środa, 16 kwietnia 2014

"Po prostu lubię opowiadać"
* wywiad z Joanną Marat *


Joanna Marat jest laureatką konkursu na opowiadanie kryminalne zorganizowanego w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału 2010. Zadebiutowała rok później, jej tekst można znaleźć w antologii Zaułki zbrodni. Rok 2011 był rokiem podwójnego debiutu. Ukazała się bowiem pierwsza powieść Joanny Marat - proza obyczajowa Grzechy Joanny. Autorka ma także na koncie wyróżnienie w konkursie Literacka podróż po Gdańsku, jej opowiadanie Kaplica Jedenastu Tysięcy Dziewic jest jednym z tekstów promujących stolicę województwa pomorskiego. 

W marcowych zapowiedziach wydawniczych pojawiła się powieść kryminalna Joanny Marat Monogram, książka zupełnie inna od debiutanckich Grzechów Joanny. Jak Wam pewnie wiadomo, na hasło "kryminał" radośnie strzygę uszami, z podniecenia podskakując jak kauczukowa piłeczka (mieliście taką w dzieciństwie?). Książkę przeczytałam, wrażeniami podzieliłam się w notce Wstydliwe emblematy, a już po lekturze pomyślałam, że miałabym do autorki kilka pytań. No, może kilkanaście. 

Joanna Marat
(fot. dzięki uprzejmości autorki)


***

Zadebiutowała Pani opowiadaniem kryminalnym zamieszczonym w zbiorze Zaułki zbrodni, ale debiut powieściowy (Grzechy Joanny) nie jest związany z tym gatunkiem.  W marcu w księgarniach pojawił się Monogram, który choć, moim zdaniem, może nie jest typowym kryminałem, ale wątek zbrodni i śledztwa jest w nim bardzo ważny, w końcu wokół niego wszystko się kręci. Ma Pani więc na koncie opowiadanie kryminalne, powieść obyczajową i powieść obyczajową z wątkiem kryminalnym. Czy to właśnie w kierunki literatury spod znaku zbrodni zmierza Pani jako pisarka?

To prawda, że w Monogramie tylko flirtuję, no może chwilami romansuję, z kryminałem. Ale czuję, że moje pisanie idzie w nieco innym kierunku. Po prostu lubię opowiadać. Powiem więcej - lubię zmyślać. Wymyślać postaci. Układać w głowie ich biografie. To pasjonujące zajęcie. Teraz pracuję nad powieścią obyczajową. Ale bohaterowie Monogramu nie dają mi spokoju i chyba powrócą w kolejnej odsłonie. Więc będę pisała zarówno powieści obyczajowe, jak i kryminały. No dobrze – może nie takie czyste, oczywiste kryminały, ale powieści obyczajowe z silnie zarysowanym wątkiem kryminalnym.

A prywatnie? Po literaturę jakiego gatunku sięga Pani najczęściej? Jakich autorów Pani ceni, czyje książki czyta w wolnych chwilach?

Dla rozrywki czytam kryminały. Te naprawdę dobrze napisane pozwalają oderwać się od rzeczywistości. Natomiast, do moich ulubionych autorów współczesnych należą pisarze izraelscy – Etgar Keret i Zeruya Shalev. Cenię prozę Elfride Jelinek. Z lektur z ostatnich lat najbardziej zapadły mi w pamięć dwie monumentalne powieści – tysiącstronicowy fresk historyczny Jonathana Littela Łaskawe i Półbrat – znakomita dwudziestowieczna saga pióra norweskiego pisarza Larsa Saabye Christensena.

Czy wśród pisarzy znajdują się też tacy, którzy Panią inspirują, są wzorem, czy też tematów i pomysłów szuka Pani zupełnie gdzie indziej?

Tematy znajduję przypadkowo. A źródłem inspiracji są czasem jakieś z pozoru drobne i nieważne wydarzenia, zasłyszane gdzieś strzępy rozmów, notatki prasowe. Zdarza się, że inspiruje mnie muzyka albo filmy i to wcale nie te z najwyższej półki. Oczywiście lubię podglądać innych autorów. I robię to bez skrupułów czytając. W końcu to rodzaj białego wywiadu, czyli coś co wszyscy piszący robimy świadomie, lub nieświadomie. Ale kiedy pracuję nad powieścią, staram się nie czytać powieści innych autorów. Tak mi się lepiej pisze, bo słyszę tylko swój własny głos.

