Piątek. Nie muszę się śpieszyć, więc się nie śpieszę. Na Targi Książki docieram koło południa. Wiki jest już na miejscu. Nie ma tłoku, więc spokojnie mogę robić zdjęcia stoisk (w sobotę będzie to nierealne). Większych planów brak, dopiero wieczorem wybieram się na dwa spotkania, a tymczasem mogę do woli przemieszczać się od stoiska do stoiska, co jakiś czasu uwieczniając na fotkach wystawki i pisarzy. Większość zdjęć z notki Książki są fotogeniczne to efekt tejże nieśpiesznej przechadzki.
Tego dnia książki podpisują m.in. zafascynowana realizmem magicznym M.A. Trzeciak...
...otoczony wianuszkiem małych i dużych czytelników, Andrzej Maleszka...
...specjalistka od powieści historycznych - Elżbieta Cherezińska...
...pełen pozytywnej energii o. Leon Knabit...
...znany z ciętego języka i tego, że autografów nie składa na Gazecie Wyborczej oraz niezidentyfikowanych ulotkach - Wojciech Cejrowski...
...autorka m.in. sagi Bez pożegnania - Barbara Rybałtowska...
...znana nie tylko miłośnikom literatury kobiecej - Hanna Cygler...
...i trzykrotna finalistka Nagrody Nike - Magdalena Tulli.
Jako, że nie samymi książkami człowiek żyje, zmęczone zakupami mole mogły przysiąść na chwilę w jednej z sal, gdzie rozbrzmiewały dźwięki muzyki węgierskiej.
Niestety nie bardzo miałam na to czas, bo ten płynąc nieubłaganie, popychał mnie w kierunku Kazimierza. Długo wahałam się nad tym, czy wybrać spotkanie autorskie Remigiusza Grzeli czy może jednak ruszyć do Instytutu Cervantesa, gdzie autor najnowszego tłumaczenia Don Kichota - Wojciech Charchalis oraz specjalista od twórczości Cervantesa - Emilio Pascual mieli wziąć pod lupę szlachcica z La Manchy.
W końcu, pół godziny przed czasem, stawiłam się w Centrum Kultury Żydowskiej, w oczekiwaniu na spotkanie autora uwielbianej przeze mnie powieści Złodzieje koni, próbując się rozgrzać herbatą z cytryną. Spotkanie z Remigiuszem Grzelą prowadziła Marta Fox, na widowni siedziała Barbara Kraftówna. Tyle szczęścia na raz. Wieczór okazał się tak kameralny i pełen ciepła, że udzieliła mi się jego niezwykła, melancholijna atmosfera. Nawet nie wyciągałam z torby mojego egzemplarza Złodziei koni, tylko zaopatrzyłam się w egzemplarz Wyboru Ireny, najnowszej książki pisarza, poruszającej opowieści o wyjątkowej kobiecie. To właśnie jej poświęcone było spotkanie, o którym bardziej szczegółowo Wam opowiem w swoim czasie.
Ukoronowaniem wieczoru, było spotkanie z katalońskim pisarzem Jaume Cabré, którego w Polsce znamy z dwóch powieści: Wyznaję oraz Głosy Pamano. Spotkanie odbywało się w ramach Conrad Festival.
Wydawałoby się, że dotarcie z Kazimierza do ICE Kraków nie powinno być wielce problematyczne i tego się trzymajmy, pozostawiając bez komentarza mój bieg przez miasto z obłędem w oczach, rozwianymi włosami, planem miasta w dloni i niesłabnącą pewnością, że nigdy nie dotrę do celu. Na szczęście czuwał nade mną dobry duch, który pokierował mnie na właściwy tramwaj i odebrał z przystanku. Dzięki Monice nie spóźniłam się na spotkanie, co nie znaczy, że czekało na mnie krzesło w pierwszym rzędzie. Nie czekało nawet w trzecim. Ani w piętnastym. Ba! Nie czekało na mnie nawet w dolnej części sali. Górnej też, dlatego ostatecznie rozsiadłyśmy się na piętrze na bocznym balkonie.
Kiedy już Ania rozsiadła się wygodnie, wyjęła z torby aparat, zapasowy obiektyw, telefon celem nagrania polskojęzycznej części, zeszyt i długopis, celem robienia notatek, gdy polskojęzyczna część dobiegnie końca, zdjęła bluzę, zaczęła rozmyślać, czy aby nie zgubiła numerka z szatni, bo nigdzie nie umiała go zlokalizować, okazało się, że są gorsze nieszczęścia niż potrzeba udania się do toalety i mały głód ssący żołądek. Niezastąpiona Monika zauważyła to, co mnie udało się przeoczyć. Otóż gość wieczoru był Katalończykiem, a ci jak wiadomo, niekoniecznie mówią biegle po polsku. Za to my niekoniecznie rozumiemy kataloński. Jeśli dodać do tego informację o tłumaczeniu konsekutywnym, to szept mojej towarzyszki informujący o tym, że nie wzięłyśmy ze sobą słuchawek nadawał sytuacji dość dramatyczny charakter.
Tu następuje scena, w której to dwie blogerki zamiast słuchać zapowiedzi spotkania, przepychają się między siedzącymi ludźmi, galopem pokonują schody na parter, zdyszane dobiegają do stanowiska ze słuchawkami i słyszą: dowód tożsamości poproszę.
