Katarzyna Kociuba Rejs po Węgrzech Warszawska Firma Wydawnicza 2013 124 strony |
Katarzyna Kociuba na Węgrzech była raz. Miała wówczas pięć lat. Zwiedziła Budapeszt, ale z w pamięci małej dziewczynki pozostało jedynie wesołe miasteczko. Szukając pomysłu na wakacyjny wyjazd, pomyślała o Balatonie, największym węgierskim jeziorze. Ten wyjazd był jej potrzebny. Lato zapowiadało się kiepsko, potrzeba odpoczynku dawała się we znaki, a związek z ówczesnym partnerem wchodził w fazę "chyba nie mamy ze sobą już nic wspólnego". W towarzystwie przyjaciółki Sylwii, Katarzyna rusza do Siófok, turystycznego miasta nad Balatonem, określanego mianem letniej stolicy Węgier. 17 kilometrów plaży i szalone, imprezowe noce - idealne miejsce, by oderwać myśli od nieudanych związków lub... poszukać nowego partnera. Na jedną noc lub na nieco dłużej.
Rejs po Węgrzech to opowieść Polki zafascynowanej Węgrami. Krajem i ludźmi, płci męskiej - należałoby dodać dla oddania pełnego obrazu sytuacji. Katarzyna Kociuba udowadnia, że upór i motywacja to motory o niesamowitym napędzie, pomagają wiele osiągnąć, jeśli tylko nie traci się z oczu celu i nie poddaje zwątpieniu. Nie jest łatwo nauczyć się języka węgierskiego, a formalności związane z przeprowadzką do innego kraju mogą zabić nawet najdzikszy entuzjazm, ale nie są to przeszkody mogące pokonać wulkan energii, jakim jest bez wątpienia autorka recenzowanej książki. Cała ta historia jest świetnym materiałem na książkę, niestety w tym wypadku nieco zmarnowanym. Dlaczego? Już wyjaśniam.
Lubię zwariowanych ludzi, takich, którzy nie boją się zmian, nie chowają po kątach, tryskają energią, pomysłami, nie potrafią usiedzieć na miejscu. Taka jest Katarzyna Kociuba i taki jej obraz wyłania się z Rejsu po Węgrzech. Czytelnik, nawet ten średnio spostrzegawczy, bez problemu to zauważy. Autorka najwyraźniej w to nie wierzy, bo uparcie powtarza jaka to jest szalona, spontaniczna, z głową pełną nieszablonowych pomysłów. Mnie to zniechęca, tym bardziej, że autorka nawet mało odkrywcze koncepcje próbuje przedstawić jako coś niezwykłego. Ot, choćby tę dotyczącą nauki języka. Wpadłam też na genialny pomysł, że ponieważ nie mam węgierskiego chłopaka będę w kółko słuchać węgierskiej muzyki. Miało to zastąpić konwersacje. Nie, to też nie było normalne zachowanie, nie oszukujmy się. Ale skuteczne[2]. Fascynujące wydają się autorce motywacje do nauki języka polegające na tym, że jeden z kursantów chce się móc dogadać z kontrahentami, któraś kursantka z dziadkami, a jeszcze inna poznać język swego męża pół-Węgra. Faktycznie, wszystko to jest niesamowicie zaskakujące i nietuzinkowe.
Fascynacja Katarzyny Kociuby Węgrami odnosi się przede wszystkim do mężczyzn, nie zaś kraju. Piękni panowie wspominani są częściej niż inne atrakcje. Niby nie ma w tym nic złego, autorka sama przyznaje ja chyba zdecydowanie jestem kochliwa[3] (a skąd!), ale pojawianie się kolejnych kochanków (w tym także tych potencjalnych) nieco nudzi. Zdecydowanie bardziej interesujące były fragmenty dotyczące ciekawostek z życia w kraju, różnic kulturowych czy zmagań z biurokracją przy próbie przeprowadzki (okazuje się, że pod tym względem nie tylko Polska jest krajem pełnym absurdów).
