Joanna Marat jest laureatką konkursu na opowiadanie kryminalne zorganizowanego w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału 2010. Zadebiutowała rok później, jej tekst można znaleźć w antologii Zaułki zbrodni. Rok 2011 był rokiem podwójnego debiutu. Ukazała się bowiem pierwsza powieść Joanny Marat - proza obyczajowa Grzechy Joanny. Autorka ma także na koncie wyróżnienie w konkursie Literacka podróż po Gdańsku, jej opowiadanie Kaplica Jedenastu Tysięcy Dziewic jest jednym z tekstów promujących stolicę województwa pomorskiego.
W marcowych zapowiedziach wydawniczych pojawiła się powieść kryminalna Joanny Marat Monogram, książka zupełnie inna od debiutanckich Grzechów Joanny. Jak Wam pewnie wiadomo, na hasło "kryminał" radośnie strzygę uszami, z podniecenia podskakując jak kauczukowa piłeczka (mieliście taką w dzieciństwie?). Książkę przeczytałam, wrażeniami podzieliłam się w notce Wstydliwe emblematy, a już po lekturze pomyślałam, że miałabym do autorki kilka pytań. No, może kilkanaście.
Joanna Marat (fot. dzięki uprzejmości autorki) |
***
Zadebiutowała Pani opowiadaniem
kryminalnym zamieszczonym w zbiorze Zaułki
zbrodni, ale debiut powieściowy (Grzechy
Joanny) nie jest związany z tym gatunkiem.
W marcu w księgarniach pojawił się Monogram,
który choć, moim zdaniem, może nie jest typowym kryminałem, ale wątek zbrodni i
śledztwa jest w nim bardzo ważny, w końcu wokół niego wszystko się kręci. Ma
Pani więc na koncie opowiadanie kryminalne, powieść obyczajową i powieść
obyczajową z wątkiem kryminalnym. Czy to właśnie w kierunki literatury spod
znaku zbrodni zmierza Pani jako pisarka?
To prawda, że w Monogramie tylko flirtuję, no może chwilami
romansuję, z kryminałem. Ale czuję, że moje pisanie idzie w nieco innym
kierunku. Po prostu lubię opowiadać. Powiem więcej - lubię zmyślać. Wymyślać
postaci. Układać w głowie ich biografie. To pasjonujące zajęcie. Teraz pracuję
nad powieścią obyczajową. Ale bohaterowie Monogramu
nie dają mi spokoju i chyba powrócą w kolejnej odsłonie. Więc będę pisała
zarówno powieści obyczajowe, jak i kryminały. No dobrze – może nie takie
czyste, oczywiste kryminały, ale powieści obyczajowe z silnie zarysowanym
wątkiem kryminalnym.
A prywatnie? Po literaturę
jakiego gatunku sięga Pani najczęściej? Jakich autorów Pani ceni, czyje książki
czyta w wolnych chwilach?
Dla rozrywki czytam kryminały. Te
naprawdę dobrze napisane pozwalają oderwać się od rzeczywistości. Natomiast, do
moich ulubionych autorów współczesnych należą pisarze izraelscy – Etgar Keret i
Zeruya Shalev. Cenię prozę Elfride Jelinek. Z lektur z ostatnich lat najbardziej
zapadły mi w pamięć dwie monumentalne powieści – tysiącstronicowy fresk
historyczny Jonathana Littela Łaskawe
i Półbrat – znakomita
dwudziestowieczna saga pióra norweskiego pisarza Larsa Saabye Christensena.
Czy wśród pisarzy znajdują się
też tacy, którzy Panią inspirują, są wzorem, czy też tematów i pomysłów szuka
Pani zupełnie gdzie indziej?
Tematy znajduję przypadkowo. A
źródłem inspiracji są czasem jakieś z pozoru drobne i nieważne wydarzenia,
zasłyszane gdzieś strzępy rozmów, notatki prasowe. Zdarza się, że inspiruje
mnie muzyka albo filmy i to wcale nie te z najwyższej półki. Oczywiście lubię
podglądać innych autorów. I robię to bez skrupułów czytając. W końcu to rodzaj
białego wywiadu, czyli coś co wszyscy piszący robimy świadomie, lub
nieświadomie. Ale kiedy pracuję nad powieścią, staram się nie czytać powieści
innych autorów. Tak mi się lepiej pisze, bo słyszę tylko swój własny głos.
Na okładce Monogramu widnieje pytanie: bardziej
komedia czy kryminał? Z pewnością nie jest to ten typ humoru, jaki
znajdziemy u Joanny Chmielewskiej czy Olgi Rudnickiej, ale nie da się ukryć, że
w książce o brutalnym morderstwie, upchnęła Pani trochę humoru i ironii. Jaki jest cel takiego
zabiegu? Skąd pomysł, by do rozwiązywania paskudnej sprawy przydzielić tak
kontrastowe, nieco przerysowane, wzbudzające uśmiech postaci?
