Danuta Gryka Pół świata z plecakiem i mężem Wyd. Bernardinum 2012 264 strony |
Po książki z Biblioteki Poznaj Świat sięgam w ciemno. Nie interesuje mnie nazwisko autora, nie ważne czy jest to ceniony Arkady Fiedler czy w ogóle mi wcześniej nieznana Basia Meder. Nie ma znaczenia, że autor porusza się rowerem, stopem czy jeepem, czy zapuszcza się w niedostępną południowoamerykańską dżungli, wyrusza na trekking po górach Azji czy szuka diabła w Rumunii.
Danuta Gryka była mi znana ze swej debiutanckiej relacji z dziewięciomiesięcznej podróży przez Europę, Rosję, Azję Środkową i Południowo-Wschodnią. Książka o pięknej podróży wpadła mi kiedyś w oko w bibliotece, nie tyle przykuwając uwagę okładką, bo ta do najciekawszych nie należała, co wiele obiecującym tytułem. Nieco się zawiodłam, bo choć opisywana trasa była niezwykle ciekawa, to styl autorki okazał się zbyt mało plastyczny, by wspomóc wyobraźnię czytelnika. Zabrakło pięknych fotografii, emocjonujących opisów. Nie była to zła książka, ale zabrakło w niej magnesu przykuwającego uwagę, tego czegoś, co każe popędzić do księgarni po własny egzemplarz.
Nie bez obaw pakowałam do torby najnowszą książkę Danuty Gryki - Pół świata z plecakiem i mężem. W najgorszym wypadku, pooglądam sobie zdjęcia - pocieszałam się. Nie wiem, czy to wspomnienie poprzedniej książki, czy faktycznie początek książki jest słaby, ale przez pierwszych kilkanaście stron, nieco się nudziłam. Ten stan szybko jednak minął i ze strony na stronę, robiło się coraz ciekawiej.
Pierwszym krajem opisywanym przez Danutę Grykę i jej męża jest Turcja, stamtąd przez Syrię, Jordanię, Nepal, Tajlandię, Laos i Wietnam, małżeństwo dociera najpierw do Australii, a w końcu do Nowej Zelandii. Tym ostatnim państwom oraz trekkingowi w Himalajach, autorka w swej książce poświęca najwięcej miejsca.
Wystarczy raz wyruszyć w podróż, by złapać bakcyla i ledwie wróciwszy z wyprawy, planować następną. Po powrocie z Azji, cały czas kombinowaliśmy z Tomkiem, jak i za co znów wyruszyć w świat i tym razem zatoczyć pętlę wokół globu[1]. Po trzech latach i wymianie mieszkania na mniejsze, za zaoszczędzone pieniądze małżeństwo rusza w kolejną podróż. W trasie bywa różnie, znane miejsca w ciągu kilku lat nieco się zmieniły, zwykle na niekorzyść, ceny wzrosły, a proza życia każe zrezygnować ze zwiedzenia kilku miejsc. Z żalem żegnamy się z Birmą. Indonezją i Filipinami. Może przyjdzie jeszcze na nie pora. Jeśli chcemy tym razem zatoczyć pętlę wokół globu, musimy niektóre miejsca wykreślić z naszej trasy[2]. O finansach Danuta Gryka wspomina sporo. Tu za drogo, tam naciągają. Z jednej strony zdaję sobie sprawę z tego, że taka podróż wymaga cięć i wyrzeczeń, a ceny podawane turystom bywają niesamowicie wygórowane, z drugiej nieco irytowało mnie częste przeliczanie stanu portfela.
