Na liście spotkań autorskich najbardziej wymarzonych i realnych (bo niestety nie poznam już Ryszarda Kapuścińskiego czy Ericha Segala), to z Jaume Cabré zajmowało wysoką pozycję. Żałowałam ogromnie, że w ubiegłym roku nie mogłam pojawić się na warszawskich Targach Książki, ale szczęście się do mnie uśmiechnęło i autor przyjechał do Polski po raz kolejny, jako jeden z gości Conrad Festival oraz, jak się później okazało, także i Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie.
Długo czekałam na ustalenie terminu, gryząc paznokcie z nerwów. Zależało mi w końcu nie tyle na autografie, co na samym spotkaniu. Chciałam posłuchać autora, który zaczarował mnie swoimi książkami. W grę wchodziły tylko piątek lub sobota, a Festiwal trwał przecież cały tydzień, więc możliwość wpadki z terminem była spora. W końcu nadszedł ten dzień, kiedy mogłam podskoczyć z radości! Spotkanie ustalono na piątkowy wieczór.
przed spotkaniem |
O przygodach sprzed wieczoru autorskiego pisałam Wam już w notce o piątkowych refleksjach. Dziś odpowiem na jedno, krótkie pytanie: czy warto było czekać?
Spotkanie z Katalończykiem odbyło się w ICE Kraków Congress Centre w ramach Conrad Festival i zgromadziło spore stado wielbicieli twórczości. Całość poprowadzili dziennikarz Programu III Polskiego Radia - Michał Nogaś i Urszula Kropiwiec - managerka kultury oraz tłumaczka z hiszpańskiego i francuskiego.
W Polsce pojawiły się do tej pory dwie książki katalońskiego pisarza: świetne Głosy Pamano i genialne Wyznaję. Obydwie polecam całym sercem wszystkim tym, którzy do tej pory nie zdecydowali się na lekturę. Tak, wiem - objętość mają sporą, dla niektórych odstraszającą, ale to naprawdę kawał niesamowitej literatury, ciekawej fabularnie i niezwykle oryginalnej językowo.
W Krakowie Jaume Cabré opowiadał o tym co robił nim został pisarzem, dlaczego nie napisał autobiografii, jak ewoluował jego styl i co dała mu praca w telewizji. Sporo czasu poświęcił także opowieści o swoich bohaterach, Adrianie, z którym ma wiele wspólnego czy Elisendzie, której niepokorność sprawiła mu sporo trudności.
Pytań do autora było sporo, często w jednym mieściło się ich wiele i sam autor miał niekiedy problem, by kończąc odpowiadać na jedno, wciąż pamiętać kilka innych. W roli przepytującego, zdecydowanie lepiej sprawdził się Michał Nogaś, który doskonale czuł się z mikrofonem w dłoni (trudno się temu dziwić, zważywszy na jego fach i obycie). Ale, ale, wróćmy do naszego najważniejszego gościa, bo Jaume Cabré to niezły gaduła i słuchało się go z zainteresowaniem (no dobra, bo brzmi to tak, jakbym miała kataloński w małym palcu - tłumaczki słuchało się nienajgorzej, nawet w tych chwilach, gdy nie potrafiła powstrzymać śmiechu, co wdzięcznie i dźwięcznie brzmiało w naszych słuchawkach).
Co Katalończyk robił nim został pisarzem? Żyłem, głównie żyłem - mówi z uśmiechem. Stopniowo z czytelnika zmieniał się w pisarza. Gdy miał kilkanaście lat, opisywał otaczającą go rzeczywistość. Przerzucanie na papier wizji poranka na wsi sprawiało mu przyjemność. Denerwowało go też to, że dobra książka nagle się kończyła. Znacie na pewno z doświadczenia ten syndrom odstawienia, kiedy to chciałoby się czytać jeszcze i jeszcze, a tu autor nagle ciśnie "the endem" w oczy i nie pozostaje nic innego, jak tylko samodzielnie snuć dalszy ciąg historii. Tak też właśnie robił Cabré, by przedłużyć sobie przyjemność czytania. Pisanie to bardziej pogłębione czytanie - zdradził. Odkrył też, że za pomocą własnych słów może poruszać bohaterami. I zapragnął czegoś więcej niż dopisywania dalszych ciągów cudzych historii. Chciał stworzyć coś własnego od początku do końca.
