Należę do tych, którym zdarza się oceniać książki po okładkach. Niby wiem, że to krzywdzące, zwłaszcza, że pisarze często nie mają wpływu na to, jak wizualnie prezentują się ich dzieła. Cóż jednak poradzić - lubię ładne rzeczy, choć nie bronię się przed czytaniem rozpadających się tomów z pożółkłymi okładkami. Taki naznaczone upływem czasu powieści mają swój urok. Tego samego nie można powiedzieć o kiczowatych paskudztwach zalewających półki, które niewinnym grzbietem kuszą, paskudnym frontem odrzucają. Skoro wydawcy nie zależy na tym, by zachęcić czytelnika, wierząc, że ten łyknie wszystko, to cóż... jego prawo. Na szczęście ja nie muszę tego kupować.
Nieładna okładka nie zniechęci mnie do kupienia książki Harukiego Murakamiego (święcie w to wierzę i mam nadzieję, że życie, a właściwie wydawnictwo, tego nie zweryfikuje), ale nie zmobilizuje do sięgnięcia po książki nieznanego mi autora. Skoro już wydaję - często niemałą - kasę na książkę, to oczekuje, że będzie miała interesującą treść, ale także będzie się ładnie prezentować na półce. Gdy kupuję garnek, to wybieram zielony a nie fioletowy w żółte kaczuszki, bo ten pierwszy jest ładny i praktyczny, a ten drugi tylko użyteczny. Czasami dopłacam, by cieszyć się twardą okładką lub pokrywką z fantazyjnym wzorkiem, ale niekoniecznie. Aż takiego fioła nie mam.
Dlaczego o tym piszę?
Skończyłam czytać W otchłani mroku Marka Krajewskiego, książkę, którą kupiłam właśnie ze względu na okładkę, mimo iż wciąż w pamięci miałam moje dawne, nieudane próby zmierzenia się z jednym z najpopularniejszych autorów kryminałów w Polsce.
Pozostaje mi podziękować Margie Hurwich, autorce zdjęcia, które mnie zahipnotyzowało, zaintrygowało, a co z tym idzie w weekend, zamiast siedzieć w pochmurnym, współczesnym Poznaniu, pałętałam się po mrocznym Wrocławiu lat czterdziestych, odkrywając przy okazji, że Marek Krajewski pisze świetnie. Wrażeniami z lektury jeszcze zdążę się podzielić, dziś chciałabym Wam pokazać kilka projektów z wykorzystaniem prac Hurwich.
Okazało się, że Amerykanka robi naprawdę niezłe zdjęcia, które używane są do tworzenia okładek książek nie tylko wydawanych w Stanach, ale także do wydań m.in. brytyjskich, włoskich, szwedzkich, niemieckich, francuskich, holenderskich, fińskich, portugalskich oraz polskich. Poza wcześniej wymienionym kryminałem W otchłani mroku Krajewskiego, jej zdjęcie zdobi także Obok Julii Eustachego Rylskiego oraz polskojęzyczna edycja powieści Anji Snellman Dziewczynki ze Świata Maskotek.
Długo przeglądałam galerię prac Hurwich i sporo innych ciekawych okładek rzuciło mi się w oczy.
Delikatne dla romansów, mroczne dla thrillerów, wszystkie pozostawiające miejsce na domysły, grę wyobraźni. Zdjęcia Margie Hurwich zdobią okładki książek Henning Mankella, Danielle Steel, Harlana Cobena, Mo Yana, Nory Roberts, Jodi Picoult...
Na stronie fotografki znajdziecie nie tylko fronty książek, ale także mnóstwo przepięknych zdjęć. Mnie one ogromnie zauroczyły.
Zwracacie uwagę na okładki? Macie swoje ulubione? A może liczy się dla Was sama zawartość książki?
Ostatnio na okładki zwracam już o wiele mniejszą uwagę niż kiedyś i cieszę się, bo dobrze na tym wychodzę :)
OdpowiedzUsuńU mnie jest odwrotnie, ale na szczęście też nie wychodzę na tym najgorzej. :P
UsuńJa zawsze zwracam uwagę, chociaż to się nie przekłada na moje wybory w zakupach (nie kupuję już książek). Czasy mojej aktywności zakupowej to dawno miniony ustrój, gdy okładki były po prostu - albo straszne albo na dobrym poziomie graficznym. W większości dominowała właśnie grafika, bo wiadomo jak niski był poziom poligraficzny. Takie wielobarwne kompozycje fotograficzno- malarskie i błyszczące cudeńka nie były chyba nawet w sferze marzeń.
