Dziś będzie o trzech filmach nominowanych do Oscara: W kręgu miłości (najlepszy film nieanglojęzyczny), Blue Jasmine (najlepsza aktorka pierwszoplanowa), Sierpień w hrabstwie Osage (najlepsza aktorka pierwszoplanowa i drugoplanowa).
Pod koniec notki znajdziecie też kilka słów na temat wielkich wygranych i przegranych gali oscarowej.
***
Tytuł: W kręgu miłości (The Broken Circle Breakdown)
Gatunek: melodramat, muzyczny
Produkcja: Belgia, Holandia
Premiera: 30 sierpnia 2013 (Polska), 10 października 2012 (świat)
Reżyseria: Felix Van Groeningen
Scenariusz: Carl Joos, Felix Van Groeningen
Muzyka: Bjorn Eriksson
Zdjęcia: Ruben Impens
Czas trwania: 111 minut
Wspaniała muzyka i rodzinny dramat, takie połączenie serwuje Felix Van Groeningen reżyser oryginalnego filmu Boso, ale na rowerze.
Fabuła jest dość zwyczajna. Elise Vandervelde (Veerle Beatens) i Didier Bontinck (Johan Heldenbergh) żyją razem od siedmiu lat. Bez obrączek, domu z białym płotkiem, eleganckich ciuchów, sympatycznego psiaka i nudnego życia między pracą, obowiązkami rodzinnymi, a spotkaniami ze znajomymi. Żyją po swojemu, dwa wolne ptaki, których połączyła namiętność i miłość, nie tylko do siebie, ale także do muzyki. Ona pracuje w salonie tatuażu i sama jest żywą reklamą swego zawodu, on z kumplami grywa nocami w knajpach. Dziecko zdarza im się przypadkiem. Ona ma w oczach strach, on złość. Zmiany są nieuniknione. Na szczęście związek się nie kończy, tylko wchodzi w inną fazę. Ot, choćby "wymusza" przeprowadzkę z domu na kółkach do czegoś, co ma nieco bardziej stabilne fundamenty.
Pewnie żyliby razem, kłócąc się i kochając, walcząc ze sobą i spajając się w miłosnych uściskach, funkcjonując może nietypowo, ale w gruncie rzeczy szczęśliwie, gdyby ich (już wówczas kilkuletnia) córeczka, nie zapadła na poważną chorobę. Znamy ten motyw? Znamy? Ona rozpacza w dziecięcym pokoju, wylewając łzy nad pluszakami i małymi ubrankami. On rzuca się w wir pracy, przez co od partnerki wysłuchuje pretensje jakoby był nieczuły i cała ta sytuacja nic go nie obchodziła. Związek się rozpada, pojawiają się napisy końcowe. The end.
Tym razem będzie nieco inaczej, bo i nasi bohaterowie nie są przeciętni. Fakt, każde przeżywa dramat na swój sposób, szukając winy i wytłumaczenia gdzie indziej. Bez spięć się nie obędzie. Bez łez i pretensji też. A jednak ten film jest wyjątkowy, poruszający, ukazujący ścierające się światopoglądy i odmienne sposoby na radzenie sobie z dramatem. Padają tu pretensje nie tylko do siebie nawzajem, ale także do Boga. Niby i to już było, a jednak podane nieco inaczej. Może magia tkwi w wyjątkowych postaciach bohaterów, może w nieustannie towarzyszącej im muzyce? Nie wiem. Wiem tylko, że jest to niezwykle poruszająca produkcja, wyciskająca łzy i skłaniająca do myślenia.
Wspaniały film z mocnym zakończeniem i świetną bluegrassową muzyką.
zwiastun filmu
Moja ocena: 9/10
***
Tytuł: Blue JasmineGatunek: dramat
Produkcja: USA
Premiera: 23 sierpnia 2013 (Polska), 26 lipca 2013 (świat)
Reżyseria: Woody Allen
Scenariusz: Woody Allen
Zdjęcia: Javier Aquirresarobe
Czas trwania: 98 minut
Jasmine (Cate Blanchett) żyje wygodnie w Nowym Yorku u boku bogatego męża (Alec Baldwin). Czas jej upływa między zakupami w prestiżowych butikach, przyjęciami w luksusowych rezydencjach, obiadami w drogich restauracjach i wielu innych, jakże wyczerpujących zajęciach. Bańka mydlana pryska w dniu, w którym okazuje się, że małżonek Jasmine jest oszustem, za co trafia za kratki, a kobieta z dnia na dzień zostaje bez środków do życia. Z jedną walizką (ale za to od Louisa Vuittona) staje pod drzwiami mieszkania swojej siostry. Do tej pory kobiety nie łączyła szczególnie bliska więź. Jasmine wręcz wstydziła się jakże prostackiego w jej mniemaniu zachowania Ginger (Sally Hawkins) i jej ex-męża (Louis C.K.). Cóż, siostry są zupełnie różne. Ginger winę zwala na geny (obydwie zostały adoptowane, pochodzą z różnych rodzin). W każdym razie dzieli je wszystko, od charakteru, przez wygląd, sposób życia, styl i właściwie wszystko inne, co tylko przyjdzie wam na myśl.
