Zapraszam Was do lektury wywiadu, który może będzie początkiem jakiegoś cyklu, a może jedynie jednorazowym wybrykiem. Czas pokaże. Tymczasem przedstawiam Wam mojego pierwszego gościa.
Zapraszam Was do lektury wywiadu z Renatą Kosin, autorką powieści Mimo wszystko Wiktoria oraz Bluszcz prowincjonalny.
Rodowita Podlasianka, od kilkunastu lat na stałe zadomowiona na Warmii. Absolwentka Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Zadebiutowała osiem lat temu zbiorem scenariuszy, napisanych dla młodzieżowej grupy teatralnej, z którą pracowała. Pasjonatka w najszerszym ujęciu tego słowa. W 2011 roku jej miłość do podróży zaowocowała wygraną w II Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Podróże bez granic”. Niestety, na pozostałe pasje (plastyczne, rękodzielnicze, kulinarne, ogrodnicze i kilka innych) zaczęło brakować czasu, dlatego autorka zebrała je wszystkie w ramach jednej, tej największej, którą jest pisanie.[źródło]
Zapraszam Was do lektury wywiadu z Renatą Kosin, autorką powieści Mimo wszystko Wiktoria oraz Bluszcz prowincjonalny.
Renata Kosin podczas wizyty w Polskim Radiu Białystok [źródło] |
***
Zacznę może
nietypowo, bo nie od literatury, a od rękodzielnictwa.
Ma Pani
artystyczną duszę. Malarstwo, rękodzieło, pisarstwo, kulinaria...
Myślę, że to zamiłowanie do wszelkich robótek wzięło się
nie tylko z wewnętrznej potrzeby tworzenia, ale również ze względów
praktycznych. Zaczęło się od przerabiania, naprawiania i dopasowywania, czasem
tylko po to, żeby było inaczej niż przedtem. Dopiero później odkryłam, że takie
dawanie nowego życia różnym, czasem nieciekawym przedmiotom sprawia mi
przyjemność, podobną jak przy tworzeniu całkiem nowych rzeczy. Wymyślanie czegoś
od podstaw jest bardzo frapującym zajęciem i dotyczy to zarówno przedmiotów
wykonanych różnymi technikami rękodzielniczymi, wszelkich kuchennych
eksperymentów jak i układania kolejnych historii. Wszystko daje tę samą
przyjemność i wielką satysfakcję, gdy tylko uda się z powodzeniem zakończyć to,
co się z zapałem zaczęło. Zamiar oczywiście nie zawsze przekłada się na
szczęśliwy efekt, jednak gdy tak się zdarzy, w większości przypadków nie zniechęca
do kolejnych prób.
Mimo wszystko Wiktoria w wersji retro, czyli... szkatułka na skarby [źródło] |
Nie brak Pani
pomysłów, tylko pewnie z wolnym czasem jest już gorzej. Stawiając na rozwijanie
swojej literackiej pasji, musiała Pani z czegoś zrezygnować. Czy to był trudny
wybór?
Wybór pewnie byłby trudny, dlatego zrobiłam tak, żeby nie
musieć z czegokolwiek rezygnować. Może jedynie zawiesiłam niektóre rzeczy na
jakiś czas na kołku, jednak bez żalu i poczucia, że coś straciłam. Zawsze było
tak, że zajmowałam się tym, na co miałam w danym momencie ochotę i co sprawiało
mi największą przyjemność, poza oczywiście pewnymi czynnościami, których z
poczucia obowiązku i zwyczajnej przyzwoitości nie da się uniknąć. Teraz głównie
piszę, co nie znaczy, że nie znajduję czasu na inne przyjemności. Znajduję, i
to nie jest aż takie trudne. Zawsze da się wygospodarować kilka chwil np. na
ugotowanie czegoś dobrego, czy ozdobienie gęsiego jajka techniką decoupage, lub
posadzenie paru nowych roślin w ogródku. Należy tylko zastanowić się, w którym
momencie człowiek traci bezproduktywnie swój czas (a zaręczam, że każdemu z nas
to się zdarza), wychwycić te momenty i egoistycznie, bez wyrzutów sumienia
przeznaczyć je na własne przyjemności. Wtedy unikniemy nieprzyjemnego poczucia,
że to co robimy tylko dla siebie, odbywa się kosztem czegoś, co wydaje się
(choć czasem w sensie dosłownym – tylko wydaje się) ważniejsze.