Niełatwo uniknąć niespodzianek w tak długiej podroży, tym bardziej, że nasi bohaterowie choć wiedzą dokąd chcą dotrzeć, a pod ręką mają przewodniki Lonely Planet, co rusz modyfikują plany, dopasowując je do realiów. Przemieszczają się głównie autostopem, w dużej mierze uzależnieni są więc od innych. Nocują w różnych miejscach, niekoniecznie luksusowych hotelach, pod namiotem, u ludzi poznanych w podróży. Na obiad niekiedy muszą im wystarczyć chińskie zupki. Ot, cena za chęć zwiedzenia jak największego kawałka świata, jak najniższym kosztem. Te niedogodności okazują się mieć plusy, bo to dzięki nim Danuta i Tomasz poznają mijane kraje nie tylko z frontu, ze strony, z której chce się je pokazać turystom, ale także niejako od podwórka. Znajomości z mieszkańcami regionów niejednokrotnie okazuję się dużo ciekawsze niż podróż z przewodnikiem sypiącym jak z rękawa wyuczonymi tekstami, mającymi na turystach robić jak największe wrażenie.
Samodzielna podróż, bez kół ratunkowych w postaci zaplecza zorganizowanego przez biura turystyczne, obfituje w najróżniejsze przygody. A to na lotnisku się utknie z powodu braku biletu zezwalającego na wyjazd, to znów podczas trekkingu po Himalajach rozpadną się jedyne buty i trzeba będzie zamienić się w szewca-cudotwórcę. Czasami nocą można wyskoczyć na bilard, potańcówkę i piwo, innym razem luksus pokoju mierzy się liczbą pałętających się po nim karaluchów. Niekiedy z nieba leje za kołnierz woda, innym razem słońce daje się ostro we znaki. A jechać trzeba. Stanąć przy drodze i liczyć na to, że któryś z samochodów się zatrzyma. Albo, że w ogóle pojawi się jakiś pojazd i będzie można przemierzyć kolejnych kilkanaście kilometrów, dotrzeć do następnego punktu na trasie.
Brzmi dość groźnie, ale poznani przy okazji tych przygód ludzie i widoki, których próżno wypatrywać wędrujący utartymi szlakami, wynagradzają niewygody z nawiązką. Danuta i Tomasz zapisują wrażenia z podróży skrupulatnie, chętnie dzieląc się z nimi z czytelnikami.
Pół świata z plecakiem i mężem czyta się z przyjemnością. Nie brak tu zarówno praktycznych informacji, reportażowej skrupulatności, jak i nieco pamiętnikarskich wywodów. Sporo ciekawostek, mnóstwo anegdot i piękne zdjęcia - w tej książce jest wszystko to, czego szukam w literaturze podróżniczej. Niektóre tematy były mi nieobce, czekało mnie jednak także wiele zaskakujących opowieści. Ot, choćby o kobietach z Laosu, zarabiających na łapaniu małych ptaszków, a następnie ich sprzedaży. Po co kupuje się te ptaszki? Żeby dać im wolność. Ten buddyjski rytuał uwalniania zwierząt, znamy też z Tajlandii, ma zapewnić dobroczyńcy szczęście. Klatki stoją często przed wejściem do świątyni. Tylko że... No właśnie. Dzięki przedsiębiorczym kobietom ptaszki trafiają szybko z powrotem do niewoli. Przypomina mi się analogiczna historia z rybkami z Bangkoku, gdzie się je łowi i sprzedaje, a chwilę później rybki zostają rytualnie wypuszczone do rzeki, skąd ktoś je znowu wyłowi i sprzeda. I biznes się kręci[3].
Takich ciekawostek jest w tej książce sporo. W Australii, gdzie renifery raczej nie należą do lokalnej fauny, na jednej ze sklepowych wystaw sanie świętego Mikołaja ciągną... kangury. Poczytać też można o zabalsamowanym żółwiu o wadze 250 kilogramów, wietnamskim daniu hot vin lon, czyli jajku kaczym z embrionem w środku (niekiedy posiadającym już dzióbek i piórka!), śmiercionośnej meduzie zwanej osą morską, podziemnym mieście Coober Pedy (Nadal połowa populacji mieszka w podziemnych domach. Pod ziemią są też kościoły, hotele, nawet kemping[4].) czy pomniku jedenastu... tamponów. Fascynujące są też opowieści o poznanych na szlaku ludziach, kierowcach niejednokrotnie stających się doskonałymi przewodnikami, zwykłych, życzliwych mieszkańcach mijanych miejscowości, czasem wspomagających "jedynie" dobrym słowem czy kubkiem wody, innym razem oferujących nocleg, obiad lub nieocenione towarzystwo, pomocne w poznawaniu okolicy.