Teraz muszą zamieszkać razem, a Jasmine nie ma wyjścia - czas zejść z mahoniowo-marmurowego piedestału, pójść do pierwszej w życiu pracy, skończyć jakiś kurs, by mieć w ręku fach, który pozwoli na opłacenie czynszu we własnych czterech kątach. Na dodatek musi znosić nowego partnera siostry (w tej roli Bobby Cannavale), któremu - jej zdaniem - daleko do wizerunku odpowiedzialnego typa, z którym można poważnie myśleć o przyszłości. Jasmine niby się uczy i pracuje, ale przede wszystkim rozgląda się za odpowiednim kandydatem na męża i gdy poznaje przystojnego, bogatego Dwighta (Peter Sarsgaard) wydaje się, że szczęście znów się do niej uśmiechnęło. Problem w tym, że Jasmine przedstawiła nowemu znajomemu kompletnie nieprawdziwy wizerunek swojej osoby, a jak wiadomo - kłamstwa prędzej czy później zwykle wychodzą na jaw.
Woody Allen, zabawny smutas, serwuje ponure, melancholijne kino. Znów nie zabraknie gorzkich refleksji, wspaniałych aktorskich kreacji (genialna rola Cate Blanchett - nominacja do Oscara jak najbardziej zasłużona), ciekawych bohaterów, ale to zdecydowanie jeden z najbardziej przygnębiających filmów tego reżysera. A na końcu... Cóż... Reżyser zostawi nas z pytaniami o to, jak często sami żyjemy w świecie opartym na złudzeniach, unikając smutnej prawdy, desperacko chwytając się nadziei.
Jeśli pamiętacie Tramwaj zwany pożądaniem, na pewno dostrzeżecie sporo nawiązań pomiędzy tymi historiami.
zwiastun filmu
Moja ocena: 6/10
***
Tytuł: Sierpień w hrabstwie Osage (August: Osage County)
Gatunek: dramat, komedia
Produkcja: USA
Premiera: 24 stycznia 2014 (Polska), 9 września 2013 (świat)
Reżyseria: John Wells
Scenariusz: Tracy Letts
Muzyka: Gustavo Santaolalla
Zdjęcia: Adriano Goldman
Czas trwania: 130 minut
Violet Weston (Meryl Streep) choruje na raka. Cierpiąca, uzależniona od leków kobieta z ciężkim charakterem mocno daje się we znaki rodzinie. Mieszka z mężem (Sam Shepard) i jedną ze swych od dawna dorosłych córek (Julianne Nicholson). W tym miejscu należą im się wyrazy uznania i podziwu, bo wytrzymać z Violet-heterą naprawdę nie jest łatwo. Któregoś dnia Beverly wychodzi z domu i nie wraca. Na pomoc chorej matce przybywają pozostałe córki (Julia Roberts, Juliette Lewis). Nie wiadomo co stało się ze staruszkiem, a opuszczona przez męża Violet robi się jeszcze bardziej nie do wytrzymania (o ile to w ogóle jest możliwe). Zniknięcie seniora oraz dalsze wydarzenia z tym związane sprawiają, że pod dachem Violet pojawiają się kolejni członkowie rodziny. Atmosfera staje się ciężka.
Śluby, pogrzeby i inne spędy rodzinne bywają niebezpieczne, ale i oczyszczające. Rodzina zjeżdża się ze wszystkich stron i chcąc nie chcąc, bez względu na relacje łączące poszczególnych jej członków, sympatie i antypatie, wszyscy muszą jakoś ze sobą wytrzymać tych kilka godzi czy dni. Tego typu historie widzieliśmy już w wielu odmianach. Ludziom puszczają nerwy, na jaw wychodzą tajemnice i pretensje. Robi się gorąco, atmosfera się zagęszcza i pozostaje kwestią czasu, kto pierwszy nie wytrzyma i rozpęta awanturę, a wychodząc trzaśnie z całych sił drzwiami.
