Milan Kundera Święto nieistotności Wyd. W.A.B. 2015 128 stron |
Premiera: 6 maja
Długo, bo aż czternaście lat, Milan Kundera kazał czekać czytelnikom na swą kolejną powieść. W międzyczasie pojawiły się dwa zbiory esejów Spotkanie i Zasłona, ale nie zmieniło to faktu, że głód beletrystyczny dawał o sobie znać.
W końcu coś drgnęło dwa lata temu. W październiku, we Włoszech, pojawiła się powieść La Festa dell'insignificanza, kilka miesięcy później we Francji La fête de l’insignifianc, a teraz także i polski czytelnik może podskoczyć z radości i z uśmiechem popędzić do księgarni, gdzie czekają pachnące farbą drukarską egzemplarze Święta nieistotności.
Konia z rzędem temu, kto mi wytłumaczy dlaczego Kundera tak okrutnie bawi się (z) czytelnikami. To zakazuje publikacji swoich książek po czesku, to w mieszkańcom kraju, który wybrał na swoją nową ojczyznę, każe czekać na książkę w języku, w którym przecież ją napisał, najpierw umożliwiając lekturę Hiszpanom (Niewiedza) czy Włochom (Święto nieistotności). Autor milczy. Milczy konsekwentnie, wywiadów nie udziela.
Podobno do powstania najnowszej powieści przyczyniła się Vera, żona pisarza, w pewnym sensie rzucając mężowi wyzwanie napisania książki, w której nic nie będzie na serio. Co prawda Milan Kundera nie byłby Milanem Kunderą, gdyby stworzył płytką, lekką opowiastkę o niczym, więc nie należy się spodziewać zabawnego czytadła pozbawionego eseistycznych zapędów, ale trzeba przyznać, że Święto nieistotności różni się od swych poprzedniczek.
Bohaterów mamy czterech. Nota wydawcy tak zgrabnie ich przestawia, że pozwolę sobie ją przepisać:
Ramon stawia czoła kolejnym, młodszym od niego, pokoleniom, Alain rozmyśla nad tajemnicą kobiecej seksualności, Charles szuka aniołów, Kaliban jest aktorem bez publiczności.
Dodajmy do tego, że Alain nie ma raka (ale o tym sza, w wersji oficjalnej Alain stopniowo umiera, na leczenie jest za późno), Ramon uwielbia sztukę, choć tłumy skutecznie go zniechęcają do jej kontemplowania, Kaliban w kontaktach z obcymi posługuje się wymyślonym językiem, a Charles zna liczne anegdoty o Stalinie. Czytelnik też je pozna.
Snują się bohaterowie po Paryżu, rozmawiają, rozmyślają, filozofują, analizują, dyskutują, dzielą się opowieściami. Towarzyszą im duch Stalina i jego dwadzieścia cztery kuropatwy, Kalinin ze swoim problemem z prostatą i kilku innych bohaterów. Taki zestaw podany z humorem, smakuje całkiem nieźle. Z jednej strony bawi, z drugiej nie wyklucza przemycenia dodatkowych treści. W końcu to Kundera.
Od owych koszulek nieco zbyt krótkich, łatwo przejść do erotycznych skojarzeń, damsko-męskich gier, wnioskowania o mężczyznach na podstawie tego, na jakiej części kobiecego ciała zatrzymuje się ich wzrok, a od tego już blisko do rozważań o seksualności i nieco bardziej ważkich kwestiach jej dotyczących. Być może nasze życie takie właśnie jest, na jego istotność składa się szereg nieistotności, błahych rozważań, miałkich pomysłów, płytkich zagadnień. Bezużyteczność bycia błyskotliwym - tak walor nieistotności definiuje jeden z bohaterów. Dla innego, ta sama nieistotność łączy się z beztroską, wolnością i gdy tak myślę nad własną definicją, skłonna jestem przyznać mu rację. Waga problemu spina wszystkie mięśnie zestresowanego nim człeka, skupia całą energię, ściska żołądek, wywołuje ból głowy, jego błahość, nieistotność pozwala "wciąć na luz". Wyzwala z uważności. Nie wymaga refleksu[2].
wydanie francuskie |
Ludzie w życiu się spotykają, gawędzą, dyskutują, spierają, nie uświadamiając sobie, że mówią do siebie z daleka, każdy z obserwatorium ustawionym w innym punkcie czasu[3].
Potrącacie się. I oto nadchodzi chwila prawdy. Kto na kogo nakrzyczy, a kto będzie przepraszał? To wzorcowa sytuacja, w rzeczywistości każde z nich potrąca innego i każde z nich jest potrącane. A jednak są tacy, którzy uznają się od razu, spontanicznie, za potrącających, zatem za winnych. I są tacy, którzy od razu, spontanicznie, uznają się za potrąconych, zatem uznają swoje prawa, by rzucić na drugą osobą i ją ukarać, (...) Ten, kto przeprasza, oznajmia, że jest winny. A jeśli wyznajesz winę, zachęcasz drugiego do dalszego wyzywania cię, do publicznego oskarżania cię aż do śmierci. Takie są fatalne skutki pierwszych przeprosin[4].