świąteczna bombka autorstwa Renaty Kosin [źródło] |
Pasję tworzenia
przemyca Pani w książkach. W debiutanckiej Mimo wszystko Wiktoria wiele bohaterek czerpie radość z rękodzielnictwa, w Bluszczu
prowincjonalnym również pojawiają się artystyczne motywy. Czy oprócz
tworzenia "małych dzieł sztuki" lubi się Pani otaczać pięknymi,
unikalnymi dziełami ludzkich rąk? Bywa Pani w galeriach lokalnych twórców, na
targach rękodzielniczych? Ma Pani swoich ulubionych twórców?
Oczywiście, że w miarę możliwości bywam na targach, na
przykład na Jarmarku w Kiermusach, który opisałam w Bluszczu prowincjonalnym.
Jeśli chodzi o „otaczanie się dziełami ludzkich rąk”, nie jest chyba w moim
domu tego aż tak dużo (nawet tych rzeczy, które wyszły spod moich osobistych rąk),
ponieważ wybieram te przedmioty kierując się nie tylko ich walorami
estetycznymi, ale przede wszystkim tym, w jaki sposób do mnie trafiły, przez
kogo zostały wykonane.
Jeśli chodzi o twórców, znam ich zbyt wielu, żeby móc
wymienić wszystkich. Bardzo mi bliskie są białostockie blogerki, z których
część mogłam poznać osobiście. Jednej z nich – nieprzeciętnie i bardzo
wszechstronnie utalentowanej Jolince, poświęciłam artykuł na stronie patrona
mojej książki. Inny artykuł na tej samej stronie napisałam o jeszcze innej
blogerce, niepoznanej dotąd osobiście, jednak w jakiś sposób mi bliskiej.
Delfinę, która szyje przepiękne lalki poznałam w bardzo nieprawdopodobnych dość
okolicznościach, które pociągnęły za sobą inne, jeszcze bardziej nietypowe
okoliczności - tak dziwne i nieprawdopodobne, że jeśli wcześniej nie wierzyłam
w coś takiego, jak przeznaczenie, to teraz w nie wierzę.
jarmark staroci w Kiermusach [źródło] |
Jednym z patronów
Pani książki jest Centrum Rękodzieła. Czy w Centrum można znaleźć galerię Pani
prac?
Nie. Jest tam tylko przygotowany przeze mnie tutorial.
Pokazuje krok po kroku, jak samodzielnie ozdobić szkatułkę w technice
decoupage. Natomiast galeria moich prac
sprzed kilku lat poniewiera się gdzieś po Internecie trochę zakurzona i
zapomniana, czasem tylko podkradam z niej jakieś zdjęcia przedmiotów, które
chcę przekazać dalej w różnego rodzaju
konkursach lub aukcjach.
Rękodzielnictwo
jest pasjonującym tematem, ale przejdźmy do Pani książek. Mimo wszystko
Wiktoria jest lekturą niepozbawioną trudniejszych tematów, ale lekki,
humorystyczny styl sprawia, że wydają się one nieco mniej przytłaczające. W
drugiej powieści, Bluszcz prowincjonalny, wciąż pojawiają się
zabawne akcenty, jest ich jednak zdecydowanie mniej i pomimo wspaniałego
klimatu Podlasia, niekiedy robi się przygnębiająco. Skąd taka zmiana? Lepiej
się Pani czuje w nieco poważniejszej tematyce?
Moja koleżanka „po piórze” - Magdalena Zimniak, w recenzji Mimo
wszystko Wiktoria opublikowanej na jej blogu napisała, że życzyłaby sobie w
mojej twórczości trochę więcej „pazura”. Ponieważ sama nie przepadam za tzw.
„lukrowaną literaturą”, wzięłam sobie tę jej radę do serca, jak widać chyba aż
za mocno… ;) Ale mówiąc już całkiem poważnie - myślę, że jak każdy, kto jest na
początku „czegoś”, zwykle próbuje wszystkiego, właśnie po to, żeby sprawdzić w
czym czuje się najlepiej. Wydaje mi się, że jeszcze trochę potrwa, zanim będę
na pewno wiedziała, w czym ja czuję się najlepiej. Jednak już teraz wiem, że
przynajmniej niewielka dawka humoru będzie pojawiać się w kolejnych książkach.
