Edgar Wallace Pogromca hien ludzkich Wydawnictwo CM 2014 270 stron |
Edgar Wallace żył 57 lat, zostawił po sobie sztuki teatralne, poezję, scenariusze filmowe i... ok. 170 powieści. Tempo pisania musiał mieć więc zawrotne (a właściwie tempo dyktowania, gdyż nagrywał swoje teksty na fonografie, a resztą zajmowała się już sekretarka), bo wszystko to powstało w ciągu niespełna trzech dekad! To jest ten moment, w którym wstyd mi, że tak często lenistwo bierze górę i zamiast produktywnie wykorzystywać dany mi czas, przepuszczam go przez palce.
Żyjącego na przełomie XIX i XX wieku klasyka angielskiej literatury kryminalnej, do tej pory znałam jako autora powieści. Mam za sobą Bractwo Wielkiej Żaby oraz Twarze o zmroku - kryminały przesycone atmosferą tajemnicy, intrygujące ukrytą tożsamością najważniejszego przestępcy, oparte na dedukcji i prowadzeniu wnikliwego śledztwa. Tym razem sięgnęłam po opowiadania i muszę przyznać, że ich lektura dostarczyła mi sporo rozrywki.
Dwadzieścia opowiadań zawartych w zbiorze Pogromca hien ludzkich, zebrano w 1927 roku, a dwa lata później doczekało się przekładu na język polski. Kilkakrotnie wydawane przed wojną, w powojennej rzeczywistości ukazały się rok temu. Nie jest to zbiór luźnych, niepowiązanych ze sobą historyjek. Wszystkie mają wspólny mianownik, a jest nim postać Mixera wraz z jego świtą i bardzo ciekawym sposobem na zdobywanie pieniędzy.
Oszustów wokół nie brakuje dziś, ani nie brakowało ich przed wiekiem. Naciągacze, krętacze, złodzieje, wyłudzacze, szantażyści, podejrzane typki polujące na naiwnych. Ustawione wyścigi, fałszywe zakłady, udawane miłości, cudownie odnalezieni wnuczkowie. Pomysłów jest mnóstwo. Ale oto znalazł się ktoś kto postawił sobie za cel... oszukać oszustów. To właśnie Mixer, który sam o sobie mówi; jestem dobroczyńcą ludzkości (...) nie ma oszusta w Londynie, który by nie żył w obawie przed moją skromną osobą[1].
Można się oburzać, określić bohatera mianem zarozumialca, ale prawdą jest, że mistrz to nad mistrzami. Sprytny, inteligentny, ogromnie kreatywny, doskonały w sztuce kamuflażu. Świetnie wyczuwa cudze słabości, wie jak podejść przeciwnika, jakim fortelem się posłużyć, kiedy pomachać bronią, a kiedy poprzestać na szermierce słownej i teatralnych kostiumach.
Schemat opowiadań jest podobny. Jest przestępca i jest Mixer (oraz wspomniana świta). Tu zaczyna się coś na kształt dziecięcej zabawy z animowanego serialu Gdzie jest Wally? (kojarzycie takiego kolesia w okularkach i sweterku w czerwono-białe pasy, którego należało odnaleźć w zatrzymanej na kilka sekund scenie pełnej ludzi?), czyli poszukiwanie Mixera w tekście. W jaką rolę wcielił się tym razem, w jakiej scenie wystąpi? Czasami z góry znamy plany naszego bohatera, często dopiero w finale okazuje się jaki fortel tym razem wykorzystał, by zadrwić z oszusta i ogołocić go z jego zdobyczy.
By było ciekawiej, Mixer vel Antohony nie trzyma się wyłącznie Londynu. Można go też spotkać np. w Hiszpanii, bowiem jeśli upatrzy sobie jakiś cel, to nie odpuszcza. Jednak, jako że okradanie przestępców nie czyni go człowiekiem prawym, stróżów prawa unika, kierując się zasadą: nigdy nie będę ścigał złodzieja, którego policja już ściga, gdyż w ten sposób znalazłbym się w jednej sieci z moją rybą[2]. Dobra to zasada, a że sprytu Anhony'emu nie brakuje, to ani jego przeciwnikom nie będzie łatwo z nim wygrać, ani policji wpaść na jego trop. W pewnym momencie to, czy ktoś wreszcie utrze nosa Mixerowi staje się nawet ciekawsze niż kolejne sytuacje, w jakie się wikła ów bohater. Takich typków, którzy po spotkaniu z Anthonym wciąż są na wolności, ale ze znacznie uszczuplonym majątkiem i ogromnymi pretensjami do tytułowego pogromcy, nie brakuje. Wśród nich jest m.in. pewna kobieta i to w niej upatrywałam największego i najbardziej mściwego wroga Mixera (wiadomo - baba tak łatwo nie odpuści). Nieco się jednak zawiodłam na inteligencji owych wrogów. Edgar Wallace najwyraźniej ogromnie swego głównego bohatera polubił i skupił się raczej na pokazywaniu w jaki jeszcze sposób można okraść złodzieja, niż próbie oddania emocji towarzyszących pojedynkom pomiędzy postaciami. To jednak nie Doyle ze swym Sherlockiem i Moriartym. Tu pomysł jest nieco inny. A czy znajdzie się ktoś, komu uda się pokonać cwanego pogromcę, tego dowiecie się już z książki.