OdpowiedzUsuńTeraz przy wyborze książki kieruję się autorem lub tematyką, ale zawsze porównuję okładkę z treścią - często na niekorzyść okładki. Też mnie dziwi brak starania ze strony wydawców, przecież to już dawno nie te czasy, gdy wygłodniały czytelnik kupił wszystko i jeszcze się cieszył, że w ogóle zdobył książkę, chociaż była bublem pod każdym względem wydawniczym oprócz treści. :)
Mam jakieś dwie półki takich okazów z przed lat, więc wiem o czym piszesz. :)
UsuńRozumiem, że wydawnictwo może zwyczajnie nie mieć kasy na jakieś full wypas okładki i stado grafików, ale już nie raz okazywało się, że prosta, ładna okładka robiła dużo większe wrażenie niż amatorskie zabawy Photoshopem.
Strasznym jestem wzrokowcem więc tak bardzo podobają mi się zdjęcia i okładki tej artystki:) Nie zawsze wychodzę dobrze na wyborze książek na podstawie okładki, ale z tego co pamiętam miałam tylko jedną poważną wpadkę z tego powodu:)
OdpowiedzUsuńJaką? Podziel się koniecznie. :D
UsuńEee tam, nie lubię zrażać do książek:P
UsuńMnie się tak łatwo nie da zrazić, jak mnie ciekawi tematyka, to i tak przeczytam.
UsuńNo dalej, nie trzymaj mnie w niepewności! :D
Pewnie, że zwracam uwagę na okładki. I powiem Ci, że przestaje widzieć w tym coś wstydliwego. Niech wydawca się wysili i wypuści na rynek książek, która zachęci do przeczytania samą grafiką na okładce. Zwłaszcza, że opisów fabuł już prawie nie czytam, bo zazwyczaj zdradzają zbyt wiele. Skoro więc nie czytam streszczenia, nie znam autora to jedynie pozytywna recenzja lub właśnie okładka mogą mnie skłonić do sięgnięcia po taki egzemplarz.
OdpowiedzUsuńDenerwuje mnie za to jak w połowie wydawania serii zmienia się szata graficzna. Tak zrobiono z cyklem Mankella np, o wiele bardziej podobały mi się okładki "z obrazami" niż te nowe wydania, ale raczej nie mam wyjścia i będę musiała kupować te nowe.
Niestety niektóre wydawnictwa totalnie idą na łatwiznę i dają jedną okładkę do dwóch książek. Ostatnio Natula zwróciła na to uwagę http://szelestksiazek.blogspot.com/2013/11/simon-i-deby-marianne-fredriksson.html#disqus_thread
Przejrzałam prace, pani przywołanej w tekście. Rzeczywiście robią wrażenie tylko (w związku z linkiem, który podrzuciłaś) zauważyła jedno: takich sytuacji gdy zdjęcie używane jest do więcej niż jednej okładki jest sporo. Czasem zmienia się kolor sukienki, czasem jest to lustrzane odbicie, a czasem tylko trochę przycięty kadr lub nie ma żadnych zmian. I tak się zastanawiam czy to kwestia oszczędności wydawcy (w końcu osobie, której nazwisko się liczy i tak musi słono zapłacić za projekt) czy po prostu twórcy idą na łatwiznę/starają się sprzedać ten sam produkt kilka razy?
Usuń@Dominika - cieszę się, że nie jestem w tym osamotniona, bo przez jakiś czas wydawało mi się, że wydziwiam, że szukam dziury w całym i hmm... no... trochę płytkie mi się wydało to moje podejście. Ale książka to produkt, może o nieco innym znaczeniu niż garnek, stół czy spodnie, ale mimo wszystko - liczy się też w pewnym stopniu jej wygląd. Tak mi się przynajmniej wydaje.
UsuńA zmian w seriach też nie cierpię. Lubię gdy wszystkie tomy są utrzymane w podobnym stylu.
Kiedyś widziałam taki artykuł, w którym było mnóstwo przykładów tego typu okładek jak te, które są u Natuli, więc to już przestało mnie dziwić.
@la_pinguin - Nie wiem tak do końca jak to jest, ale gdzieś czytałam, że często wydawnictwa korzystają z bazy zdjęć (zdaje się, że darmowych) i dowolnie przerabiają zamieszczone w niej fotki. Podobnie może być i w tym przypadku.
UsuńPewnie macie racje, że to nie odosobniony przypadek i może nie powinny mnie takie praktyki dziwić, ale jednak jak skojarzę, że taką okładkę widziałam już na innej książce, to jakoś tracę sympatię do wydawnictwa.
UsuńDzisiaj wszystko musi mieć atrakcyjne opakowanie, książki również :)
Po przeczytaniu tekstu na Wykopie- link dostępny u Natuli, jestem w wielkim szoku... Nigdy nie spotkałam się z aż takim podobieństwem okładek:)
UsuńMnie to aż tak nie zraża, choć jak pomyślę, że miałabym mieć podobne książki na półce, o różnej tematyce, to jakoś mi się tak dziwnie robi.
UsuńZapomniałam w końcu zajrzeć do Natuli, ale zaraz to nadrobię.