Itp. Itd. Ołówek podkreśla, zaznacza, czasem zawiśnie na moment nad drukiem, jakby niepewny, czy zgadza się z bohaterami, później znów podkreśla, zaznacza... Do czerwoności rozgrzał się pod koniec, gdy definicja nieistotności przestała się rozmywać, gdy zaczęła przybierać konkretny kształt, umieszczać się w przestrzeni.
Wędrujemy ulicami Paryża. Szukamy samych siebie, swojego miejsca, celu i sensu, humoru. Uczymy się cenić nieistotność, a w efekcie - swoje życie.
***
Książkę polecam
miłośnikom twórczości Kundery - nie będą zawiedzeni
ciekawym jak prezentuje się twórczość Kundery w wydaniu mniej poważnym
chcącym na moment przenieść się do Paryża
ciekawym o co chodziło ze Stalinem i kuropatwami
(oraz Kalininem i prostatą ;)
***
[1] Milan Kundera, Święto nieistotności, przeł. Marek Bieńczyk, 2015, s. 18. (egz. przed red. i kor.)
[2] Tamże.
[3] Tamże, s. 26.
[4] Tamże, s. 46-47.
***
O książce pierwszy raz słyszę, ale wydaję się być ciekawa. Tytuł sobie na wszelki wypadek zapiszę, ale poszukam ją dopiero jak uporam się z pracą magisterską, esejami i egzaminami, które na mojej uczelni zaczynają się już za dwa tygodnie ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Przepraszam, że mnie tak długo nie było!
UsuńJest ciekawa, ale myślę, że jeśli jeszcze nie znasz Kundery, to lepszym pomysłem jest rozpoczęcie znajomości z jego twórczością od wcześniejszych książek. Choćby i tej najbardziej znanej, czyli "Nieznośnej lekkości bytu".
UsuńNie samym blogiem, żyje człowiek (podobno). Fajnie, że wpadasz choć od czasu do czasu. :)
Nie czytałam jeszcze nic Kundery, ale jak go polecasz, to chętnie poznam jego twórczość :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! :)
UsuńNie czytałam jeszcze nic Kundery!!! Nie wierzę, że to piszę, ale taka jest prawda! :o
OdpowiedzUsuńBardzo łatwo da się to zmienić. :)
UsuńHiszpanski tytul jest taki sam jak wloski czy polski- "La fiesta de la insignificancia". Ksiazka nie spotkala sie tu z cieplym przyjeciem i odnioslam wrazenie, ze zawiodla wiekszosc fanów Kundery.
OdpowiedzUsuńO, a napisałabyś co pisali w hiszpańskich recenzjach? Ogromnie jestem tego ciekawa.
UsuńMuszę przyznać, że bardzo przyjemnie się Ciebie czyta. Mimo tego, że autor o którym piszesz jest mi całkowicie obcy to zaintrygował mnie.
OdpowiedzUsuńAch, te tajemnicze okładki.
OdpowiedzUsuńIdziesz z Kunderą jak burza. :)
OdpowiedzUsuńJeszcze mam jeden tytuł pod ręką. :)
UsuńCzekałam na tę książkę równie mocno jak TY. Muszę mieć ją na własność i chłonąć całą sobą. Na pewno warto!
OdpowiedzUsuńWarto, choć jest inna niż wcześniejsze.
UsuńUwielbiam komentarze typu: " Mimo tego, że autor o którym piszesz jest mi całkowicie obcy to zaintrygował mnie.".. Wydaje się, że Kundera zabrnął w ślepą uliczkę. Najlepsze swoje książki napisał tak dawno, że nie wierzę w nową powieść, na miarę "Nieznośnej lekkości bytu" czy "Żartu". A ci co nigdy o Kunderze nie słyszeli, niech może najpierw sięgną po te pierwsze. Ostatecznie dla tych co: "Nie czytałam jeszcze nic Kundery, ale jak go polecasz, to chętnie poznam jego twórczość" sugeruję obejrzeć filmową adaptację "Nieznośnej lekkości..."
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie nie jest powieść na miarę tych wcześniejszych, a jednak mi się podobała. Jest inna, to fakt. Mniej bogata w głębsze treści, mniej w niej eseistycznych zapędów.
UsuńMasz rację - warto poznać tego autora zaczynając od wcześniejszych jego książek. Choćby właśnie od "Nieznośnej...", ale jednak właśnie od książki, nie od filmu, choć film jest świetny (uwielbiam zwłaszcza postać Sabiny).
O rety, strasznie się jaram Kunderą, niestety "Nieznośna lekkość bytu" czeka w swojej kolejce, ale już wiem, że będę nią zachwycona. O ile nie jestem w wielkim błędzie, to po "Święto nieistotnośći" również sięgnę, brzmi super! Tylko mam trochę mieszane uczucia co do tych okładek w nowych wydaniach. Podoba mi się ich minimalizm, ale gra kolorów jest trochę przerażająca. :O
OdpowiedzUsuńNa żywo wyglądają całkiem nieźle. Na pewno lepiej, niż na zdjęciach. ;)
Usuń