niedziela, 3 lutego 2013

Filmowe podsumowanie miesiąca - styczeń 2013 (cz. 1)

Wstępu nie będzie. A oto i podsumowanie:

1. "Oddział" reż. John Carpenter (2010); 3/10
(USA; horror)

Kristen (Amber Heard) ma amnezję, a po próbie podpalenia domu, zostaje umieszczona w szpitalu psychiatrycznym. Tu poznaje dziewczyny, które ewidentnie się czegoś boją. Tajemnica wisi w powietrzu, a Kristen oczywiście natychmiast postanawia dowiedzieć się w czym rzecz. Pośpiech jest wskazany, bo ktoś morduje kolejne dziewczęta, a główna bohaterka ani myśli zostać kolejnym trupem znalezionym na szpitalnej posadzce.

Zwykle gdy już zdecyduję się obejrzeć jakiś horror, nie kończy się to najlepiej. Tym razem nie mam jednak na myśli psychopatów ganiających mnie we śnie ani mrożącej krew w żyłach nocnej wyprawy do łazienki. "Oddział" choć odrobinę zaskakuje zakończeniem, poza tym jest filmem do bólu nudnym i pozbawionym atmosfery grozy. Jump scares, których tak nie cierpię, raczej bawią niż straszą. Właściwie to najbardziej przerażający jest poziom gry aktorskiej.

Gdybym była facetem, pocieszyłabym się widokiem ładnej buzi Amber, a tak cóż... 

2. "Frankenweenie" reż. Tim Burton (2012); 8/10
(USA; animacja, czarna komedia)

O moich wrażeniach z seansu możecie poczytać TUTAJ.

3. "Harvie Krumpet" reż. Adam Elliot (2003); 8/10
(Australia; animacja, komedia, krótkometrażowy)

Świetnie zrobiona animacja opowiadająca historię człowieka, którego pech prześladował przez całe życie. Harvie urodził się z zespołem Tourett'a, a by spisać listę kłód jakie los rzuca mu pod nogi, trzeba by użyć rolki papieru toaletowego i to tego, reklamowanego w telewizji jako dwa razy dłuższy od innych. Mimo to Harvie nie traci pogody ducha.

Świetna wizualnie, mądra, ciepła produkcja, słusznie nagrodzona Oscarem 2004 za najlepszy animowany film krótkometrażowy. Pięć lat później Elliot stworzył kolejny genialny film, tym razem pełnometrażowy. "Mary i Max" to jedna z najlepszych  i najbardziej niedocenionych animacji jakie kiedykolwiek widziałam.

4. "Szybki cash" reż. Daniel Espinosa (2010); 4/10
(Szwecja; dramat, thriller)

Johan "JW" Westlund (Joel Kinnaman) prowadzi podwójne życie. W jednym jest spokojnym, pilnym studentem ekonomii. W drugim, ładuje się w szemrane interesy. Ponieważ chłopak jest niegłupi, szybko znajduje pomysł jak wykiwać swoich pracodawców. 

Większości się podoba, ja się wynudziłam. Może to efekt zmęczenia po długim dniu (przyznaję, oczy mi się kleiły już przed seansem), ale jakoś przeoczyłam oryginalność fabuły i porywające zwroty akcji. Dla mnie to jeszcze jeden film o mafii wykiwanej przez jednego sprytnego. Z tym, że w tym przypadku nie jest powiedziane, że ten jeden  sprytny w ostatecznym rozrachunku okaże się zwycięzcą. 

Film powstał na podstawie powieści Jensa Lapidusa o tym samym tytule.

