#pobandzie |
Niedawno na rynku pojawiła się publikacja, która prawdopodobnie zainteresuje większość osobników piszących, nie tylko tych stawiających pierwsze znaki w Wordzie, ale także tych, którzy mają za sobą pierwsze literackie próby. Kompleksowy poradnik Po bandzie, czyli jak napisać potencjalny bestseller Jakuba Winiarskiego, nauczyciela creative writing i Jolanty Rawskiej, miał swoją premierę 24 września i podobno można w nim znaleźć wiele przydatnych informacji: jak zacząć pisać, jak skończyć i co zrobić, by środek porwał czytelnika.
Piszę "podobno" i "prawdopodobnie", bo sama nie miałam jeszcze okazji sięgnąć po tę publikację, ale jest coś, co przekonuje mnie, że Jakub Winiarski nie rzuca słów na wiatr. Z jego rad korzystali m.in. Nikodem Pałasz i Katarzyna Kołczewska, a tak się składa, że miałam okazję przeczytać po jednej książce obojga i cóż... to były bardzo dobre książki.
***
Anna Rychlicka-Karbowska: Żyjemy w czasach, w których książkę może wydać każdy i niestety wielu tego próbuje. Gdy nie udaje się w tradycyjnych wydawnictwach, na ratunek ruszają firmy publikujące ze współfinansowaniem. Czy self-publishing to zjawisko pozytywne, pozwalające się wybić tym, którzy z różnych powodów nie są w stanie wstrzelić się w plan tradycyjnych wydawnictw, czy też (ze względu na często bardzo niską jakość publikacji) psują rynek, przekonując czytelników o tym, że polska literatura jest kiepska?
Jakub Winiarski: Self-publishing nie jest niczym nowym. Jeszcze w XIX wieku autorzy na całym świecie często sami finansowali wydania swoich książek. To raczej wydawnicze molochy są nowym wynalazkiem. Dlatego nie uważam, żeby należało źle patrzeć na self-publishing. Gdyby tylko firmy zajmujące się sprzedażą takich usług więcej uwagi zwróciły na korektę i estetykę publikacji, byłoby bardzo dobrze. Bo jeśli chodzi o poziom literacki, to powiedzmy sobie szczerze, że to, co wydają wielcy, szanowani wydawcy, też nie zawsze jest literaturą z najwyższej półki. I jeśli ktoś ma złe zdanie o poziomie literatury w Polsce, to chyba nie przez self-publisherów, których póki co jest garstka.
A.R.-K.: Powstaje coraz więcej kursów pisania, książek ze złotymi radami dla przyszłych laureatów Nike, Angelusów czy Literackich Nobli. Czy pisanie to kwestia techniki, czy każdy może nauczyć się jak napisać dobrą książkę i faktycznie taką napisać, czy też jest to jedynie sposób na ugruntowanie wiedzy, wskazanie drogi tym, którzy umiejętność pisania posiadają?
J.W.: To prawda, coraz więcej kursów pisania pojawia się u nas, zwłaszcza w większych miastach i pewnie będzie się pojawiać. Bo na świecie jest to normalne, że pisania się uczy na warsztatach, pod okiem dobrego coacha pisarskiego. Niestety, w Polsce brak takich coachów, a co za tym idzie, ilość mnożących się kursów nie idzie w parze z ich jakością. Nie idzie, ponieważ w Polsce rozmaitym ludziom wydaje się, że mogą uczyć, choć nie przeczytali żadnych książek na ten temat, nie mają żadnych podstaw, a czasem też sami niczego nie napisali. Uczą, powiedziałbym, samozwańczo i oszukańczo i można mówić o szczęściu, jeśli jakiegoś talentu nie zmarnują przy tej hochsztaplerce. Z tego, co wiem, nawet na uniwersytetach są kursy, na których uczą ludzie nie mający pojęcia o pisarskim rzemiośle, lub kompletnie niepotrafiący uczyć. Dlatego zawsze radzę pytać tych samozwańczych nauczycieli, którym się zdaje, że uczenie pisania to takie łatwe i przyjemne zajęcie, jakie mają kwalifikacje. Co napisali i kogo wcześniej uczyli? Czy mają podręcznik własnego autorstwa, a jeśli nie, to według jakiej metody uczą? Skąd czerpią pomysły do ćwiczeń i skąd wiedzą, że jakiś sposób jest dobry, a inny nie? A wreszcie najważniejsze: dlaczego uważają, że wolno im zajmować się cudzym talentem i cudzą pasją? Radzę przepytywać tych ludzi ostro, be taryfy ulgowej. Trzeba ich zmuszać do jasnych odpowiedzi, żeby wytrzebić coraz liczniejszych, panoszących się oszustów, żerujących na ludzkiej nadziei i niewiedzy. Oszustów biorących pieniądze za jakieś bzdury, nie mające nic wspólnego z nowoczesnym creative writing. Na mojej stronie autorskiej www.literaturajestsexy.pl każdy, kto zechce sprawdzić moje kwalifikacje, znajdzie wywiady z autorami i autorkami, które uczyłem, a którzy już opublikowali, jedną, dwie, a czasem nawet trzy książki. A jak spojrzy się do działu Opinie uczestników, można przeczytać blisko sto opinii na temat tego, jak ja uczę, czego uczę i czy to się komuś wydało przydatne. Uważam, że każdy, kto chce uczyć pisania i zarabiać na tym, powinien mieć stronę z takimi opiniami. Powinien móc w każdej chwili powołać się na głosy osób, które rzeczywiście skorzystały ze spotkania z nim jego metodami. Proszę też nie dać się nabrać na autorów czy kursy oferujące „złote rady”. Na warsztatach, jakie ja prowadzę, a także w moim i Joli Rawskiej Po bandzie nie ma żadnych „złotych rad”. Już na wstępie namawiam każdego, by kwestionował, dociekał, sprawdzał z własną praktyką pisarską i szukał swoich indywidualnych rozwiązań każdego pisarskiego problemu. Rozwiązań, dodam, dopasowanych do charakteru własnego tej konkretnej piszącej osoby.
