Zanim zaczniecie czytać, zjedźcie na sam dół notki i włączcie muzykę.
***
Olga Morawska Wakacje w Nepalu Wyd. G+J RBA 2012 160 stron |
Z osobą Olgi Morawskiej "spotkałam się" po raz pierwszy, gdy z bibliotecznej półki ściągnęłam Od początku do końca. Ta poruszająca książka łączy w sobie wspomnienia jej męża Piotra oraz samej Olgi, żony himalaisty, matki dwójki dzieci, która chcąc nie chcąc, musiała zaakceptować niebezpieczną pasję męża, zmierzając się ze strachem, tęsknotą i codziennością. Historia Morawskich jest jedną z tych, które dość mocno zapadły mi w pamięci. Zderzają się w nich miłość, pasja, strach i zrozumienie, akceptacja i niezgoda, zew przygody i zwykła codzienność.
Piotr postawił ostatnią kropkę. Olga jeszcze nie. Podróżuje, fotografuje, pisze. Ma mnóstwo energii. Uwielbia sport. Pływa, jeździ na rowerze i nartach, biega. Gdy się zmęczy, czuje, że żyje. Potrafi się dogadać w sześciu językach. W serii Małe Wielkie Podróże wydanej przez National Geographic ukazały się jej relacje z wyjazdów do Danii, Norwegii, RPA, Kanady, Szkocki i Nepalu. I właśnie opowieść o tym ostatnim miejscu wpadła mi w ręce. Zrobiłam sobie herbatę (niekoniecznie tybetańską z masłem jaka i solą) i zabrałam się do lektury Wakacji w Nepalu.
Nepal był celem pierwszej wyprawy Kingi Choszcz, jeszcze wtedy rozedrganej emocjami nastolatki, która o wszystkim pisała z tak niesamowitym entuzjazmem. Choć w chwili, gdy zapiski doczekały się wydania, a książka Pierwsza wyprawa Nepal pojawiła się na księgarnianych półkach, Kingi już między nami nie było, to nijak nie dało się powstrzymać uśmiechu towarzyszącego podczas lektury. Z tamtej relacji biła niesamowita radość życia, niespożyta energia, niezaspokojona ciekawość. Te spisywane na gorąco wrażenia może nie tworzą idealnej książki podróżniczej, ale to właśnie spontaniczność zapisów, emocje towarzyszące Kindze, stanowią o tym, że czyta się ją wspaniale i z odrobiną wzruszenia. Sięgając po Wakacje w Nepalu Olgi Morawskiej, miałam nadzieję na pasjonującą wyprawę do niezwykłego kraju, piękne zdjęcia, intrygujące opisy, zabawne anegdoty podróżnicze, ciekawie podane informacje.
Niestety, relacja Morawskiej przypominają połączenie przewodnika ze szkolnym podręcznikiem. Pisana jest mało barwnym językiem. Autorka zarzuca czytelnika faktami, przeskakuje z tematu na temat, a płynność tekstu zaburza rozmaitymi definicjami i objaśnieniami. I tak nagle w połowie zdania pojawia się rysunek kratkowanej kartki, na której, niekiedy ni z gruszki ni z pietruszki, podana jest jakaś mnie lub bardziej wybijająca z rytmu informacja. Szalenie irytujące. Czytać opowieść podróżniczki, omijać dygresje, by później do nich powrócić? A może przerywać zdanie w połowie, skupić się na dopisku, po zapoznaniu się z nim wrócić do porzuconej frazy? Otwieram książkę na stronie sześćdziesiątej trzeciej. Tekst o trekkingu zajmuje jedną czwartą strony, zdanie urywa się w połowie. Dalej pojawia się dygresja na temat Mount Everestu. Przewracam kartkę chcąc odnaleźć koniec zdania. Zamiast niego, widzę dokończenie wstawki o najwyższym szczycie świata, a później kolejne wtrącenie o rocznicy pierwszego wejścia na tę górę. Muszę przewrócić kolejnych szesnaście (!) kartek ze zdjęciami, by dowiedzieć się jak kończy się myśl zaczęta ponad trzydzieści stron wcześniej. Ktoś oddał autorce niedźwiedzią przysługę.
Wakacje w Nepalu podzielone są na kilka części.
Nepalski niezbędnik to zbiór faktów o kraju (od geograficznych po te istotne w czasie podróży, dotyczące np. cen, zasięgu telefonów komórkowych czy internetu). Jako wstęp są one wystarczające, ale nie sądzę by informacja typu: Ceny w restauracjach, pubach i kawiarniach są bardzo zróżnicowane. Wszystko zależy od miejsca* była szczególnie odkrywcza i przydatna.
