- Powiedz, czy przebywając w cichym miejscu, słyszysz, jak brzmi cisza?
- Cisza nie istnieje - oświadczyłem. Zawsze coś dźwięczy i im cichsze miejsce, tym dźwięczy głośniej.
- Widzisz? - spytał, odkładając na stół orzech ze złota. - Mówisz i myślisz jak czarodziej. Możliwe, że jesteś urodzonym magiem, tylko o tym nie wiesz. Możliwe też, że uprzesz się przy rycerskim rzemiośle i w końcu zostaniesz rycerzem albo nawet Kawalerem Krwi, jeśli dobra gwiazda ci sprzyja. To nie znaczy, że Bard się pomylił, tylko że ty, jak wszyscy ludzie, jesteś wolny i jak niemal każdy z nas używasz swojej wolności, by popełniać błędy. Proszę, żebyś dał mi miesiąc. Jeśli przez dwadzieścia osiem dni nie obudzi się w tobie ciekawość sztuk magicznych, których mogę cię nauczyć, osobiście zarekomenduję cię do królewskiej służby.*
Kierunek: średniowiecze
Wychodzenie ze strefy komfortu wiąże się z ryzykiem. W przypadku literatury - niewielkim. Ot, istnieje większa szansa niż zwykle na zmarnowanie kilku godzin podczas lektury, przy której nie zaiskrzy. Taki skok w bok jest też jednak świetną okazję na poszerzenie horyzontów, dotarcie do nieznanych dotąd zakątków literatury.
Ten wstęp wynika z potrzeby poinformowania was, że o powieści Księżna jeleń Andresa Ibáñeza będę opowiadać z punktu widzenia kogoś, kto o fantastyce wie tyle, ile pokazała mu J. K. Rowling czy Marta Kisiel. I właściwie niewiele więcej.
Zaintrygował mnie opis, zauroczyła okładka, a hiszpańskie nazwisko autora zadziałało jak magnes. W moim nieśpiesznym, ale konsekwentnym zgłębianiu iberyjskiego podwórka literackiego, fantastyki do tej pory nie było. Bezbronna, wyposażona jedynie w ołówek do zaznaczania co ciekawszych cytatów, przeniosłam się do niespokojnego średniowiecza. Razem z głównym bohaterem, Hjalmarem, udałam się do miasta Irundast, nad którym góruje Wieża Magów, spędzająca mojemu towarzyszowi sen z powiek. Musimy się tam dostać za wszelką cenę. Ja z ciekawości, on chcąc spełnić marzenie o wyuczeniu się rycerskiego rzemiosła pod okiem Kawalerów Krwi.
Uczeń maga
Oczywiście nic nie będzie szło tak jak Hjalmar planował. Wprawdzie jest synem króla, ale rozmiar i sława owego królestwa na nikim wrażenia zrobić nie mogą. Młodzieniec trafia nie do Wieży, a do kuchni. Zamiast pełnić rolę giermka, obraca rożen, na którym skwierczy łabędzie mięso. Na szczęście nim sam się usmaży przy tej niewdzięcznej robocie, trafi pod skrzydła maga i wraz z dwiema innymi osobami stworzy uczniowską triadę zgłębiającą tajniki sztuk magicznych.
Tak zaczyna się przygoda, która zmieni jego życie na zawsze. Przygoda pełna wyzwań, niebezpieczeństw, magii, ale i miłości. Przyjdzie mu ruszyć w podróż, której znaczenia nie sposób zbagatelizować. Podróż wywołującą szereg refleksji tak dotyczących własnych uczuć, jak i problemów toczących właściwie każde społeczeństwo, związanych z władzą, nietolerancją, brakiem szacunku dla odmiennych wartości, kultur, religii.
Księżna jeleń to także powieść o potrzebie wolności i o tym, co dzieje się z tymi, którzy ową wolność tracą. Niebagatelną rolę odgrywają w historii bohaterów marzenia senne. Nie brak uczuć pięknych, czystych, scen seksualnych i sensualnych, ale i brutalnych, naznaczonych cierpieniem. Tu miłosne szepty przeplatają się z krzykami ofiar wojny. Tu dają o sobie znać emocje dobre i złe, cechy warte podziwu i godne pogardy.