Rejs po Węgrzech czyta się niezwykle szybko. Format jest niewielki, kilka zdjęć uatrakcyjnia opowieść, a humorystyczny styl sprawia, że miejscami robi się całkiem zabawnie. Książka pisana jest potocznym językiem, co może nie przeszkadza, ale niekiedy tu czy tam coś zgrzyta w składni. Teraz ZUS. Co prawda straszą mnie, że za moje lata pracy należy mi się 300 złotych, ale piechotą nie chodzi[4]. Bywa, że w oczy razi jakaś literówka lub użycie wyrazu "przekonywującej", a podpisy pod zdjęciami zaczynające się od wielkich liter z niejasnych przyczyn nie kończą się kropkami.
Gdyby tak autorka mniej uwagi poświęciła swym przystojnym węgierskim przyjaciołom, a nieco mocniej skupiła się na samym kraju, ciekawostkach przyrodniczych czy kulturowych, Rejs po Węgrzech byłby zdecydowanie bardziej fascynującą lekturą. Wszak nie tylko od odległych, egzotycznych krajach można pisać ciekawie. Często tak mało wiemy o pobliskich krajach, a przecież jak mówią mądrości ludowe Polak, Węgier, dwa bratanki. I warto wiedzieć dlaczego.
Mimo moich zarzutów, zachęcam Was do zajrzenia do tej pozycji. Dlaczego? Bo czasami zbyt łatwo rezygnujemy ze spełnienia marzeń czy planów, a spontaniczne decyzje szybko giną przytłoczone wnikliwą analizą ewentualnych konsekwencji. Katarzyna Kociuba pokazuje, że czasami warto wziąć się w garść, ruszając przed siebie. I chwała jej za to.
Locomotiv GT - Egy dal azokert,
czyli węgierski rock lat 70.
Omega - Gyöngyhajú lány,
czyli utwór, który wszyscy na pewno dobrze znacie
---
Książkę polecam
miłośnikom Węgier i Węgrów
hungarystom
planującym wakacje
poszukującym lekkich i zabawnych historii
wybierającym się nad Balaton
upierającym się, że węgierskiego nie można się nauczyć
niewierzącym w hasło "chcieć to móc"
---
[1] Katarzyna Kociuba, Rejs po Węgrzech, Warszawska Firma Wydawnicza, 2013, s. 9
[2] Tamże, s. 27.
[3] Tamże, s. 69.
[4] Tamże, s. 92.
---
Warto zajrzeć
egzemplarz recenzencki |
Fakt, język węgierski do najłatwiejszych nie należy, ale przez to jeszcze bardziej mnie intryguje. :)
OdpowiedzUsuńMnie nie koniecznie, ale sam kraj chętnie bym odwiedziła.
UsuńWęgry to faktycznie ładny kraj, byłam przez kilkanaście dni w Budapeszcie, jeszcze w czasach głębokiej komuny. I Węgry jawiły mi się jako prawdziwa Europa, w sklepach nawet był towar na półkach. :)
OdpowiedzUsuńA język dziwny, to fakt. Kiedyś czytałam, że spokrewniony jest z fińskim.
Ciekawe jak wypadłoby porównanie współczesnego Budapesztu z tym z Twoich wspomnień. :)
UsuńJest spokrewniony, ale podobno Fin z Węgrem się nie dogadają. Na pewno obydwa języki należą do aglutynacyjnych, czyli mają te pokręcone końcówki dodawane do wyrazów podczas ich odmiany.
Dla mnie jednak sporym minusem jest to, że autorka skupia się na przystojnych Węgrach, nie na kulturze kraju. Jakieś to dla mnie niedojrzałe - nie szalone, ale niedojrzałe. Nie mam ochoty na tę książkę, lubię pozycje bardziej rzetelne (co nie znaczy nudne!)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Szybko się czyta, więc jakbyś na nią trafiła, to możesz przelecieć wzrokiem. ;)
UsuńAle fakt - tą niedojrzałością trafiłaś w sedno.
Mój wuja opowiadał, że jak był na urlopie na Węgrzech, to kilka dni i już potrafił się dogadać - zwłaszcza po kilku piwach, żadnej blokady językowej, węgierski chyba nie jest aż taki trudny. :D
OdpowiedzUsuńCzekaj, idę po cytat.
UsuńMam!