5. "Strasznie głośno, niesamowicie blisko" reż. Stephen Daldry (2011); 10/10
(USA; dramat)

Kilkuletni Oscar Schell (Thomas Horn) jest jednym z tych, którzy w zamachu z 11 września stracili bliską osobę. Po śmierci ojca (Tom Hanks) chłopiec ogromnie cierpi. Thomas rozumiał go jak nikt, dzięki niemu Oscar poznawał świat, a dzieciństwo chłopca upływało na grach i zabawach, na misjach wyrabiających w dziecku wolę walki, umiejętność myślenia a przede wszystkim wytrwałość w dążeniu do celu. Po jego śmierci młody Shell nie potrafi dogadać się z matką (Sandra Bullock), uważając, że kobieta go nie rozumie. Całą swoją energię skupia na rozwiązaniu ostatniej zagadki, jaką prawdopodobnie zostawił mu ojciec. W rzeczach Thomasa syn znalazł mały kluczyk. Wierząc, że jest on częścią misji wymyślonej dla niego przez ojca, chłopiec robi wszystko, by nie zawieść ukochanego rodzica. Mając przed sobą cel, łatwiej radzi sobie z bólem i tęsknotą. W rozwikłaniu zagadki klucza, Oscarowi pomaga tajemniczy, milczący mężczyzna z sąsiedztwa (Max von Sydow).

Są tacy, którzy uważają że film ten jest pompatyczny, kiczowaty, bla bla bla. Dla mnie to piękny, wzruszający obraz. Nieco bolesny, bardzo ciepły, dający nadzieję i wyciskający łzy z moich biednych oczu. Historia Oscara bardzo mnie poruszyła i bardzo mu kibicowałam w trakcie całej wyprawy w poszukiwaniu odpowiedzi, która być może nawet nie istnieje. Wspaniały, uniwersalny film o radzeniu sobie z bólem po utracie bliskiej osoby, o nadziei, której nie warto odrzucać.

Film dobry aktorsko (świetny Thomas Horn, nominacja do Oscara za rolę drugoplanową dla Maxa von Sydowa), w ubiegłym roku nominowany do Oscara w kategorii głównej. Powstał na podstawie książki Jonathana Foera (tego od rewelacyjnej powieści "Wszystko jest iluminacją" z równie dobrą ekranizacją). Daldry jako reżyser kolejny raz udowadnia swoją klasę (kto widział "Godziny" czy "Lektora" ten wie o czym mówię; "Billy Eliott"  podobno też jest warty uwagi).

6. "Ojczym" reż. Nelson McCormick (2009); 5/10
(USA; thriller)

Susan Harding jest samotną matką (w tej roli Sela Ward, tak, tak - ta sama, która kazała zoperować dr House'owi nogę wbrew jego woli). Przypadkiem poznaje czarującego Michaela Hardinga (Dylan Walsh) i wydaje się, że większe szczęście nie mogło jej się przytrafić. Mężczyzna szybko zamieszkuje z Susan i jej trójką dzieci (w roli jednego z nich Amber Heard). Niby wszystko gra, ale atmosfera jest raczej ciężkawa i nie chodzi tu tylko o to, że w życiu matki pojawił się nowy facet. Michael bywa nieco agresywny, spojrzenie ma lekko psychopatyczne i od razu wiadomo, że dla niegrzecznych i zbyt wścibskich ta historia nie może się dobrze skończyć.

Film trzyma w napięciu, ale tylko trochę. Wywołuje ciarki, ale w śladowych ilościach.  Jest przewidywalny. I ma kretyński plakat. Ale da się go obejrzeć.

7. "Piosenka o miłości" reż. Olivier Dahan (2010); 8/10
(Francja, USA; dramat, komedia)

Jane (Renée Zellweger) i Joey (Forest Whitaker) tworzą zadziwiającą parę przyjaciół. Ona jest silna, niezależna, skryta. Od wypadku jeździ na wózku inwalidzkim. Kiedyś była piosenkarką. On to silny, duży mężczyzna, nieco upośledzony umysłowo, ale za to pełen ciepła. Z wielkim sercem. Pewnego dnia razem wyruszają w podróż. Joey chce poznać pewnego pisarza, którego uważa za swego rodzaju guru, autorytet. Przy okazji wierzy, że ta wyprawa obudzi Jane z odrętwienia, przywróci jej radość życia. Gdy przypadkiem poznaje tajemnicę przyjaciółki, wpada na jeszcze jeden pomysł. Podróż ma pomoc Jane w rozliczeniu się z przeszłością.