Styl autorki jest już dużo lepszy, co sprawia, że książkę czyta się jak fascynującą opowieść. Czuć ducha przygody. Danuta Gryka pięknie opisuje mijane miejsca, fascynująco opowiada o swoich przygodach, dzieli się z czytelnikami dobrymi i złymi chwilami, przy okazji pokazując jakie trudy czekają backpackersów. No, może czasami w jednym fragmencie tekstu nagromadziło się zbyt wiele powtórzeń (...przyjemnie się je nosi w letnie upały. To dlaczego kobietom każe się nosić te czarne szaty? Mężczyźni czasem noszą białe czapki, nierzadko ręcznie haftowane, co do kompletu z białą suknią wygląda bardzo elegancko. Wielu nosi też chusty...[5]), ale powiedzmy, że w obliczu wielkiej przygody nie ma to większego znaczenia.
Danuta Gryka swą relacją z podróży Pół świata z plecakiem i mężem pozytywnie mnie zaskoczyła. Spodziewałam się książki pięknie wydanej, bo niejednokrotnie mogłam się przekonać, że Biblioteka Poznaj Świat to książki profesjonalnie przygotowane, cieszące oko szatą graficzną. Nie miałam wielkich oczekiwań co do treści, ale w tej chwili nie mam już wątpliwości, że gdy tylko ukaże się kolejna książka autorki, na pewno znajdzie się dla niej miejsce na półce.
Pierwszym krajem opisywanym przez Danutę Grykę i jej męża jest Turcja, stamtąd przez Syrię, Jordanię, Nepal, Tajlandię, Laos i Wietnam, małżeństwo dociera najpierw do Australii, a w końcu do Nowej Zelandii. Tym ostatnim państwom oraz trekkingowi w Himalajach, autorka w swej książce poświęca najwięcej miejsca.
Niełatwo uniknąć niespodzianek w tak długiej podroży, tym bardziej, że nasi bohaterowie choć wiedzą dokąd chcą dotrzeć, a pod ręką mają przewodniki Lonely Planet, co rusz modyfikują plany, dopasowując je do realiów. Przemieszczają się głównie autostopem, w dużej mierze uzależnieni są więc od innych. Nocują w różnych miejscach, niekoniecznie luksusowych hotelach, pod namiotem, u ludzi poznanych w podróży. Na obiad niekiedy muszą im wystarczyć chińskie zupki. Ot, cena za chęć zwiedzenia jak największego kawałka świata, jak najniższym kosztem. Te niedogodności okazują się mieć plusy, bo to dzięki nim Danuta i Tomasz poznają mijane kraje nie tylko z frontu, ze strony, z której chce się je pokazać turystom, ale także niejako od podwórka. Znajomości z mieszkańcami regionów niejednokrotnie okazuję się dużo ciekawsze niż podróż z przewodnikiem sypiącym jak z rękawa wyuczonymi tekstami, mającymi na turystach robić jak największe wrażenie.
Samodzielna podróż, bez kół ratunkowych w postaci zaplecza zorganizowanego przez biura turystyczne, obfituje w najróżniejsze przygody. A to na lotnisku się utknie z powodu braku biletu zezwalającego na wyjazd, to znów podczas trekkingu po Himalajach rozpadną się jedyne buty i trzeba będzie zamienić się w szewca-cudotwórcę. Czasami nocą można wyskoczyć na bilard, potańcówkę i piwo, innym razem luksus pokoju mierzy się liczbą pałętających się po nim karaluchów. Niekiedy z nieba leje za kołnierz woda, innym razem słońce daje się ostro we znaki. A jechać trzeba. Stanąć przy drodze i liczyć na to, że któryś z samochodów się zatrzyma. Albo, że w ogóle pojawi się jakiś pojazd i będzie można przemierzyć kolejnych kilkanaście kilometrów, dotrzeć do następnego punktu na trasie.
