Kazimierz Nowak Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd. Listy z podróży afrykańskiej z lat 1931-1936 Wyd. Sorus 2008 |
O Kazimierzu Nowaku usłyszałam po raz pierwszy kilka lat temu, kiedy podczas Nocy Muzeów, wybrałam się do poznańskiego Muzeum Etnograficznego. Od tego czasu miałam ogromną ochotę zapoznać się z zapiskami podróżnika, który przemierzył Afrykę, wędrując z północy na południe i z powrotem. Wyprawa zajęła mu pięć lat, podczas których walczył nie tylko o dotarcie do celu, ale także niejednokrotnie o przeżycie.
Jestem świeżo po lekturze czwartego wydania Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd. Listy z podróży afrykańskiej z lat 1931-1936 - relacji dla mnie wyjątkowej, bo pisanej przepięknie (jest już dostępne wydanie piąte). Mam wrażenie, że dziś już nikt tak nie pisze. Zwykle trafiam na opisy podróży w wydaniu "na luzaka", skrzące się humorem lub tworzone z niemal podręcznikową precyzją i takim samym czarem. Mało kto posługuje się językiem tak plastycznym, działającym na wyobraźnię.
Urodzony na Podolu Polak, swoją podróż zaczął w Trypolisie. Pięć lat później skończył ją w Algierze, bogatszy o wiele obserwacji, doświadczeń, zdjęć i zapisków. Uboższy za to w kilogramy, jako że samotna wyprawa nie pozwoliła na zabranie ze sobą zbyt dużych zapasów, a stepy, pustynie czy dżungle bywają dość ubogie w bary i sklepy. Niejednokrotnie przyjdzie autorowi zabłądzić, nieraz zetnie go z nóg malaria, głód zajrzy w oczy, a brak wody zacznie doskwierać bardziej niż zmęczenie i tęsknota za krajem.
Ta ostatnia będzie towarzyszyć podróżnikowi nieustannie. W dżungli, na pustyni czy pokrytym lodowcem masywie Ruwenzori, przywołującym skojarzenia z polską, śnieżną zimą. Nic nie jest jednak silniejsze od chęci przemierzenia Afryki, ani tęsknota, ani pragnienie, ani wizja własnej śmierci, przybierająca na sile, gdy na pozbawionych wody terenach, bieleją kości nie tylko zwierzęce, ale i ludzkie. Niekiedy każdy, nawet najmniejszy wysiłek sprawiał ból. Czasem ratunek był nieodległy, ale są takie chwile, kiedy wszystko jest za daleko, chciałoby się jedynie zamknąć oczy i wsłuchać w złowróżbne wycie wiatru. Zasnąć.
Kazimierz Nowak [źródło] |
Żadne pióro nie jest w stanie opisać uczuć, jakich doznaje się w chwili konania z pragnienia wtedy właśnie, gdy woda jest niedaleko, a sił brakuje, by do niej dotrzeć. Nie sposób opisać radość, która rozsadza serce na widok zbliżającego się ratunku[1].
Jak na kogoś, kto wiele razy wspomina o tym, że tego czy owego nie da się opisać, wbrew swym słowom czyni to znakomicie. I tak, przed moimi oczami pojawiły się obrazy niechciane, jak np. jeża zjadającego żywcem węża (wyobrażacie sobie syczące cielsko, wijące się i próbujące zaatakować iglastego głodomora?), ale i piękne:
Gdy osiągam grań zbocza, niczym odrzwia jakiejś rajskiej krainy otwiera się przede mną widok tak niezwykły, że oczom wprost wierzyć nie chcę. Poniżej, na polance przeciętej wyzłoconą wschodem słońca wstęgą rzeki Kinati widzę rozległy po horyzont, naturalny ogród zoologiczny. Są dostojne, dumne żyrafy, są potężne słonie, gazele różnych odmian, a u stoku góry ryjami przeorują ziemię potężne czarne guźce o dużych błyszczących kłach. W nurtach rzeki gramoli się tłuste cielsko hipopotama, a spłoszone pluskiem wodne ptactwo obsiada niczym płatki śniegu okoliczne zarośla[2].
Gdyby Kazimierz Nowak miał okazję oglądać Króla Lwa, bez wątpienia nuciłby w tamtej chwili oscarowy soundtrack Hansa Zimmera.
Trudno jest z perspektywy wygodnego łóżka pisać o tak niesamowitej wyprawie, gdy kot jest zaledwie poczciwym mruczkiem, a nie śmiercią o błyszczących oczach czającą się w zaroślach, pod ręką ma się miskę bakalii do chrupania i szklankę soku pomarańczowego, a w razie większego głodu, pizzę dowiozą w pół godziny. Ciężko mi sobie wyobrazić strach towarzyszący podczas nocy w dżungli, wycieńczenie ciała trawionego gorączką na pustkowiu, ten moment, kiedy spada się z rozpędzonego roweru, raniąc się dotkliwie, a wokół nie ma nikogo, kto pomoże naprawić pojazd, oczyścić obficie krwawiące rany, pomóc w dotarciu do choćby najbardziej prymitywnego schronienia.
