Mówiono, że straciła siedmioro z ośmiorga dzieci. Że była szalona. Że w tajemnicy dusiła potomstwo, a następnie prosiła męża, by pochowali je na mokradłach przy dworze, bo pragnie mieć dzieci blisko siebie. Mąż spełniał życzenie małżonki, by zaoszczędzić jej kolejnych cierpień. Aż do dnia narodzin ósmego dziecka. Wtedy uświadomił sobie, w jaki sposób umierały poprzednie niemowlęta i postanowił odebrać matce noworodka. Sofia udała się wówczas w miejsce, gdzie pochowała swoje dzieci. Weszła prosto do bagna i znikła.
Nikt nie ruszył jej z pomocą[1].
Śmiertelna pułapka
Fale pożółkłej trawy i mchu. Otwarta przestrzeń przecinana tu i tam niskimi sosnami. Ogrom nieba zawieszony nad tym wszystkim. Niekiedy budząca dreszcze mgła. I cisza, niekiedy przerywana odgłosami żab czy głuszców. Wszystko to piękne pięknem zdradliwym. Podmokły teren torfowiska może okazać się śmiertelną pułapką. Odwiedzający przebywają na terenie torfowiska na własną odpowiedzialność[2] - głosi tablica informacyjna rezerwatu przyrody Mossmmarken. Co jakiś czas ktoś wchodzi na ten teren i już nie wraca, z czasem zamieniając się w bagienną mumię.
Ostatnio zdarza się to częściej niż zwykle...
Jeśli zajrzy się do historii tych terenów, a najlepiej na jedną z wystaw pobliskiego Muzeum Historycznego, można dowiedzieć się, że nie wszystkie zgony na torfowisku to efekt nieszczęśliwych wypadków. Podobno w epoce żelaza, składano tu ofiary nie tylko z narzędzi czy zwierząt... Być może dusze pogrzebanych tu ludzi nigdy nie opuściły grzęzawiska. I kto wie... Może domagają się kolejnych ofiar? Może właśnie dlatego co jakiś czas ktoś znika tu bez śladu, pozostawiając po sobie zrozpaczoną rodzinę, przenikając do świata, którego nie sposób ogarnąć rozumem.
Świat żywych i martwych
Do Mossmarken powraca Nathalie, która na bagnach prowadzi badania naukowe. Zna te okolice z dzieciństwa, ale nie wywołują one dobrych skojarzeń. To tu przed laty wydarzył się jeden z tych dramatów, który związane z nim osoby naznacza na całe życie.
To właśnie Nathalie znalazła na mokradłach nieprzytomnego mężczyznę z urazem głowy. Jeśli ranny się z tego wyliże, to częściowo będzie to jej zasługa. Inni tego szczęścia nie mieli. Mokradła stały się ich grobem. Nim jednak poznamy tajemnice torfowiska i jego mieszkańców, komisarz Leif Bergrenn (który odlicza miesiące pozostałe mu do emerytury) poprowadzi śledztwo w sprawie wspomnianego napadu. Towarzyszyć mu będzie Maya Linde, na co dzień parająca się fotografią artystyczną, w niepełnym wymiarze godzin towarzysząca policjantom jako fotograf miejsc przestępstw.
Czy temu duetowi uda się odkryć sekrety Mossmarken i czy Nathalie będzie miała dość siły, by zmierzyć się z dramatyczną przeszłością?
Susanne Jansson w kryminale Torfowisko zaprasza do miejsca, w którym świat żywych i martwych przenikają się ze sobą, za tło mając klimatyczny plener, równie piękny, co budzący grozę.
Klimatycznie
Torfowisko należy do tych powieści z klimatem, które czytane w odpowiednich warunkach wywołują dreszcze. Fabuła nie jest zbyt dynamiczna, a jednak nie nuży. Wchodzi się w nią niczym w grzęzawisko, ostrożnie, krok po kroku, by w końcu w niej utonąć. Opisy (często zachwycające poetyckością, animizacją, bogactwem metafor, porównań, epitetów) działają na wyobraźnię, a bohaterowie intrygują, bo niemal każdy zdaje się trzymać w ukryciu historię, która może być kluczowa dla rozwiązania sprawy zaginięć, a jednak każdy z nich decyduje się milczeć (do pewnego momentu, oczywiście).