"Piosenka o miłości" to jeszcze jeden z tych filmów drogi, w których bohaterowie ruszają w podróż terapeutyczną, która ma im pomóc coś zrozumieć, o czymś zapomnieć, z czymś się rozliczyć. Mam słabość do kina tego typu. Wystarczy mi przypomnieć "Prostą historię", a już mam łzy w oczach. Taka beksa ze mnie. Opowieść o Jane i Joey'u również mnie wzruszyła. Dodatkowy plus to aktorska para wcielająca się w główne role. Uwielbiam zarówno Renée jak i Foresta. 


8. "Akeelah i jej nauczyciel" reż. Doug Atchison (2006); 6/10
(USA; dramat, familijny)

Akeelah (Keke Palmer) ma jedenaście lat i jest uczennicą jednej ze szkół w Los Angeles. W wolnym czasie uwielbia grać w scrabble, a to sprawia, że dziewczynka jest coraz lepsza z ortografii. Gdy nauczycielka namawia ją do wzięciu udziału w konkursie ortograficznym, dziewczynka początkowo nie chce się zgodzić (i tak jest postrzegana jako dziwadło i wzięcie udział w rywalizacji polegającej na literowaniu podanych wyrazów wcale nie pomoże jej w poprawie stosunków z koleżankami). Okazuje się jednak, że bystra Akeelah jest w tym świetna i ma szansę na wygranie prestiżowego konkursu. Mimo sprzeciwu matki (Erica Hubbard), dziewczynka rozpoczyna intensywną naukę pod okiem Dr Joshua Larabee (Laurence Fishburne).

Nie wiem jak film o kilkulatce zajmującej się literowaniem może być ciekawy, ale ten o dziwo był. Oczywiście oprócz głównego tematu, w tle przewijają się takie atrakcje jak przyczyna dla której Akeelah tak bardzo wkręciła się w scrabble, tajemnica dr Larabee, a tym samym przyczyna tego, że doktor jest nieco szorstki dla swej małej uczennicy, przyjaźń i rywalizacja pomiędzy dzieciakami oraz nadgorliwi rodzice zmuszający dzieci do realizacji własnych ambicji.

9. "Chłopiec na rowerze" reż. Jean-Pierre Dardenne, Luc Dardenne (2011); 7/10
(Belgia, Francja, Włochy; dramat)

Cyryl (Thomas Doret) ma jedenaście lat i mieszka w domu dziecka. Jego ojciec żyje i chłopiec jest przekonany, że już niedługo weźmie go do siebie. Obsesyjnie poszukuje rodzica, podejmując kolejne ucieczki z ośrodka. Podczas jednej z nich poznaje fryzjerkę Samanthę. Więź, jaka się miedzy nimi rodzi sprawia, że kobieta zgadza się, by chłopiec przebywał u niej w czasie weekendów. Cyryl nie docenia jednak gestu Samanthy, oślepiony obsesją odnalezienia ojca, który go nie chce. Dodatkowo wplątuje się w podejrzane towarzystwo, widząc autorytet w człowieku, który zdecydowanie na to nie zasługuje. 

Ciepły, realistyczny film. Bez patosu, bez zbędnej ckliwości. Prosty przekaz. Świetna gra aktorska. Niepewność co do zakończenia jest dużym plusem. Wątek chłopca desperacko szukającego swojego miejsca oraz równie desperacko pragnącego uwagi ojca chwyta za serce.

10. "Pulp Fiction" reż. Quentin Tarantino (1994); 10/10
(USA; gangsterski)

Oto film, którego fabuły nie zamierzam Wam przybliżać, bo podejrzewam, że większość ma już seans za sobą, a Ci, którzy jeszcze się wahają, powinni po prostu iść na żywioł i nie pytać "ale o czym jest ten film"?

Tarantino w swym najlepszym wydaniu. Krew, akcja, czarny humor, błyskotliwe dialogi. Wszystko w dużych dawkach, podawane na przemian lub równocześnie. Genialna muzyka, rewelacyjna gra aktorska. Dialogi - żyleta. 