"Na szczęście lubię rozmawiać z ludźmi i nie stronię od alkoholu, a to połączenie zdecydowanie pomaga w nauce języka obcego. Jakiegokolwiek." - s. 27. :P
Sama raczej się nie skuszę się na tę książkę, ale myślę, że moja siostra będzie z niej zadowolona, gdyż ona lubi wszelkie podróżnicze/kulturowe publikacje.
OdpowiedzUsuńA Twoja siostra nie prowadzi przypadkiem bloga? Często o niej wspominasz przy okazji książek podróżniczych. :)
Usuńja nie lubię czytać tego typu książek 0 raczej gustuje w podróżach i wyprawach...samam muszę poznać te piękne rejony świata :)
OdpowiedzUsuńCo kto lubi. Ja się na Węgry na razie nie wybieram, więc chociaż sobie poczytam. :)
UsuńTym razem spasuję, jakoś nie czuję się chętna, żeby po nią sięgnąć...
OdpowiedzUsuńWęgr(z)y Cię nie kręcą? ;)
Usuńksiążka mnie nie zaitrygowała, za to Węgry lubię :) byłam na Balatonem, ale w Balatonfured i w Budapeszcie - uwielbiam tak samo jak Pragę. A mój mąż pokochał węgierski parlament... jak robił zdjęcie i choćby w rożku dało się uchwycić go to można być pewnym, że tak właśnie zrobił...
OdpowiedzUsuńWęgry mnie jakoś niespecjalnie interesowały, ale kolejne pozytywne opinie bardzo zachęcają do takiej wycieczki. Może kiedyś będzie okazja? Póki co - zdecydowanie bardziej chciałabym zobaczyć Pragę.
UsuńPierwszy raz słyszę o tej książce, zresztą u Ciebie zawsze można znaleźć jakieś perełki, mało znane i nie tylko. Co do książki to zainteresowała mnie, bo bardzo lubię poznawać inne kraje od innej strony, chociażby to były tylko podróże książkowe. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńStaram się wybierać różne książki, nie tylko takie, o których można przeczytać "u wszystkich". Trochę się obawiałam, że nikt nie będzie chciał takich recenzji czytać (jakby nie było - recenzja Greya miała dużo więcej czytelników niż recenzje innych książek. :P), ale co mi tam. ;)
UsuńKsiążki podróżnicze mogłabym czytać niemal bez przerwy (no dobra, na zmianę z dobrymi, wielowątkowymi powieściami obyczajowymi i thrillerami). :)
Budapeszt mnie nie zachwycił, ale ksiązkę chętnie przeczytam, bo fajnie byłoby się wybrać kiedyś nad Balaton i zobaczyć, gdzie się jeździło na wakacje za PRLu :P
OdpowiedzUsuńWęgierkie wino wypite nad Baltonem, to mógłby być być całkiem miły sposób spędzenia wieczoru. ;)
UsuńUwielbiam Siofok! Świetne miejsce na wypoczynek, szczególnie przed sezonem:) Tak jak piszesz, książka bardziej by mnie zainteresowała gdyby mówiła więcej o kulturze, zwyczajach itp.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, tak mi się wydaje, że w Siofok w sezonie jest niesamowity tłok, a to mnie nie zachęca, więc jak jechać to w innym terminie. Tym bardziej, że z tego co czytałam, to do zwiedzania nie ma tam zbyt wiele, a to moje główne zajęcie na każdym wyjazdowym urlopie. ;)
UsuńNo proszę, chyba jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś, kto byłby tak zafascynowany Węgrami jak autorka tej książki. Na Węgrzech byłam tylko przejazdem, więc nie mnie oceniać, czy ten kraj lubię, ale myślę, że wszystkie książki odkrywające przed nami nieznane kultury i narody są warte przeczytania.
OdpowiedzUsuńPewnie, że warte, więc mimo minusów i tak zachęcam do lektury. Kilka ciekawostek można stamtąd wyłowić.
UsuńNie wiem, jak to jest w węgierskim, ale w fińskim jest coś koło dwudziestu przypadków. :) Rzadko czytam takie książki, a tę mogę spróbować przeczytać i ocenić. :)
OdpowiedzUsuńDokładnie piętnaście. :)
UsuńCzytałam o tym przy okazji lektury innej książki.