Jak silna musi być chęć poznania świata, gdy człowiek świadomie decyduje się na życie pełne niewygód, nie mając nawet pewności, czy nie zakończy go machnięcie łapy drapieżnika, włócznia niegościnnego tubylca, malaria, głód, odwodnienie, zakażona rana, nadepnięty wąż, wycieńczenie, gdy wciąż trzeba przeć przed siebie, a sił już brak. Kazimierz Nowak nawet nie przypuszczał, jaką cenę przyjdzie mu zapłacić za niezliczone noce pod gwiazdami, bliskość natury, możliwość obserwowania życia rdzennych mieszkańców Afryki.
Wspominam głównie o trudach, ale przecież wyprawa Nowaka to także pasjonująca przygoda, niesamowite doświadczenia, interesujące obserwacje. Autor pisze lekko, opowiada zajmująco, nie stroni od emocji. Dzieli się refleksjami, opisuje rzeczywistość. Wiele tu scen pięknych, smutnych, ale i zabawnych (historie o sprytnych kupcach sprzedających buty czy nici, czytałam mężowi na głos, sama wcześniej zaśmiewając się z nich w tramwaju, za co współtowarzyszy podróży nie przepraszam). Jada śniadania w towarzystwie Pigmejów, obserwuje okrutne polowanie na słonie, z zachwytem przygląda się zwierzętom, nie tylko tym, których nie dostrzec nie sposób, ale pochyla się nawet nad zorganizowanym światem mrówek. Nowak opisuje to, co gościnne i niegościnne, piękne i brzydkie. Nie wyczuwa się w nim fałszu ani koloryzowania rzeczywistości. Sporo u niego ciekawostek. Czy wiecie jak odebrać komuś życie... wąsem lamparta?
Podczas lektury zazgrzytałam zębami tylko raz, ale wykrzesaną wówczas iskrą mogłabym przyczynić się do pożaru sawanny. Bardzo mi się nie podobał ten moment, kiedy zdesperowany podróżnik nie mogąc znaleźć wśród mieszkańców wioski tragarzy, postanowił zmusić mieszkańców do dźwigania bagażu. Mężczyzn akurat w pobliżu nie było, więc nabitą bronią "zachęcił" do pomocy kobiety. Zaalarmowani panowie zjawili się dość szybko, przejmując "obowiązek" służenia Polakowi. Dość dziwne zachowanie jak na kogoś, kto opowiada się m.in. przeciwko kolonializmowi. Ciekawe, czy w ten sam sposób "poprosiłby" o pomoc mieszkanki polskiej wsi.
Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd to prawdziwa gratka dla miłośników reportaży. To efekt wielomiesięcznej pracy Łukasza Wierzbickiego, który włożył mnóstwo czasu i energii, by dotrzeć do tekstów Nowaka. Przejrzał kilkaset woluminów i rolek mikrofilmów z archiwalnymi numerami magazynów podróżniczych, udało mu się dotrzeć do rodzinnych pamiątek przechowywanych przez bliskich podróżnika. Książkę docenił Ryszard Kapuściński, a to nie jest fakt bez znaczenia.
Podróż Kazimierza Nowaka to nie tylko rower i siła własnych nóg, część trasy wędrowiec pokonał czółnem, konno lub na wielbłądzie. Różnorodność środków transportu wpływa na różnorodność doświadczeń i tak, np. rower nie zje drzwi twojego gospodarza. A wielbłąd bardzo chętnie. Przygód nie brakuje, a opowiedziane barwnie z mocno pobrzmiewającą osobistą nutą, wciągają bardzo skutecznie. Publikacja ilustrowana jest licznymi zdjęciami, które doskonale wpasowują się w klimat książki. Nie mam wątpliwości, że jest to pozycja, której nie może pominąć żaden miłośnik gatunku.
Ryzykowałem życiem, narażony byłem na tysiące niebezpieczeństw, na choroby, nędzę, na ciernie, które rwały mi ciało i niszczyły gumy mojego roweru, w zamian za to jednak z bliska przyglądałem się życiu ludzi i zwierząt Afryki, dotykałem stopami jej ziemi, żyłem otaczającym mnie życiem tego kontynentu[3].
***
Książkę polecam
miłośnikom reportaży
wielbicielom literatury podróżniczej
zainteresowanym Afryką
ciekawym relacji podróżniczych z I poł. XX wieku
***
[1] Kazimierz Nowak, Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd. Listy z podróży afrykańskiej z lat 1931-1936, Wyd. Sorus, 2008, s. 56.
[2] Tamże, s. 101.
[3] Tamże, s. 150.
