Renata Kosin Bluszcz prowincjonalny Wyd. Replika 2012 404 strony |
Ty... ty jesteś takim bluszczem. Ale nie takim, który płoży się po ziemi, tylko takim, który wspina się po podporach. Owija się wokół nich i przybiera ich kształt, tracąc własny. Bez podpory w zasadzie nie potrafi istnieć (...). Straciłaś autonomię, własny kształt. Nie umiesz już żyć samodzielnie, swoim życiem. Przez tyle lat tak byłaś uwieszona na ramieniu męża, że kiedy zniknął, tobie zaczęło się wydawać, że ciebie też już nie ma. Jak bluszcz, spod którego usunięto podporę. Teraz wydaje ci się, że jedynym ratunkiem, żeby nadal istnieć, jest znalezienie nowego oparcia[1].
Magda nie przebiera w słowach. To, co mówi, godzi jej siostrę boleśnie, ale jak inaczej uświadomić Annie, że czas najwyższy wziąć się w garść, otrząsnąć ze złych wspomnień i zacząć żyć na własny rachunek? Odejście męża mocno wstrząsnęło Anną. Nie jest jej łatwo budować wszystko od nowa. Staram się... Próbuję i naprawdę się nie da. Nic tu nie pasuje! Popatrz tylko na te puste miejsca... W szafach, wszędzie. Co się robi z szafką nocną nie do pary? Co się robi z drugą połową małżeńskiego łoża?[2]. Kobieta wydaje się taka zagubiona, bezradna, z trudem odnajduje się w nowej rzeczywistości. Gdy Magda odlatuje do Stanów, gdzie jej córka spodziewa się dziecka, Anna, z dwójką własnych pociech, nastoletnią Amelią i jej młodszym bratem Frankiem, ucieka z Warszawy do rodziców, do małej miejscowości na Podlasiu. Tak, Magda miała rację, jej siostra znów szuka podpory. Po głowie chodzi jej sprzedaż mieszkania i przeprowadzka do Bujan na stałe. Dzieciom oczywiście nic nie mówi, bo choć Franek świetnie się bawi z chłopcem z sąsiedztwa, a Mela poznaje nowe koleżanki, to żadne z nich nie bierze pod uwagę tego, że po wakacjach mogłoby nie wrócić do Warszawy, dawnych znajomych i miejsc.
Mało jest w literaturze kobiecej motywów równie oklepanych, jak ucieczka mieszczanki na prowincję, gdzie bliskość przyrody, domowych konfitur i życie w zupełnie innym rytmie, koją złamane serce, zabijają depresję, zmieniają światopogląd, są lekarstwem na brak pracy, samotność oraz wszelkie inne bóle i deficyty. Czego nie dokona zdrowe, wiejskie powietrze, to podreperują ludzka dobroć, sąsiedzka pomoc, wspólne zaangażowanie, długie rozmowy przy gorącej herbacie i domowej szarlotce, czyli wszystko to, czego próżno szukać w anonimowych blokowiskach, w tym wielkomiejskim życiu najeżonym datami ważnych spotkań, naznaczonym pospiechem, nieuwagą, chronicznym brakiem czasu. A jednak Renata Kosin choć w swej powieści Bluszcz prowincjonalny sięga po motyw wykorzystywany tak często, że niedługo pewnie ciężko będzie znaleźć pozbawioną go powieść kobiecą, wybrnęła z tej niekorzystnej sytuacji całkiem nieźle. Jej powieść zawiera w sobie kilka schematów, ale giną one w gąszczu innych zdarzeń. A dzieje się Bujanach sporo.
Bluszcz prowincjonalny okazał się powieścią życiową, pozbawioną lukru, wydumanych problemów, naciąganych wątków. Anna Radecka nie zmienia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wiele czasu musi minąć, nim znajdzie w sobie siłę do stawienia czoła rzeczywistości, podjęcia niełatwych decyzji. Po drodze nie raz będzie musiała znaleźć w sobie dość energii, by pomóc innym, a przy okazji - nie do końca świadomie - także sobie.
