niedziela, 24 września 2017

"Yerma" - hiszpańskie emocje prosto z Londynu

Billie Piper (Her) in Yerma at the Young Vic by Johan Persson


Od dawna chciałam się wybrać na transmisję na żywo jednej ze sztuk wystawianych na deskach londyńskiego teatru. Ale to się zagapiłam, to przeoczyłam, to miałam inne zajęcie, to tryumf święcił mój wewnętrzny leniwiec, który mimo spadku mojej wagi (jupi!), sam wciąż jest sporych rozmiarów. 

Aż w końcu rzuciła mi się w oczy informacja, że w Kinie Pałacowym CK Zamek będzie można zobaczyć spektakl Yerma, czyli sztukę hiszpańskiego poety i dramaturga Federico Garcii Lorki. Sami rozumiecie, że rosnący w siłę hiszpański bzik stanąwszy w szranki z wewnętrznym leniwcem, posłał rywala na deski. Wprawdzie nie teatru londyńskiego, ale grunt, że odniósł zwycięstwo, a ja podreptałam do kina. 


Yerma to sztuka z 1934 roku, a jej akcja osadzona jest w niewielkiej miejscowości położonej na południu Hiszpanii. Reżyser, Simon Stone, miał jednak inny pomysł. Yerma w jego interpretacji w wykonaniu zespołu Young Vic rozgrywa się we współczesnym Londynie. Muszę przyznać, że mając w pamięci uwspółcześnioną Carmen w reżyserii Denisa Kriefa (moim zdaniem kompletny niewypał) miałam mnóstwo obaw. Zupełnie niepotrzebnie, bo to, co zrobił Simon Stone ze swoją ekipą jest niesamowite.


Billie Piper, Maureen Beattie and Thalissa Teixeria in Yerma at the Young Vic. Photo by Johan Persson



Yerma znaczy jałowa. Jest to też imię głównej bohaterki, kobiety, którą poznajemy w chwili, gdy wraz ze swym partnerem wprowadza się do nowego domu. Ogrom pustej przestrzeni bohaterka najchętniej wypełniłaby gwarem dzieci. Tyle, że czas mija, a upragnione dziecko się nie pojawia...

Simon Stone dopasował dzieło Lorki do współczesnych realiów, co oczywiście niesie za sobą ogrom zmian fabularnych (główna bohaterka prowadzi bloga, jej facet nie pracuje w winnicy itd.). Z oryginału zostało jednak to, co najważniejsze - dramat kobiety, która nie może zostać matką. Dramat, który zamienia się w obsesję i prowadzi do tragedii.

Szwajcarski reżyser doskonale wie, jak zagrać na emocjach widzów. Zaczyna lekko. Ot, od frywolnych rozmów zakochanej pary stopniowo przechodzących w poważniejsze dyskusje na temat spłodzenia potomka. Stopniowo jednak lekka atmosfera się ulatnia. Napięcie najpierw jest ledwie wyczuwalne, narasta jednak w miarę upływu czasu, by w końcu przerodzić się w szaleństwo, mistrzowsko podkreślone pulsującą, głośną muzyka i stroboskopowym światłem.


Brendan Cowell (John) and Billie Piper (Her) in Yerma at the Young Vic.
Photo by Johan Persson


Federico Garcia Lorca, a teraz także i Simon Stone, dotknęli tematu bardzo delikatnego. Niespełnionego macierzyństwa. Pustego łona. Zawiedzionych oczekiwań.
Presja współczesnego społeczeństwa Zachodu nie jest wprawdzie tak silna jak na hiszpańskiej wsi w początkach ubiegłego wieku, ale ból niespełnienia pozostaje ten sam. Na dramat bohaterki składa się wiele czynników. Brak upragnionego dziecka. Częsta nieobecność partnera, który nad "misję zapłodnienie" przedkłada pracę i podróże służbowe. Chłodne relacje z matką. Niezrozumienie. Złość. Bezradność. Poczucie niesprawiedliwości i zazdrość kiełkujące pod wpływem obserwacji szczęścia innych. Podczas gdy jej starania nie przynoszą efektów, inne kobiety zaliczają "wpadki" i wcale nie cieszą się z ich owoców. Jest to dla bohaterki tym bardziej bolesne, że wśród tych kobiet są jej siostra i matka.

Yerma okazuje się historią powoli gasnącej nadziei, niespełnionych oczekiwań, narastającej obsesji. Emocje są ogromne. Wybuchy śmiechu, które towarzyszą pierwszym scenom z czasem cichną. Zabawne teksty pełne aluzji do współczesnych problemów ustępują coraz mniej wesołym refleksjom, a w końcu zmienia się w rozdzierający serce dramat.

Aktorsko Yerma jest absolutnie obłędna (im bliżej końca, tym mniej metaforyczny jest ów obłęd). Wcielająca się w główną rolę Billie Pipier jest niesamowita w każdej odsłonie, frywolnej, lirycznej, cynicznej, szalonej. Partneruje jej Bernard Cowell. Równie przekonujący, nie mniej charyzmatyczny. Drugi plan należy do Maureen Beattie (matka Yermy, która ciążę porównuje do... najazdu obcych), Charlotte Randle (zmęczona macierzyństwem siostra), Johna MacMillana (dawny kochanek, wprawdzie samotny kawaler, ale choć żyje solo, ma małą córkę), Thalisa Teixeira (młodsza współpracownica wiecznie ratująca talię za pomocą "pigułki po").


Billie Piper (Her) in Yerma at the Young Vic. Photo by Johan Persson



Wokół Yermy są więc ludzie, którzy przed ciążą się bronią lub rodzicielstwo spadło na nich przypadkiem. To podkreśla dramat niespełnienia głównej bohaterki. Niesprawiedliwość. Żal. Presję. 

Scenografia jest raczej oszczędna, dodatkowo podkreślająca pustkę życia Yermy. Tylko podczas jednej ze scen mamy w pełni wypełnioną przestrzeń, co jest w tym wypadku mocno symboliczne. Pokazuje jaki warunek musi być spełniony, by owej pustki się pozbyć.

Ta historia boli i mocno trafia do widza. Tym mocniej im bliższy jest mu temat poruszany przez Lorcę, interpretowany przez Stone'a, wreszcie odgrywany przez Piper. Emocje towarzyszące spektaklowi są ogromne i z pewnością w wielu widzach będą się kotłować jeszcze długo po opuszczeniu przez nich sali.





6 komentarzy:

  1. Wyobrażam sobie te emocje. Coś wspaniałego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To musiało być dla Ciebie niezwykłe przeżycie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było! Cieszę się, że w końcu ruszyłam swój leniwy tyłek, żeby to zobaczyć. :)

      Usuń
  3. Nie wiem czy to coś dla mnie. Bardzo dużo emocji, ale czasami i tak trzeba ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciałabym pójść na coś, co emocji nie wyzwala. ;)

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...