Lubię pogodnych, wesołych ludzi, więc tacy muszą też być przynajmniej niektórzy
moi bohaterowie.
Renata Kosin na swoim pierwszym spotkaniu autorskim [źródło] |
Skąd pomysł na
to, by obie powieści delikatnie połączyć obecnością pewnych postaci?
Pomysł pojawił się w trakcie pisania pierwszej powieści,
kiedy pomyślałam, że postać Anny zasługuje na trochę dłuższą historię, niż epizod,
który jej przypadł w Mimo wszystko Wiktoria. Za nią poszły pozostałe
bohaterki, ponieważ pomyślałam, że moim dotychczasowym czytelnikom będzie miło,
jeśli przy okazji czytania Bluszczu prowincjonalnego dowiedzą się, co słychać
u Michaliny, Gabrieli i Zuzanny.
Czy w kolejnych
powieściach również odnajdziemy znane nam nazwiska?
Nie. Dwie kolejne powieści, które ukażą się prawdopodobnie
w przyszłym roku, są zupełnie inne od poprzednich. Z całkiem nowymi bohaterami,
fabułą i cechami gatunkowymi. Mam jednak ogromną nadzieję, że te zmiany nie
zawiodą moich dotychczasowych czytelników, i jeśli zaskoczą, to tylko
pozytywnie.
Renata Kosin ma talent nie tylko literacki [źródło] |
Podobno każda
książka nosi w sobie ślady autobiografii pisarza. Jest Pani rodowitą
Podlasianką interesującą się rękodziełem, lubiącą gotować, czego echo można
odnaleźć w Pani książkach. Częściej sięga Pani po własne doświadczenia, cudze
historie czy puszcza Pani wodze fantazji?
Postacie i historie opisane w moich książkach są fikcyjne,
jednak niektóre mają pewne cechy ludzi (tylko cechy, nie elementy biografii), z
którymi kiedyś się zetknęłam. Myślę, że ciężko byłoby napisać jakąkolwiek książkę
całkiem pozbawioną wpływów z tego, co zdarzyło się w życiu autora i co go
ukształtowało tak, że stał się tym, kim jest. Mnie również ukształtowało
miejsce, w który dorastałam, ludzie, którzy mnie otaczali. Przez to zawsze będą
mieli pośredni wpływ na to, co kiedykolwiek napiszę. Myślę (jednak tu mówię już
wyłącznie w swoim imieniu), że nie temat moich książek, ale ich ogólny klimat w
jakiś sposób zawsze będzie demaskował mnie przed bardziej wnikliwym
czytelnikiem pokazując, kim naprawdę jestem - jako człowiek, nie autor.
Co jest dla Pani
trudniejsze: kreowanie postaci, tworzenie dialogów, tła, a może samo wymyślanie
fabuły?
Gdybym miała wybierać spośród wymienionych, wybrałabym tło,
a właściwie te jego elementy, które nie mają jakiegoś większego znaczenia dla
fabuły, ale są potrzebne, żeby opowieść nie utkwiła w próżni. Jednak tak
naprawdę najwięcej zależy od samopoczucia, a to z kolei od tak zwanego „dnia”,
który bywa lepszy, lub gorszy, czasem bez wyraźnej przyczyny.
Brzostowo znane z powieści Bluszcz prowincjonalny [źródło] |
Nie obawiała się
Pani, że sięgając po schemat "mieszczanka ucieka na wieś"
(Bluszcz prowincjonalny), stworzy Pani książkę, którą czytelnicy
potraktują jak kalkę, nawet nie próbując wgłębiać się w historię?
To chyba przez mój nieco „pokręcony” charakter i wrodzoną
przekorę, choć wiem, że ta, jak już zdążyłam się przekonać, niestety czasem
mnie gubi. Postanowiłam jednak znów zaryzykować, ponieważ bardzo chciałam
udowodnić, że z czegoś, co już zostało milion razy wytarte, wymięte, zużyte,
przeżute i wyplute da się jeszcze wydobyć coś całkiem nowego.
