Jaume Cabré Jaśnie pan Wyd. Marginesy 2015 448 stron |
- Jaśnie panie, mój syn nie jest mordercą.
- Doprawdy?[1]
Kataloński pisarz Jaume Cabré ma trzy znane mi twarze i pewnie wiele takich, których jeszcze nie miałam okazji poznać. Pierwsza z jego powieści, która pojawiła się na polskim rynku, Wyznaję, okazała się nie lada wyzwaniem czytelniczym, ale i wspaniałą przygodą literacką oraz muzyczną, wędrówką do różnych miejsc i czasów, fascynującą opowieścią. Rok później ukazały się Głosy Pamano i znów teraźniejszość splotła się z przeszłością, gdy za sprawą dzienników, pewna nauczycielka poznaje dramatyczną historię katalońskiego miasteczka i jej mieszkańców. Powieść ta okazała się dużo łatwiejsza w odbiorze, a autor skupił się raczej na snuciu opowieści niż literackich eksperymentach.
Po lekturze Jaśnie pana, trzecie wydanej w Polsce powieści Jaume Cabré poznałam zupełnie inne oblicze pisarza. Wcześniej dał się poznać jako wspaniały opowiadacz i językowy ekwilibrysta, teraz potwierdziło się to, co zaobserwowałam na ubiegłorocznym spotkaniu autorskim Katalończyka w Krakowie - pisarz ma fantastyczne poczucie humoru.
Ilekroć patrzę na tytuł powieści, mam na twarzy szeroki uśmiech. Przypomina mi się scena, w której tytułowa postać walczyła o to by tytułem owym tytułować go nieustannie, by tytułowanie owo stało się nawykiem, dla tytułującego równie oczywistym jak dla tytułowanego. Nie wiem ile razy zwrot "jaśnie pan" pojawia się w powieści, ale w scenie, w której jaśnie pan Rafel Massó i Pujades, cywilny prezes Trybunału Królewskiego w Barcelonie (czujecie powagę sytuacji i stanowiska?), usiłuje wytresować swego służącego, by ten nie zapominał o kończeniu każdego zwrotu formułą "jaśnie panie", występuje on dwadzieścia cztery razy, a cała scena jest przekomiczna.
Jaume Cabré, Kraków 2015 |
Rafel Massó i Pujades to w ogóle postać dość ciekawa. Wraz z małżonką Marianną, stanowią pretensjonalny, dość żałosny duet, który robi co może, by w społeczności barcelońskiej cieszyć się uznaniem i wysoką pozycją, by być postrzeganym lepiej niż na to zasługuje (choć oni są przekonani o swej wybitności). Choć nie są wysoko urodzeni, robią, co mogą, by wpasować się w towarzystwo wyższych sfer i pokazać wszystkim, jacy są wpływowi, wyrafinowani i obyci. Sami zresztą zobaczcie.
Scena pierwsza.
W pałacu Massó odziedziczonym po poprzednio tam rezydującej rodzinie Rocamora znajduje się kapliczka, w kapliczce zaś małe, ciemne pomieszczenie z witrażowym oknem przedstawiającym herb Rocamora. Mina zrzedła małżonkom, bo przecież jak to tak?! Cudzy herb we własnej kaplicy, na własnym oknie? Rozmowa potoczyła się więc w ten deseń: Trzeba jak najszybciej wstawić tam nasz herb. Ależ Rafelu, my nie mamy herbu. Trudno, coś wymyślimy[2].
Oklaski.
Scena druga.
Don Rafel na kolację jadł ostrygi, a do tego młode białe wino, lekko musujące. Nie żeby lubił ostrygi, ale wypadało od czasu do czasu wyrzucić do śmieci domu Massó skorupy świadczące o tym, że w pałacu podawano ostrygi[3].
Owacje na stojąco.
Barcelońskie sfery wyższe Jaume Cabré charakteryzuje z lekkością i humorem, a przy tym bardzo celnie, świetnie obrazując panujące tam stosunki (określenie to można interpretować dwojako, jako, że łóżkowe igraszki są tu niezwykle istotną kwestią). Nietrudno odnieść wrażenie, że za każdą decyzją podjętą przez katalońską śmietankę towarzyską, kryje się jakaś korzyść, intryga, trampolina do sukcesu. Sposoby jakimi dążą do osiągnięcia celu bywają to zdumiewające, to zabawne.
Rafel Massó trzyma się stołka, na którym mu wygodnie i z którego może z wyższością spoglądać na maluczkich, co to nie potrafili zapewnić sobie awansu społecznego. Wiedzie mu się nieźle, choć gniecie go pewna tajemnica, a serce (członek?) zamiast do żony, wyrywa mu się do niedostępnej, biuściastej sąsiadki, którą podgląda przez lunetę licząc na to, że ujrzy nieco więcej, niż to, co zwyczajowo wyłania się z dekoltu. Jeszcze więcej w jego życiu komplikuje fakt, że w jednym z barcelońskich hoteli znaleziono ciało wybitnej śpiewaczki z Orleanu. Jako sędzia, Rafel musi się sprawą zainteresować. Jako mężczyzna z paskudnym sekretem, musi to zrobić tym bardziej. W jego przekonaniu, postać domniemanego mordercy stanowi dla niego ogromne zagrożenie.
