Anna Sakowicz Złodziejka marzeń Szara Godzina 2014 240 stron |
Rok wakacji. Wyobrażacie to sobie? Rok totalnego leniuchowania. Można odespać wszystkie zarwane noce, zrealizować plany i marzenia odkładane na wieczne jutro. Oddać się swoim pasjom bez wyrzutów sumienia. A może zacząć coś zupełnie nowego? Zapisać się na kurs fotografii, osiągnąć mistrzostwo w pieczeniu muffinek, napisać powieść, zacząć biegać, a może... założyć bloga?
Joanna, bohaterka Złodziejki marzeń Anny Sakowicz jest nauczycielką z szesnastoletnim stażem. Właśnie wybiera się na roczny urlop na poratowanie zdrowia. Plany? Całe mnóstwo!
W końcu przeczytam to, na co mi zawsze brakowało czasu, zajmę się pisaniem, posprzątam w domu, może pomaluję ściany i zrobię niewielki remont z oszczędności, które odkładałam właśnie na urlop, bo z gołej pensji byłoby raczej ciężko[1]. I tak sobie Joanna marzy, o ciszy, spokoju, książkach i malowaniu, i tak sobie plany snuje wprowadzając się w odpowiedni nastrój przy pomocy czekolady i wina, gdy dzwonek do drzwi się w te myśli wdziera, a w plany z impetem wpada mama bohaterki, rozpirzając je w drobny mak.
Otóż, w Starogardzie Gdańskim, mieszka sobie ciocia Zosia. Ciocia Zosia lat ma już całkiem sporo, a oprócz owych lat ma też na karku jakieś wredne choróbsko. Starsza pani mieszka sama i bezwzględnie jej z tą samotnością i chorobą zostawić nie można. Chyba nie muszę dodawać na czym polega genialny pomysł rodzicielki Joanny?
Protest? Zapomnij! Są takie osoby, z którymi się nie dyskutuje, a mama naszej bohaterki właśnie do takich należy. Joanna może się krzywić, mruczeć coś pod nosem, może nawet nieśmiało, a nawet całkiem śmiało protestować. Decyzja została jednak podjęta, mieszkanie na rok wynajęte, a pani nauczyciel pozostaje spakować walizki przenieść się do krewniaczki.
Małżonka Joanna nie ma, jako, że trafił jej się egzemplarz wadliwy, obecnie występujący jako eks-mąż. Joanna samotnie wychowuje córkę, nastoletnią Lusię, która zdecydowanie nie należy do tych wiecznie naburmuszonych i niezadowolonych nastolatków, kwestionujących każdą decyzję i świat widujący jedynie w czarnych barwach. Na wieść o rocznej przeprowadzce, Luśka skacze z radości i z entuzjazmem planuje swą przyszłość jako absolwentki gdańskiego liceum. Jej mama nadal ma kwaśną minę: zamiast słodkiego lenistwa i doprowadzenia mieszkania do stanu idealnego, czeka ją opieka nad ciotką, której właściwie nie zna, a blade wspomnienia z dzieciństwa podsuwają jej obraz kobiety o dość nieciekawym charakterze.
Dalej wydarzy się wiele, bo Złodziejka marzeń Anny Sakowicz to nieco zwariowana komedia, a jej główna bohaterka należy do tych ludzi, którzy nie mogą narzekać na nudę, bo i sami do nudnych nie należą.
Anna Sakowicz [źródło] |
Wyobraźcie sobie czterdziestoletnią nauczycielkę w środku komunikacji publicznej. Nie, nie siedzi grzecznie wpatrując się w krajobrazy za oknem. Stoi w przejściu, w jednej ręce dzierżąc siatę z zeszytami, w drugiej typowo damską torebkę, zawierającą (oprócz nauczycielskich papierzysk typu sprawdziany) rozmaite babskie gadżety, dezodorant, szczotkę, parasolkę, latarkę... Autobus jedzie, a ona ćwiczy centrum. Tzn. środek ciężkości własnego ciała. No dobra, bardziej obrazowo: stoi kobieta w lekkim rozkroku na ugiętych nogach (cały czas trzymając w rękach bagaż) i usiłuje nie zaryć twarzą w podłożen. Nie udaje się jej. Tak, to jest Joanna.