Pomyślałam, że mam pewien atut, który mogłabym spróbować
wykorzystać podczas pisania kolejnej powieści. Ten atut to fakt, że sama jestem
prowincjuszką, znam tę prowincję od tak zwanej podszewki i nie patrzę na nią
przez pryzmat stereotypów. Bardzo chciałam jak najlepiej spożytkować tego
mojego „asa z rękawa” po to, żeby tę wyświechtaną już nieco prowincję trochę
„odmitologizować”. Uwolnić z wykreowanego nie tylko w literaturze wizerunku,
jaki wszyscy znamy. Starałam się pokazać prawdziwy podlaski zaścianek, ale tak
jak go widzą ludzie, którzy tam mieszkają, a nie oczami „mieszczanki, która
ucieka na wieś”. Zresztą moja bohaterka - uciekinierka też jest przecież prowincjuszką,
tylko potrzebuje trochę czasu, żeby sobie przypomnieć, jak nią być.
Zwykle w każdej
powieści mam swojego ulubionego bohatera. W pierwszej powieści był to Filip
Orecki, w drugiej niesforny Arturek. Przywiązuje się Pani do swoich bohaterów?
Ma Pani wśród nich swoich ulubieńców?
Przywiązuję się, nawet bardzo i trudno mi czasem od
niektórych się „odkleić”. Wtedy sobie obiecuję, że jeszcze do nich kiedyś wrócę
i dam im osobną historię (tak jak to było w przypadku Anny). Jedną z takich
bohaterek jest Leokadia Jęrzych de domo Trzaska. Okazała się na tyle inspirującą
postacią, że wspomniana przeze mnie rękodzielniczka – Delfina, uszyła niemal
metrowej wysokości lalkę przedstawiającą tę właśnie bohaterkę. Lalka
powędrowała do jednego z warszawskich przedszkoli, które wygrało ją w blogowym
konkursie. Myślę, że Leokadia pojawi się w którejś z moich kolejnych powieści,
podobnie jak podlaskie (choć fikcyjne) Bujany z Bluszczu prowincjonalnego.
Poznajecie? Ten właśnie dom znalazł się na okładce Bluszcza prowincjonalnego [źródło] |
Po jakie lektury
sięga Pani najczęściej? Książki jakich gatunków są Pani najbliższe? Czy wśród
autorów są tacy, po których książki sięga Pani "w ciemno"?
Czytam dużo, sięgając po bardzo różne gatunki (choć nie po
wszystkie z tym samym zapałem), bardzo różnych autorów. Niestety, nie mam stale
ulubionego twórcy, a sięganie w ciemno nie zawsze się udaje. Jednak wcale nie dlatego,
że lubiani autorzy zaczynają gorzej pisać, ale dlatego, że zmienia się odbiorca
ich dzieł. Konkretny czytelnik, w tym wypadku ja. Od kiedy nauczyłam się
czytać, ciągle się przeobrażam - najpierw rosłam i dojrzewałam, zmieniały się
też moje potrzeby, zainteresowania, spojrzenie na różne rzeczy i sprawy, które przyjmują
całkiem inną formę wraz z nabywanym doświadczeniem. Wiele zależy też od
nastroju, pory roku czy po prostu kaprysu, by sięgnąć po daną książkę. Te
zmiany wciąż trwają, dlatego pewnie nigdy nie będę w stanie wymienić tytułów,
które były, są i będą mi bliskie. Dziś bardzo bliskie jest mi jedno, jutro
pojawi się następne, dlatego lepiej, jeśli nie wymienię obecnych, żeby nie
skrzywdzić tych, które mogą nadejść za jakiś czas.
jedna z prac autorki - stołek, który zdobył moje serce [źródło: fot. udostępniona przez autorkę] |
Jak Pani sądzi,
dlaczego wielu czytelników wybiera książki zagranicznych pisarzy, nie
doceniając tego, co powstaje na naszym podwórku?
Mam wrażenie, że ta tendencja nie dotyczy tylko książek.
Nasza tradycja, kultura i przede wszystkim historia ukształtowały nas tak, że wchłaniając
jej plon do naszych umysłów i serc utrwaliliśmy w sobie przekonanie, że wszystko,
co zagraniczne - zachodnie, kolorowe, egzotyczne i przeciętnie nieosiągalne,
jest lepsze. Bardzo trudno jest przeorganizować utrwalane przez lata myślenie i
udowodnić, że polska szaroburość i bylejakość dawno odpłynęły w niebyt, stało
się kolorowo i „zachodnio”, a rzeczy wcześniej nieosiągalne znalazły się w
zasięgu rąk większości. Mam jednak nadzieję, że niebawem zdarzy się coś, co
sprawi, że nasi rodacy uwierzą, że niepotrzebnie nadal szukają za granicą tego,
co mają u siebie w na pewno niezgorszym gatunku. Życzę sobie tego bardzo mocno,
oczywiście w każdej dziedzinie, nie tylko literaturze.