Oskarżony o morderstwo młody poeta wszystkiego się wypiera, ale pech chce, że śmierć młodzieńca jest komuś bardzo na rękę, a ponieważ jedyne alibi właśnie wcieliło się do wojska i ruszyło na zachód, chłopak ma marne szanse na wywinięcie się od stryczka. Póki co, trwają przesłuchania.
Oskarżony o morderstwo młody poeta wszystkiego się wypiera, ale pech chce, że śmierć młodzieńca jest komuś bardzo na rękę, a ponieważ jedyne alibi właśnie wcieliło się do wojska i ruszyło na zachód, chłopak ma marne szanse na wywinięcie się od stryczka. Póki co, trwają przesłuchania.
Jaśnie pan to jednak coś dużo więcej niż kryminał. Autor przenosi czytelników do Barcelony z 1799 roku, charakteryzuje czasy i miejsca, oprowadza po salonach i mieszczańskich zakątkach, wrzuca w świat namiętności, wyrachowania, intryg, walki o władzę, korupcji. Akcję wpisuje w historyczne tło, opisuje strukturę władzy, zaznajamia z
działaniami Bractwa Krwi i Arcybractwa Matki Bożej Opuszczonej. Pokazuje jak majętni wykorzystują bogactwo, a zajmujący wysokie stanowiska, daną im w ten sposób władzę. Zestawia świat artystów ze światem karierowiczów, opisuje dewotki zaangażowane w życie Kościoła, które seks uznają tylko w ramach prokreacji, po czym kieruje uwagę czytelników na nagie biusty, wyuzdane pozy, sprośne rysunki, namiętne orgietki, nieprzyzwoite myśli.
Tłumaczka powieści Jaume Cabré, Anna Sawicka, wyszła na przeciw tym, którzy o tamtych czasach wiedzą niewiele, we wstępie rozjaśniając kilka kwestii, które sprawiają, że powieść staje się o wiele łatwiejsza w odbiorze. Sam autor także niczego nie komplikuje. Ci, dla których Wyznaję okazało się zbyt eksperymentalne językowo, bez trudu odnajdą się w świecie jaśnie pana, humorystycznej (choć bardziej dla czytelników niż bohaterów) opowieści z wątkiem kryminalnym i Beethovenem w tle, za to bez zdań kosmicznie złożonych, choć niekiedy seksualnie rozpasanych i niepozbawionych zwrotów uznawanych za wulgarne.
Sporo w tej powieści komizmu słownego, sytuacyjnego i zabawnych postaci. Mniej lub bardziej subtelna ironia towarzyszy bohaterom nieustannie i pewnie można byłoby się śmiać do rozpuku, gdyby w celi nie gnił oskarżony o morderstwo poeta. Jemu nie jest do śmiechu i czytelnikowi także nie będzie, gdy zajrzy do niego choć na chwilę, gdy będzie towarzyszył walczącemu o sprawiedliwość ojcu lub przeczyta list do skazanego od wędrującego z wojskiem kumpla, w którym tenże kaligrafuje np. Pisz do mnie! Przyślij mi Twoje wiersze! Myśl nad librettem opery! Ciesz się życiem, mój kochany, Andreu![4]
klasztor w Pedralbes |
W tej powieści jest jeszcze jeden ważny bohater. Ma na imię Ciset, cierpi po stracie żony i właściwie niewiele o nim początkowo wiemy. W końcu wyjdzie jednak z cienia, wyjdzie i opowie historię. A wtedy czyjś świat się zawali. Okaże się, że można przyjść znikąd i być kimś, ale nie jest to stan, którego nie można odwrócić.
Niezbadane są wyroki opatrzności. Równie niepojęte prawa rządzą pechem. A jak się komuś w życiu nie wiedzie, to nic tylko siąść i płakać, bo jak wszyscy wiedzą, skoro szczęście się od ciebie odwróciło, żaden bunt nie pomoże, równie dobrze możesz sikać pod wiatr albo pluć w niebo[5].
Tymczasem wsłuchajmy się w krążące po Barcelonie plotki. Ludzie mówią, że zamordowano śpiewającą żabojadkę.
- Mówią, że odcięli jej głowę.(...) Że jej odcięli dekapitację[6].
Doprawdy, powiadam wam. Zbrodnie w stolicy Katalonii bywają zdumiewające.
***
Książkę polecam
miłośnikom powieści z wątkiem kryminalnym
wielbicielom książek humorystycznych
chcącym przenieść się do Katalonii z końca XVIII wieku
poszukującym powieści z wątkiem barcelońskim
ciekawym życia wyższych sfer Barcelony w końcu XVIII wieku
***
[1] Jaume Cabré, Jaśnie pan, przeł. Anna Sawicka, Wyd. Marginesy, 2015, s. 133.