Na okładce Monogramu widnieje pytanie: bardziej komedia czy kryminał? Z pewnością nie jest to ten typ humoru, jaki znajdziemy u Joanny Chmielewskiej czy Olgi Rudnickiej, ale nie da się ukryć, że w książce o brutalnym morderstwie, upchnęła Pani  trochę humoru i ironii. Jaki jest cel takiego zabiegu? Skąd pomysł, by do rozwiązywania paskudnej sprawy przydzielić tak kontrastowe, nieco przerysowane, wzbudzające uśmiech postaci?

Zgadzam się z tym, że komediowość, a może raczej humor Monogramu tkwi w rysunku postaci. Dlaczego połączyłam ten rodzaj śmieszności z opowieścią o zbrodniach? Może dlatego, że wydaje mi się, że każda sprawa ma swoją drugą stronę. Rewers. Nie bez powodu odwołuję się w tym momencie do książki Andrzeja Barta i znakomitego filmu z Agatą Buzek w roli głównej, do czarnej komedii, w której rzeczy śmieszne i straszne łączą się nierozłączne pary. Moja powieść nie jest oczywiście czarną komedią. Sama określiłabym ją jako mieszankę kryminału i nieco ironicznej powieści obyczajowej. Z wyrazistymi bohaterami.

Kontynuując temat bohaterów. W Monogramie są oni faktycznie niezwykle wyraziści. Gdy na scenę wkracza Koszmarek, zaniedbany nadkomisarz wyrażający się dosadnym językiem, policjant, za którym ciągnie się alkoholowa woń, trudno go pomylić z kimś innym. Podobnie jest z pozostałymi postaciami. Każda się wyróżnia i zapada w pamięć (dotyczy to nie tylko bohaterów pierwszego planu). Mam wrażenie, że świetnie się Pani bawiła kreując postaci. Czy któregoś z bohaterów szczególnie Pani polubiła? A może wręcz przeciwnie? Czy wśród nich są tacy, których niełatwo było Pani opisać?

Budowanie postaci to pasjonujące zajęcie i wspaniała zabawa. Przynajmniej na początku. Lubię ten moment radości, kiedy nagle już wiem, że go mam! Jego albo ją. Pojawia się jakaś charakterystyczna cecha, fragment biografii, wyglądu albo jakieś powiedzonko. I potem szukam reszty, dopasowuję ją do tego, co mam. Czasem od początku mam imię i nazwisko bohatera, a czasem pojawiają się one na końcu.  Bo imię bohatera powieści musi pasować do generacji i środowiska, z którego się wywodzi. Na przykład sierżant Violetta Maj, która ma również drugie imię – Andżelika – jest ambitną trzydziestolatką, wywodzącą się ze środowiska robotniczego. I możemy się domyślać, że ta pretensjonalna para imion uroczej pani sierżant to sprawka fantazji jej rodziców. A źródłem inspiracji był zapewne jakiś amerykański film, lub może nawet brazylijska telenowela. Jeśli chodzi o mój emocjonalny stosunek do postaci z Monogramu to nie ukrywam, że z Koszmarkiem to była miłość od pierwszego wejrzenia, polubiłam też Starego Kalosza.

Katastrofa smoleńska wciąż jest tematem wzbudzającym emocje, głównie te niezdrowe. Szok i ogromne zainteresowanie ustąpiły politycznym przepychankom i znużeniu całą aferą związaną z tymi tragicznymi wydarzeniami. W pewnym momencie wielu Polaków miało dość ciągłego „wałkowania” tematu i kolejnych, coraz bardziej nieprawdopodobnych teorii spiskowych. Tupolew spada mniej więcej wtedy, kiedy bohaterowie Monogramu odkrywają bezgłowe ciało w Lasku Bielańskim. Temat katastrofy co jakiś czas pojawia się w powieści. Nie obawiała się Pani, że czytelnicy mający go już dość, gorzej ocenią Pani książkę?

Obawiałam się, ale zależało mi na tym, żeby ta powieść rozgrywała się współcześnie, ale jednocześnie w momencie historycznym. Wszyscy pamiętamy tamten dzień. Pamiętamy, co wtedy robiliśmy, gdzie byliśmy, z kim rozmawialiśmy, pamiętamy swoje emocje – te pierwsze, autentyczne. I rozpoczynając historię kryminalną, w której odwołuję się do historii, chciałam przerzucić taki emocjonalny pomost do czytelnika. A jednocześnie zaznaczyć, że żyjąc w spokojnych, pozornie nudnych czasach, cały czas mamy do czynienia z historią, że ona w każdej chwili może dać znać o sobie. W zupełnie nieoczekiwany sposób.