A.R.-K.: A jednak ludzie szukają "złotych rad", więc mimo wszystko, jakie miałby Pan "złote rady" dla początkujących pisarzy, pozwalające im choć trochę obiektywnie spojrzeć na własną twórczość i zamiast ufnie wierzyć w swój wielki talent i szczerość zachwytów bliskich osób, racjonalnie przeanalizować swoje szanse jako pisarzy, oddzielić literaturę od grafomanii i pozwolić pisać tym, którzy faktycznie tę umiejętność posiadają?
J.W.: Jeśli już tak Pani nalega na te „złote rady”, to niech będzie. Mam dla takich początkujących, a nawet dla zaawansowanych autorów jedną, nie tylko „złotą”, ale wręcz „platynową” radę. Radzę mianowicie kupić Po bandzie, czyli jak napisać potencjalny bestseller. Na sześciuset stronach tej książki znaleźć można odpowiedzi na większość pytań nurtujących autorów. I jeszcze więcej na tematy, o których niektórzy autorzy nawet nie pomyśleli, że istnieją. A potem radzę kłócić się ile wlezie z tym, co się w Po bandzie przeczytało. Może ktoś wygra w tym sporze, może nie, to nie jest najważniejsze. Najważniejsze, że w ten sposób autor potencjalnego bestsellera znajdzie swoją drogę i swój sposób ekspresji. Lub pomoże mu to ustalić, dlaczego do tej pory nie ma jeszcze na koncie bestsellera. Jest też inny jeszcze sposób. Chcesz wiedzieć, czy twoje pisanie jest coś warte? Poproś kogoś, kto za tobą nie przepada, żeby przeczytał coś, co napisałeś i żeby powiedział ci, co o tym myśli. Serio. Ktoś, kto za tobą nie przepada, nie będzie ci słodzić. A jeśli uda ci się przekonać go do twojej prozy, może zyskasz przyjaciela i wiernego, dobrego czytelnika.
***
Wkrótce na blogu lub Facebooku pojawi się możliwość wygrania egzemplarza Po bandzie. Bądźcie czujni!
Chciałoby się mieć wiedzę na temat tego jak zostać drugą Rowling :D
OdpowiedzUsuńAlbo pierwszą Karribą! ;)
UsuńKiedyś tę pozycję miałabym na celowniku. Od dawna nie próbuje pisać do szuflady, więc i pozycja już nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńNie piszesz wcale, czy wyszłaś z pisaniem poza szufladę?
UsuńPozycja wydaje się być bardzo ciekawa i kto wie, może i przydatna w przyszłości! :D
OdpowiedzUsuńNo, no... Czyżby ktoś tu zamierzał zawojować rynek książki? ;)
Usuńtaa, kupić poradnik to taka złota rada. one wszystkie są niewiele warte.
OdpowiedzUsuńPlatynowa! ;)
UsuńTrudno się autorowi dziwić, że poleca coś co stworzył. ;) A co do samego poradnika, to znawca ze mnie żaden, bo książki jeszcze nie czytałam. Miłośniczką poradników nie jestem. Zgadzam się, że ich poziom często pozostawia wiele do życzenia. Chwytliwy tytuł, mało odkrywcza treść. Do tej lektury tej książki przekonują mnie takie nazwiska jak Pałasz i Kołczewska, a czy przekona mnie treść samej książki to się dopiero okaże.