To, czego żałuję to fakt, że autorka zdecydowała się na otworzenie opowieści rozdziałami, które ustawiają sposób myślenia czytelnika dość jednoznacznie, co psuje element zaskoczenia. Niektóre późniejsze rozważania nie mają większego sensu, bo czytelnik wie już więcej niż by chciał i nie da się wpuścić w maliny. Gdybym miała wam więc coś doradzić, powiedziałabym: czytajcie tę historię od strony siedemnastej. Dwa wcześniejsze rozdziały doczytacie sobie później.
Poza tym - jest nieźle. Klimat przyprawia o dreszcze, postacie są przekonujące, a sama historia wciąga niczym torfowisko swe ofiary. Susanne Jansson (dziennikarka i fotografka, co tłumaczy pasję, z jaką Maya realizuje się artystycznie) nie tylko snuje intrygę kryminalną, ale także zahacza o głębszą tematykę. Temat przemijania, zmian jakim ulega rzeczywistość i my sami przy okazji, prób zatrzymania efektów upływu czasu, uwieczniania przeszłości, nietrwałego ciała - marnej powłoki skrywającej coś nieśmiertelnego (co w złożonym świecie wierzeń miewa różne nazwy).
Torfowisko to udany debiut i mam nadzieję, że szwedzka autorka ma do opowiedzenia jeszcze kilka równie klimatycznych historii i zechce się nimi podzielić z czytelnikami.
Susanne Jansson Torfowisko Wyd. Marginesy 2018 312 stron |
[1] Susanne Jansson, Torfowisko, przeł. Bratumiła Pettersson, Wyd. Marginesy, 2018, s. 21.
[2] Tamże, s. 66.
[2] Tamże, s. 66.
Zobacz też:
Lubię sięgać po debiuty, a ten naprawdę mnie Zaciekawił. 😊
OdpowiedzUsuńOstatnio mam szczęście do takich udanych debiutów. "Złe towarzystwo", "Czarownice z Manningtree", "Torfowisko"... :)
UsuńPomimo drobnych zastrzeżeń z Twojej strony, tego otwarcia rozdziałów...przeczytam Torfowisko. jestem bardzo ciekawa, jak tę książkę odbiorę.
OdpowiedzUsuńTe dwa pierwsze (króciutkie) rozdziały mogłyby, moim zdaniem, zniknąć w grzęzawisku. Ale tak poza tym - historia bardzo ciekawa. :)
UsuńTo zdecydowanie coś dla mnie. Bardzo chętnie przeczytam i sprawdzę czy idealnie trafi w mój gust 😊
OdpowiedzUsuńO tak, potwierdzam. Coś zdecydowanie dla Ciebie. :)
UsuńSłyszałam sporo o niej ostatnio :)
OdpowiedzUsuńDasz się skusić? :)
Usuń"Wciągająca lektura", nic tylko dać się pochłonąć...
OdpowiedzUsuńOtóż to. I ślad po Tobie zaginie. Na szczęście tylko na kilka godzin. :P
UsuńWędruje na moją listę do przeczytania, pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu Twojej recenzji mam wrażenie, że tę książkę muszę! przeczytać.
OdpowiedzUsuńByć może się skuszę ;) Ale masz cudowny wystrój bloga!
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńO, lubię takie klimatyczne historie :) Dla mnie akcja nie zawsze musi gnać do przodu. Pomyślę nad lekturą i będę pamiętała o tych pierwszych dwóch rozdziałach :)
OdpowiedzUsuńDla mnie też nie zawsze musi być dynamicznie. Ważne, że jest napięcie. :)
Usuń