Trudno było się rozstać z Barceloną, choć nie ona była naszym głównym celem podróży. Niecałe trzy dni wykorzystaliśmy maksymalnie. Dwa razy zwiedziliśmy Casa Milà (w dzień i w nocy), włóczyliśmy się uliczkami dzielnicy La Ribera, daliśmy się zamknąć na cmentarzu Montjuïc, uprzednio zaliczając przyjemny spacer po wzgórzu i bez sensu tracąc kasę na przejazd kolejką. Mieszkaliśmy w hotelu z basenem na dachu i świetnym widokiem, ale wybraliśmy wypad na Turó de La Rovira z fantastyczną panoramą na miasto. Czasami, zmęczeni odpoczywaliśmy na plaży, dzieląc się ostatnim bananem wyciągniętym z dna plecaka.
Na śniadania obowiązkowo jedliśmy bocadillo de jamon serrano. W żołądkach mieszaliśmy kawę, sok pomarańczowy, sangrię i hiszpańskie piwo. Zajadaliśmy się paellą, patatas bravas, pan con tomate i w końcu dałam się namówić na spróbowanie żabiego udka. Upewniłam się, że crema catalana to niebo w gębie, w przeciwieństwie do crème brûlée, które nie smakuje mi nawet w Paryżu.
Wsłuchana w muzykę ulicznych grajków na Pla de la Seu nie chciałam być nigdzie indziej.
Do hotelu wracaliśmy późnym wieczorem, w plątaninie ulic szukając przystanku, z którego odjeżdżał nasz autobus. Przystanki nigdy nie były tam, gdzie być powinny, złośliwie zmuszając nas do krążenia w te i we wte. Ależ byłam wtedy na ciebie zła, Barcelono! A ty wynagradzałaś mi to widokiem błyskawic przecinających nocne niebo, kolorowymi fontannami, tapasami popijanymi Estrellą i ulicznymi występami Brazylijczyków.
Miło było odwiedzić znane kąty i odkryć nowe. Zobaczyć, że w budowie bazyliki Sagrada Familia są jakieś postępy i nieśmiało dukając po hiszpańsku kilka słów, podjąć w końcu decyzję o zapisaniu się na kurs językowy.
Być może kolejne wypady do Hiszpanii udowodniły i udowodnią, że Barcelona nie jest tym, co ten kraj ma najlepszego do zaoferowania, że jest wiele pięknych, intrygujących i nie tak trudnych miejsc do odkrycia, ale stolica Katalonii zawsze będzie tą pierwszą miłością, od której wszystko się zaczęło. I choć Katalończycy z pewnością by się na mnie o to obrazili, to jej zawdzięczam postępującego hiszpańskiego bzika i to dzięki niej na pewne sprawy zaczęłam patrzeć inaczej.
Poniżej jeszcze kilka barcelońskich kadrów, trochę jedzenia, trochę fasad, trochę zupełnie czego innego.
Na razie jedziemy dalej. Zostawiamy Barcelonę za sobą. Ale jeszcze tu wrócimy pod koniec naszej podróży. Przecież nie mogło nas zabraknąć na jednej z największych barcelońskich fiest.
paella |
patatas bravas |
pan con tomate |
sangria |
żabie udka |
crema catalana |
pan con tomate |
Zobacz też:
*** PODRÓŻE ***
*** LITERATURA HISZPAŃSKA ***
Ależ tam jest klimatycznie. Chciałabym kiedyś tam pojechać.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Ci się uda. :)
UsuńSuper fotki :). Takich ciekawych podróży to życzę jak najwięcej :). Sama się kiedyś tam chętnie wybiorę, może jak spokojniej będzie.
OdpowiedzUsuńNo to trzymam kciuki. To niesamowite miejsce! :)
UsuńByłam kiedyś w Barcelonie, ale panował taki upał, że ledwo udało nam się zwiedzić najbardziej znane miejsca. Latem nie ma co się tam wybierać. Tłumy turystów i gorąco.