Moje serce zdobył John Travolta swoim spojrzeniem, które (że zacytuję pewną tap madl) było hipnotajzing, ale i pozostali są po prostu fenomenalni. Samuel L. Jackson  z burzą loków, Uma Thurman w roli kobiety bossa czy ociekający testosteronem Bruce Willis - to tylko trzy z wielu nazwisk budujących ten film. 

Uma i John zapraszają do tańca. :)

---
Ogłoszenie drobne: zrobiłam to, do czego niektórzy namawiali mnie od dawna, czyli skasowałam komentarze pod zakładką z wyzwaniem. Lista była zbyt długa i ostatnich komentarzy nie można było wyświetlić. Jak znów nazbiera się ich za dużo, to zrobię kolejną czystkę. Dzięki temu będziecie mieli pewność, że wszystkie komentarze z linkami do mnie docierają.

43 komentarze:

  1. W najbliższym czasie zabiorę się za "Strasznie głośno, niesamowicie blisko". Mam ten film w planach, a Twoja ocena mnie zachęciła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie mi się podobał. Nie wiem co takiego ma w sobie ta historia, ale zdobyła moje serce od razu. Dramat tego chłopca, jego strach, wątpliwości, tęsknota za ojcem, a jednocześnie ta wola walki, chęć działania, pokonywania strachu i słabości - mnie to rozbroiło.

      Usuń
  2. Nowa recenzja do wyzwania :)

    "Ostrożnie z marzeniami" - Maja Kotarska

    http://magicznyswiatksiazek.blogspot.com/2013/02/163-ostroznie-z-marzeniami-maja-kotarska.html

    OdpowiedzUsuń
  3. W styczniu pod względem filmowym pobiłam własny rekord - 19 filmów, pewnie wkrótce trafi się taki miesiąc kiedy nic nie obejrzę :/
    Widziałam "Strasznie głośno, niesamowicie blisko" - rewelacyjny, wzruszający film! Muszę obejrzeć Pulp fiction i Frankenweenie. Bardzo lubię filmy Tarantino i Burtona, więc raczej się nie zawiodę. Czekam na 2 część podsumowania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czemu ma się taki trafić? Nadmiar obowiązków?

      Na pewno się nie zawiedziesz. "Pulp Fiction" jest najlepszym filmem Tarantino (przynajmniej z tych kilku, które widziałam), a "Frankenweenie" choć może nie jest największym dziełem Burtona, to ma wszystkie najlepsze, charakterystyczne cechy jego twórczości.

      Usuń
  4. Haha :) No patrz! Ja wczoraj obejrzała "Oddział" bo w telewizji N w tym ich całym VOD mieli ten film za darmo. A Ty jak na niego trafiłaś? Pomieszana akcja z tym rozszczepieniem osobowości, ale masz rację, film ogólnie kiepski.
    A "Pulp fiction" to klasyka ;) Chociaż ja sama oglądałam niedawno, bo z rok lub dwa lata temu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siostra skądś go wygrzebała. :)
      Rozszczepienie osobowości to ciekawy temat. Jeśli interesuje Cię ten temat to polecam książkę Camerona Westa "Pierwsza osoba liczby mnogiej: Historia moich wielu osobowości".

      Ano klasyka. Tyle osób mi o tym powtarzało, że nieco buntowniczo się za ten film nie zabierałam. Przykład uporu graniczącego z głupotą. :)

      Usuń
  5. ,,Piosenkę o miłości" z chęcią bym obejrzała:)

    OdpowiedzUsuń
  6. ...no ale jak można dać 10/10 Pulp Fiction, a nie trawić Świętych z Bostonu?... :p
    Widziałam kiedyś tam "Ojczyma", wynudziłam się jak nie wiem co. Tym gorzej, jeśli spojrzy się przez pryzmat oryginału (który wciąż, wybitny nie był, ale i tak lepszy). I plakat miał lepszy, cudownie kiczowaty ^^
    Za ekranizację Foera miałam się w końcu wziąć. Powieść była genialna, także poprzeczka ustawiona wysoko. Ale widzę, że warto :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, oj tam. Najwyraźniej można. Obejrzałabym drugi raz, żeby się upewnić, ale tyle innych filmów czeka. =)

      O, coś przeoczyłam. Idę poszukać oryginału z kiczowatym plakatem.