Największym plusem opowiadań Edgara Wallace'a ze zbioru, o bardzo trafnym tytule, Pogromca hien ludzki, jest humor. Czasem słowny, czasem sytuacyjny, często element komiczny wprowadza pointa danego tekstu. Tu uczciwość jest terminem względnym[3], w przyrodzie występuje dziewczyna szpiegująca szpiega[4], a przygotowania do kolejnej akcji wyglądają np. tak jak w poniższym dialogu pomiędzy Anthonym, a jednym z członków jego dwuosobowej świty:
- Musisz iść i wyszukać mieszkanie umeblowane najlepiej w północnej okolicy Londynu. W Finchey znajdują się ładne mieszkania. Zapłać, ile ci się będzie podobało.
- Kim jestem? - spytał Paul z rezygnacją.
- Jesteś plantatorem herbaty z Ceylonu i masz się spotkać z bratem z Południowej Ameryki[5].
I tak oto zaczyna się kolejna gra w oszukać oszusta, okraść złodzieja, przechytrzyć chytrusa, okantować kanciarza.
Opowiadania Edgara Wallace'a to całkiem przyjemna odskocznia od cięższych tematycznie książek. Poziom opowiadań jest wyrównany, nie ma tu ani tekstów wybitnych, ani słabych. Całość ma rozrywkowy charakter - ot, materiał na dwa sezony serialu z gatunku komedia kryminalna.
Obliczają - zauważył Anthony, że ssacz przychodzi na świat co minutę, a mówiąc ssacz, używam obrzydliwego żargonu amerykańskiego zamiast słów takich jak "frajer", "żółtodziób" lub "łatwowierny idiota"[6].
Czytelniku! Nie bądź ssaczem! Przeczytaj Pogromcę hien ludzkich i ucz się na cudzych błędach.
***
Książkę polecam
miłośnikom klasycznych kryminałów
ciekawym na ile sposobów można oszukać oszustów
wielbicielom humorystycznych opowiadań
poszukującym lekkich opowieści kryminalnych
ssaczom
ssaczom
***
[1] Edgar Wallace, Pogromca hien ludzkich, przeł. Wanda Peszkowa, Wyd. Wydawnictwo CM, 2014, s. 35-36.
[2] Tamże, s. 79.
[3] Tamże, s. 147.
[4] Tamże, s. 102.
[5] Tamże, s. 212.
[6] Tamże, s. 173.
***
Przeczytaj też:
***
egzemplarz recenzencki |
Wolę jeden kryminał Wallace'a niż opowiadania.
OdpowiedzUsuńMuszę je ,,przetestować":)
OdpowiedzUsuńchyba jeszcze nie trafiłam na podobną książkę, brzm to wszystko tak świeżo i ciekawie, mam ochotę bliżej się z nią zapoznać :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że ten zbiór opowiadań mógłby mnie zaciekawić :) Będę miała na uwadze :)
OdpowiedzUsuńKuszą mnie książki z tego wydawnictwa oj kuszą. Na początek raczej nie sięgnę po zbiór opowiadań, ale powieściami Wallace'a na pewno się wkrótce zainteresuję :)
OdpowiedzUsuńOpowiadania też fajne. Inne. Zabawniejsze. :)
UsuńPrzeczytam z ciekawości. Jednak bardziej pisarza, niż samej treści :) Faktycznie, tempo pisania musiał mieć..
OdpowiedzUsuńKryminał i do tego niezbyt obszerny. Biorę!
OdpowiedzUsuń170 powieści, ależ tempo pisania! Gdyby napisał ich o 60 więcej, dorównałby Kraszewskiemu :)
OdpowiedzUsuńCi ludzie chyba nie jedli, nie spali... ;)
UsuńCiekawy tytuł i taka też wydaje się zawartość :)
OdpowiedzUsuńLubię klasyczne kryminały i humor, więc się skuszę :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że by Ci się te opowiadania spodobały. :)
Usuń