w głowę do chwili, aż ofiara będzie obezwładniona. Do chwili, aż osunie się na ziemię i nie będzie się ruszać[2].
Krzysztof Wójcik Skorpion Wyd. Muza 2018 336 stron |
[1] Krzysztof Wójcik, Skorpion, Wyd. Muza, 2018, s. 117-118.
[2] Tamże, s. 187.
Chcę przeczytać tę książkę, choć mnie trochę przeraża. :)
OdpowiedzUsuńJest przerażająca. Ale dobra. :)
UsuńZdjęcie w kontekście książki i autentycznych historii robi niesamowite wrażenie. Na obecną chwilę książka za mocna jak dla mnie.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że fotka działa na wyobraźnię. A sama książka rzeczywiście robi wrażenie.
UsuńZaszalałaś ze zdjęciami:) Robią niezłe wrażenie. Książka oczywiście do przeczytania.
OdpowiedzUsuńTaki tam przypływ natchnienia. :D
UsuńStraszna historia...a jednak prawdziwa. To musi być świetna książka!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Jest. :)
UsuńMocna rzecz, tym bardziej że oparta na faktach.
OdpowiedzUsuńAno. Działa na wyobraźnię.
UsuńAż mnie ciary przeszły po samej recenzji. Jaki efekt wywoła książka nie wiem, ale chyba chcę przeczytać.
OdpowiedzUsuńWywoła jeszcze więcej dreszczy. ;)
UsuńNie wiedziałam, że ta historia zabójstw oparta jest na faktach. Ciarki przechodzą...
OdpowiedzUsuńNiestety jest...
UsuńMocna lektura...
OdpowiedzUsuńDokładnie tak.
Usuńno świetne fotki! O książce oczywiście pomyślę. Tyle tego ostatnio wychodzi, że nie nadążam
OdpowiedzUsuńDzięki. :D
UsuńJa też niestety nie nadążam. Wiele tytułów kusi.