Mówiąc o bohaterach Jaume Cabré wspomniał m.in. o Adrianie, głównej postaci z Wyznaję, którego umieścił w świecie własnych wspomnień, dzięki czemu ten stał mu się bliższy. I tak, Adrian mieszkał w tej samej dzielnicy, co niegdyś autor, chodził do tej samej szkoły czy tych samych sklepów. Pisarz opowiedział też zabawną anegdotę o tworzeniu bohaterki, która wyposażona w silny charakter, stale mu się wymykała. W końcu usidlił ją w postaci Elisendy z Głosów Pamano. Swoich bohaterów lubi, ale na kawę ich nie zaprosi. W końcu już z nim mieszkali, spali u niego i jedli przez wiele lat. Niech żyją już własnym życiem - śmieje się.
Najciekawszym dla mnie tematem była rozmowa o stylu autora. Jak to się stało, że niekiedy zdania zaczynają się w pierwszej osobie, a kończą w trzeciej, że ich początek dotyczy XXI wieku, a koniec prowadzi nas do lat 40. wieku wcześniejszego?
Język jakim posługuje się autor, rozwija się z książki na książkę. Przeskoki między osobami wzięły się ze... sprzeczki. Otóż autor pokazał swojemu przyjacielowi fragment powieści napisanej w trzeciej osobie. Ten uznał, że właściwsza byłaby osoba trzecia, z czym pisarz nie chciał się zgodzić. W końcu uznał, że przyjaciel ma rację, ale nie bardzo chciał się do tego przyznać. Idąc niejako na kompromis uznał, że pisanie o bohaterze w pierwszej osobie czyni go autorowi bliższym i postanowił część subiektywną ujmować w ten właśnie sposób, zaś obiektywną - zostawić w osobie trzeciej.
Zmiany w czasie (w jedynym zdaniu) podyktowane są tym, że autorowi zależało, aby czytelnik miał przed oczami zarówno bohatera z teraźniejszości, jak i przeszłości. Dzięki temu czytający trafia od razu w obydwie epoki. Kiedy piszę jestem bogiem - podsumowuje Cabré. I dlatego przestrzeń oraz czas są relatywne, jako bóg-autor może sobie pozwolić na dowolność, stosowanie takich form, które pozwolą mu na osiągnięcie zamierzonego celu. Z książki na książkę dodaje też coraz to nowe techniki. Ogromnie jestem ciekawa, czym nas jeszcze zaskoczy. On nie chce po prostu opowiadać historii, chce, by czytelnik mógł je przeżyć. Jeśli jesteście ciekawi, czy autor zdaje sobie sprawę, jak bardzo utrudnia życie swoim czytelnikom stosując te oryginalne zabiegi literackie, to śpieszę donieść, że i owszem, ma tego pełną świadomość.
Zaskoczeniem był dla mnie fakt, że Katalończyk ma doświadczenie w pracy w telewizji. Dla typa, który, jak sam przyznaje, nie lubi być poganiany i woli pracować we własnym tempie, na spokojnie, niż działać pod presją czasu, było to dość trudne przeżycie. Był to jednak także przyspieszony kurs pisarskiego rzemiosła. Pisząc scenariusze do serialowych odcinków, niejednokrotnie musiał na szybko wymyślić jakieś ciekawe, fabularne rozwiązanie, dzięki czemu nauczył się, że każda sytuacja narracyjna może mieć wiele rozwiązań.
Jaume Cabré zapytano także o stosunek do religii (pochodzi z rodziny katolickiej, ale obecnie jest agnostykiem) oraz o Katalonię. Autor wspominał swoje dzieciństwo, m.in. czasy dyktatury Franco, kiedy to nawet nauczycielki w szkole bały się mówić po katalońsku i właściwie tylko w domu porozumiewał się w tym języku. Piszę po katalońsku, dlatego, że piszę od serca - mówił, dodając jeszcze, że chce mówić językiem, którego nauczyła go matka, jest to dla niego coś ważnego, czego nikt nie może mu odebrać. Autor znany jest z tego, iż chętnie publicznie opowiada się za niepodległą Katalonią. Na spotkaniu również nie pominął tego tematu, mówiąc, że wspiera dążenia do osiągnięcia niepodległości w sposób demokratyczny i pokojowy.