Sierpień w hrabstwie Osage to kumulacja emocji, przeciwstawnych charakterów, mieszanka żali, pretensji i tajemnic. Niby nie ma tu niczego nowego, odkrywczego, a jednak film przykuwa uwagę od pierwszych minut i pozostawia widza wgapionego w ekran aż do końcowych napisów. To świetny aktorsko dramat, w którym Meryl Streep gra pierwsze skrzypce, wcielając się w rolę charyzmatycznej baby z silnym charakterem, która przechodzi niezwykle silnie wszelkie możliwe stany emocjonalne. Aktorki wcielające się w role jej córek, nie pozostały jednak daleko w tyle, tworząc mocne, kontrastujące ze sobą kreacje. Całość jest może nieco zbyt przerysowana, ale mnie akurat ten zabieg się podobał.
Ten film jest mocny, duszny, wyczerpujący emocjonalnie. I na pewno wart obejrzenia.
zwiastun filmu
Moja ocena: 8/10
***
A na dobry koniec dzisiejszej notki, kilka słów o Oscarach.
Gali nie widziałam, choć sądząc po wynikach, scenariusz miała strasznie kiepski. Sukces Zniewolonego był do przewidzenia, ale i tak liczyłam na jakiś cud. Dobrze, że chociaż statuetka za męską rolę pierwszoplanową nie trafiła do Chiwetela Ejiofora, bo kompletnie na nią nie zasłużył. Niestety w tej kategorii nie wygrał także mój faworyt - Leonardo DiCaprio, choć muszę przyznać, że nagrodzony Matthew McConaughey wypadł naprawdę nieźle.
Krótko mówiąc: nie zaskakują ani niezasłużone wygrane Zniewolonego, ani zasłużone Grawitacji. Właściwie jedyne, czego się naprawdę nie spodziewałam, to wygrana Let It go w kategorii najlepsza piosenka. Nie brałam pod uwagę przegranej U2.
W kategorii najlepsza aktorka pierwszoplanowa wygrał drugi z moich typów, Cate Blanchett. W pełni na to zasłużyła i jakoś nie żal mi przegranej Meryl Streep (choć nadal uważam, że wcale w tej roli nie przeszarżowała i po raz kolejny pokazała swoje spore możliwości aktorskie).
Najbardziej cieszę się z wygranej w kategorii najlepszy scenariusz oryginalny. Nie sądziłam, że Akademia w tym wypadku się ze mną zgodzi i doceni scenariusz filmu Ona.
Cóż... Teraz pozostaje mi obejrzeć Wielkie piękno (wygrana w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny), a w przyszłym roku typować na podstawie zwiastunów. Tyle wystarczyło, by przewidzieć wygraną Zniewolonego.
Gali nie widziałam, choć sądząc po wynikach, scenariusz miała strasznie kiepski. Sukces Zniewolonego był do przewidzenia, ale i tak liczyłam na jakiś cud. Dobrze, że chociaż statuetka za męską rolę pierwszoplanową nie trafiła do Chiwetela Ejiofora, bo kompletnie na nią nie zasłużył. Niestety w tej kategorii nie wygrał także mój faworyt - Leonardo DiCaprio, choć muszę przyznać, że nagrodzony Matthew McConaughey wypadł naprawdę nieźle.
Krótko mówiąc: nie zaskakują ani niezasłużone wygrane Zniewolonego, ani zasłużone Grawitacji. Właściwie jedyne, czego się naprawdę nie spodziewałam, to wygrana Let It go w kategorii najlepsza piosenka. Nie brałam pod uwagę przegranej U2.
W kategorii najlepsza aktorka pierwszoplanowa wygrał drugi z moich typów, Cate Blanchett. W pełni na to zasłużyła i jakoś nie żal mi przegranej Meryl Streep (choć nadal uważam, że wcale w tej roli nie przeszarżowała i po raz kolejny pokazała swoje spore możliwości aktorskie).
Najbardziej cieszę się z wygranej w kategorii najlepszy scenariusz oryginalny. Nie sądziłam, że Akademia w tym wypadku się ze mną zgodzi i doceni scenariusz filmu Ona.
Cóż... Teraz pozostaje mi obejrzeć Wielkie piękno (wygrana w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny), a w przyszłym roku typować na podstawie zwiastunów. Tyle wystarczyło, by przewidzieć wygraną Zniewolonego.
Właśnie mnie olśniło, że ja, fanka Allena nie oglądałam jeszcze Blue Jasmine. :/
OdpowiedzUsuńA ja oglądałam Sis i bardzo mocno ci go polecam. Blanchett jest bezbłędna.