Kolejne części zawierają historię Nepalu, informacje o tym gdzie warto udać się w Katmandu, następnie co można zobaczyć poza stolicą, dokąd udać się na trekking, a gdzie na nepalskie safari.
Wiadomości jest sporo, szkoda tylko, że w książce wieje nudą. Zabrakło opisów pozwalających wczuć się w klimat danego miejsca, zabrakło odrobiny humoru (poza historią ze szczurkiem, ale i ona wywołuje jedynie pół-uśmiech), umiejętności snucia ciekawych historii, czegoś, co pozwoliłoby wyczuć, że podróżowanie jest pasją autorki, a Nepal miejscem, które po prostu trzeba zobaczyć.
Nie wiem, czy wszystkie książki Olgi Morawskiej z serii Małe Wielkie Podróże są tak słabe, ale zdecydowanie Wakacje z Nepalu to dużo mniej atrakcyjna pozycja, niż książki innych autorów wydawane przez National Geographic w tych niewielkich, poręcznych formatach, mieszczących się nawet w damskich, miniaturowych torebeczkach. Daleko tej książce do relacji Martyny Wojciechowskiej, Piotra Kraśki czy Anny i Krzysztofa Kobusów. Zabrakło mi w niej emocji samej autorki. Jeśli będę chciała zabrać ze sobą w podróż przewodnik, to postawię na coś bardziej dokładnego, zawierającego więcej praktycznych informacji. Tu szukałam nie tylko wiedzy na temat Nepalu, ale także klimatu tego miejsca. Tego drugiego nie znalazłam, to pierwsze podane jest w mało atrakcyjnej formie.
W książkach podróżniczych, nawet jeśli tekst nie jest ciekawy, zwykle ocenę całości podwyższają zdjęcia. Nie tym razem. Ogląda się je przyjemnie, bo pachną egzotyką na kilometr, ale niczym się tak naprawdę nie wyróżniają. Ot, typowe fotki z wakacji, jakie przywozi każde z nas (choć może niekoniecznie akurat z Nepalu).
W całej książce najbardziej zainteresowały mnie dwie rozmowy. Pierwszą autorka przeprowadziła z himalaistą Krzysztofem Wielickim (zdobywcą Korony Himalajów i Karakorum), drugą Jackiem Jawieniem organizującym trekkingi w rejonie Annapurny, dziesiątego pod względem wysokości szczytu Ziemi. Obydwie były ciekawe, ale to niestety za mało, by móc ocenić tę książkę pozytywnie.
Olga Morawska ma wiele do opowiedzenia i z pewnością rozmowa z nią mogłaby być bardzo ciekawa. Niestety w jej książce zabrakło pasji. Być może taki był zamysł, a książka miała być oszczędniejsza w emocje, bogatsza w fakty, stylem bliższa Jackowi Pałkiewiczowi niż Wojciechowi Cejrowskiemu. Na pewno znajdą się odbiorcy, którym przypadnie do gustu, ale sama do nich nie należę.
***
Książkę polecam
miłośnikom literatury podróżniczej
zwolennikom oszczędnych opisów
szukającym podstawowych informacji o Nepalu
***
*Olga Morawska, Wakacje w Nepalu, Wyd. G+J RBA, 2012, s. 11.
Dehan Shak-Dagsay - Men Lha
Lubię literaturę podróżniczą. Nie spodziewałam się, że ta książka jest tak słaba, ale może wypożyczę z biblioteki i przejrzę:)
OdpowiedzUsuńPrzejrzeć zawsze można, a nuż akurat Tobie się spodoba? :)
UsuńNo to chyba sobie daruję. Po "Od początku do końca" chciałam przeczytać te maleństwa, ale skoro jesteś rozczarowana, a masz rozeznanie w książkach podróżniczych, to dziękuję.
OdpowiedzUsuńDal mnie to było zbyt drętwe, podręcznikowe. Co kto lubi, ja akurat wolę nieco bardziej osobiste, emocjonalne podejście.
UsuńKsiążka podróżnicza i podręcznik, to mi się wyklucza;)
UsuńMnie też. :D
UsuńPodróż to przyjemność, a podręcznik... Wiadomo. ;)
Jakie piękne wydanie i cudne fotografie. Mojej siostrze sprezentuje tę książkę, bo ona jest wielką miłośniczką literatury podróżniczej.
OdpowiedzUsuńMnie akurat nie zachwyciło ani wydanie, ani fotografie.