Jest Pani
zwolenniczką wypożyczania książek z bibliotek, czy kolekcjonuje Pani własną
biblioteczkę? Jak wyglądają Pani zbiory?
Przyznam, że bardzo rzadko korzystam z bibliotek. Staram
się też wyleczyć z kolekcjonowania, od kiedy zauważyłam, że wielkimi krokami
zbliża się dzień, kiedy książki wypchną mnie z domu. Postanowiłam, że będę
zatrzymywać tylko te, do których chcę kiedyś wrócić, choć przyznam, że dość
trudno jest mi wytrwać w tym postanowieniu…
Targi Książki w Warszawie (2013) [źródło: profil autorki na FB] |
Niedawno była
Pani gościem na Targach Książki w Katowicach. Dla czytelnika tego typu imprezy
stwarzają możliwość bliższego poznania autora znanego mu do tej pory jedynie z
książek czy wywiadów, co dają one Pani, jako autorce? Lubi Pani tę formę
spotkań z czytelnikami?
Dają mi właśnie to, co najbardziej lubię – bezpośredni
kontakt z czytelnikami. To jest chyba najprzyjemniejsze w byciu autorem –
spotkać nieznanego wcześniej człowieka, który sięgnął po jego książkę, a potem
opowiedział, co czuł czytając ją. Obojętnie, czy te wrażenia okażą się
pozytywne, czy też negatywne, emocje temu towarzyszące mają podobną silę, ponieważ
są żywe.
Ma Pani jakieś
szczególnie warte zapamiętania wspomnienie związane z tego typu imprezami?
Wszystkie Targi Książki, na których udało mi się pojechać
były fantastyczne. Spotkałam tam wiele wspaniałych osób – niektóre z nich
znałam jedynie dzięki Internetowi, inne miałam okazję poznać od początku.
Natomiast jeśli chodzi o szczególne wspomnienie, jest takie jedno. Może nie
wspomnienie, a zjawisko zaobserwowane na targach krakowskich. Spora grupa odwiedzających
je bardzo młodych, nastoletnich czytelniczek i czytelników, przez wszystkie dni
kursowała z notesami od stoiska do stoiska, czasem stojąc w bardzo długich
kolejkach po to tylko, żeby zdobyć podpisy autorów książek. Bez przerwy słyszę,
że młodzież nie ma autorytetów, nie czyta, ma płytkie zainteresowania. Moim
zdaniem te niepozorne notesiki ze zgromadzonymi autografami pisarzy pozwalają
wierzyć, że nie wszystkie statystyki mówią prawdę.
[źródło: profil autorki na FB] |
W październiku
poznamy zwycięzcę nagrody Nike 2013. Śledzi Pani tego typu wydarzenia? Czy taka
nagroda w środowisku literackim coś znaczy? Warto się nią kierować przy doborze
lektur?
Oczywiście, że zerkam, jak pewnie większość osób związanych
z literaturą, nie tylko przez jej tworzenie, ale przede wszystkim czytanie. Nie
zastanawiałam się jednak nad tym, czy to wpływa na dobór moich lektur. Teraz
myślę, że jeśli wpływa, to w taki sposób, że powoduje zainteresowanie książką,
która wcześniej umknęła mojej uwadze, natomiast nie ma raczej wpływu na zainteresowanie
książkami, o których już słyszałam. Jeśli miałam wcześniej ochotę po nie
sięgnąć, zrobię to bez względu na to, czy pojawiły się pośród nominowanych, czy
też nie. Jeśli z kolei nie miałam w planach ich czytania, wytypowanie do takiej
nagrody raczej mnie do tego nie skłoni.
Na koniec,
chciałabym krótko zapytać: dlaczego warto przeczytać Pani książki?
Ostatnie pytanie często bywa najtrudniejsze i widzę, że
mnie również takie nie ominęło. ;) Nie potrafię na nie odpowiedzieć. Jedyne
słowa, które cisną mi się na usta są takie, że będzie mi po prostu bardzo miło,
jeśli ktoś sięgnie po którąś z moich książek. Jeśli taka zachęta okaże się
wystarczająca, będzie mi nawet jeszcze milej.