Anna zagląda w stare kąty, spotyka dawnych znajomych, którym życie poukładało się niekiedy zaskakująco. Okazuje się, że lekkoduch może zostać wspaniałym mężem i obrotnym przedsiębiorcą, a kobieta z perspektywą sielskiego życia, ledwie wiązać koniec z końcem. Wciąż spotykała ludzi, o których istnieniu zdążyła zapomnieć, oglądała miejsca, które, mimo że wyglądały inaczej, były tymi samymi miejscami powoli odgrzebywanymi z zakamarków pamięci. Bez przerwy mogła porównywać resztki zapamiętanych obrazów, które miała w głowie, z teraźniejszością[3]. Dzięki nowym-starym znajomym, Radecka powoli wraca do życia. Pomaga matce w bibliotece, przyjaciółce z dzieciństwa w lecznicy dla zwierząt, dawnemu znajomemu w malowaniu odnawianych przez niego mebli. Nadal jednak nie ma niczego dla siebie, czegoś co od początku do końca byłoby jej zadaniem, jej zajęciem. Słowa Magdy wciąż są aktualne.
Brzostowo, fot. Sławomir Staszewski [źródło] |
Renata Kosin w Bluszczu prowincjonalnym porusza wiele tematów jakże nam bliskich, jak często dotykających nas, naszych przyjaciół i znajomych. Są tu rodzice, którzy nie mając w kraju perspektyw, wyjeżdżają za granicę, zostawiając kilkuletniego synka pod opieką dziadków. Jest lecznica dla zwierząt, w której grupa zaangażowanych osób stara się pomóc nie tylko zwierzętom chorym, ale także tym opuszczonym w znalezieniu domu, borykając się z nieugiętym prawem, ludzką głupotą i brakiem finansów. Są ludzie samotni, cierpiący po utracie bliskich. Jest wdowiec, który o śmierć żony nie obwinia raka, lecz ludzi, złość topiąc w alkoholu. Są dzieci, nad którymi ciąży wizja domu dziecka. Jest przemoc domowa, depresja poporodowa, niesforne dziecko spragnione uwagi i rodzicielskiego ciepła, alkoholizm. Mogłoby się wydawać, że zbyt wiele pojawia się takich wątków, że książka przytłoczy smutkiem, ale na szczęście nie brak w powieści tych dobrych chwil.
Już sam urok Podlasia od pierwszych stron działa na czytelnika pozytywnie. Urokliwe zakątki, pyszna kuchnia (autorka na końcu poświęca jej kilka stron, umieszczając nawet przepisy na niektóre potrawy) i wspaniali ludzie, często bardzo pomocni, bezinteresowni. Przyjemnie było odpocząć w Brzostowie, w domu kuzynów Anny, w glinianej lepiance, bez internetu, telewizji, a nawet łazienki, gdzie życie skupiało się w kuchni, w centrum stał gliniany piec, a na wielkim, staroświeckim łóżku drzemał rozciągnięty wygodnie, szary kot[4]. Tu czas się zatrzymał. Wszystko jest jak przed laty. Wiatr targa koronkowe firanki, na przykrytym kraciastą ceratą stole, stoi bukiet polnych i ogrodowych kwiatów, siedem żółciutkich kurcząt dziobie ziarno wsypane do zakrętek od słoików[5]. Piękny obrazek.
Brzostowo, fot. Sławomir Staszewski [źródło] |
Choć nie brak negatywnych postaci, to jednak ludzie są dla siebie wsparciem, zawsze jest ktoś na kogo można liczyć. Wszyscy się znają, wiele o sobie wiedzą, choć wbrew temu, co sądzi się o życiu na prowincji, w Bujanach plotki nie przenoszą się z prędkością światła. Mieszkańcy mają swoje tajemnice. Annie przyjdzie poznawać je stopniowo, o swej najbliższej przyjaciółce, a nawet o własnej rodzinie nie wie wszystkiego. Jej czynne uczestnictwo w życiu mieszkańców Bujan, pozwoli nam zajrzeć do serc i domów innych. Odkryć problemy nękające ich rodziny. Może przy okazji pomóc.
Ci, którzy znają debiutancką powieść Renaty Kosin Mimo wszystko Wiktoria z pewnością zauważą, że w Bluszczu prowincjonalnym na moment pojawią się postaci znane z debiutu, czy to osobiście (Michalina, Wiktor), czy tylko wspomniane w rozmowie (Piotr, Gabrysia). Od poprzedniej powieści wiele jednak tę drugą odróżnia. Bluszcz prowincjonalny bywa zabawny, daleko mu jednak do humorystycznej poprzedniczki. Najnowsza powieść jest nieco poważniejsza, napisana w zupełnie innym stylu. Zmienia się tło zdarzeń, pojawiają się bardziej rozbudowane, budujące nastrój opisy. Mniej tu lekkich scen, komicznych dialogów i postaci. Mimo wszystko Wiktoria, choć kryła w sobie poważniejsze tematy, była zdecydowanie lżejszą lekturą rozrywkową.