OdpowiedzUsuńZ różnych przyczyn wszystkie moje wizyty w tym mieście przypadały na... sierpień. Upał mi nie przeszkadzał, ale tłok był faktycznie nieziemski.
UsuńPomijając klimat, architekturę, wyczucie estetyczne, słusznie wrzuciłaś zdjęcia z jedzeniem hiszpańskim, które nie ma sobie równych. Uwielbiam ten kraj.
OdpowiedzUsuńAkurat w przypadku kuchni bliżej mi do Włoch, ale z każdą wizytą coraz bardziej przekonuję się i do kuchni hiszpańskiej.
UsuńNiesamowita jest ta Barcelona i za dni, i nocą! Oświetlone budynki zdają się żyć nocą nowym życiem.
OdpowiedzUsuńA i najadłam się u Ciebie... oczami.
Nocą Barcelona jest magiczna i pełna życia. Aż żal wracać do hotelu. :D
UsuńW Barcelonie byłam w sierpniu tego roku, dzień przed zamachem... Niestety tylko na parę godzin, udało nam się zobaczyć tylko najważniejsze miejsca. Wyjeżdżałam z silnym poczuciem, że chcę wrócić. Jeszcze wiele pięknych miejsc przede mną.
OdpowiedzUsuńKilka godzin to faktycznie bardzo mało. Chyba nawet nie wiedziałabym dokąd pójść w pierwszej kolejności. :P
UsuńCo do zamachu, aż zbladłam jak przeczytałam, kiedy byłaś. Dobrze, że miałaś tyle szczęścia.
Ja sama nie mogłam przestać myśleć o tym, że w Bcn za każdym razem byliśmy właśnie w podobnym terminie, kiedy trwa feria de Gracia. :/
Piękne miasto :) Pyszne jedzenie :) No i fotki mega cudne :)
OdpowiedzUsuńDwie pierwsze opinie potwierdzam, za trzecią dziękuję. :)
UsuńLubię Barcelonę. Najgorsze jest to, że co jakiś czas dowiadujesz się, że znowu gdzieś w twoje ulubione miejsce wdarli się terroryści...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś uda mi się tam wrócić, ale już na kilka dni.
Kurcze przez te Twoje zdjęcia głodna się zrobiłam:)))
Pozdrawiam:)
Otóż to. Pewne miejsca już nigdy nie będą takie same... Rambli nigdy nie lubiłam, po pierwszej wizycie staraliśmy się je omijać (choć nie zawsze się dało), a teraz będą się kojarzyć jeszcze gorzej.
UsuńTrzymam kciuki za Twój powrót i mam nadzieję, że i mnie się uda. :)
Nie byłam jeszcze Hiszpanii, ale mam na to ogromną ochotę. Skończyłam właśnie trzeci tom "Cmentarza zapomnianych książek" i mój apetyt na Barcelonę rośnie. Narobiłaś mi smaku tymi zdjęciami. :)
OdpowiedzUsuńHiszpania jest piękna! Na razie znam tylko jej niewielki fragment, ale mam nadzieję, że uda mi się lepiej poznać i te miejsca, w których już byłam i te, do których dopiero dotrę. :)
UsuńNa bogato widzę :D Razi mnie dużo tych zagranicznych nazw, bo nic mi nie mówią potrawy czy dania o których piszesz xD Ale domyślam się, że jesteś zachwycona a to najważniejsze! :)
OdpowiedzUsuńEeee... Wcale nie na bogato, ale trudno tam być i nie spróbować choć trochę tamtejszej kuchni. :)
UsuńNazwy zagraniczne, bo i potrawy takie są. ;) Podpisałam zdjęcia, będzie łatwiej. :)
Marzę o tym, żeby wybrać się kiedyś do Barcelony :)
OdpowiedzUsuńUda się! :)
UsuńBarcelona jest piękna :) bardzo miło ją wspominam :) i chętnie tam wrócę :)
OdpowiedzUsuńJa też. I to mam nadzieję, że nie raz. :)
Usuń