Tytułowe monogramy, symbole, rzucają cień na przyszłość bohaterów. Towarzyszą im od lat i, mam wrażenie, nawet niechciane, przypięte są do nich na stałe. Czy uważa Pani, że do każdego z nas przypisana jest symbolika, która w pewien sposób nas definiuje?

Żyjemy w społeczeństwie demokratycznym i emblematy wydają się należeć do przeszłości. Ale posiadanie emblematu jest jedną z ludzkich potrzeb. Dziś bardziej chodzi o logo, czy metką znanej firmy. Zdarza się, że marząc o lepszej przyszłości, ludzie starają się zakłamać własną tożsamość. Choćby nadawanie dzieciom pretensjonalnych imion jest taką próbą przebicia się do lepszego świata. Próbą chybioną, bo te wszystkie Żanety, Brajany, czy Andżeliki kojarzą się raczej ze społeczną patologią i bardziej stygmatyzują dzieci, niż pomagają im się wspinać w górę po drabinie awansu społecznego. A więc stają się takim niezamierzonym emblematem – piętnem.

Jest Pani laureatką konkursu na opowiadanie kryminalne organizowanego w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału 2010. Co sądzi Pani o tego typu konkursach? Czy są one szansą dla początkujących pisarzy, by czegoś się dzięki nim nauczyć, a przede wszystkim dać się odkryć?

Sukces w konkursie dla amatorów utwierdza początkującego autora w tym, że warto dalej pisać, doskonalić swoje umiejętności. No i rośnie nadzieja na to, że może kiedyś uda się znaleźć wydawcę, który zaryzykuję i zechce opublikować jego debiutancką powieść. Tak właśnie było ze mną.

O tym, że polska literatura kryminalna ma się coraz lepiej, pisał niedawno The New York Times. Jaka jest Pani opinia na ten temat? Czy mamy szansę zaistnieć na zagranicznym rynku wydawniczym na większą skalę, detronizując Skandynawów i Amerykanów?

Z pewnością wszyscy byśmy chcieli takiego sukcesu. Mam tu na myśli zarówno czytelników, jak i autorów. Chcielibyśmy, żeby pojawił się polski Henning Mankell albo Jo Nesbø. Bo jedno wielkie nazwisko pociągnie za sobą innych i może zdarzy się to, o czym wszyscy marzymy – wśród czytelników na Zachodzie zacznie się moda na polski kryminał. A to dla pisarzy oznacza nie tylko sławę, ale także szansę na większe zarobki. Więc zagraniczne sukcesy Zygmunta Miłoszewskiego, Marka Krajewskiego i innych dają nadzieję na to, że może kiedyś polscy autorzy będą tak popularni jak Skandynawowie. Ale póki co to tylko marzenia.

Wzięła Pani udział w bardzo ciekawym projekcie Literacka podróż po Gdańsku, mającym na celu zachęcenie do poznawania danych miejsc poprzez literaturę.  Spośród 140 opowiadań zgłoszonych do konkursu, wybrano 10, w tym Pani Kaplicę jedenastu tysięcy dziewic. Co Pani sądzi o tego typu promocji zarówno miejsc, jak i literatury?

Myślę, że to znakomity pomysł. Miasto i literatura bardzo pięknie się przenikają. Literatura jest w stanie budować legendę miasta. I na odwrót. Najlepszym i nieodległym przykładem tego, jak można wypromować miasto poprzez literaturę, jest zainteresowanie Sztokholmem pod wpływem powieści Stiega Larssona.  Wędrując po Petersburgu wzdłuż kanału Gribojedowa zdawało mi się, że gdzieś w pobliżu jest ta oficyna, gdzie w klaustrofobicznej klitce Raskolnikow planował zamordowanie starej lichwiarki, a w Paryżu szukałam domu przy bulwarze Haussmanna, gdzie Proust w wyłożonym korkiem mieszkaniu pracował nad swoim cyklem powieściowym. Więc jak tylko znalazłam w internecie informację o konkursie pod hasłem Literacka podróż po Gdańsku, wiedziałam, że muszę wziąć w nim udział.

[źródło]

Ma Pani ulubione miejsca w Gdańsku, takie które powinien zobaczyć każdy odwiedzający to miasto?