Zgadzam się z tym, że
komediowość, a może raczej humor Monogramu
tkwi w rysunku postaci. Dlaczego połączyłam ten rodzaj śmieszności z opowieścią
o zbrodniach? Może dlatego, że wydaje mi się, że każda sprawa ma swoją drugą
stronę. Rewers. Nie bez powodu odwołuję się w tym momencie do książki Andrzeja
Barta i znakomitego filmu z Agatą Buzek w roli głównej, do czarnej komedii, w
której rzeczy śmieszne i straszne łączą się nierozłączne pary. Moja powieść nie
jest oczywiście czarną komedią. Sama określiłabym ją jako mieszankę kryminału i
nieco ironicznej powieści obyczajowej. Z wyrazistymi bohaterami.
Kontynuując temat bohaterów. W Monogramie są oni faktycznie niezwykle wyraziści. Gdy
na scenę wkracza Koszmarek, zaniedbany nadkomisarz wyrażający się dosadnym
językiem, policjant, za którym ciągnie się alkoholowa woń, trudno go pomylić z
kimś innym. Podobnie jest z pozostałymi postaciami. Każda się wyróżnia i zapada
w pamięć (dotyczy to nie tylko bohaterów pierwszego planu). Mam wrażenie, że
świetnie się Pani bawiła kreując postaci. Czy któregoś z bohaterów szczególnie
Pani polubiła? A może wręcz przeciwnie? Czy wśród nich są tacy, których
niełatwo było Pani opisać?
Budowanie postaci to pasjonujące
zajęcie i wspaniała zabawa. Przynajmniej
na początku. Lubię ten moment radości, kiedy nagle już wiem, że go mam! Jego
albo ją. Pojawia się jakaś charakterystyczna cecha, fragment biografii, wyglądu
albo jakieś powiedzonko. I potem szukam reszty, dopasowuję ją do tego, co mam.
Czasem od początku mam imię i nazwisko bohatera, a czasem pojawiają się one na
końcu. Bo imię bohatera powieści musi
pasować do generacji i środowiska, z którego się wywodzi. Na przykład sierżant Violetta
Maj, która ma również drugie imię – Andżelika – jest ambitną trzydziestolatką,
wywodzącą się ze środowiska robotniczego. I możemy się domyślać, że ta
pretensjonalna para imion uroczej pani sierżant to sprawka fantazji jej
rodziców. A źródłem inspiracji był zapewne jakiś amerykański film, lub może
nawet brazylijska telenowela. Jeśli chodzi o mój emocjonalny stosunek do
postaci z Monogramu to nie ukrywam,
że z Koszmarkiem to była miłość od pierwszego wejrzenia, polubiłam też Starego
Kalosza.
Katastrofa smoleńska wciąż jest
tematem wzbudzającym emocje, głównie te niezdrowe. Szok i ogromne
zainteresowanie ustąpiły politycznym przepychankom i znużeniu całą aferą
związaną z tymi tragicznymi wydarzeniami. W pewnym momencie wielu Polaków miało
dość ciągłego „wałkowania” tematu i kolejnych, coraz bardziej
nieprawdopodobnych teorii spiskowych. Tupolew spada mniej więcej wtedy, kiedy
bohaterowie Monogramu odkrywają
bezgłowe ciało w Lasku Bielańskim. Temat katastrofy co jakiś czas pojawia się w
powieści. Nie obawiała się Pani, że czytelnicy mający go już dość, gorzej
ocenią Pani książkę?
Obawiałam się, ale zależało mi na
tym, żeby ta powieść rozgrywała się współcześnie, ale jednocześnie w momencie
historycznym. Wszyscy pamiętamy tamten dzień. Pamiętamy, co wtedy robiliśmy,
gdzie byliśmy, z kim rozmawialiśmy, pamiętamy swoje emocje – te pierwsze,
autentyczne. I rozpoczynając historię kryminalną, w której odwołuję się do
historii, chciałam przerzucić taki emocjonalny pomost do czytelnika. A
jednocześnie zaznaczyć, że żyjąc w spokojnych, pozornie nudnych czasach, cały
czas mamy do czynienia z historią, że ona w każdej chwili może dać znać o
sobie. W zupełnie nieoczekiwany sposób.
Tytułowe monogramy, symbole,
rzucają cień na przyszłość bohaterów. Towarzyszą im od lat i, mam wrażenie,
nawet niechciane, przypięte są do nich na stałe. Czy uważa Pani, że do każdego
z nas przypisana jest symbolika, która w pewien sposób nas definiuje?