Brzmi dość groźnie, ale poznani przy okazji tych przygód ludzie i widoki, których próżno wypatrywać wędrujący utartymi szlakami, wynagradzają niewygody z nawiązką. Danuta i Tomasz zapisują wrażenia z podróży skrupulatnie, chętnie dzieląc się z nimi z czytelnikami.
Pół świata z plecakiem i mężem czyta się z przyjemnością. Nie brak tu zarówno praktycznych informacji, reportażowej skrupulatności, jak i nieco pamiętnikarskich wywodów. Sporo ciekawostek, mnóstwo anegdot i piękne zdjęcia - w tej książce jest wszystko to, czego szukam w literaturze podróżniczej. Niektóre tematy były mi nieobce, czekało mnie jednak także wiele zaskakujących opowieści. Ot, choćby o kobietach z Laosu, zarabiających na łapaniu małych ptaszków, a następnie ich sprzedaży. Po co kupuje się te ptaszki? Żeby dać im wolność. Ten buddyjski rytuał uwalniania zwierząt, znamy też z Tajlandii, ma zapewnić dobroczyńcy szczęście. Klatki stoją często przed wejściem do świątyni. Tylko że... No właśnie. Dzięki przedsiębiorczym kobietom ptaszki trafiają szybko z powrotem do niewoli. Przypomina mi się analogiczna historia z rybkami z Bangkoku, gdzie się je łowi i sprzedaje, a chwilę później rybki zostają rytualnie wypuszczone do rzeki, skąd ktoś je znowu wyłowi i sprzeda. I biznes się kręci[3].
Takich ciekawostek jest w tej książce sporo. W Australii, gdzie renifery raczej nie należą do lokalnej fauny, na jednej ze sklepowych wystaw sanie świętego Mikołaja ciągną... kangury. Poczytać też można o zabalsamowanym żółwiu o wadze 250 kilogramów, wietnamskim daniu hot vin lon, czyli jajku kaczym z embrionem w środku (niekiedy posiadającym już dzióbek i piórka!), śmiercionośnej meduzie zwanej osą morską, podziemnym mieście Coober Pedy (Nadal połowa populacji mieszka w podziemnych domach. Pod ziemią są też kościoły, hotele, nawet kemping[4].) czy pomniku jedenastu... tamponów. Fascynujące są też opowieści o poznanych na szlaku ludziach, kierowcach niejednokrotnie stających się doskonałymi przewodnikami, zwykłych, życzliwych mieszkańcach mijanych miejscowości, czasem wspomagających "jedynie" dobrym słowem czy kubkiem wody, innym razem oferujących nocleg, obiad lub nieocenione towarzystwo, pomocne w poznawaniu okolicy.
Styl autorki jest już dużo lepszy, co sprawia, że książkę czyta się jak fascynującą opowieść. Czuć ducha przygody. Danuta Gryka pięknie opisuje mijane miejsca, fascynująco opowiada o swoich przygodach, dzieli się z czytelnikami dobrymi i złymi chwilami, przy okazji pokazując jakie trudy czekają backpackersów. No, może czasami w jednym fragmencie tekstu nagromadziło się zbyt wiele powtórzeń (...przyjemnie się je nosi w letnie upały. To dlaczego kobietom każe się nosić te czarne szaty? Mężczyźni czasem noszą białe czapki, nierzadko ręcznie haftowane, co do kompletu z białą suknią wygląda bardzo elegancko. Wielu nosi też chusty...[5]), ale powiedzmy, że w obliczu wielkiej przygody nie ma to większego znaczenia.
