wtorek, 22 sierpnia 2017

Viktor Arnar Ingólfsson "Tajemnica wyspy Flatey"
[RECENZJA]




Opodal chłopca dwie samice miękkopióra wysiadywały jaja. Nie ruszały się i trzeba było wprawnego oka, by odróżnić je od torfu i trawy. Ostrygojad stał na kamieniu i głośno klekotał. Pewno gniazdo miał niedaleko stąd, na brzegu. Trochę dalej, pod potężną skałą, leżało truchło wielkiego zwierzęcia.

Nonni widywał już wcześniej podobne rzeczy. Trupy młodych wielorybów, dużych fok albo wzdęte cielska owiec. Teraz różnica polegała na tym, że ścierwo miało na sobie zieloną kurtkę.*




Zaburzony spokój



Tajemnica wyspy Flatey Viktora Arnara Ingólfssona ma dokładnie taki klimat, jakiego oczekiwalibyśmy po literaturze rodem z Islandii, na dodatek z akcją osadzoną kilka dekad temu, a więc pozbawioną nowoczesnych atrybutów odbierającym opowiadanym historiom pewien rodzaj magii. Jest więc nieco tajemniczo, surowo, chłodno. Autor z wolna wprowadza czytelników w sekrety maleńkiej wyspy i równie niewielkiej społeczności, której przyszłość chyba tylko wójt widzi w jasnych barwach. Kolejne wysepki wokół się wyludniają. Młodzi nie mają tu czego szukać, połowy idą marnie, o inne zajęcie ciężko.

Mieszkańcy żyją spokojnie, w dawno ustalonym rytmie zgodnym z rytmem natury, która w tych rejonach jest dość trudnym sprzymierzeńcem, twardym przeciwnikiem. Panuje tu cisza, a idea slow life ma się tu dobrze, choć w tamtych czasach nikt nie czuł potrzeby nazywania nieśpiesznego życia z dala od pogoni za pieniędzmi i zdobyczami cywilizowanego świata.

I nagle na sąsiedniej, bezludnej wysepce chłopiec znajduje ciało niezidentyfikowanego mężczyzny. Na Flatey przybywa Kjartan, przedstawiciel prefekta, który ma rozwiązać zagadkę tej tajemniczej śmierci. Spokój zostaje zaburzony.


Wciąż żywe legendy



Nieśpiesznie islandzki autor przeprowadza czytelników przez fabułę, jeśli więc spodziewacie się dynamicznej akcji, musicie zmienić książkę albo oczekiwania. Tu, nawet gdy odnalezienie trupa i poszukiwanie przyczyny śmierci tajemniczego mężczyzny zaburza równowagę, wciąż będzie stosunkowo spokojnie. Mieszkańcy Flatey emocje skrywają równie głęboko jak tajemnice. Dlatego niełatwo będzie ustalić kim jest martwy człowiek w zielonej kurtce, jak dostał się w te okolice i co stało się, że skończył tak tragicznie.

Usiłując rozplątać sieć relacji między mieszkańcami, ustalić co wiedzą, o czym milczą, będziemy musieli wziąć pod uwagę jeszcze jednego bohatera tej historii. Księgę Flateyjarbók, średniowieczny manuskrypt, zbiór pieśni, opowieści, sag o wikingach, zwieńczoną kroniką stworzenia świata. To właśnie ta księga zawiera odpowiedzi na zagadki sprzed niespełna wieku, zagadki, która intryguje wielu, ale nikt nie zdołał jej rozwiązać. Klucza należy szukać w lokalnej bibliotece, budynku mierzącym niespełna szesnaście metrów kwadratowych. Należy się jednak z nim obchodzić ostrożnie, jeśli nie chce się ożywić ciążącej na nim klątwy.

Bo życie na Flatey to nie tylko sekrety i rytm natury, ale i świat legend, krwawych wikińskich historii, wciąż żywych wierzeń.


Nieśpiesznie do celu



W Tajemnicy wyspy Flatey przeszłość i teraźniejszość żyją obok siebie. Między kadrami z życia mieszkańców oraz scenami prowadzonego śledztwa, przewijają się opowieści o manuskrypcie i oraz zagadki z nim związane. 