Albo wyobraźcie sobie polonistkę, która gumowym penisem (błękitnym z wypustkami - dodam, by scena ta mocniej wbiła się wam w pamięć) prawie zdzieliła w łeb sprzedawcę w sex shopie. Tak, to też jest Joanna.
Ok, oprócz tego bywa całkiem zwyczajna. Lubi książki, piecze pyszne ciasta, marzy o napisaniu powieści, prowadzi bloga jako kura domowa i ma wielkie serce. Ale nie dajcie się zwieść: to nie będzie zwykły urlop i to nie tylko dlatego, że w sąsiedztwie mieszka całkiem sympatyczny i zdecydowanie przystojny mężczyzna.
Jeśli lubicie styl Anny Sakowicz jako blogerki, polubicie też to, co stworzyła Anna Sakowicz jako pisarka. Złodziejka marzeń pełna jest humoru, zabawnych scen i zwariowanych momentów, a przy tym wcale nie należy do książek, które nie oferują nic więcej niż rozrywkę. Oprócz przygód damsko-męskich, szaleństwa damsko-damskich i rodzinnych scenek, pojawiają się też wątki poważniejsze, bo bez wątpienia do takich trzeba zaliczyć ten, w którym Joanna przekracza próg hospicjum i poznaje ciężko chore dzieci.
W powieści Anny Sakowicz nie brak więc humoru, ale i odrobiny refleksji. Czasami robi się smutno, ale nigdy beznadziejnie. Autorka stara się nawet w trudniejszą tematykę, wrzucić nieco iskierek radości. I trzeba przyznać, że bardzo zgrabnie jej to wychodzi. Dlatego nawet sceny w hospicjum pełne są ciepła i nadziei. Także i tam słychać śmiech.
W tej wspaniale oczyszczającej z negatywnych emocji powieści, zgrzytał mi tylko jeden wątek. Otóż Joanna, podsłuchawszy pewną rozmowę, wyciągnęła daleko idące, bardzo krzywdzące pewną osobę wnioski. Biorąc pod uwagę charakter powieści, jasnym było, że nic dramatycznego z tego wyniknąć nie może, ale moim zdaniem temat jest zbyt trudny i kontrowersyjny, a podobna historia w mniej przyjemnych realiach mogłaby skończyć się naprawdę paskudnie. Łatwość formułowania osądów, a co gorsze - dzielenie się nimi z innymi mimo braku dowodów, mogłoby mieć nieodwracalne konsekwencje, zniszczyć niewinnej osobie karierę, a nawet życie. Choć takie sytuacje na pewno mają miejsce, to akurat do tej, mimo wszystko rozrywkowej historii, ten lekko potraktowany wątek nie bardzo mi pasował.
W tej wspaniale oczyszczającej z negatywnych emocji powieści, zgrzytał mi tylko jeden wątek. Otóż Joanna, podsłuchawszy pewną rozmowę, wyciągnęła daleko idące, bardzo krzywdzące pewną osobę wnioski. Biorąc pod uwagę charakter powieści, jasnym było, że nic dramatycznego z tego wyniknąć nie może, ale moim zdaniem temat jest zbyt trudny i kontrowersyjny, a podobna historia w mniej przyjemnych realiach mogłaby skończyć się naprawdę paskudnie. Łatwość formułowania osądów, a co gorsze - dzielenie się nimi z innymi mimo braku dowodów, mogłoby mieć nieodwracalne konsekwencje, zniszczyć niewinnej osobie karierę, a nawet życie. Choć takie sytuacje na pewno mają miejsce, to akurat do tej, mimo wszystko rozrywkowej historii, ten lekko potraktowany wątek nie bardzo mi pasował.