Danuta Gryka swą relacją z podróży Pół świata z plecakiem i mężem pozytywnie mnie zaskoczyła. Spodziewałam się książki pięknie wydanej, bo niejednokrotnie mogłam się przekonać, że Biblioteka Poznaj Świat to książki profesjonalnie przygotowane, cieszące oko szatą graficzną. Nie miałam wielkich oczekiwań co do treści, ale w tej chwili nie mam już wątpliwości, że gdy tylko ukaże się kolejna książka autorki, na pewno znajdzie się dla niej miejsce na półce.
zwiastun filmu Wolf Creek, czyli produkcji,
którą autostopowiczów straszyli mieszkańcy Australii
---
Książkę polecamczytelnikom literatury podróżniczejmarzących o egzotycznych wyprawachwybierającym się do Azji i Australiipodróżującym stopemtym, którzy potrzebują motywacji, by samemu ruszyć w podróżplanującym podróż na własną rękę
---
[1] Danuta Gryka, Pół świata z plecakiem i mężem, wyd. Bernardinum, 2012, s. 9.
[2] Tamże, s. 75.
[3] Tamże, s. 92.
[4] Tamże, s. 170.
[5] Tamże, s. 34.
---
Warto zajrzeć
Wielbię takie podróżnicze relacje. A jeśli jeszcze są opatrzone fantastycznymi zdjęciami, to niemal zawsze im ulegam. Tym razem jest podobnie. Zaczynam poszukiwania. :D
OdpowiedzUsuńNo to życzę poszukiwań zakończonych sukcesem i oczywiście udanej lektury. :)
UsuńJuż dodałam do swojej biblioteczki:) Chętnie przeczytam i obejrzę zdjęcia. O tych jajkach z embrionami już słyszałam, ohyda... Ale kangury z saniami św. Mikołaja? Na to bym nie wpadła:P
OdpowiedzUsuńGrunt to kreatywność. :D
UsuńCzytałam coś kiedyś z tej serii, z chęcią i z tą się zapoznam.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie: jedna z ciekawszych książek tej serii, a konkurencję ma sporą.
UsuńWłaśnie czytam "Książkę o pięknej podróży"; trochę ją męczę i wciąż odkładam na rzecz innych lektur, brakuje mi zdjęć; jest zbyt szczegółowo i tłoczno, jeśli chodzi o tekst. Książka, o której piszesz, podoba mi się bardziej przez to, że obfituje w zdjęcia, a dla mnie obrazy są nieodłączną częścią literatury podróżniczej.
OdpowiedzUsuńO tak, bez zdjęć, książka tego typu dużo traci. Musi być naprawdę dobra, żeby wyrównać stratę.
UsuńPiękny "album", dla samych zdjęć warto przejrzeć.
OdpowiedzUsuńTak jak i całą serię. :)
UsuńChętnie bym zajrzała ze względu na Australię i Nową Zelandię:)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie - właśnie te państwa były opisane najciekawiej.
UsuńZgadzam się, wyjątkowo dobrze napisana książka podróżnicza! Na mojej półce stoi obok książek Cejrowskiego - i czeka na kontynuację, czyli relację z podróży po drugiej połowie świata:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Też czekam na kontynuację. Mój egzemplarz jest biblioteczny, ale na pewno zaopatrzę się w własny. :)
UsuńTak, ta seria jest wspaniała. Nie a się przejść obok nie obojętnie. :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jeszcze wiele takich książek wydadzą.
UsuńJa po książki z Biblioteki Poznaj Świat zawsze chętnie sięgam i zawsze gwarantują dobrą literaturę, jak na razie, to nie zawiodłam się :)
OdpowiedzUsuńJa trafiłam na nieco słabsze pozycje, ale i tak nie żałuję poświęconego im czasu.
UsuńJakoś nie mogę przekonać się do literatury podróżniczej. Za to mój tata bardzo lubi ;)
OdpowiedzUsuńPowiedz Tacie, żeby Ci wytłumaczył co tracisz. ;)
UsuńMoże się kiedyś przekonam :P
UsuńZ obyczajówek przeszłaś na kryminały, to może z kryminałów przejdziesz na podróżnicze. ;)
UsuńUwielbiam literaturą podróżniczą, dlatego przeczytam te propozycję z wielką chęcią :)
OdpowiedzUsuńUdanej lektury. :)
UsuńOj na punkcie literatury podróżniczej mam hopla, mogłabym czytać takie relacje podróżnicze bez końca, zatem obowiązkowo muszę zdobyć egzemplarz ): Bardzo przyjemny tekst, pozdrawiam Aniu :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się nie zawiedziesz. :)
UsuńDziękuję za opinię!