Brzostowo, fot. Sławomir Staszewski [źródło] |
Zwykle w powieści mam swojego ulubionego bohatera, za którego mocno trzymam kciuki. Tak jest i tym razem. Moje serce podbił mały Arturek, wychowywany przez dziadków, stęskniony za rodzicami, których brak możliwości utrzymania się w kraju, wygnał jak wielu naszych rodaków do Wielkiej Brytanii. Niesforny chłopiec sprawia problemy, ale nie sposób go nie kochać, a scena, w której chłopiec zasiada przed komputerem w oczekiwaniu na połączenie z mamą, wzruszyła mnie do łez.
Bluszcz prowincjonalny jest bez wątpienia książką dojrzalszą od swej poprzedniczki. Renata Kosin stworzyła wspaniały klimat oraz ciekawą historię. W swej powieści porusza wiele problemów i być może korzystniej byłoby z kilku z nich zrezygnować, na rzecz rozbudowania pozostałych, ale łączy je na tyle zgrabnie, że czytelnik nie powinien mieć wrażenia przesytu. Ogromnie podoba mi się to, że autorka w swych powieściach zręcznie umieszcza tematykę zgodną z jej pozaliterackimi zainteresowaniami. W Mimo wszystko Wiktoria bohaterki zajmowały się rękodzielnictwem, w Bluszczu prowincjonalnym Anna chwyta za pędzel, a z kuchni unoszą się smakowite zapachy regionalnych potraw. Plusem powieści jest dla mnie jej zakończenie, realistyczne, bez gwarancji wiecznego szczęścia. Wszystkie wątki mogą równie dobrze kilka dni później poplątać się na nowo lub ułożyć szczęśliwie, zupełnie jak w życiu - nowy rozdział może pojawić się zupełnie niespodziewanie.
Bobby Vinton Mr. Lonely
...rozległo się miękkie, docierające do najgłębszych zakamarków umysłu:
"Lonely, I'm Mr. Lonely.
I have nobody for my own"...[6]
---
Książkę polecammiłośniczkom kobiecej literatury obyczajowejmieszkańcom Podlasia oraz wybierającym się w tamte stronywielbicielom książek z akcją osadzoną na prowincjiszukającym wytchnienia od miejskiego zgiełkuniestroniącym od mnogości trudnych tematów
***
[1] Renata Kosin, Bluszcz prowincjonalny, Wyd. Replika, 2012, s. 27-28.
[2] Tamże, s. 9-10.
[3] Tamże, s. 87.
[4] Tamże, s. 331.
[5] Tamże.
[6] Tamże, s. 391.
***
Warto zajrzeć
***
Mnie najbardziej urzeka okładka, ale nie wiem czy na tyle, żeby od razu sięgnąć po książkę :)
OdpowiedzUsuńKsiążkowe Podlasie jest równie urzekające jak okładka. ;)
UsuńNa Podlasiu czuje się zawsze jak w domu chociaż, mieszkam całkiem w innych rejonach. Mieszkają tam przecudowni ludzie na przecudnych terenach :) Tym bardziej książkę przeczytam z ciekawością. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńNigdy tam nie była, aż wstyd. Może kiedyś się zmobilizuję? Powieściowe Podlasie mnie zauroczyły, a zdjęcia pana Sławomira to już w ogóle cudo.
UsuńKsiążkę czytałam i wspominam ją bardzo miło. Taka ciepła, urzekająca powieść.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą. :)
UsuńCóż, muszę koniecznie przeczytać, bo Podlasie jest bardzo bliskie mojemu sercu :). Może kiedyś bym wyruszyła śladami bohaterów, bo według Zumi do Brzostowa mam 58,5 km :)
OdpowiedzUsuńO, no proszę, to koniecznie musisz tam zajrzeć. :)
UsuńPięknie piszesz! Za sprawą samych Twoich słów chcialoby się sięgnąć po tę książkę!:)
OdpowiedzUsuńDziękuję i mam nadzieję, że się nie zawiedziesz. :)
UsuńJestem fanką powieści obyczajowych, więc to lektura dla mnie. Gdzieś już o niej czytałam.