Bez wątpienia, to był udany wieczór. Jaume Cabré dał się poznać jako świetny gawędziarz, sympatyczny i z poczuciem humoru. Po spotkaniu cierpliwie rozdawał autografy. Możecie mi wierzyć - chętnych nie brakowało.
Jak więc brzmi odpowiedź na pytanie, czy warto było czekać na ten wieczór? Zdecydowanie TAK!
ci, którzy nie wiedzą, że Polacy nie czytają |
Noo przyznam się z ręką na sercu-ZAZDROSZCZĘ JAK NIE WIEM CO:)
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię. ;)
UsuńNie znam autora, ale widzę, że ludzi sporo :)
OdpowiedzUsuńBo to autor, którego warto poznać. ;)
UsuńZnakomita relacja! Nie muszę chyba mówić, że skręcam się z zazdrości...
OdpowiedzUsuńDzięki. ;)
UsuńŚwietna relacja, tylko pozazdrościć
OdpowiedzUsuńDzięki. ;)
UsuńWstyd się przyznać, ale nie czytałam jeszcze nic tego autora. A tyle dobrego o nim słychać...
OdpowiedzUsuńNadrób koniecznie. Warto. :)
UsuńAle tłum był na spotkaniu - niesamowite. Może się przekonam do sięgnięcia po książki tego pisarza :)
OdpowiedzUsuńCzas najwyższy! :D
UsuńTylko nie wiem, kiedy nadejdzie :P
UsuńEj, no. Zrób to dla mnie. :P
UsuńNajpierw muszę zdobyć jakąś jego książkę ;)
UsuńAaa, to Ty tam siedziałaś... :)
OdpowiedzUsuńA ja jestem w samym niemal centrum Twojego ujęcia całej sali i niefrasobliwie nie mam pojęcia, że jestem fotografowana :) :)
A ja Cię wypatrywałam i wypatrzeć nie mogłam. Ale na zdjęciu chyba widzę. Na samej górze pierwszego poziomu?
UsuńTrafiony zatopiony! :) :)
UsuńHa! Pomarańczowy element pomógł. :P
UsuńNo, ja nie dotrwałam... "Pisanie jest pogłębionym czytaniem"....ah, jakby to takie proste było ;)
OdpowiedzUsuńŻałuj!
UsuńCóż, trzeba się po prostu odpowiednio mocno wgłębić w literaturę. ;)
Sporo tych nieczytających w Krakowie :) Spotkania zazdroszczę, bo z Twojej relacji widać, że Cabre to niezwykły człowiek.
OdpowiedzUsuńPewnie przyjezdni. Z Poznania, na przykład. :P
UsuńUwielbiam go jeszcze bardziej!
Hej Aniu,
OdpowiedzUsuńkiedy będą wytyczne wyzwania "Polacy nie gęsi..."? W listopadzie miało być wznowienie, nie?
Wyzwanie ruszyło, ale w tej edycji bez wytycznych, bo nie mam kiedy tego ogarniać. :/ Jeszcze nawet nie podsumowałam poprzedniej edycji. :(
UsuńAleż Ty potrafisz robić fajne sprawozdania!
OdpowiedzUsuńDzięki. :) Staram się jak mogę i cieszę się, że mi wychodzi. ;)
UsuńCóż za wspaniała oprawa spotkania... Cieszę się, że zrealizowałaś jedno ze swych marzeń:) Bardzo ciekawa relacja. Ja przez Ciebie taszczyłam z targów cegłę: "Wyznaję", dużo sobie po niej obiecuję:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDo pełni szczęścia brakuje mi Murakamiego. :D
UsuńNie przeze mnie, tylko dzięki mnie! Jeszcze mi podziękujesz. :D
Nie znam go :(
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz. Obserwuję.
Żałuj. ;)
Usuń