Mnie właśnie trochę zdziwiło, że kiedy zapytałaś o rady dla początkujących pisarzy, autor polecił swój poradnik. To takie trochę nieskromne, a i to przekonanie autora, że self-publishing nie psuje polskiej literatury (tak to zrozumiałam)... Psuje, i to bardzo. Wiele osób po sięgnięciu po utwory selfów traci zaufanie do polskich pisarzy i woli sięgać tylko po tych zagranicznych, bo tak jest bezpieczniej, bo to większa szansa, że natrafi się na coś dobrego. Sama jestem przykładem czytelniczki, która przez wiele lat omijała polskich autorów; dopiero kiedy założyłam bloga, zaczęłam zaglądać na półkę z polskimi autorami. A jeśli chodzi o tych dwoje autorów, których wymieniłaś, nie czytałam ich książek, ale wierzę Ci na słowo, że dobrze piszą. Być może mają po prostu talent i poradziliby sobie bez żadnego kursu :)
UsuńTeż uważam, że polecanie w pierwszym rzędzie swojego poradnika jest trochę nie na miejscu. Rozumiem, że autor chce się promować, ale przez to traci wiarygodność. Zwłaszcza, że mówi on w wywiadzie o różnych "oszustach i hochsztaplerach", którzy sami niczego nie napisali, ale ja nie słyszałam również wcześniej nazwiska Jakub Winiarski i nie kojarzę, by był on autorem jakiegoś bestsellera... Przeczytałabym taki poradnik, gdyby wyszedł on spod pióra faktycznie bestsellerowego pisarza, jak chociażby świetny "Pamiętnik rzemieślnika" Stephena Kinga.
UsuńCo do self-publishingu to faktycznie nie do końca zgadzam się z autorem, choć z drugiej strony myślę sobie, że selfy jednak słabo docierają do czytelników i jest duża szansa, że taki mało zorientowany w literaturze czytelnik, buszując po księgarniach na książki selfów nie trafi. Więc może coś w tym jest, że nie selfy psują rynek, a kiepskie książki polskich pisarzy wydawane przez "normalne" wydawnictwa? Na dodatek książek niekiedy ledwie dotkniętych przez redakcję czy korektę?
UsuńCo do polecania poradnika, to mnie to nie przeszkadza. Po to autor tę książkę napisał, żeby zamiast po raz enty odpowiadać na to samo pytanie, wskazać książkę, w której już raz na nie odpowiedział. Nie wiem, czy to nie na miejscu. Załóżmy np., że napisałam książkę o Barcelonie i ktoś pyta mnie gdzie np. warto pójść w tym mieście na obiad. Dlaczego miałabym nie odesłać go do książki? Dlaczego miałabym stracić w ten sposób na wiarygodności?
Podoba mi się przykład z Kingiem. Faktycznie, taka książka wydaje się bardziej wiarygodna, gdy wychodzi spod pióra bestsellerowego pisarza. W przypadku Kinga poparta jest latami praktyki, ogromnymi nakładami sprzedanych książek itp. W przypadku Jakuba Winiarskiego możemy jedynie bazować na opiniach innych. Czy to dużo czy mało, trudno mi ocenić.
Mam tę książkę i podczytuję. To podręcznik dla osoby, która ma pomysł na książkę i nie wie jak ruszyć z miejsca. Ale przy okazji zawiera wiele innych bardzo dobrych rad na temat np. budowania zdań. Żadnego wodolejstwa, to autentyczne rady człowieka, który się zna na rzeczy. Polecanie swojego poradnika w tym przypadku jest całkiem na miejscu. Jeśli nie każdy po przeczytaniu napisze od razu bestseller, to jako recenzent spojrzy na pewne elementy powieści w inny sposób. To dobre, fachowe narzędzie.
OdpowiedzUsuńCieszy mnie Twoja opinia, bo wymieniłaś to, co spodziewam się w tej książce znaleźć.
UsuńBardzo ciekawe pytania! Też miałam szansę zadać swoje i opublikowałam je już razem z odpowiedziami :) Podlinkowałam też u siebie na blogu ... do Twoich pytań :) Chciałam aby wszystkie mini wywiady były w jednym miejscu, więc tworzę taką listę :D
OdpowiedzUsuńDzięki. Widziałam już. Świetny pomysł z tą listą. :)
UsuńZnam ludzi, którzy chodzą na kursy pisania, bo jest to zwyczajnie rozwijające zajęcia. I tyle. Nie marzą o bestsellerach, a jedynie o wyjściu poza swą strefę komfortu; nie są pisarzami, nie mają pisarskich ambicji, a mimo to próbują czegoś nowego, czegoś innego. Tak sobie myślę, że aspirujący literaci powinni postępować w analogiczny sposób tylko w przeciwną stronę: powinni się np. zapisać na kurs fotografii, żeglarstwa etc. Rozwiną się, doznają innych wrażeń, być może odkryją coś, co ich zainspiruje do pracy nad czymś wyjątkowym, bo opowiedzianym własnym głosem. Czy trzeba czegoś więcej?
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem możliwość rozwoju to jest dokładnie to czego warto szukać.
UsuńAspirującym literatom kurs pisania nie zaszkodzi, ale i inne także nie. Im więcej doświadczeń, tym ciekawszy materiał.