UsuńCzytałam już tyle dobrej i bardzo dobrej literatury podróżniczej, że stałam się wybredna :D
OdpowiedzUsuńNiestety, ta książka nie ma większych szans na to, by mnie oczarować czy choćby zainteresować. Skoro brakło pasji, to nie jest lektura dla mnie:)
O, rozwiń temat. Co polecasz?
UsuńCoś takiego, a myślałam, że będzie super.. Nie czytałam jeszcze żadnej książki Morawskiej, teraz nie wiem czy po jakąś sięgnę...
OdpowiedzUsuńPolecam "Od początku do końca", ale to nie jest lit. podróżnicza, tylko trochę wspomnień Piotra Morawskiego, trochę komentarzy jego żony.
UsuńZ Nepalem w literaturze miałam tylko raz do czynienia, gdy czytałam "Mali książęta" i to nie była literatura scricte podróżnicza. A jeśli ta jest napisana typowo jak podręcznik to nie mam na nią ochoty - zdecydowanie.
OdpowiedzUsuńDlatego właśnie o "Małych książętach" nie wspominałam. A może sięgnij po książkę Kingi Choszcz?
UsuńSzkoda, że zabrakło w niej pasji. Mogłaby być ciekawa.
OdpowiedzUsuńMiejsce jest bardzo ciekawe, więc faktycznie - mogła.
UsuńNie wiem dlaczego, ale podejrzewałam, że książka Olgi Morawskiej mnie nie przekona. Czytałam "Od początku do końca", czytałam "Góry na opak" i obie książki uważam za dobre, ale do serii Małe wielkie podróże byłam sceptycznie nastawiona i jakoś w ogóle mało zainteresowana tytułami. Wychodzi na to, że moja intuicja czasami nie błądzi:)
OdpowiedzUsuńTym razem naprawdę nie zabłądziła. A ja chętnie sięgnę po "Góry na opak", jeśli będą dostępne w bibliotece.
UsuńCzytałam "Od początku do końca", z ciekawości zajrzałbym więc i do tej publikacji.
OdpowiedzUsuńTa pierwsza książka dużo bardziej mi się podobała.
UsuńJak wiesz nie przepadam za literaturą podróżniczą, więc raczej się nie skuszę. Też nie lubię takich wstawek, które wybijają z rytmu czytania.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem, dlaczego nie można ich umieścić po zakończeniu akapitu, albo choćby zdania. Drobiazg, a ma duże znaczenie.
UsuńPodobnie zdjęcia powinny być na koniec książki, ewentualnie przy fragmencie, którego dotyczą. A często się zdarza, że wklejają je wydawcy w środek książki - czyli jest tekst, potem zdjęcia i dalszy ciąg tekstu. Bez sensu...
UsuńTeż tak sądzę. Dla mnie fajnym rozwiązaniem są np. fotki pomiędzy rozdziałami, np. na koniec danego rozdziału są wklejone wszystkie fotki dotyczące miejsc opisanych w tekście.
Usuńlubię książki podróżnicze, ale na takie "średniaki" raczej nie będę tracić czasu, chociaż nie powiem, kiedy zobaczyłam w tytule, że będzie o Nepalu, to od razu się rozmarzyłam, bardzo chciałabym tam pojechać :)
OdpowiedzUsuńTo musi być naprawdę ciekawy kraj. Taką wycieczką bym nie pogardziła. :)
UsuńTo raczej nie moja tematyka (choć zdjęcia cudne). W życiu przeczytałam chyba tylko jedną książkę podróżniczą i jak na razie nie czuję potrzeby, by to zmieniać. Tym bardziej, że sama przyznajesz, że owa pozycja to zwyczajny przeciętniak.
OdpowiedzUsuńSkoro nie lubisz książek podróżniczych, to po tej raczej zdania nie zmienisz. ;)
UsuńZ przyjemnością przeczytam :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że spodoba Ci się bardziej niż mi.
UsuńTo książka zdecydowanie na początek czytelniczej przygody z tym krajem w roli głównej. Moja rekomendacja jest taka: prawie niczego z niej nie pamiętam. Nawet zdjęcia zamieszczone powyżej wydają mi się obce. Brakuje pasji i być może pomysłu. Takie wakacje a nie przygoda życia.
OdpowiedzUsuńOtóż to, kompletnie nic nie zostaje w głowie. A szkoda, bo to taki fascynujący kraj.