Świat pełen niespodzianek i magii
Z jednej strony świat, do którego zaprasza Andrés Ibáñez jest fascynujący (niestety jako ignorantka w dziedzinie literatury fantastycznej nie mogę powiedzieć wam, na ile jest to świat oryginalny), z drugiej wędrując przez jego zakamarki miałam wrażenie, że tworząc go autor nieco przedobrzył. O ile sąsiedztwo magów, smoków, niedźwiedzi mówiących ludzkim głosem, wampirów, ogrów i innych magicznych stworzeń ani nie dziwi, ani nie uwiera, to już latające spodki z labiryntem korytarzy, mozaiką sal i współczesnym wystrojem zdumiewającym średniowiecznego adepta magii jakoś nie do końca mi do całości pasowały (choć same w sobie wypadły interesująco i miejscami... zabawnie). Połączenie fantasy i science-fiction zwyczajnie mnie nie przekonało. Może to moja ograniczona wyobraźnia dała o sobie znać, może za dużo w tym barszczu grzybów. Nie wiem.
Styl pisania Andresa Ibáñeza jest bardzo ozdobny, plastyczny, a szczegółowość i bogactwo opisów zdumiewają, ale i niestety czasami nużą. Owszem, Hiszpan pisze pięknie i staranność z jaką maluje kolejne postaci, wnętrza czy plenery imponuje i pobudza wyobraźnię, ale jednocześnie znacząco spowalnia akcję. Trójwymiarowy obraz opisywanego świata zachwyci tych, którzy doceniają precyzję malowania słowem.
Księżna jeleń pełna jest ciekawych postaci (wyróżnia się tu fascynująca, buntownicza księżna Pasquis, obiekt miłości głównego bohatera), a świat przedstawiony zachwyca. Fabuła, nawet dla mnie, jest jednak dość mało zaskakująca i trochę żal, że finał nie jest bardziej jednoznaczny.
Uczucia mam więc mieszane. Podziwiam styl, drobiazgowość i wrażliwość w opisywaniu wykreowanej rzeczywistości, choć jednocześnie ową precyzją czuję lekkie znużenie. Dałam się porwać historii, choć nie wydała mi się ona zbyt oryginalna. Być może powinnam przeczytać tę powieść raz jeszcze, pozwalając autorowi na całkowite zawładnięcie moimi emocjami, zamiast skupiać się głównie na opowiadanej historii.
Księżna jeleń to jedna z tych powieści, które czyta się nie tyle dla fabuły, co dla towarzyszących im refleksjom oraz możliwości przebywania w niezwykle dopracowanym świecie pełnym niespodzianek i magii.
Średniowiecze i fantastyka- klimaty zupełnie nie moje, ale odkrywanie nowych czytelniczych gatunków to sprawa intrygująca.
OdpowiedzUsuńYhm. Warto od czasu do czasu zapuścić się w inne rejony literackie. ;)
UsuńTym razem, to nie moje smaki czytelnicze. 😊
OdpowiedzUsuńDoskonale rozumiem. :)
UsuńLubię średniowiecze🖤
OdpowiedzUsuńBez wątpienia interesujące czasy. ;)
UsuńCoś dla mnie :)
OdpowiedzUsuńMiłej lektury. :)
UsuńNiestety nie moje klimaty :)
OdpowiedzUsuńUps. ;)
UsuńZapowiada się baśniowo...ciekawe...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Momentami może i baśniowo, ale to raczej mroczna baśń. ;)
UsuńLubię fantasy, ale połączenie jej z science-fiction wydaje mi się średnio szczęśliwe. Mimo to może sięgnę po tę książkę. Na jedno jednak chcę zwrócić uwagę w tym komentarzu: przepięknie piszesz. Bardzo dobrze się Ciebie czyta i lektura tej recenzji wciągnęła mnie tak, jak niejedna dobra książka. Jestem pod wrażeniem!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sonia.
Dziękuję! Bardzo mi miło to czytać. :)
UsuńFantastyke znam podobnie nam Ty z Harry'ego Pottera. I jakoś mnie do niej nie ciągnie, choć planuje wziąć się za Pratchetta. Okładka książki wspaniała. Średniowiecze, Hiszpania... �� Ale chyba nic wiecej
OdpowiedzUsuńO, Pratchetta też troszkę znam. Utkwił mi w pamięci bagaż z nóżkami. No i Śmierć mówiący wersalikami. :D
UsuńTrochę nie moje klimaty, ale kto wie, może zmienię zdanie i się zdecyduję :)
OdpowiedzUsuńCzasem warto "zaryzykować". ;)
UsuńMożliwe, że kiedyś przeczytam, bo to są nie do końca moje klimaty :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
:)
Usuń