      Nie czytałam powieści. :( Biblioteka zawiodła, więc pozostaje zakup. Tym bardziej, że wierzę w genialność tej powieści. Już "Wszystko jest iluminacją" było rewelacyjne.

      Usuń
    2. Oglądnij trzeci raz :p A potem czwarty, piąty i dziesiąty, póki nie dotrzesz do kresu wytrzymałości i dla świętego spokoju nie przyznasz, że jest genialny :p

      Już przestaję terroryzować ^^

      Przeczytaj koniecznie :) Sam styl autora jest cudny, aż kupiłam w oryginale, żeby się przekonać, czy będzie jeszcze lepiej - a na to liczę ^^

      Usuń
    3. To może od razu obejrzę dziesiąty? Albo jeszcze lepiej od razu przyznam, że jest genialny (te skrzyżowane palce to tylko taki efekt skurczu). :P

      Właśnie styl mnie uwiódł w poprzedniej książce. Mmm... Wygląda na to, że to nie była przypadkowa perełka, ale po prostu autor jest wart uwagi. I like it!

      Usuń
  7. Oglądałam: "Pulp Fiction", "Strasznie głośno..." i "Piosenkę o miłości". Wszystkie bardzo bardzo mi się podobały i moje oceny byłyby chyba identyczne jak Twoje.

    Chcę zobaczyć tę animację, bo nie słyszałam o niej nawet, a zapowiada się świetnie i może jeszcze "Chłopca na rowerze", ale to w bardziej dalekiej przyszłości.

    No i znowu koniec weekendu, i jutro do pracy :( Cieszysz się równie mocno jak ja? :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A "Mary i Maxa" widziałaś? Jest świetna!

      Przeogromnie się cieszę. Zwłaszcza, że jak zwykle nie zrealizowałam nawet połowy weekendowych planów. =/

      Usuń
    2. Pewnie, że tak! Już 3 razy i za każdym razem z ogromnym zachwytem:)

      No i jak Ci minął poniedziałek? Ja mało, co nie zasnęłam nad umowami i mam nadzieję, że nie narobiłam przez to błędów w systemie, bo by było...:P Ale przynajmniej zerwałam się wcześniej do domu pod pretekstem bólu głowy:)

      Usuń
    3. Bezboleśnie. ;)
      Gorzej dzisiaj, bo mamy zakończenie miesiąca, ale jeszcze chwilkę, jeszcze pół godzinki i dyskretnie się ulatniam. ;)

      Usuń
  8. Mało oglądam filmów, ale coś by się znalazło:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Twoje zestawienie jest... hipnotajzing ;) Cholercia, jestem daleko w tyle z kinem, bo znam tylko jeden film a o reszcie - zabij mnie - nawet nie słyszałam. Oprócz rzecz jasna Frankweeniego - od Ciebie z bloga.. To zamiast się smucić, potańczę jak Uma w rytm pioseneczki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się znać wszystkich tytułów.
      Niektórych też nie znałam aż do seansu. ;)

      Spróbuję to sobie wyobrazić. :P

      Usuń
  10. O, Harviego nawet sobie ostatnio przypomniałam. Obejrzałam go chyba zaraz po "Mary i Maxie" i tak się nawet zastanawiałam, dlaczego na niego ponownie trafiłam - teraz mam odpowiedź, pewnie trafiłam na Twoją ocenę. ;-) A teraz dopiszę sobie "Strasznie głośno...". :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się zbierałam, zbierałam i w końcu o tym filmie zapomniałam. Aż mi TVP Kultura przypomniała. Te animacje Eliotta są świetne. :)

      Dopisz, dopisz. A "Wszystko jest iluminacją" widziałaś?