***
OGŁOSZENIE DROBNE
Wydawnictwo Psychoskok zaprasza na spotkanie autorskie z pisarką Jolantą Marią Kaletą. Odbędzie się ono we wrocławskim Empiku 18 października o godzinie 18:00 (Dom Handlowy Renoma, ul. Świdnicka 40). Towarzyszyć mu będzie premiera najnowszej powieści Strażnik Bursztynowej Komnaty.
Czy autorce uda się w niej odkryć tajemnicę jednej z największych zagadek drugiej wojny światowej, czyli miejsce ukrycia Bursztynowej Komnaty? O tym dowiecie się z książki łączącej w sobie wątek kryminalno-sensacyjny oraz fakty historyczne. Jeśli jesteście zainteresowani twórczością autorki zajrzyjcie na jej stronę autorską.
Ja zawsze podziwiałam takich ludzi. Sama nigdy nie wybrałabym się w taką podróż.
OdpowiedzUsuńJa też. Brak mi odwagi, niestety.
UsuńJa czytałam tylko wersję dla dzieci pt. "Afryka Kazika" Łukasza Wierzbickiego. Tę też mam zamiar przeczytać.
OdpowiedzUsuńTę wersję też bym chętnie poznała.
UsuńA ja chyba spasuję, ale nie przeczytam. [ <a href='http://aleja-recenzji.blogspot.com">Aleja Recenzji</a> ]
OdpowiedzUsuńTaka podróż trochę retro, bardzo chętnie udam się na tę wyprawę:)
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie bym przeczytała :). Właśnie taki typ książek lubię najbardziej :).
OdpowiedzUsuńO, to by był ocoś dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńJa także podziwiam takich ludzi.
OdpowiedzUsuńDołączam do grona podziwiających i zazdroszczących jednocześnie, rower uwielbiam, ale chyba nie dałabym rady:)
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie podróży rowerem ani przez pustynię, ani przez dźunglę.
UsuńWłaśnie mi uświadomiłaś, dlaczego uwielbiam literaturę podróżniczą i reportaże. I dlaczego Afryka tak fascynuje. W końcu to dzieciństwo kształtuje całą przyszłość. "Król lew", "Pocahontas" - to jest moje wspomnienie z najmłodszych lat - i do tych bajek mam ogromny sentyment.
OdpowiedzUsuńPo niesamowitej "Afryka Trek", którą czytałam z wypiekami, nie wiem czy coś jest w stanie prześcignąć ten tytuł - w mojej opinii oczywiście. Ale kiedyś na pewno się przekonam.
U mnie było inaczej (ale też wspomnienie z dzieciństwa): miałam sąsiadkę geografkę. :D
UsuńMuszę w końcu przeczytać drugą część. Albo najlepiej obydwie. ;)
Nie należę do wielbicieli literatury podróżniczej, choć zdarza mi się ją czytać, ale ta książka brzmi niezmiernie kusząco. I do tego tak ładnie wydana....
OdpowiedzUsuńCzasem warto sięgnąć po coś z innej bajki.
UsuńRzadko sięgam po takie książki, ale nie nie mówię nie - może kiedyś jednak wpadnie w moje ręce :)
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo ciekawie ;-)
OdpowiedzUsuńJak czytam w tytule książki ,,Afryka,, to wiem, że muszę tę pozycję przeczytać:)
OdpowiedzUsuńNie jestem zainteresowana przeczytaniem tej książki. Jakoś mnie nie kusi. :)
OdpowiedzUsuńJak nie zbyt często sięgam po literaturę podróżniczą, tak ostatnio nabieram na nią coraz większą ochotę. A jak się jeszcze czyta tak świetnie napisaną i skutecznie zachęcającą recenzję to już wyboru większego nie ma :) Zapisałam tytuł :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę. :)
UsuńSama strasznie zaniedbałam czytanie lit. podróżniczej. :/
Tak to jest jak się człowiek spieszy, *niezbyt miało być oczywiście :P
UsuńWiesz, nie da się czytać wszystkiego - doba się zupełnie nie chce rozciągać :)
Ja na przykład sobie ciągle zarzucam, że bardzo zaniedbałam literaturę wojenną/obozową, a kiedyś czytałam jej dużo. Dzisiaj pożyczyłam jednak "Anus mundi" W. Kielara, więc coś w tym temacie zaczęłam działać :)
Wojenną też zaniedbałam. I klasykę. I hiszpańską. I pewnie jeszcze kilka innych. ;)
UsuńZetknęłam się z tą książką i mam chęć żeby po nią sięgnąć. Już sam pomysł wyprawy rowerem do Afryki jest niesamowity i z chęcią poznam bliżej przygody podróżnika.
OdpowiedzUsuńUwielbiam plastyczne opisy, po prostu uwielbiam! Z chęcią się skuszę.
OdpowiedzUsuńO proszę! Coś takiego!
OdpowiedzUsuń<3 <3 <3