Usuń(Sekunda, idę po link).
O, tej: Co Finowie mają w głowie
To zdanie: "Bo czasami zbyt łatwo rezygnujemy ze spełnienia marzeń czy planów, a spontaniczne decyzje szybko giną przytłoczone wnikliwą analizą ewentualnych konsekwencji" to kwintesencja wszystkiego. Piękny tekst!
OdpowiedzUsuńJej, dziękuję. :)
UsuńSama przyznaję, że analizuję zbyt często i zbyt intensywnie. Czasami to błąd.
Na Węgrzech byłam dwa razy i co do języka absolutnie się zgadzam. Nie pamiętam żadnego słówka, po węgiersku nic nie brzmi znajomo. Tytuł tej książki dopisuję do listy, ale oczekiwań nie mam zbyt wygórowanych ze względu na próbkę stylu autorki, którą zaprezentowałaś. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńStyl faktycznie, nienajlepszy, ale kilka ciekawostek w tej książce znajdziesz. Właściwie to czy gdzieś jest jakaś ciekawa książka o tym kraju?
UsuńJa takiej nie znam niestety. Fakt, to może być argument przeważający za przeczytaniem tej książki.
UsuńMoże się jeszcze takiej książki doczekamy. Wydaje mi się, że dawniej pisało się przede wszystkim o odległych miejscach. Teraz ludzie doceniają też oryginalność tego, co mają pod nosem.
UsuńZgadzam się, jeszcze parę lat temu ze świecą można było szukać książki o niezbyt odległych państwach. A teraz to się zmienia i bardzo dobrze :)
UsuńNo pewnie, bo może się okazać, że więcej wiemy o krajach Ameryki Południowej niż o sąsiadach. :D
UsuńO rany, nie wiedziałam, że tez uwielbiasz, jak ktoś w kółko powtarza, jaki to jest niesamowity, zwariowany i w ogóle. :D Podkreślanie tej niezwykłości mnie zdecydowanie zniechęciło. Pfe.
OdpowiedzUsuńWiesz, niesamowita to ja jestem, a cała reszta... :P
UsuńSpodobało mi się, jak kiedyś Cejrowski w rozmowie, zdaje się, z Wojewódzkim powiedział, że to czy ktoś ma charyzmę czy nie, to może ocenić ktoś inny, nie on sam, że nie można powiedzieć "mam charyzmę". I wydaje mi się, że z tą niesamowitością, zwariowaniem itp. jest podobnie.
Ta pozycja jakoś do mnie nie przemawia, więc podziękuję;)
OdpowiedzUsuńNie będę namawiać. :)
UsuńNo nie wiem, jakoś niekoniecznie przemawia do mnie ta książka, więc tym razem podziękuję. Zdecydowanie tak.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam: im-bookworm.blogspot.com
Trudno tę książkę jednoznacznie ocenić. Z jednej strony nieco rozczarowuje, z drugiej miejscami bawi, no i zawsze to jakaś dawka informacji o kraju. :)
UsuńPomimo kilku niedociągnięć chętnie sięgnęłabym po tę pozycję :) Węgry choć bliskie geograficznie, to są mi zupelnie obce, z przyjemnością dowiedziałabym się czegoś ciekawego, nawet jeśli będą to przystojni Węgrzy :D
OdpowiedzUsuńTo jest jedna z tych książek, która niby rozczarowuje, ale i tak warto ją przeczytać. Zresztą, duża objętościowo nie jest, więc można ją potraktować jak sympatyczny przerywnik od ciężkich lektur, taki na jeden wieczór.
UsuńChyba tym razem nie moja tematyka.