Nie ma w tej powieści wielkich zaskoczeń, ale i nie jest to literatura, w której się ich szuka. W pakiecie ze Złodziejką marzeń, jej autorka oferuje mnóstwo radości i ciepła. To pozycja podnosząca do góry kąciki ust. Sympatyczni bohaterowie i pozytywna energia robią swoje - podczas lektury naprawdę nie sposób się nie uśmiechnąć. Jest to lektura idealna na pochmurne dni. Zróbcie więc herbatę, nałóżcie na talerzyk kawałek sernika i weźcie do rąk powieść Anny Sakowicz, a słońce samo was odnajdzie.
***
Książkę polecam
poszukującym książek lekkich, ale niegłupich
ceniących powieści pełne humoru
mieszkańcom Starogardu Gdańskiego
czytelnikom bloga Kura Pazurem
***
* Anna Sakowicz, Złodziejka książek, Wyd. Szara Godzina, 2014, s. 22.
***
Zobacz też
***
egzemplarz recenzencki dzięki uprzejmości autorki |
Jak będę potrzebować niezobowiązującej komedii, to poszukam tej książki :)
OdpowiedzUsuńKsiążka raczej nie dla mnie, fabuła nieszczególnie mnie zainteresowała ;)
OdpowiedzUsuńpasion-libros.blogspot.com
O, świetnie. Czyli i mnie, bo ze Starogardu pochodzę.
OdpowiedzUsuńProszę uważać na zwariowaną Joannę. ;)
UsuńLubię taką literaturę, ostatnio coraz częściej sięgam po "babskie czytadła" ;) Już polubiłam bohaterkę tej książki i na pewno poznam się z nią bliżej. Nie spotkałam się wcześniej z autorką, nie znam jej bloga i biegnę to nadrobić :)
OdpowiedzUsuńNadrabiaj koniecznie. Ania ma kapitalne poczucie humoru. :)
UsuńMyślę, że można byłoby się nad książką zastanowić ;) Taka lekka i przyjemna, chyba takiej właśnie teraz szukam ;)
OdpowiedzUsuńJa wiem, że nie ocenia się książki po okładce. Ale tej bym chyba dzięki okładce nie kupiła. :|
OdpowiedzUsuńObłożysz w szary papier i będzie git. ;)
UsuńTak, sernika, a potem problem, jak gdzieniegdzie nagle jakoś jest człowieka więcej:P
OdpowiedzUsuńPfff... Taki szczypiorek jak Ty, może spokojnie zjeść swoją i moją porcję. :D
UsuńOkładka faktycznie nie zachwyca, ale zawartość zapowiada się lekko i humorystycznie. W sam raz na oderwanie myśli od codziennych problemów:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Kinga
A w dodatku do tych wszystkich zalet książka wyjaśnia, że urlopy dla poratowania zdrowia wymyślono dla nauczycieli, którzy chcą sobie zrobić remont w domu ;)
OdpowiedzUsuńAkurat te urlopy mnie strasznie bawią, bo znam grupy zawodowe, które bardziej ich potrzebują. ;)
UsuńAniu, serdecznie dziękuję. :)
OdpowiedzUsuńI wzajemnie! Trzymam kciuki za kolejne książki!
UsuńDziękuję. :)
UsuńBrzmi dosyć ciekawie, może się kiedyś skuszę :)
OdpowiedzUsuńNie znam autorki, ani jej bloga, ale może kiedyś poszukam- sympatyczna lektura czemu nie :)
OdpowiedzUsuńZajrzyj choć na bloga. Zobaczysz ile tam pozytywnej energii. :D
UsuńJeśli napotkam, to przeczytam.
OdpowiedzUsuńTeż by mi się przydał taki roczny urlop ;)
OdpowiedzUsuńI ja bym takim nie pogardziła. :D
UsuńHumoru mi trzeba:P Czyli ta książka się nada;)
OdpowiedzUsuńTaką radosną książkę z chęcią bym przeczytała w takie ponure dni, jakie nastały :) I też przydałby mi się taki urlop w celu ratowania zdrowia, chociaż nie wiem, co bym robiła z całym wolnym rokiem, pewnie nie usiedziałabym na miejscu.
OdpowiedzUsuńZdjęcia byś robiła. Mnóstwo zdjęć. :)
Usuń