[2] Tamże, s. 92.
[3] Tamże, s. 208.
[4] Tamże, s. 212.
[5] Tamże, s. 395.
[6] Tamże, s. 67-68.
***
Przeczytaj też
Nie czytałam jeszcze żadnej książki z zaakcentowanym wątkiem barcelońskim, więc może akurat ta książka byłaby idealna na pierwszy raz.
OdpowiedzUsuńNa pierwszy raz polecałabym "Cień wiatru". ;)
UsuńJuż mam! Tylko nie wiem, kiedy uda mi się po nią sięgnąć...
OdpowiedzUsuńW weekend. :D
UsuńO książce robi się coraz głośniej i może przeczytam, bo szczególnie zainteresowały mnie wątki historyczne.
OdpowiedzUsuńOj, jeśli będziesz czytać dla wątków historycznych, to się możesz rozczarować. Nie one są głównym tematem.
UsuńPolecam, bo naprawdę dobra książka.
OdpowiedzUsuńDramat o libertyńskich czasach - gdy "za plecami Społeczeństwa drzemało Prawo".
Dowiecie się "z jaką łatwością spada się ze szczytów władzy na dno piekła zniesławienia! "
Popłaczecie się ze śmiechu i ze wzruszenia.
Nie wiedziałam, że tak łatwo doprowadzić Cię do łez. :P
UsuńNie wiedziałaś?
UsuńJa ciągle ryczę odkąd czytam tu egzaltowane wpisy licealistek :))))))
Rozumiem, że są to łzy szczęścia? :D
UsuńHmm aż tak dobra.. to przeczytam, już dawno miałam ją na uwadze. Teraz wpisuję na moją wydłużającą się listę :))
OdpowiedzUsuńCholera, jeśli zaczniesz mnie tytułować "jaśnie panem", to chętnie przeczytam :D Nie no, recka wystarczy - już czuję się zachęcony, ale było by miło :D
OdpowiedzUsuńJaśnie panie, jeśli byłby jaśnie pan tak łaskaw, by przeczytać powieść "Jaśnie pan" o jaśnie panie, to jaśnie panem mogę jaśnie pana tytułować do końca żywota jaśnie pana lub mojego, jaśnie panie.
UsuńZaczyna mi się to podobać... :D
UsuńJaśnie pan raczy się nie przyzwyczajać. :P
UsuńO, widzę, że już przeczytałaś. :) Też mam ochotę. :)
OdpowiedzUsuńScena kiedy Masso próbuje nauczyć służącego, żeby mówił do niego per "jaśnie pan" jest chyba jedną z najlepszych (a przynajmniej najzabawniejszych) w całej książce :) No to zostało mi jeszcze "Wyznaję" do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie tę scenę w filmie. :D
UsuńCzyli przed Tobą najlepsze!
Poznanie sfer wyższych opisanych z humorem- pan i służący hm... dla mnie coś nietypowego dla lektury, ale może spróbuję :)
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis. Uwielbiam Cabre, ale jeszcze nie miałam okazji, by sięgnąć po "Jaśnie Pana", a najbardziej zdumiewające jest to, że pisarz ten nie trzyma się jednej formy literackiej, a eksperymentuje i mu to wychodzi. Mam nadzieję, że kiedyś złoży swój podpis na moich książkach :)
OdpowiedzUsuńA ja mam! A ja mam! A ja mam podpis!
UsuńSorry, musiałam się pochwalić. :D
Mam nadzieję, że jeszcze niejedna jego książka się u nas pojawi. Dla mnie to pisarz-niespodzianka. :)
Gdzieś tam krążę obok Cabre i jakoś nie mogę się zdecydować na lekturę :) Ale "Jaśnie pan" wydaje mi się niezłym pomysłem na pierwsze spotkanie z autorem :)
OdpowiedzUsuńPod warunkiem, że później przeczytasz "Wyznaję". :D
UsuńWczoraj zaczęłam czytać "Jaśnie pana" i jestem zachwycona! Jeśli ktoś nie zna jeszcze twórczości Cabre, polecam rozpocząć przygodę z pisarzem właśnie od tej książki. "Wyznaję", czy "Głosy Pamano" - równie fascynujące - wydają się być bardziej angażujące czytelniczo, lepsze na refleksyjną jesień, niż na słoneczny koniec wakacji. Cabre w "Jaśnie panie", ze swoją lekkością pióra i skrzącym ironią humorem przypomina mi trochę Vargasa Llosę, choćby z jego świetnej "Pochwały macochy" czy "Zeszytów don Rigoberta". Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńhttp://lezeiczytam.blogspot.com
Chyba muszę raz jeszcze przeczytać "Pochwałę macochy". ;)
UsuńPewnie napiszesz, ze się czepiam, ale czemu "z odciętą dekapitacją"? :P
OdpowiedzUsuńPrzeczytałaś recenzję? ;)
UsuńA jeszcze więcej będziesz wiedziała, jak przeczytasz książkę. :D