UsuńPopieram - sam film na mnie wielkiego wrażenia nie zrobił (gdybym nie wiedziała, że to Allena, to sama bym na to nie wpadła), ale Blanchett jest naprawdę świetna.
UsuńPierwszy film -W kręgu miłości, szczególnie mnie zainteresował, więc chyba na najbliższy weekend go ,,zarezerwuje'' :)
OdpowiedzUsuńCo do Oscarów, wiele typów wcale mnie nie dziwi np. ,,Zniewolony''. Byłam niemal pewna, że dostanie nagrodę, chociaż osobiście stawiłam na inny film.
"W kręgu miłości" jest wspaniałe!
UsuńCiekawi mnie to, na jaki film stawiałaś.
Filmy godne mojej uwagi :) Oscary mnie nie zdziwiły - były wręcz przewidywalne :)
OdpowiedzUsuńOstatnio to raczej standard, przynajmniej w moim mniemaniu ;)
UsuńNa to wygląda. Zawsze mnie jakaś kategoria trochę zdziwi, ale ogólnie okazuje się, że łatwo prawidłowo obstawić wygranych.
UsuńOglądałam tylko Blue Jasmin z tej w.w. trójki filmów. I muszę przyznać, że mnie nie zachwycił!!!!
OdpowiedzUsuńMnie też. ;)
UsuńFajnie się oglądało, Blanchett była świetna, ale gdyby nie ona, wyszedłby totalnie przeciętny film. Niemniej jednak, nie żałuję czasu spędzonego przed ekranem.
Jestem zdenerwowana Oscarami dla "Zniewolonego" i pominięciem Leonardo (który nagrodę powinien dostać już dawno, za "Gilberta Grape'a")
OdpowiedzUsuń"Sierpień w hrabstwie Osage" to idealny przykład tego, co się stanie, kiedy weźmiemy dobry, sprawdzony scenariusz i uznanych aktorów - powstała naprawdę porządna produkcja, do której osobiście nie mam większych zastrzeżeń;)
Cha cha cha! Co roku, gdy nominowany jest Leo (albo nawet i nie) trzymam kciuki właśnie za niego, bo przecież Oscar mu się należy za Gilberta Grape'a :D
UsuńSzkoda, że Oscara nie dostała Julia, ale cóż, Akademia, to Akademia... :p
Akademia jest bardzo przewidywalna, niestety :P
UsuńChyba faktycznie trzeba mu zrobić statuetkę z paper mache, jak to ktoś proponował na FB. ;)
UsuńWygraną Zniewolonego i McConaugheya można było przewidzieć nawet nie oglądając zwiastunów:) Pierwszy jest o niewolnictwie, a co do Matthew to schudł do roli chyba ze 30 kg, Akademia uwielbia poprawność polityczną i poświęcenie aktorów.
OdpowiedzUsuńZ ust mi to wyjęłaś :D
UsuńTo co, za rok typujemy na podstawie tematyki? :D
UsuńCzekałam na Twoje podsumowanie :) Biedny Leo, no niesprawiedliwe...
OdpowiedzUsuńAno. :(
Usuńdo wyzwania:
OdpowiedzUsuńhttp://magicznyswiatksiazki.pl/umrzec-w-deszczu-aleksander-sowa-recenzja-417/
"Umrzeć w deszczu" - Aleksander Sowa
A Leonardo znowu bez Oscara. Współczujmy [*]
OdpowiedzUsuńDo kitu. Zaczynam wątpić w to, czy kiedykolwiek go nagrodzą.
UsuńNie widziałam trzech opisanych dzisiaj przez Ciebie filmów, ani innych nominowanych i nagrodzonych :(:(:( Mam nadzieję, że szybko uda mi się nadrobić zaległości :)
OdpowiedzUsuńPolecam zwłaszcza ten pierwszy. :)
Usuń"Let it go" to śliczna piosenka, no i fajnie, że wybrali scenariusz filmu Ona.
OdpowiedzUsuńMnie się akurat aż tak nie podobała. Za to cieszę się z nagrody za scenariusz!
UsuńFilmem ,,W kręgu miłości,, bardzo mnie zainteresowałaś:)
OdpowiedzUsuńNaprawdę ogromnie polecam. Świetne kino!
UsuńNa Blue Jasmin poszłam - a jakże - w dniu premiery. Ja? Nadworna fanka Allena? Miałabym czekać choć jeden dzień? O nie :) W sumie początkowo nie wiedziałam jak go ocenić. Bo niby dobry film. Ale właśnie taki mocno melancholijny i nie wiedziałam co o nim sądzić. Teraz chętnie obejrzałabym go drugi raz. A trzeci film planuję obejrzeć w najbliższym czasie. Koniecznie.