OdpowiedzUsuńO kulinariach też jest kilka słow. ;)
UsuńZ tematyką węgierską jestem na bieżąco, dzięki niedawnemu wyjazdowi;) Przyznaję, że jedyne węgierskie słowa jakie znam to te, które utkwiły mi w głowie podczas korekty przewodnika po tym kraju oraz tworzenia indeksu do niego (jeszcze w czasie mojej sierpniowej praktyki w Boszu) Na wycieczce nie nauczyłam się absolutnie niczego;)
OdpowiedzUsuńBtw, język węgierski należy do języków ugrofińskich, więc jego pochodzenie jest znane. Chociaż do tej pory naukowcy spierają się na ten temat;)
Zniechęciłam się do tej książki "dzięki" niedociągnięciom, które wymieniłaś. Oczekiwałabym większej ilości informacji o kraju i życiu w nim, za to mniej opisów przygód miłosnych;)
Jak będę miała kiedyś okazję pojechać na Węgry, to spróbuję się wsłuchać w ten język. Nie to, żebym liczyła na to, że się czegoś nauczę, ale tak z ciekawości. ;)
UsuńO tym ugrofińskim to czytałam, ale przez te ich spory postanowiłam olać odkrycie. :P A nuż okaże się, że się mylą? Choć jak mi teraz zwróciłaś uwagę, to hmm... chyba zrobię małą korektę, bo faktycznie - trochę wprowadzam w błąd.
Oj tam, możesz porównać swoje wrażenia z relacją autorki. ;)
Informację o ugrofińskim pamiętam jeszcze z tego przewodnika, ale zanim to napisałam - jeszcze sprawdziłam;)
UsuńChyba nie będę miała czego porównywać...bardziej skupiałam się na zabytkach niż na przystojnych Węgrach:P
Ja sprawdzałam przed pisaniem notki, a powinnam pamiętać to ze studiów lub szkoły. :P
UsuńEeee... Kiepska z Ciebie turystka. Nie wiesz co w danym kraju najbardziej godne uwagi. :P
Mimo wad chętnie przeczytam, bo tematyka węgierska jest mi obca, a przygody naszej bohaterki wydają się być interesujące. Lubię też lektury okraszone humorem, więc mam nadzieję, że książka mi się spodoba.
OdpowiedzUsuńTakie lektury napisane z humorem też bardzo lubię. Lżej się czyta, a przeciez lekki styl nie wyklucza mądrej treści.
UsuńOj, bardzo chciałabym poznać węgierski! I ponownie odwiedzić ten kraj (raz już tam byłam, ale to za mało). Widzę, że autorka jak ja ma na imię Katarzyna - wszystkie Katarzyny lubią Węgry. ;)
OdpowiedzUsuńNo to do dzieła! Skoro jedna Katarzyna mogła się nauczyć, to i druga może. ;)
UsuńCiekawa książka. Lubię od czasu do czasu takowe poczytać i marzyć, że może kiedyś też przeżyję taką przygodę.. :)
OdpowiedzUsuńAno widzisz, a wychodzi na to, że o przygodach nie należy marzyć, tylko je przeżywać. ;)
UsuńKsiążka dla mnie, chętnie bym się z nią zapoznała :)
OdpowiedzUsuńhttp://qltura.blogspot.com
Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić. :)
UsuńPlanuję w przyszłości nauczyć się języka węgierskiego choć podejrzewam, że szybciej spełni się moje inne marzenie i niedługo zacznę czytać w myślach:). Interesuje mnie wszystko, co ma jakikolwiek związek z Węgrami i nie podaruję nawet takiej lekkiej powiastce.
OdpowiedzUsuńJak już się nauczysz, zadzwoń do mnie. Chętnie Cię posłucham. :D
UsuńA tak właściwie, skąd zainteresowanie akurat Węgrami?
Chętnie bym się wybrała na "Rejs po Węgrzech" z Katarzyną Kociubą :)
OdpowiedzUsuńHmm... Węgrzy kuszą? :P
UsuńByłam na Węgrzech przez jeden dzień (zwiedzałam Budapeszt w drodze do Bułgarii). Być może książka zachęciłaby mnie do dłuższej wycieczki w tamte strony :)
UsuńNo to czytaj, a później jedź. Opowiesz mi, czy warto. :D
Usuńoj tak spotkałam w tamtym roku paru Węgrów, a język budził we mnie mieszane uczucia:) Sami Węgrzy sympatyczni, chętnie zwiedziłabym ich kraj. Mimo minusów, chętnie tę książkę przeczytam, co by trochę wejść w klimaty tego kraju :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj, przeczytaj. A nuż Ci się tak spodoba, że popędzisz z powrotem na Węgry? :)
Usuń