Żyjemy w społeczeństwie
demokratycznym i emblematy wydają się należeć do przeszłości. Ale posiadanie
emblematu jest jedną z ludzkich potrzeb. Dziś bardziej chodzi o logo, czy metką
znanej firmy. Zdarza się, że marząc o lepszej przyszłości, ludzie starają się zakłamać
własną tożsamość. Choćby nadawanie dzieciom pretensjonalnych imion jest taką próbą
przebicia się do lepszego świata. Próbą chybioną, bo te wszystkie Żanety,
Brajany, czy Andżeliki kojarzą się raczej ze społeczną patologią i bardziej
stygmatyzują dzieci, niż pomagają im się wspinać w górę po drabinie awansu
społecznego. A więc stają się takim niezamierzonym emblematem – piętnem.
Jest Pani laureatką konkursu na
opowiadanie kryminalne organizowanego w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału 2010. Co sądzi Pani
o tego typu konkursach? Czy są one szansą dla początkujących pisarzy, by czegoś
się dzięki nim nauczyć, a przede wszystkim dać się odkryć?
Sukces w konkursie dla amatorów utwierdza
początkującego autora w tym, że warto dalej pisać, doskonalić swoje
umiejętności. No i rośnie nadzieja na to, że może kiedyś uda się znaleźć
wydawcę, który zaryzykuję i zechce opublikować jego debiutancką powieść. Tak
właśnie było ze mną.
O tym, że polska literatura
kryminalna ma się coraz lepiej, pisał niedawno The New York Times. Jaka jest Pani opinia na ten temat? Czy mamy
szansę zaistnieć na zagranicznym rynku wydawniczym na większą skalę, detronizując
Skandynawów i Amerykanów?
Z pewnością wszyscy byśmy chcieli
takiego sukcesu. Mam tu na myśli zarówno czytelników, jak i autorów.
Chcielibyśmy, żeby pojawił się polski Henning Mankell albo Jo Nesbø. Bo jedno
wielkie nazwisko pociągnie za sobą innych i może zdarzy się to, o czym wszyscy
marzymy – wśród czytelników na Zachodzie zacznie się moda na polski kryminał. A
to dla pisarzy oznacza nie tylko sławę, ale także szansę na większe zarobki. Więc
zagraniczne sukcesy Zygmunta Miłoszewskiego, Marka Krajewskiego i innych dają
nadzieję na to, że może kiedyś polscy autorzy będą tak popularni jak
Skandynawowie. Ale póki co to tylko marzenia.
Wzięła Pani udział w bardzo
ciekawym projekcie Literacka podróż po
Gdańsku, mającym na celu zachęcenie do poznawania danych miejsc poprzez
literaturę. Spośród 140 opowiadań
zgłoszonych do konkursu, wybrano 10, w tym Pani Kaplicę jedenastu tysięcy dziewic. Co Pani sądzi o tego typu
promocji zarówno miejsc, jak i literatury?
Myślę, że to znakomity pomysł.
Miasto i literatura bardzo pięknie się przenikają. Literatura jest w stanie
budować legendę miasta. I na odwrót. Najlepszym i nieodległym przykładem tego,
jak można wypromować miasto poprzez literaturę, jest zainteresowanie
Sztokholmem pod wpływem powieści Stiega Larssona. Wędrując po Petersburgu wzdłuż kanału
Gribojedowa zdawało mi się, że gdzieś w pobliżu jest ta oficyna, gdzie w
klaustrofobicznej klitce Raskolnikow planował zamordowanie starej lichwiarki, a
w Paryżu szukałam domu przy bulwarze Haussmanna, gdzie Proust w wyłożonym
korkiem mieszkaniu pracował nad swoim cyklem powieściowym. Więc jak tylko
znalazłam w internecie informację o konkursie pod hasłem Literacka podróż po Gdańsku, wiedziałam, że muszę wziąć w nim
udział.
[źródło] |
Ma Pani ulubione miejsca w
Gdańsku, takie które powinien zobaczyć każdy odwiedzający to miasto?
Pochodzę z Warszawy, w Gdańsku
mieszkam od pewnego czasu i wciąż poznaję to miasto. Mam jednak wiele
ulubionych miejsc. Najbardziej fascynują mnie dwie ulice – Polanki i Jaśkowa
Dolina. Ta ostatnia pnie się pod górę wśród bukowych lasów, ku wysokiej
morenie, gdzie niestety zbudowano okropne, komunistyczne blokowisko. Ale
Jaśkowa Dolina ciągle zdaje się być na pograniczu przestrzeni miejskiej i lasu.
Nie brakuje tu także ciekawych kamienic, starych willi pasujących bardziej do
kurortu z przełomu XIX i XX wieku niż do współczesnego miasta. Momentami odnoszę wrażenie, że czas się tu
zatrzymał. Piękne są Lasy Oliwski i Oliwa. Właśnie w tych okolicach rozgrywa
się akcja powieści, nad którą teraz pracuję.