Pytanie pierwsze: czy muszę dodawać, że torebkę zostawiłam na górze?
Pytanie drugie: czy wspominałam, że Monika jest niezastąpiona? Tak, miała dokument zapewniający o tym, że ona to ona. Tak, dostałyśmy dzięki temu słuchawki. I nawet udało nam się wrócić na spotkanie nim prowadzący skończył zapowiadać gościa.
O samym spotkaniu powiem na razie tyle: było warto! Tymczasem czekam na kolejną powieść autora (tu posyłam błagalne spojrzenie w kierunku wydawnictwa Marginesy).
Poniższe zdjęcie to próba przebicia się przez ciemność teleobiektywem, podjęta podczas delikatnego zwisu nad barierką, któremu towarzyszyło drżenie rąk i wizja aparatu spadającego, roztrzaskującego się o czaszkę wielbiciela literatury katalońskiej. Cóż... Kto późno przychodzi, ten ma takie właśnie ujęcia.
Po spotkaniu pozostał mi tylko jeden cel: zdobyć autograf! Kolejkę tworzyły dwa ludzkie strumienie zlewające się tuż pod sceną, na której autor cierpliwie bazgrał po kolejnych książkach. W tymże strumieniu usiłowałam ściągnąć na siebie spojrzenie Ani, ale ta okazała się wyjątkowo odporna na przesyłane jej dobre fluidy i ani myślała się odwrócić w moim kierunku. Czego nie dokonało moje uporczywe się wpatrywanie w Anię, to osiągnęła przesuwająca się kolejka. Do autora dotarłyśmy więc razem, wcale nie robiąc zamieszania przy fotografowaniu. Nic a nic.
Targowy piątek zaczął się więc spokojnie, a skończył emocjonująco. Gdy po 23 dotarłam w końcu do mieszkania szwagierki, byłam równie zmarznięta co szczęśliwa.
A tymczasem w sobotę...
(Jeśli jesteście ciekawi kogo złapałam obiektywem w sobotę, zapraszam na bloga wieczorem, koło godziny 19).
Nie wytrzymałaś! Musiałaś! Teraz już wszyscy i wszędzie wiedzą, jaka to ja jestem odporna na pozytywne wibracje. No przecież Cię, paskudo jedna, w końcu zauważyłam ;) I zamiast się cieszyć tym faktem, to wypominasz i wypominasz ;)
OdpowiedzUsuńJakie zamieszanie przy fotografowaniu? Ja o niczym nie wiem... ;) ;)
Popraw się i nie marudź. :P
UsuńPewnie musiało mi się pomylić z czymś innym. :D
Cóż za przygody :D Ale wszystko się dobrze udało i nie musiałaś czekać 50 min. w kolejce do Cabre na Targach... :)
OdpowiedzUsuńTo fakt. Choć w sumie nie wiem czy czekałam dużo krócej. Byłam zajęta wpatrywaniem się w Anię, więc nie mierzyłam czasu. :D
UsuńNo proszę, to teraz będziesz wklejać notki 2 razy dziennie? ;)
OdpowiedzUsuńA propos Barbary Kraftówny, to byłam niedawno na spektaklu "Trzeba zabić starszą panią", w którym grała tytułową rolę. Pod koniec rozdawała funty, nawet udało mi się zdobyć 2 papierki, ale gdzieś je zapodziałam. Mam za to dolary z innego spektaklu. Opłaca się chodzić do teatru ;)
Gdybym dała radę, to bym wklejała. :D
UsuńNo tak, przecież mówi się, że kultura wzbogaca. :P
Wiem, że masz niespożytą energię :P
UsuńTo prawda - także "materialnie" ;))
Niekoniecznie. Wczoraj padłam w środku dnia na pół godziny. :/
UsuńNa to wygląda. :D
Kiedyś trzeba odpocząć. Choć ja podobno jestem cyborgiem :P
UsuńWychodzi na to, że strasznie zakręcona z Ciebie osoba :) Jaume Cabre zdobył naszą (moją i brata) sympatię podczas spotkania z czytelnikami w hali Expo :) Teraz pozostaje mi nadrobić książkowe zaległości :) "Wyznaję" już mam, więc potrzeba tylko trochę mobilizacji :)
OdpowiedzUsuńTylko czasami. :P
UsuńTrochę żałuję, że nie poszłam na to spotkanie na Targach. W końcu co dwa spotkania to nie jedno. :D
A Ty czytaj szybko "Wyznaję"!
Świetne fotki - aż mnie zazdrość zżera :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńAle miałaś przeboje :) Czekam na kolejną relację wieczorem!
OdpowiedzUsuńJeszcze została mi część niedzielna. ;)
UsuńTylu świetnych autorów w jednym miejscu... żal, że mnie tam nie było :(
OdpowiedzUsuńMoże następnym razem się uda?
UsuńCzekam na wrażenia dotyczące bohaterki nowej książki R. Grzeli.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę tych emocji :-)
Postaram się jak najszybciej ją przeczytać i zapolować na pozostałe książki tego autora.
UsuńPoczytam sobie o Targach, pooglądam na zdjęciach, otrę łże lub dwie, że mnie tam nie było i spędzę mile czas z Twoimi wpisami, chłonąć Twoja radość :)
OdpowiedzUsuńA następnym razem może się wybierzesz? :)
Usuń