Książki podróżnicze to kompletnie nie moja bajka.. Uwielbiam same podróże, ale nie w literaturze.
OdpowiedzUsuńWłasnej podróży nic nie zastąpi, ale jak się nie ma co się lubi... ;)
UsuńA poza tym, sama nie potrafiłabym tak podróżować, więc chętnie podczytuję o przygodach innych.
Rewelacyjna recenzja! ;) Zaliczam się prawie do każdej kategorii z ramki ,,książkę polecam" - z jednej strony bardzo się cieszę, że wpadnie mi do biblioteczki kolejny tytuł z gatunku mojej ukochanej literatury podróżniczej, ale z drugiej... Jak tu odkładać na własną wyprawę, kiedy tyle cudownych książek kusi? ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńNajlepiej odkładać na wyprawę, a książkę przytargać z biblioteki. ;)
Nie przepadam za podróżniczymi, ale ta mi się jakoś szczególnie spodobała:)
OdpowiedzUsuńMagia zdjęć? ;)
UsuńPięknie wydana książka, może bym i się nawet skusiła:) Pożycz haha.
OdpowiedzUsuńMusisz się uśmiechnąć do mojej bibliotekarki. :P
Usuńnie czytam takich ksiązek ale wydaję się interesująca. Może gdzies uda mi się ją zdobyć bo ja jak mogę to wypożyczam raczej nie kupuję książek. Za mało miejsca w domu i małe fundusze
OdpowiedzUsuńPolecam, może zainteresujesz się tego typu literaturą?
UsuńA co do zakupu - to doskonale Cię rozumiem. Ostatnio więcej kupuję, ale był taki czas, że książki miałam niemal wyłącznie pożyczane z biblioteki.
Nie rozumiem, dlaczego jeszcze nie przeczytałam żadnej książki z tej serii. To po prostu niewiarygodne zaniedbanie i muszę się poprawić :) Podziwiam, że autorka nie bała się podróżować autostopem. Pomijając oczywiste zagrożenie nigdy nie wiedziała kiedy ktoś przyjedzie i będzie chciał zabrać podróżników dalej. Nie potrafiłabym tak.
OdpowiedzUsuńKoniecznie do nadrobienia! To naprawdę dobra seria i pięknie wydana. :)
UsuńOd Fiedlera i Halika, przez Cejrowskiego i Choszcz, po mniej znanych podróżników. Warto. :)
Przyznam szczerze, że z wyjątkiem książek Cejrowskiego, nigdy nie sięgnąłem po inne pozycje z Biblioteki Poznaj Świat. W najbliższym czasie to się chyba zmieni. :) Co do autostopu... Dla Polaków taka forma podróżowania, na zasadzie podwózki przez kogoś obcego, wydaje się dość hmmm... niebezpieczna. Jednak podczas mojego półrocznego pobytu w Turcji skorzystałem z uprzejmości innych kierowców kilka razy. Ba, dwukrotnie sami zatrzymywali się i pytali czy nie podwieźć, gdy szedłem z kolegą lub koleżanką niosąc torby z zakupami lub wracając z wycieczki przez małą wioskę. Zresztą wielokrotnie mogłem się przekonać jak otwarty i życzliwy jest ten naród. Polacy mogliby nauczyć się od nich naprawdę dużo. To już była taka mała dygresja. ;b
OdpowiedzUsuńDygresje są fajne. zaglądaj tu jak najczęściej i rzucaj nimi ile wlezie. :D
UsuńJa sobie na pewno nie wyobrażam samotnego podróżowania stopem. Niby podróż w parze też bezpieczeństwa nie gwarantuje, ale jakoś tak raźniej. ;) Sama chyba nie potrafiłabym tak podróżować, ale nie chodzi tu nawet o strach, a o to, że by mnie chyba szlag trafił, gdybym stała i marzła/mokła/rozpływała się z gorąca/słaniała ze zmęczenia (niepotrzebne skreślić), a nic by się nie pojawiało na horyzoncie.