Co, oprócz pisania, zajmuje Pani
wolny czas? Czy zainteresowanie literaturą, a przede wszystkim praca nad
kolejnymi tekstami, pozwala na znalezienie czasu na inne hobby?
Pracuję zawodowo w pełnym
wymiarze i moja praca niestety nie ma nic wspólnego z literaturą. Czas na
pisanie wygospodarowuję z trudem. I niestety odkąd zaczęłam pisać powieści, nie
mam czasu na inne moje pasje. Ale podobno w życiu zawsze jest coś za coś. Więc
nie narzekam. Cieszę się, że mogę w wolnym czasie robić to, co naprawdę lubię.
Ogromnie jestem ciekawa, jakie ma
Pani plany na przyszłość. Czy są takie tematy, z którymi chciałaby się Pani
zmierzyć? Czego możemy się spodziewać w kolejnej książce?
Od dawna myślę o napisaniu czegoś w rodzaju sagi rodzinnej. I właśnie mierzę się z tym wyzwaniem. Tematem mojej sagi jest oczywiście rodzina, a właściwie kilka rodzin, których losy się splatają. Czasem bardzo boleśnie. Ale jak już wcześniej mówiłam bohaterowie Monogramu również nie dają mi spokoju i myślę, że Koszmarek poprowadzi jeszcze jedno śledztwo.
Na koniec chwila na autoreklamę. Dlaczego
warto czytać książki Joanny Marat? Komu poleciłaby Pani swoje książki?
Monogram poleciłabym osobom, które lubią ironiczne powieści obyczajowe
z silnie zarysowanym wątkiem kryminalnym. Natomiast moją pierwszą powieść Grzechy Joanny adresowałam do
czytelniczek zainteresowanych psychologicznymi portretami kobiet i nie
przeszkadza im narracja utrzymana w konwencji monologów wewnętrznych. Natomiast
przestrzegałabym przed sięganiem po Grzechy
Joanny miłośniczki romansów z pieprzykiem, do których kierowało tę książkę
wydawnictwo.
Dziękuję za ciekawą rozmowę i co tu dużo mówić - niecierpliwie czekam zarówno na sagę rodzinną jak i powrót Koszmarka.
Monogram - zapowiedź
***
Warto zajrzeć
Nie czytałam nic tej autorki, ale wywiad ciekawy:)
OdpowiedzUsuńGorąco zachęcam do lektury "Monogramu". :)
UsuńGratuluję udanego wywiadu! Co prawda z prozą autorki nie miałam dotąd do czynienia, bo jednak poruszam się w innej tematyce, jednak o ile "Łaskawe" mam w planach od dawna, o tyle "Półbrat" mocno mnie zaintrygował - i przynajmniej za to chciałabym Ci podziękować :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńCieszę się, że z tej rozmowy wyłowiłaś coś dla siebie.
Ja strzygę uszami, jak widzę słowo "saga";)
OdpowiedzUsuńWywiad świetny, ale wcale mnie to nie dziwi, bo wiem, że za co byś się nie wzięła, efekt będzie znakomity:) Teraz tylko muszę poznać książki autorki;)
Właściwie to ja też. :)
UsuńNa drugą część komentarza nie wiem co odpowiedzieć, więc po prostu: dziękuję. :) Takie opinie dodają skrzydeł.
Po takim wywiadzie mam ochotę na książkę pani Marat.
OdpowiedzUsuńZaliczam Twój komentarz, jako mój mały sukces. :)
UsuńNigdy nie zetknąłem się z prozą tej autorki. Wywiad ciekawy, ale jeszcze bardziej zachwyciły mnie okładki książek!
OdpowiedzUsuń"Monogram" polecam z czystym sumieniem.
UsuńBrzmi interesująco. Ciekawa osoba, pewnie sięgnę po jej książkę. :)
OdpowiedzUsuńJ.w. Polecam "Monogram". :)
UsuńBardzo ciekawy wywiad :)
OdpowiedzUsuńDzięki. :)
UsuńŚwietny wywiad, gratuluję :) Teraz muszę tylko przeczytać książkę autorki :))
OdpowiedzUsuńDziękuję i zachęcam do lektury "Monogramu".
UsuńNie czytałam jeszcze nic tej autorki, ale wydaje się sympatyczna osobą :)
OdpowiedzUsuńTeż odniosłam takie wrażenie. :)
UsuńJa bardzo lubię czytać wywiady :) Ten jest świetny :)
OdpowiedzUsuńMuszę rozejrzeć się za książkami autorki :)
Bardzo mnie to cieszy, bo mam nadzieję jeszcze kilka przeprowadzić.
UsuńA co do książek, to z pewnością mogę polecić "Monogram".