OdpowiedzUsuńMyślę, że się nie rozczarujesz. :)
UsuńAniu, bardzo się cieszę. I dziękuję. :)
OdpowiedzUsuńZnam ten tytuł, ale do tej pory nie zainteresował mnie na tyle, żeby po niego sięgnąć:)
OdpowiedzUsuńA mnie i owszem, co jest o tyle dziwne, że po tego typu literaturę nie sięgam zbyt często.
UsuńUwielbiam obyczajówki, do każdej chetnie przystąpie :)
OdpowiedzUsuńJa też, byle nie były zbyt przesłodzone.
UsuńNie mówię tej książce nie, chociaż akurat taka tematyka nie znajduje się w centrum moich zainteresowań czytelniczych. Natomiast przy okazji poruszania wątków sielskiej wsi zastanawiam się w ogóle takie miejsca istnieją jeszcze. Sama mieszkam na wsi niedaleko Łodzi i ani tej prowincjonalnej życzliwości, ani specjalnego wścibstwa sąsiadów nie doświadczam. Nie mówiąc o konfiturach czy nieskażonych ludzką obecnością zakątkach :P
OdpowiedzUsuńWniosek? Czas zabrać się za robienie konfitur! :D
UsuńHaha, dobry żart :P Ja + jakiekolwiek kulinarne eksperymenty = katastrofa
UsuńKatastrofa to by była, gdybyś wzięła mnie jako pomocnika. :P
UsuńA to w takim razie jestem gotowa zaryzykować :)
UsuńMądra, ładna, młoda, a życie jej niemiłe... Dziwne.
UsuńWidzisz, dreszczyku emocji jej się zachciało :D
UsuńDreszczyku? Ładna nazwa dla apokalipsy. :D
UsuńTak źle to na pewno by nie było :)
UsuńAch, młodość... Człowiek jest wtedy tak słodko ufny i naiwny... :P
UsuńOpowiedziałabym Ci o moich kulinarnych przygodach, ale muszę zachować resztkę godności. ;)
W porządku, w takim razie nie poruszajmy drażliwego tematu :D
UsuńA już chciałam zaprosić Cię na obiad. :D
Usuńod dawna mam na tę książkę ochotę... to już kolejna recenzja, która działa na jeszcze większą ochotę! ale póki co jej nie posiadam :(
OdpowiedzUsuńJak nie uda Ci się jej dorwać, to może zapisz się do Obiegu Zamkniętego?
UsuńZ Twojej recenzji emanuje spokój. Kiedy ją czytałam potrafiłam naprawdę się zrelaksować! Jeśli książka tak samo uspokaja i porusza, chętnie po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńMiło mi to czytać. :)
UsuńMoim zdaniem ta książka właśnie taka jest, uspokaja i porusza.
Nie miałam jeszcze przyjemności autorki poznać, ale skoro tak kusisz to może kiedyś?:)
OdpowiedzUsuńTo nie ja kuszę, to Podlasie. ;)
UsuńKsiążka ciekawie się zapowiada mam nadzieję, że uda mi się ją przeczytać :) p.s. głosik oddany :)
OdpowiedzUsuńPoluję na nią w bibliotece, ale ciągle ktoś mnie ubiega:( Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMoże uśmiechnij się ładnie do pań bibliotekarek, to Ci odłożą? U mnie to czasami działało. ;)
UsuńZapisałam się na nią w bibliotece, pod wpływem Twojej recenzji już się nie mogę doczekać;)
OdpowiedzUsuńNie powinnaś być zawiedziona. Mam wprawdzie słabe porównanie, ale wydaje mi się, że na tle literatury kobiecej, ta książka prezentuje się nieźle. :)
UsuńMyślę, że by mi się spodobała;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że mogłabyś wypróbować przepisy. ;)
UsuńGhy. :P Ponieważ nie szukam wytchnienia od miejskiego zgiełku, nie jestem też miłośniczką lit. kobiecej - daruję sobie. :P Ale w okolice bym się wybrała, cudnie wyglądają.
OdpowiedzUsuńW ogóle te zdjęcia są dla mnie rewelacyjne. Jak znajdę chwilę, to zamierzam przekopać stronę, na której je znalazłam.
