Pod tymi drzewami latem 2002 roku zgubiłam majtki. Wylądowały obok ścieżki rowerowej, jedynej drogi, którą wiejskie dzieci mogły dojechać do szkoły średniej. Nie stało się to niepostrzeżenie, ale też nie do końca za moją wiedzą.
Kiedy znowu rozpoczął się rok szkolny, nie miałam wyboru, musiałam codziennie przecinać grupę wierzb, spuszczać wzrok na trójkątny kawałek materiału z kokardką z przodu, który czekał na mnie bezbronnie w rowie. Tydzień po tygodniu pędzące tędy ciężarówki ożywiały go. Deszcz przepchnął go kilka metrów w dół. Materiał zabrudził się i spłowiał, jak rozjechane zwierzę.
Mogłam zsiąść z roweru i podnieść te majtki. Ale dopóki nie przyznawałam się do tego, że są moje, jakby tamtego lata nie było[1].
TEN moment
Gdzieś obiło mi się o oczy czy uszy, że to dobra powieść. Że mocna, że szokuje, że nie sposób jej czytać bez emocji. Usiadłam do lektury i... poczułam lekkie rozczarowanie. Nie wiem dlaczego, wydawało mi się, że od pierwszych stron będzie to thriller pełną gębą.
Jest zupełnie inaczej.
Obserwujemy to dorosłą kobietę, która na razie robi rzeczy dla czytelników niezrozumiałe (rodzi się pytanie niczym po przeczytaniu pierwszego zdania Stu lat samotności - o co chodzi z tym lodem?), to jej nastoletnią wersję, szalejącą z przyjaciółmi, którym nie brak wyobraźni. Wszystko toczy się nieśpiesznie. Obserwujemy naszych bohaterów brnących przez codzienność i widzimy wiele do bólu zwyczajnych kadrów, które znamy z własnych podwórek.
Więc raczej powieść obyczajowa niż thriller.
Więc raczej spokój niż palpitacje serca.
Więc raczej szara codzienność niż szok wpisany w zaskakujący bieg zdarzeń.
I tylko od czasu do czasu pojawiają się takie mniej lub bardziej zawoalowane sugestie, że coś w tym obrazku jest nie tak. Z czasem jest ich coraz więcej. Niepokój rośnie.
A później następuje TEN moment.
Po rozczarowaniu dawno już nie ma śladu. Jest szok. Jest niedowierzanie. Bezradność wobec koszmaru, którego czytelnik będzie świadkiem.
Trzej muszkieterowie
Trzeba przyznać, że Szpadel to udany debiut. Belgijka Lize Spit napisała powieść, która rozdziera serce. Powieść o dorastaniu, seksualności, o zainteresowaniu płcią przeciwną. O przyjaźni, zdradzie, zemście. O grze z tragicznym finałem. O złamanym życiu.
Eva, Pim i Laurens razem dorastali. Są jak "trzej muszkieterowie". Nierozłączni. Dziewczyna i dwóch chłopaków. Przyjaciele, choć w tym układzie pojawiają się i głębsze uczucia. Proces dojrzewania wykopuje między nimi rów, który coraz trudniej przeskoczyć. Spotykają się jednak, by prowadzić pewną grę z okolicznymi dziewczętami, które kuszone obietnicą wygrania sporej gotówki, próbują rozwiązać zagadkę wymyśloną przez Evę. Chłopcom nie zależy sukcesie dziewcząt. Każda błędna odpowiedź wiąże się z tym, że uczestniczka zabawy musi zdjąć z siebie jakąś część ubrania... Oczy błądzą po dziewczęcych ciałach, hormony buzują.
Ta gra to jednak niewielki, choć ogromnie istotny, wycinek fabuły. Część codzienności przyjaciół, która daleka jest od idealnej. Wystarczy spojrzeć na rodzinę Evy, na stosunki panujące między jej członkami, na serie upokorzeń matki, niechęć do ojca, nadmiar alkoholu, coraz dziwniejsze zachowania siostry, która porządkuje świat po swojemu, tworząc zestaw codziennych rytuałów pozwalający jej funkcjonować na tym świecie. To trudna, nie dająca poczucia bezpieczeństwa, przestrzeń dla nastolatki.
Lód w bagażniku
Być może właśnie po tym da się rozpoznać rodziny, w których nawalają podstawowe sprawy - niedomagania kompensuje się tam mnóstwem śmiesznych regułek i zasad[2].
Szpadel to nieodpowiedzialni dorośli i niedopilnowane dzieci, którym nie ma kto na czas uświadomić niewłaściwość zachowań. To dramat, którego rozmiar uświadamiamy sobie dopiero zbliżając się do końca powieści. To mnogość trudnych wątków, które razem stanowią mocno przytłaczającą warstwę. Być może należałoby je nieco przerzedzić, by mocniej uwypuklić dramat głównej bohaterki, ale też trzeba podkreślić, że autorce udało się nad nimi zapanować tak, że czytelnik nie powinien mieć wrażenia chaosu.
To nie jest historia, o której łatwo się zapomina, choć zapewne zapomnieć by się chciało.
To nie jest powieść, którą czyta się bez emocji i refleksji.
Łączy się tu proza obyczajowa z thrillerem psychologicznym. Całość ma nieśpieszny charakter (miłośnicy dynamicznych fabuł mogą być zawiedzeni), a stopniowo budowane napięcie w punkcie kulminacyjnym staje się nie do wytrzymania.
Po kilkunastu latach Eva wraca w rodzinne strony. Wciąż pamięta tamto feralne lato i trudno się temu dziwić, wszak zmieniło jej życie na zawsze.
W bagażniku samochodu ma lód.
W głowie pełno mrocznych myśli.
Jaką tajemnice skrywa jej przeszłość?
Lize Spit Szpadel Wyd. Marginesy 2018 480 stron |
[1] Lize Spit, Szpadel, przeł. Łukasz Żebrowski, Wyd. Marginesy, 2018, s. 62.
[2] Tamże, s. 365,
[2] Tamże, s. 365,
Czuję się zaintrygowana i zachęcona do lektury. Dziękuję.:)
OdpowiedzUsuńDo usług. :D
UsuńNie czytałam, ale zaciekawiło mnie to, że niby ma być thriller, a taki nie jest. Chetnie sprawdzę jakie będą moje odczucia :)
OdpowiedzUsuńTrochę jest. Ale jakoś inaczej to sobie wyobrażałam. Tak czy inaczej - świetna historia, ale bolesna.
UsuńSzpadel czeka na czytniku. Intryguje mnie ten tytuł:)
OdpowiedzUsuńNo to czekam na Twoje wrażenia. Ja mocno przeżywałam zakończenie.
UsuńZastanawiałam się nad tą książką. Teraz wiem, że chcę ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że udało mi się zachęcić Cię do lektury. :)
UsuńRaczej tym razem nie moje klimaty, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBywa. ;)
UsuńOk, przekonalas mnie;-P
OdpowiedzUsuńSuper! :)
Usuń