Pochodzę z Warszawy, w Gdańsku mieszkam od pewnego czasu i wciąż poznaję to miasto. Mam jednak wiele ulubionych miejsc. Najbardziej fascynują mnie dwie ulice – Polanki i Jaśkowa Dolina. Ta ostatnia pnie się pod górę wśród bukowych lasów, ku wysokiej morenie, gdzie niestety zbudowano okropne, komunistyczne blokowisko. Ale Jaśkowa Dolina ciągle zdaje się być na pograniczu przestrzeni miejskiej i lasu. Nie brakuje tu także ciekawych kamienic, starych willi pasujących bardziej do kurortu z przełomu XIX i XX wieku niż do współczesnego miasta.  Momentami odnoszę wrażenie, że czas się tu zatrzymał. Piękne są Lasy Oliwski i Oliwa. Właśnie w tych okolicach rozgrywa się akcja powieści, nad którą teraz pracuję.

Co, oprócz pisania, zajmuje Pani wolny czas? Czy zainteresowanie literaturą, a przede wszystkim praca nad kolejnymi tekstami, pozwala na znalezienie czasu na inne hobby?

Pracuję zawodowo w pełnym wymiarze i moja praca niestety nie ma nic wspólnego z literaturą. Czas na pisanie wygospodarowuję z trudem. I niestety odkąd zaczęłam pisać powieści, nie mam czasu na inne moje pasje. Ale podobno w życiu zawsze jest coś za coś. Więc nie narzekam. Cieszę się, że mogę w wolnym czasie robić to, co naprawdę lubię.

Ogromnie jestem ciekawa, jakie ma Pani plany na przyszłość. Czy są takie tematy, z którymi chciałaby się Pani zmierzyć? Czego możemy się spodziewać w kolejnej książce?


Od dawna myślę o napisaniu czegoś w rodzaju sagi rodzinnej. I właśnie mierzę się z tym wyzwaniem. Tematem mojej sagi jest oczywiście rodzina, a właściwie kilka rodzin, których losy się splatają. Czasem bardzo boleśnie. Ale jak już wcześniej mówiłam bohaterowie Monogramu również nie dają mi spokoju i myślę, że Koszmarek poprowadzi jeszcze jedno śledztwo.

Na koniec chwila na autoreklamę. Dlaczego warto czytać książki Joanny Marat? Komu poleciłaby Pani swoje książki?


Monogram poleciłabym osobom, które lubią ironiczne powieści obyczajowe z silnie zarysowanym wątkiem kryminalnym. Natomiast moją pierwszą powieść Grzechy Joanny adresowałam do czytelniczek zainteresowanych psychologicznymi portretami kobiet i nie przeszkadza im narracja utrzymana w konwencji monologów wewnętrznych. Natomiast przestrzegałabym przed sięganiem po Grzechy Joanny miłośniczki romansów z pieprzykiem, do których kierowało tę książkę wydawnictwo.

Dziękuję za ciekawą rozmowę i co tu dużo mówić - niecierpliwie czekam zarówno na sagę rodzinną jak i powrót Koszmarka.

Monogram - zapowiedź


***

Warto zajrzeć

20 komentarzy:

  1. Nie czytałam nic tej autorki, ale wywiad ciekawy:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję udanego wywiadu! Co prawda z prozą autorki nie miałam dotąd do czynienia, bo jednak poruszam się w innej tematyce, jednak o ile "Łaskawe" mam w planach od dawna, o tyle "Półbrat" mocno mnie zaintrygował - i przynajmniej za to chciałabym Ci podziękować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :)

      Cieszę się, że z tej rozmowy wyłowiłaś coś dla siebie.

      Usuń
  3. Ja strzygę uszami, jak widzę słowo "saga";)
    Wywiad świetny, ale wcale mnie to nie dziwi, bo wiem, że za co byś się nie wzięła, efekt będzie znakomity:) Teraz tylko muszę poznać książki autorki;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to ja też. :)

      Na drugą część komentarza nie wiem co odpowiedzieć, więc po prostu: dziękuję. :) Takie opinie dodają skrzydeł.

      Usuń
  4. Po takim wywiadzie mam ochotę na książkę pani Marat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaliczam Twój komentarz, jako mój mały sukces. :)

      Usuń
  5. Nigdy nie zetknąłem się z prozą tej autorki. Wywiad ciekawy, ale jeszcze bardziej zachwyciły mnie okładki książek!

    OdpowiedzUsuń
  6. Brzmi interesująco. Ciekawa osoba, pewnie sięgnę po jej książkę. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny wywiad, gratuluję :) Teraz muszę tylko przeczytać książkę autorki :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie czytałam jeszcze nic tej autorki, ale wydaje się sympatyczna osobą :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja bardzo lubię czytać wywiady :) Ten jest świetny :)
    Muszę rozejrzeć się za książkami autorki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie to cieszy, bo mam nadzieję jeszcze kilka przeprowadzić.

      A co do książek, to z pewnością mogę polecić "Monogram".

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.