UsuńA teraz tak szczerze... Jak ja mam przejść obojętnie obok tej książki po TAKIM tekście?! No jak?! Tak ciekawie napisałaś, że poczułam się, jakbym tę książkę już czytała i była obecna wśród bohaterów. :)
OdpowiedzUsuńJej, potrafisz dać kopa do pisania. :)
UsuńCieszę się, że te moje wypociny Ci się spodobały.
fakt, ostatnio coraz trudniej jest znaleźć polską książkę bez wsi i pomocnych sąsiadów w tle, ale motyw ten jeszcze mi się nie przejadł, więc do Bluszcza w sprzyjających okolicznościach też pewnie sięgnę. obecnie czeka na mnie drugi tom Czarownicy - zobaczymy co na tej wsi się podziało.
OdpowiedzUsuń"Czarownicy" nie czytałam. "Bluszcz..." polecam. Podczas lektury uświadomiłam sobie przy okazji, że ten motyw nie tylko w książkach jest częsty, ale w życiu też. W końcu sama na dwa lata wróciłam do domu, by stanąć na nogi. ;)
UsuńCenię sobie autorów, którzy potrafią utrzymać każdą swoją książkę na wysokim poziomie. Z chęcią przyjrzę się bliżej twórczości tej pani. ;)
OdpowiedzUsuńSerdecznie polecam. Sama jestem ciekawa, w którym kierunku autorka podąży i jakie będą jej kolejne książki.
UsuńMotyw może oklepany, ale mogłabym się skusić:)
OdpowiedzUsuńOklepany, to fakt, ale całkiem ciekawie podany. :)
UsuńCzasami oklepane motywy można podać w bardzo przyzwoity sposób. Może więc nie chodzi o to co, ale jak. ;) :)
OdpowiedzUsuńOtóż to. Dobrze się czyta, dużo się dzieje, a poza tym - póki co nie mam nic przeciwko takim motywom, jeśli są częściom ciekawej historii.
UsuńMuszę przeczytać, mimo oklepanego motywu - książki jak ta, są najlepsze, jak dla mnie. :)
OdpowiedzUsuńDla mnie może nie najlepsze, ale zaczynam doceniać tego typu książki. :)
UsuńDobrze, że wydawcy wciąż nas zasypują kolejnymi premierami i jest w czym wybierać. ;)
OdpowiedzUsuńOstatnio rzadko czytam tego typu powieści. Chyba muszę to zmienić, bo staję się za bardzo monotematyczna - zbrodnia, krew i flaczki ;)
OdpowiedzUsuńZbrodnia, krew i flaczki są całkiem fajne (w literaturze oczywiście ;), ale tak w kółko o tym samym nie mogłabym czytać.
UsuńZdarza mi się też czytać co innego, ale zdecydowanie rzadziej. Kiedyś czytałam same powieści obyczajowe, teraz z kolei kryminały, thrillery, horrory. Równowaga musi być :P
UsuńTo ja wolę taką równowagę utrzymywać na bieżąco, czyli raz kryminał, raz podróżnicza, raz obyczajówka, raz coś jeszcze innego. ;)
UsuńDzień dobry!! :) potrzebowałem jedną z moich fotek więc wpisałem w googlach moje imię i nazwisko - i tak trafiłem na tego bloga :) cieszę się, że moje wypociny się spodobały :) mam tylko jedną uwagę - są one bardzo słabej jakości i jeśli chciałaby Pani zmienić je na lepsze - proszę dać mi znać, to podeślę linki albo zdjęcia ;) na tej stronie (trekearth) już kilka lat się nie logowałem i nawet nie wiedziałem, że ten mój profil jeszcze tam istnieje - od czasu, kiedy założyłem sobie konto tutaj: http://sstaszewski.photosight.ru wszystklie inne portale fotograficzne przestały być przedmiotem mojego zaintertesowania :) Pozdrawiam serdecznie!! S. Staszewski
OdpowiedzUsuńDzień dobry. :)
UsuńDziękuję za komentarz, odwiedziny i propozycję, z której chętnie skorzystam. Robi Pan naprawdę przepiękne zdjęcia. Przejrzałam też część tych zamieszczonych na koncie, do którego link mi Pan podał - wspaniałe! Szkoda tylko, że strona rosyjska, a cóż... ten język to dla mnie czarna magia.
rzeczywiście wygląda świetnie! jak tylko przeczytam te do których teraz się zapisałam - zapiszę się i na tę pozycje;)
OdpowiedzUsuńBardzo dobry pomysł. A w przyszłym roku pojawi się nowa książka autorki, która - jak dla mnie - zapowiada się bardzo interesująco. :)
Usuń