***
Autorce bardzo dziękuję za tak ciekawe i wyczerpujące odpowiedzi. Tymczasem Was zapraszam na stronę Renaty Kosin, gdzie znajdziecie sporo ciekawostek związanych z jej twórczością literacką oraz pozostałą działalnością artystyczną.
***blog Renaty Kosin***
Świetny wywiad : )
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu swoim i autorki. :)
UsuńBardzo błyskotliwy wywiad. Gratuluje!
OdpowiedzUsuńDziękuję. Pani Renata jest bardzo interesującą osobą, musiałam się powstrzymywać, żeby nie zasypać jej większą liczbą pytań. ;)
UsuńBardzo podobają mi się odpowiedzi, a ta o "gromadzeniu książek" i "zagranicznych produktach kontra polskich" to tak jakby wyciągnięta z moich ust...
OdpowiedzUsuńMnie też, zgadzam się zwłaszcza z odpowiedzią na pytanie dotyczące polskich autorów. Dużo w tym smutnej racji.
UsuńMam nadzieję, że że pojawią się inne wywiady, bo tego absolutnie nie można nazwać "wybrykiem". Trzymam kciuki, żeby powstał cykl:)
OdpowiedzUsuńJak się znajdą chętni do rozmowy, to może jeszcze trochę... hmm... pobrykam. ;)
UsuńŚwietny wywiad, z przyjemnoscią przeczytałam i czekam na kolejne...wybryki:)
OdpowiedzUsuńCieszę się ogromnie. Mam jeszcze kilka osób, które chciałabym "przepytać", tylko muszę nadrobić ich twórczość. :)
UsuńWidzę, że autorka niezwykle uzdolniona :)
OdpowiedzUsuńA przy tym skromna. :)
UsuńUwielbiam czytać wywiady z polskimi autorami. O autorce słyszałam i mam a planach jej książkę "Bluszcz prowincjonalny".
OdpowiedzUsuńJeszcze jakiś czas temu w ogóle nie czytałam wywiadów, bo interesowała mnie wyłącznie twórczość pisarzy, a nie ich osoby. Trochę mi się zmieniło podejście. ;)
Usuń"Bluszcz..." polecam, a ja tymczasem niecierpliwie czekam na kolejną powieść, bo tematycznie może być dla mnie idealna. :)
słyszałam o Bluszczu... same dobre rzeczy, ale nie miałam okazji ani czytać książek autorki ani jej poznać - oczywiście wszystko do nadrobienia
OdpowiedzUsuń"Mimo Wszystko..." też polecam, to taka nieco lżejsza i bardziej zabawna lektura. Ale faktycznie Bluszcz..." najlepszy. :)
UsuńKurczę, przeglądam tak ostatnio strony z tymi wszystkimi rzeczami handmade i szukam czegoś, co mogłabym przemycić do swoich zdjęć, ale nie bardzo mi to wychodzi. Tym bardziej podziwiam ludzi, którzy potrafią takie cudeńka wymyślić i zrobić. A pytania w wywiadzie są takie... bardzo Twoje. :D I to był komplement, żeby nie było wątpliwości. ;-)
OdpowiedzUsuńCzekaj, bo się zgubiłam. Szukasz czegoś gotowego, czy sama próbujesz coś robić?