OdpowiedzUsuńWszyscy, którzy już zdążyli obejrzeć film Scorsese z Leo, twierdzili że Oscar musi być. A tu taki wielki przegrany. Podobnie jak American Hustle. Cóż, zaskoczenia Oscarowe muszą być co roku, aby maniakom filmowym nudno nie było. W przypadku Matthew sama miałabym dylemat. No bo w końcu tak wielkie poświęcenie. No ale jednak w filmie bardziej nagrodzona statuetką postać drugoplanowa biła go na głowę.
Nie ma co się martwić, Amerykanie zawsze będą mieli swój tok myślenia. I zawsze będą inaczej oceniać niż Europejczycy.
A z tym scenariuszem gali, to już z samego rana zaatakowali mnie informacją, że przynajmniej imprezę dało się oglądać, bo była ciekawa. Więc chyba zależy od źródła tych informacji :P
Dla mnie to film chyba jednak na raz. Niby fajna historia, daje do myślenia i aktorsko wypada bardzo dobrze, ale jako całość mnie nie porwała.
UsuńWszyscy twierdzili, że Oscar musi być, jednocześnie czując, że go nie będzie. Smutne.
Porażka "American Hustle" mnie nie dziwi. Tak czułam, że to może być wielki przegrany. Matthew był naprawdę dobry, ale i tak uważam, że to Leo powinien wygrać.
A co do scenariusza gali, to nie oglądałam relacji, ale moje scenariuszowe zmiany polegałyby przede wszystkim na zmianie niektórych zwycięzców. ;)
Takei scenariuszowe zmiany to większość ma corocznie :) Oscary zawsze zadziwią. Jest kilka pewniaków, nie ma zaskoczenia. Ale poza tym jest masa "ciekawych punktów widzenia oscarowego jury". No ale na ich miejscu sama miałabym niezłą zagwostkę. No nie ma co rozstrząsac, zupa już się rozlała. Trzeba czekać na następną nominację Leo i wierzyć, że w tym czasie nie będzie takich charakterystycznych ról. Albo to Leo się poświęci tak jak Matthew. Będzie miał gwarantowaną statuetkę.
UsuńA do filmu Allena wróciłabym bardziej dlatego, że lubię wracać po jakimś czasie do jego filmów. Lubię jego humor, jego dialogi itd.
O, właśnie! Leoś powinien wyciągnąć wnioski i nieco się przygłodzić. :D
UsuńMało kiedy wracam do filmów. Akurat Allena chcę raz jeszcze obejrzeć "Vicky, Christina Barcelona", ale to akurat z innych powodów. No i sporo jego filmów czeka na ten pierwszy seans. ;)
Fakt, oscary były łatwe do przewidzenia. Co do "Zniewolonego" to też początkowo był mój typ, ale ostatnio mnie naszło, że może jednak nie będą aż tak banalni i nie dadzą oscara za najbardziej amerykański z możliwych tematów, oklepany ze wszystkich stron, ale jednak.. w sumie po co się łudziłam ;p Z drugiej strony film sam w sobie mi się podobał, więc nie będę aż tak narzekać. Wiem, że jestem wredna, ale cieszę się, że "Wilk" nic nie zgarnął (no dobra, Leo mi szkoda), bo ten film w ogóle nie powinien się znaleźć w nominacjach :P
OdpowiedzUsuńAno widzisz, jednak są banalni. Szkoda, bo uważam, że w dziewiątce były lepsze filmy, np. ten, którego pewna wredna istota nie chce docenić. :P
UsuńNa ten Sierpień w hrabstwie Osage może się wybiorę.
OdpowiedzUsuńFajny, więc polecam.
UsuńA ja nadal nie widziałam żadnego z nominowanych ani wygranych filmów. Może chociaż przejrzę zwiastuny :P
OdpowiedzUsuńTo prawie jakbyś obejrzała całość. :P
UsuńTo mnie pocieszyłaś :P
UsuńStarałam się. :D
UsuńLeo pewnie po gali jak co roku krzyczał "Why?!" :)) Co do "Zniewolonego", nie wypowiadam się, bo usnęłam po kilkudziesięciu minutach filmu. :P
OdpowiedzUsuńAkademia powinna się z tego wytłumaczyć!
UsuńJa tak miałam z "Grawitacją". ;)
Mam ochotę na każdy z tych filmów! :)
OdpowiedzUsuńKażdy z nich warto obejrzeć. :)
Usuń