poniedziałek, 13 lipca 2020

Robert Ziębiński "Dzień wagarowicza"

Dzień wagarowicza recenzja


Horrory są po to, żeby się bać. Żeby czytać je w napięciu i reagować na każdy szelest, który przerwie towarzyszącą lekturze ciszę. Czy Dzień wagarowicza Roberta Ziębińskiego dostarcza takich emocji? Już wam mówię.




Horror w mazurskich lasach



Z Dniem wagarowicza jest tak, że mieści się w tej książce kilka sprawdzonych motywów, a sposób prowadzenia narracji sprawia, że książkę się dosłownie połyka i to nie bez zaangażowania. Na poziomie czysto rozrywkowym horror Roberta Ziębińskiego sprawdza się doskonale i zapewne o to właśnie chodzi, by czytelnikowi tę rozrywkę dostarczyć. Jeśli jednak chcemy się naprawdę bać to hmm... z tym może być różnie. Wszystko oczywiście zależy od tego, kto czego potrzebuje, by po odłożeniu książki spać przy zapalonym świetle i za zabarykadowanymi drzwiami. Jak się okazało, ja potrzebuję czegoś więcej, ale o tym za chwilę.

Mamy w tej historii motyw tajnego, radzieckiego laboratorium, przywodzącego na myśl miejscówkę z serialu Dark i to jest dobre skojarzenie. Mamy grupę młodzieży wybierającej się na kilka dni do domku otoczonego mazurskimi lasami (miałam nieodparte wrażenie, że po sąsiedzku bawi się ekipa z W głębi lasu i to też jest dobre skojarzenie). Wreszcie, mamy też stworzenie, które jednym machnięciem łapą zdolne jest człowieka pozbawić kończyny. Albo głowy. Albo wnętrzności. W pierwszym momencie mój skażony popkulturą umysł podsunął mi sceny z W lesie dziś nie zaśnie nikt. I to jest bardzo złe skojarzenie. (Jeśli nie widzieliście wspomnianego filmu, nie zmieniajcie tego). Na szczęście Robert Ziębiński stworzył antagonistę dalece ciekawszego, a cała historia ma więcej sensu. Za to śmiertelność bohaterów jest równie wysoka co w filmie Bartosza Kowalskiego.


Co kryją mazurskie lasy?



Mamy marzec 1956 roku, Bierut umiera, a w Warszawie rozpoczyna się walka o władzę. Najważniejszy człowiek w państwie, Edward Ochab, jest mocno zaniepokojony zbierającymi się nad nim ciemnymi chmurami, w związku z czym z radością przyjmuje pomysł swojej córki, Ingi, która z grupą znajomych chce wyjechać na kilka dni na Mazury. Ani on, ani Inga nie mają pojęcia, co czai się w lasach, które miały być miłym tłem młodzieżowego wypadu bez kurateli dorosłych. 

Więcej pojęcia ma na ten temat czytelnik, który co rusz obserwuje miejscowych, co to wyszli z domu, by nigdy już doń nie wrócić. Zmasakrowane ciała noszą ślady, jakich nie zostawił ani człowiek, ani żadne znane zwierzę.

Dla młodzieży z Warszawy to będzie niezapomniany wyjazd. O ile oczywiście będzie go komu wspominać...


Horror na jeden wieczór



Historia na plus. Skrojona ze zgranych motywów (nie wymienię, żeby nie spojlerować) broni się dynamiką i osadzeniem w polskich realiach. Czyta się błyskawicznie, na co wpływ mają interesująca intryga, krótkie rozdziały, przewaga dialogów nad opisami. To ostatnie pewnie dla wielu będzie plusem. Ja się waham, z jednej strony świadoma tego, że zwiększenie liczby czy długości opisów spowolniłyby akcję, z drugiej pewna, że wyszłoby to na dobre klimatowi tej historii. Mój problem z Dniem wagarowicza polega na tym, że właśnie tego klimatu mi zabrakło.

Powieść Roberta Ziębińskiego to krwawy slasher, w którym liczba bohaterów zmniejsza się tak szybko, że wielu z nich nie będziemy mieli szansy poznać. Stają się niemal bohaterami jednego ujęcia. Szkoda, bo to sprawia, że mniej im kibicujemy. Nawet te postaci, które dostają rolę dającą im szanse na dotrwanie do finału, nakreślone są dość pobieżnie. Trudno się z nimi zżyć.

Dzień wagarowicza to taka powieść na raz. Dawka spływającej krwią rozrywki, która bardziej bawi niż straszy, ale trzeba przyznać, że horror ten wciąga i dobrze się go czyta. Szkielet historii jest świetny, zabrakło głębszych obrazów. Tego, co sprawi, że pokochamy postaci lub je znienawidzimy, a wybierając się na wakacje raczej zarezerwujemy apartament w centrum miasta niż uroczy domek w lesie.

A co nas czeka w finale? Myślę, że zaskoczenie, ale też nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ten finał jest jakiś taki... ładny. Kompletnie odstający od reszty.

Jak widać, jestem rozdarta. Na szczęście (którego nie miało wielu bohaterów Dnia wagarowicza), rozdarcie to jest wyłącznie metaforyczne.


Robert Ziębiński
Dzień wagarowicza
Dom Wydawniczy Rebis
2020
276 stron



6 komentarzy:

  1. Ja również będę pisała tę książkę i jestem ciekawa swoich odczuć po lekturze. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo zainteresował mnie ta książka, już dawno nie czytałam dobrego horroru :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Horrorów nie czytam, ale w mazurskie lasy się zagłębię.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja horrory raczej omijam, ale tym razem chyba się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rzadko sięgam po horrory, bo po prostu nie lubię się bać. W całym życiu przeczytałam może ze 4 jak dotąd? ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. To może być świetny horror na wakacyjne dni. Lubię się czasem bać, więc zapisuję tytuł:)
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...