      Usuń
  11. "Pulp Fiction" rządzi :D oglądałam już chyba z 10 razy i wciąż mnie bawi :) muszę sobie obejrzeć ponownie, bo już chyba ze 2 lata nie oglądałam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10? Wow! Chyba żadnego filmu nie widziałam tyle razy. Tzn. na pewno żadnego. :)

      Usuń
  12. "Strasznie głośno, niesamowicie blisko" - muszę obejrzeć! A "Piosenka o miłości" również mi się podobała:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Muszę obejrzeć "Strasznie głośno, niesamowicie blisko". A "Pulp Fiction" dalej nie oglądałam i nie wiem kiedy to nadrobię. Ciastek popełni na mnie rytualny mord :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja mu pomogę! Mogę na przykład mamrotać jakieś rytualne modlitwy. =D

      Usuń
    2. Już szykuje ołtarzyk :P Fajnie, że pomożesz, zawsze to raźniej popełniać rytualne mordy :D

      Usuń
    3. Jak miło,że się dogadujecie. Obiecuje grzecznie leżeć, gdy będziecie wykrajać mi serce na ołtarzu. Proponuje do tego puścić soundtracka z Pulp Fiction :P

      AnnRK, Ciastek wrzucił recke "Nędzników" :)

      Usuń
    4. Czemu od razu serce? To by było zbyt krótkie i mało zabawne. Zaczniemy od łaskotek. Soundtrack z "Pulp Fiction" będzie do tego jak znalazł.

      Mam ochotę powiedzieć, że z zazdrości nie przeczytam, ale ciekawość mnie zżera. =)

      Usuń
  14. Akeelah widziałam przez przypadek w telewizji, natomiast "Pulp fiction" uwielbiam, ale jestem bezkrytyczna dla filmów Tarantino:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżby Ale Kino? :)
      A mi właśnie Ale Kino wyłączyli i rozpaczam strasznie, tym bardziej że w piątek leciało "W imię ojca". :(

      Usuń
  15. Widziałam "Ojczyma", który mnie strasznie rozczarował. Liczyłam na naprawdę dobry thriller psychologiczny, a nudne to było, że szkoda gadać. W planach mam oczywiście "Pulp Fiction", bo to już nie film, a legenda ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja byłam pewna, że niemal wszyscy już ten film widzieli i właściwie już nawet głupio mi było, że ja nie. =)

      "Ojczym" też mnie rozczarował. Spodziewałam się czegoś bardziej trzymającego w napięciu, mniej przewidywalnego.

      Usuń
  16. Jestem fanką grozy i z twojej listy filmów akurat zaciekawiły mnie ,,Ojczym'' i ,,Odział'', ale widzę, że niezbyt przychylnie odebrałaś obie produkcje, co mnie bardzo smuci, bo nie wiem, czy w takim razie jest sens je oglądać. Zastanowię się jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz się rozczarować. Ja nie bardzo lubię filmy grozy, bo tchórzofretka z przewagą tchórza ze mnie straszna, a te filmy kompletnie mnie nie ruszyły. Więc tym bardziej nie ruszą kogoś, kto takie filmy ogląda częściej.
      No, ale zawsze mogę się mylić. :)

      Usuń
  17. I znowu nie mogę się wypowiedzieć, ponieważ nie oglądałam żadnego z tych filmów:/ Za to plakat "Ojczyma" bardzo mnie rozbawił;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On nie ma bawić, tylko straszyć. Nie załapałaś przesłania. :P

      Usuń
  18. Z powyższych filmów oglądałam tylko Pulp Fiction, który dla mnie nie był jakąś rewelacją i Ojczyma. Ten już mi się bardziej podobał zwłaszcza, że lubię tego typu filmy ;) Widziałam kiedyś bardzo podobny, a nawet lepszy, ale nie mogę sobie teraz przypomnieć tytułu ... :( Ciekawa notka, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Kurcze, też mi się ten motyw kojarzy z jakimś innym filmem, ale za nic sobie nie mogę przypomnieć z jakim, a nie chce mi się przekopywać Filmweba.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...