Kolejni obcy przybywający na wyspę burzą równowagę tego miejsca. Każdy z nich ma trudną przeszłość, bagaż doświadczeń targanych mimowolnie. Mieszkańcy traktują ich z dystansem, niechętnie wprowadzając do swego życia. Nie rozmawia się tu o uczuciach, nie okazuje emocji. Niby wszyscy wszystkich znają, ale każdy tworzy swój mały światek i broni dostępu do niego.

Kryminał Viktora Arnara Ingólfssona ma w sobie dużą tajemniczość i malowniczość. Autor tworzy interesującą fabułę z dość nieoczekiwanym rozwiązaniem. Nieśpieszność zdarzeń wpisuje się w surowy islandzki krajobraz, a nawiązania do przeszłości są dodatkowym magnesem przykuwającym uwagę. Rozczarowani będą ci, którzy cenią dynamiczne fabuły oraz tacy, którzy chętnie wzięliby udział w rozwiązywaniu zagadki manuskryptu. Islandczyk niestety skonstruował ją w sposób, który czytelnikowi na to nie pozwala. 

Viktor Arnar Ingólfsson stawia na klimat i realizm. Bardzo wiarygodnie maluje przestrzeń, ciekawie opowiada o życiu w tym malowniczym, acz trudnym miejscu, kryminalną intrygę zgrabnie, nienachalnie wplatając w codzienność mieszkańców wyspy Flatey. Czasami bywa mrocznie (krwawy orzeł), choć bez paskudnych scen przemocy, innym razem zabawnie (pożyczenia flaszki za pół), bez wątpienia od początku do końca jest intrygująco.



Viktor Amar Ingólfsson
Tajemnica wyspy Flatey
Wyd. Editio
2017
254 strony



*Viktor Arnar Ingólfsson, Tajemnica wyspy Flatey, przeł. Jacek Godek, Wyd. Editio, 2017, s. 9-10.




20 komentarzy:

  1. Bardzo lubię kryminały, a taki klimat jaki przedstawia ta książka już mi się podoba :) Bardzo chętnie wpiszę na moją listę do przeczytania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię czasem przeczytać taki nietypowy, niespieszny kryminał :) No i jeszcze ten klimat - książka dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten jest bardzo klimatyczny, więc powinien trafić w Twój gust. :)

      Usuń
  3. Czytałam. Wszystko się zgadza, choć w pewnym momencie zagadki skandynawskie mogą znużyć, gdy się nie zna dawnych legend wikingów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt. Szkoda, że zagadek nie można rozwiązywać razem z bohaterami.

      Usuń
  4. Podoba mi się motyw wikingów jaki wykorzystano. Jestem ciekawa tej książki głównie z tego powodu. Raczej czytnę :)

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem czy to książka dla mnie. Cyba nie na tę chwilę, bo obecnie potrzebuję czegoś dynamicznego (zresztą czytam "Krucyfiks" Cartera) i ogólnie nie jestem miłośniczką nieśpiesznej akcji. Ale kusi Islandia i tajemnice bohaterów, więc może zostawię sobie tę powieść na jesienne wieczory :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W porównaniu z Carterem mało co jest dynamiczne. :P

      Usuń
    2. Faktycznie, już odczułam, że facet się nie patyczkuje z bohaterami :P

      Usuń
  6. To może być coś dla mnie, skoro nie ma tam "paskudnych scen przemocy" :) Bo takich nie lubię :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tu ich nie znajdziesz, choć trafia się dość efektowna zbrodnia. ;)

      Usuń
  7. Faktycznie - "Tajemnica Wyspy Flatey" kryje w sobie mnóstwo tajemniczości. W malowniczo ukazanej scenerii (która pozostaje jednocześnie chłodna i niedostępna) dzieje się fabuła, która powinna zadowolić nawet największych fanów tego gatunku. Zdecydowanie polecamy!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ta książka była zupełnie inna względem czytanych przeze mnie kryminałów. Autor zbudował bardzo ciekawą historię :).

    Pozdrawiam
    zakladkadoksiazek.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. uwielbiam takie książki, kryminały, wyspa, specyficzny klimat. Super.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...