UsuńUwaga, będę drążyć temat. Co to znaczy: "takie... bardzo Twoje"? :P
Sama próbuję zrobić. Na razie szczytem moich możliwości jest lampion ze słoika. :D Niestety sesji na razie niet - nie mam auta. :-/
UsuńA czytałaś swoje pytania? :P Np. to o sympatii do bohaterów. :P
W sensie: bierzesz słoik i do środka wkładasz podgrzewacz? :P A, i dla większego efektu oklejasz słoik bibułą? ;)
UsuńNie czytałam. Autorka musiała, żeby odpowiedzieć. Ja nie. :P
Nie kumam. ;)
Nie, pomalowałam go farbami plakatowymi. :P
UsuńOj no, to wszystko przewija się w Twoich recenzjach. Na co zwracasz uwagę, itp. :)
Kurcze, właśnie zamarzył mi się taki lampion. Tzn. nie malowany plakatówkami, tylko farbami witrażowymi, ale coś w tym stylu. ;)
UsuńTo teraz widać na co nie zwracam - na własne recenzje. :P
Bardzo ciekawy wywiad. I chyba przeczytam coś tej autorki :)
OdpowiedzUsuńTo się nazywa dobra decyzja. :)
UsuńWspaniały wywiad Ci wyszedł:)
OdpowiedzUsuńAutorka jest przemiłą i sympatyczną osoba, a bombkę, której zdjęcie umieściłaś udało mi się wygrać w konkursie na jej blogu :)
OdpowiedzUsuńO, no proszę! Gratuluję. Na żywo jest pewnie jeszcze piękniejsza. :)
UsuńŚwietny wywiad. Gratuluję i dziękuję
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba Twój nowy cykl! Super wywiad :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że z tego zrobi się cykl, może nieregularny, ale jednak. Na wszelki wypadek oznaczyłam go jedynką, żeby się zmobilizować do ciągu dalszego. :)
UsuńWidzę, że autorka jest wszechstronnie uzdolniona. :)
OdpowiedzUsuńAno. :)
UsuńZakochałam się w stołku i tej zakładce-sukience. I w szkatułce. Zazdroszczę ludziom, którzy potrafią zrobić takie cuda. :)
Świetny wywiad:)
OdpowiedzUsuńZ panią Renatą poznałyśmy się przez zupełny przypadek na Targach Książki w Krakowie w ubiegłym roku. Ze wstydem przyznaję, że zupełnie nie kojarzyłam nazwiska, ale świetnie się z nią rozmawiało. Już później przeczytałam "Bluszcz", który bardzo mi się spodobał, a teraz jeszcze poszukuję "Wiktorii". Szczególnie cieszy wiadomość, że w przyszłym roku można się spodziewać kolejnych książek tej autorki.
A wiesz, że coraz częściej tak mam, że najpierw poznaję autora, a dopiero później jego twórczość? Np. po LiteraTurze lista książek do przeczytania mi się ostro wydłużyła. :)
UsuńAniu, a nie chcesz przeczytać "Wiktorii" w ramach Obiegu Zamkniętego?
Pewnie, że chcę:)
UsuńWysłałam Ci maila. :)
UsuńBardzo dobry wywiad. Zadałaś naprawdę fajne pytania.. takie inne. Aż chce się czytać coś co nie jest tak schematyczne :D
OdpowiedzUsuńDo tego dowiedziałam się czegoś innego na temat autorki.. coś więcej niż suche fakty! :D Oby tak dalej!
Uff... Taki był mój zamiar. Cieszę się, że się udało. :)
UsuńWywiady czytam stosunkowo od niedawna, wcześniej jakoś mnie nie interesowały te osoby piszące, teraz wręcz przeciwnie, wiele można się dowiedzieć ciekawych rzeczy, świetny wywiad, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA wiesz, że ja też? Do tej pory interesowała mnie głównie twórczość autora. Teraz coraz chętniej czytam wywiady i coraz częściej takie rozmowy mobilizują mnie do poznania twórczości kogoś, kogo wcześniej nie znałam.
UsuńDziękuję. :)
Cudowny wywiad, a w stołku się wręcz zakochałam!
OdpowiedzUsuńJa też! Jest przepiękny. :)
Usuńmuszę przyznać, że autorka mi zaimponowała nie tylko swoim talentem literackim, ale i manualnym. piękne prace, a szczególnie zakładka :)
OdpowiedzUsuńZakładka jest fantastyczna! W ogóle autorka stworzyła mnóstwo pięknych prac, tylko chwalić się jakoś nie chce. ;)
UsuńCiekawe pytania i odpowiedzi. Cóż więcej powiedzieć, Gratulacje :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńMam nadzieję, że znajdą się jeszcze chętni do kolejnych odsłon cyklu. :)
Na pewno się znajdą :) Tego Ci życzę! :)
UsuńProblem w tym, że muszą to być osoby, których twórczość znam z przynajmniej jednej-dwóch książek (przy założeniu, że nie wydali ich kilkanaście), więc robi się trudniej. ;)
UsuńDasz radę – wierzę w Ciebie :)
UsuńTak podbudowana - nie mam wyjścia. ;)
UsuńNiewielu ludzi potrafi dobrać odpowiednie pytania tak, by nie zanudzić, a z każdym kolejnym bardziej interesować. Brawo!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak mnie ucieszył Twój komentarz. Obawiałam się, czy podołam zadaniu, bo nigdy dotąd nie przeprowadzałam żadnego wywiadu.
Usuń