UsuńMuszę przyznać, że zaczęłam obawiać się ostatnio czytania książek podróżniczych. Mam wrażenie, że każdy kto wystawił nos poza swój ogródek, od razu czuje potrzebę opisywania tego, co za jego płotem można znaleźć. Pewnie są tego jakieś plusy, ale ostatnio rozczarowałam się 2 książkami tego typu i teraz naprawdę boję się... Pierwsza to tak naprawdę zapiski blogowe przerzucone do książki p. Matyjaszczyk o Toskanii, druga z serii "Jak łatwo podróżować z dzieckiem" - Z Miśkiem w Portugalii - p. Urbankiewicz.Obie autorki nie są pisarkami, inne też były założenia tych książek, ale infantylny styl albo zwłaszcza w przypadku drugiej rażące błędy natury geograficznej! zniechęciły mnie do kontynuacji czytania.
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest, w czasach kiedy podróżować może niemal każdy, a wielu skrywa w sobie chęć napisania książki, teoretycznie te dwie sprawy pięknie się łączą. Mam wrażenie, że niektórym się wydaje, że napisanie takiej książki, to jak opowiadanie rodzinie po powrocie, co też się widziało, co też się przeżyło. Prosty język, niezweryfikowane informacje, trochę zdjęć, jakaś anegdotka i voila!
UsuńOkazuje się jednak, że to nie takie proste.
Ja zupełnie z innej beczki. Aniu, oglądałaś w TVP Kultura film "Kieł"? Jestem ciekawa, bo kilka razy zdarzyło się nam obejrzeć ten sam film i mieć podobne wrażenia, dlatego taka dygresja malutka. :)
OdpowiedzUsuńNa FB rzuciło mi się w oczy, że oglądałaś i tak sobie nawet pomyślałam, że dzięki Tobie sobie o tym filmie przypomniałam. Mam go w planie od dawna i wiem, że on po prostu jest świetny, ale jeszcze nie obejrzałam. Od kilku miesięcy jestem szczęśliwą nieposiadaczką tv i właściwie jedyne czego żałuję, to utrata dostępu do oferty filmowej TVP Kultura.
UsuńLubię literaturę podróżniczą, ale pisaną z pasją, a nie pisną bez emocji i jak podręcznik. Szkoda, wielka szkoda, że to tylko średniak.
OdpowiedzUsuńSzkoda, bo kraj ciekawy.
UsuńPiękne zdjęcia w tym wydaniu! Choć minimalizm w opisach lubię, to w tej lekturze chyba by mi przeszkadzał.
OdpowiedzUsuńNa mnie tym razem wrażenia nie zrobiły. :/
UsuńJakoś nie mogłam przekonać się do tej serii i widzę, że słusznie. Za to, jeśli chodzi o książki Morawskiej, polecam "Góry na opak"
OdpowiedzUsuńJak znajdę w bibliotece, to chętnie przeczytam. :)
UsuńCiekawi mnie ta książka, chociaż obawiam się niedociągnięć, a już urywanie zdania zakrawa na zbrodnię. Nie wiem jak autorka i wydawca mogli na to pozwolić. Nie mam porównania, bo książek podróżniczych raczej nie czytam, ale wydaje mi się, że jak zechcę poświęcić czas na lekturę tego typu, to wybiorę publikację innego autora.
OdpowiedzUsuńAkurat o Nepalu nie wiem, czy powstało coś naprawdę dobrego, bo książka Choszcz też nie jest idealna, ale przynajmniej czuć, że te zapiski powstały z pasji.
UsuńRozumiem, będę miała to na uwadze :)
UsuńMoja współlokatorka marzy o tym, żeby pojechać do Nepalu, ale... to chyba nie będzie książka dla Niej. Oczekiwałabym czegoś, co przybliży klimat tego miejsca, jego specyfikę. Podstawowe informacje o kraju są do znalezienia w innych źródłach.
OdpowiedzUsuńOtóż to, żeby poznać podstawowe fakty, kupuje się przewodnik, który ma tę przewagę nad tego typu książką, że zawiera więcej danych, jakieś mapki, adresy, godziny otwarcia rozmaitych, przydatnych turytom miejsc. Ale może Choszcz warto przeczytać? Aż tak dokładnie tej książki nie pamiętam i też nie jest idealna, ale przyjemnie czyta się zapiski młodziutkiej, pełnej entuzjazmu, Kingi.
UsuńRzadko sięgam po taką literaturę, a mankamenty o których wspomniałaś skutecznie mnie odstrasza przed czytaniem tek książki ;)
OdpowiedzUsuńTym bardziej nie będę namawiać. ;)
Usuń