Czy Barcelona jeszcze istniała? Która Barcelona? Ta ostatnia, ze stycznia 1939 roku nie była niczym innym jak tylko wspomnieniem. Podobna do pięknej kobiety, która choć przeżyła wypadek, jednak wyszła z niego z oszpeconą twarzą. To ciągle ona, lecz zmieniona nie do poznania. Kobieta, która, być może, wolałaby umrzeć[1].
Powrót
Od ostatniego mojego spotkania z inspektorem Miquelem Mascarellim minęło zaledwie kilka dni. Od jego powrotu do ukochanej Barcelony - kilka lat. Dla mnie był to powrót udany, dla niego - ogromnie ciężki.
W Siedmiu dniach lipca kataloński pisarz Jordi Sierra i Fabra kontynuuje opowieść o zranionej stolicy Katalonii i jej mieszkańcach, snując intrygę kryminalną umożliwiającą czytelnikom zajrzenie do rozmaitych zakątków i przyjrzenie się temu jak zmieniło się miasto pod wpływem dyktatury.
Jest lipiec 1947 roku. Ułaskawiony dawny inspektor policji, obecnie gówniany komunista, wraca w rodzinne strony po ponad ośmiu latach więzienia. W kraju rządzi generał Franco mając za sobą stadko wiernych rewolucjonistów, gotowych w każdej chwili podnieść prawe ramię, wyprostować palce, dłoń obrócić w dół i krzyknąć: niech żyje Hiszpania!
W Barcelonie nikt na Mascarellego nie czeka. Nie ma tam ani bliskich, ani domu. Stawia pierwsze kroki w mieście, jego mieście, w jego starej i zarazem nowej Barcelonie, zbezczeszczonej, pohańbionej i zniewolonej, ale niepokonanej[2]. Jak on sam.
Zatrzymuje się w pensjonacie. Jeszcze nie wie, czym się zajmie, a zająć czymś się musi, bo inaczej grozi mu więzienie za włóczęgostwo. Ot, jedno z niebezpieczeństw serwowanych przez reżim.
Bieda, smutek i zagadka pewnego zgonu
W Barcelonie Mascarell dostanie niespodziewaną propozycję i będzie mógł prawie poczuć się jak policjant. Jak wiemy z reklamy, prawie robi wielką różnicę, ale choć były inspektor nie ma munduru, służbowej broni ani niczego innego, co na należy do atrybutów policjanta, dostaje wskazówki i pieniądze. Tak zaczyna się śledztwo w sprawie zagadkowej śmierci pewnej kobiety. Śmierć ta oficjalnie nie została uznana za morderstwo, ale wiele wskazuje na to, że młoda, pełna życia dziewczyna nie stała się ofiarą ani wypadku, ani samobójstwa.
Podobnie jak w pierwszej części, czyli Czterech dniach w styczniu, tak i tym razem Barcelona i jej mieszkańcy lądują na pierwszym planie, a intryga kryminalna po prostu ułatwia nam wędrówkę ulicami miasta. Nim śledztwo się rozkręci, przyjrzymy się temu, jak stolica Katalonii wygląda pod rządami falangistów.
Będzie to widok przygnębiający i nieciekawy. Z ulic zniknęły czerwone taksówki. Z fasad domów straszyły namalowane czarną farbą wizerunki Franco. Jarzmo i strzały, tworzące emblemat frankistów, wciskały się w każdą wolną przestrzeń. Właściciele hoteli i pensjonatów musieli informować policję o każdej osobie wynajmującej pokój. Prawo do pracy stało się obowiązkiem. Wprowadzono reglamentację towarów. Rozkwitł czarny rynek. Na rogach ulic przyczaili się spekulanci. Bieda i smutek wypełniły przestrzeń.
Mascarell tymczasem bierze się za śledztwo. Pomaga mu w tym kobieta, której niegdyś uratował życie. Teraz znów oboje będą ryzykować.
Jordi Sierra i Fabra, Warszawa 2016 |
Świat represji
Siedem dni w lipcu to kolejna opowieść Katalończyka o rozdartej Barcelonie. Jordi Sierra i Fabra pokazuje jak dyktatura niszczy ludzi i miejsca, jak wygląda świat zbudowany z represji, strachu, kłamstw, głodu, korupcji, czarnego rynku. Ponownie to właśnie tło zdaje się wybijać na pierwszy plan, a Barcelona staje się bohaterką równorzędną Miquelowi.
Składowe fabuły mamy podobne do tych, na których autor oparł Cztery dni w styczniu (czytajcie te książki po kolei, bo w drugim tomie są spojlery). Miasto zranione i rozdarte. Ludzie stający na głowach by przetrwać. Śmierć kobiety, która oficjalnie może być wypadkiem lub samobójstwem, ale na kilometr pachnie udziałem osób trzecich. Ostatni sprawiedliwy samozwańczy śledczy w akcji.
Ten zestaw sprawdza się po raz drugi. Choć intryga kryminalna nie jest zbyt rozbudowana to jednak wciąga, akcja toczy się w całkiem przyzwoitym tempie, ale największą wartością tej książki jest możliwość przyjrzenia się życiu w Barcelonie czasów dyktatury Franco.
Jordi Sierra i Fabra pisze bardzo przystępnie, opowiada ciekawie, obrazowo, nie bez emocji. Niby czytasz kryminał, a przyswajasz całkiem niezłą dawkę wiedzy na temat tego jak żyło się w stolicy Katalonii przed siedmioma dekadami. Trochę tu obserwacji ogólnych i uniwersalnych prawd, trochę osobistych wynurzeń bohatera, jego prywatnych problemów, bolączek, refleksji.
Siedem dni w lipcu to intrygująca wyprawa w przeszłość, która odkrywa przed czytelnikami mroczne karty historii Hiszpanii.
Jordi Sierra i Fabra Siedem dni w lipcu Wyd. Albatros 2013 320 stron |
[1] Jordi Sierra i Fabra, Siedem dni w lipcu, przeł. Elżbieta Sosnowska, Wyd. Albatros, 2013, s. 10-11.
[2] Tamże, s. 17.
Zobacz też:
Inne
Już okładka przyciąga wzrok i uwagę, zobaczymy, może kiedyś przeczytam.
OdpowiedzUsuńWarto. :)
UsuńO Hiszpanii niewiele czytałam, więc zapisuję tytuł :)
OdpowiedzUsuńI słusznie. Historia ciekawa, a tło jeszcze ciekawsze. :)
UsuńJestem zaintrygowana tym cyklem. Lubię kryminały, które oprócz zagadki związanej z morderstwem zawierają także wątki polityczne, historyczne. Chętnie wybiorę się w literacką podróż do dawnej Barcelony, by zobaczyć jak wyglądała rzeczywistość, która nigdy nie powinna powrócić.
OdpowiedzUsuńMyślę, że ta seria miałaby szansę przypaść Ci do gustu. Ale wiesz, w przypadku książek o tematyce hiszpańskiej i katalońskiej jestem mało obiektywna. :P
UsuńNie szkodzi, tutaj czuję, że jest potencjał :)
UsuńCieszę się ogromnie. :)
UsuńInteresuje się bardzo Hiszpanią w przyszłości chciałbym tam zamieszkać myślę że ta książka jest idealna dla mnie ;) Muszę ją przestudiować.
OdpowiedzUsuńUdanej lektury. ;)
UsuńŚwietny tekst, zaintrygowała mnie ta książka, muszę jej gdzieś poszukać.
OdpowiedzUsuń