Z ciekawości: co robiłeś przez pół roku w Turcji?
A co do Biblioteki Poznaj Świat, to polecam przede wszystkim: Halika, Fieldera, Czernieckiego, Uryna i Choszcz.
Fakt, dłuższe wyprawy autostopem należy zaliczać do opcji dla wytrwałych i zdecydowanych. ;b
UsuńW Turcji studiowałem w ramach programu Erasmus. Było to w jednym z największych miast w tym kraju - Samsun. Uniwersytet nazywa się Ondokuz Mayis Universitesi. Mam wiele wspaniałych wspomnień z tamtego miejsca. ;) W najbliższej przyszłości planuję wybrać się na Węgry lub Rumunię. Do Gruzji też mnie ciągnie. :) Chyba Stasiuk i Varga mają w tym duży udział.
Yyy... Czyli nie dla mnie. :P
UsuńTak właśnie myślałam o Erasmusie, choć to chyba nietypowy kierunek. ;) Domyślam się, że musiało być świetnie. Inna kultura, inny świat. Vargę znam słabo, ale co do Stasiuka - możesz mieć rację. On tak potrafi pisać o tych krajach, że człowiek od razu ma ochotę spakować plecak i poczuć ten klimat.
Teraz planuję powtórkę, ponieważ Erasmus jest także na studiach magisterskich. :) Znajomi się śmieją, że student filologii angielskiej chce się pchać na Bałkany, zamiast jechać do Anglii. ;b
UsuńHmm... To może podyplomowo pokusisz się o bałkanistykę? ;)
UsuńRzadko czytam takie książki, ale widzę, że czas to zmienić. :)
OdpowiedzUsuńSłuszne spostrzeżenie. ;)
UsuńOdważna babka! Nie dość, że wyrusza w taką podróż to jeszcze męża bierze! ;) To napisała mężatka z miesięcznym stażem małżeńskim ;)
OdpowiedzUsuńkolodynska.pl
Aniu, gratuluję! :)))
UsuńLiteratura podróżnicza - coś dla mnie:)
OdpowiedzUsuńUdanej lektury. :)
UsuńTa książka MUSI trafić na moją półkę :D Jestem bardzo ciekawa relacji z takiej podróży no i te wspaniałe zdjęcia... Perełka :)
OdpowiedzUsuńW ogóle polecam całą serię. Teksty są niezłe - zwykle bardzo dobre, a zdjęcia bajkowe. :)
UsuńJa ogólnie po książki podróżnicze sięgam w ciemno. O powyższej nic nie słyszałam, ale zdecydowanie jest to moja bajka. Przeczytam - i to w bliskim czasie.
OdpowiedzUsuńCieszę się. A może polecisz mi coś ciekawego?
UsuńPolecam szczególnie "Prowadził nas los" (Choszcz, Siuda) - która jest najbardziej motywującą książką jeśli chodzi o dalekie wojaże oraz "Afryka Trek" z dwóch częściach (Poussin) - która z kolei jest najlepiej, najrzetelniej i najdokładniej napisaną relacją na temat tego kontynentu. Bardzo ciekawe jest też Gaumardżos państwa Meller i bardzo dobrze wspominam "W drodze na Hokkaido", która z kolei dotyczy genialnie odkrytej Japonii (o dwóch ostatnich napisałam u siebie na blogu). O i jeszcze "Byle dalej" - mogłabym tak wymieniać i wymieniać :)
UsuńDzięki! :)
Usuń"Prowadził nas los" czytałam. Świetna! "Afrykę Trek" też, ale tylko pierwszą część (trafiłam na nią w bibliotece, muszę się rozejrzeć za kontynuacją, bo książka faktycznie była bardzo dobra).
Pozostałych tytułów nie znam, ale już sobie zapisałam, więc mam nadzieję, że prędzej czy później je przeczytam. :)