Na wygląd okładki oczywiście zwracam uwagę - jak każdy, ale nie zdarzyło mi się jeszcze zdyskredytować jakiegoś tytułu ze względu na nią. Ostatni przykład? "I nagle wszystko się kończy" - okładka dla mnie bez żadnej wartości estetycznej, w ogóle do mnie nie przemawia a i tak opowiadania przeczytałam. :) Doceniam za to te piękne. :)
OdpowiedzUsuńTen autor tak ma. Jego poprzednia książka też nie przyciągała okładką, która była równie egzotyczna jak treść (ale treść była ciekawa, a okładka nie). ;)
UsuńOkładka robi pierwsze wrażenie i nie ma co się oszukiwać, ale im bardziej magnetyczna to trudno się oderwać, a nie zawraca się już tak uwagi na to co jest w środku czy na okładce. Ja przy zakupie ostatnio kieruje się też drukiem, gdyż miewam już problem z oczami. A prace tej konkretnej osoby są świetne.
OdpowiedzUsuńMnie można kupić wszelkimi retro-okładkami. Kupiłabym pewnie nawet podręcznik do fizyki kwantowej, gdyby front był utrzymany w tym stylu. :P
UsuńO matko! Nie kupiłabyś:) Toż to czarna magia dla większości studentów:P
UsuńCzarna magia? A, to nie. Fantastyki nie czytuję. :P
UsuńMnie też odstraszają okładki, lub bardzo przyciągają. A wiadomo treść okładce nierówna.
OdpowiedzUsuńCóż, trzeba to potraktować jak prezent-niespodziankę. Czasami wypasiony prezent można dostać owinięty w worek na śmieci. :P
UsuńJestem wzrokowcem i estetką- często buszując między regałami w bibliotece sięgam po książkę bo ma ładną okładkę/zachęcający tytuł/ciekawy opis. Zazwyczaj trafiam dobrze, ale czasem potem marudzę, że gniot.
OdpowiedzUsuńZa to jak znam autorka/książka jest polecana to brzydka okładka mi nie przeszkadza w czytaniu. Chociaż nie omieszkam jej skrytykować :P
Zawsze można taką książkę owinąć w szary papier. :P
UsuńMuszę się z wami zgodzić, gdy jestem w sklepie zawsze zwracam uwagę na książki z ciekawą okładką.,ale najlepsze przeczytane książki w swoim życiu miały słabą szatę graficzną :)
OdpowiedzUsuńO, a może podasz jakiś przykład? :)
UsuńOczywiście, że zwracam uwagi na okładki!
OdpowiedzUsuńChoć powinniśmy się tego wstydzić, każdego z nas w pierwszej chwili zaintryguje "opakowanie", a dopiero później wnętrze ;)
Cóż poradzić, że człowiek - o ile nie jest turpistą - lubi ładne rzeczy. :P
UsuńPodobne jak Ty zwracam uwagę na okładkę. Niestety nic nie poradzę, że moje oko wrażliwe jest na obrazy, z tego powodu zaliczyłam nawet kilka książkowych wpadek, ale cóż i tak bywa. Oczywiście kiepska grafika nie zraża mnie jeśli dotyczy powieści ulubionego przeze mnie autora, chociaż i tak psioczę, że oszpecono książkę, ale że wiem co autor sobą prezentuje, to idę w ciemno. Najczęściej jednak kupuję powieści sugerując się opinią o autorze i o książce, mało kiedy idę na żywioł... Oszczędności :/
OdpowiedzUsuńZawsze możesz pójść na żywioł w bibliotece. ;)
UsuńBardzo podoba mi się zdjęcie autorstwa Hurwich na okładce "Perswazji" Austen. I kolejne, na okładce "A small fortune". Jest coś urzekającego w jej pracach.
OdpowiedzUsuńZwracam uwagę na okładki, chociaż nie mam ulubionych. Ale to chyba oczywiste, że miło popatrzeć na (i przeczytać;) pięknie wydaną książkę;)
Okładki do kobiecej literatury, z jej zdjęciami, są niesamowicie delikatne. Przyjemnie się na nie patrzy. :)
UsuńŚwietne te okładki! Zwracam baczną uwagę na to jak wygląda okładka - zwłaszcza jeśli mam kupić książkę. Nie chcę żeby na mojej półce stały jakieś koszmarki...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Cieszę się, że nie tylko ze mną tak jest. :)
UsuńKłamią ci, którzy twierdzą, że nie zwracają uwagi na okładki. Nasz pierwszy kontakt z książką jest niestety kontaktem z okładką. Ja oczywiście należę do tych, którzy najczęściej interesują się pozycją, która również pod względem estetycznym spełnia czytelnicze wymagania. :)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą ciekawe, ile dobrych książek, przez takie nasze podejście, do tej pory nie zostało "odkrytych".
UsuńŚwietny post, naprawdę mi się spodobał :-)
OdpowiedzUsuńJa niestety jestem osobą, która zwraca dużą uwagę na wygląd okładki - ciężko mi zabrać się za książkę, której okładka w ogóle mi się nie podoba...
Zapraszam: im-bookworm.blogspot.com
Dziękuję. :)
UsuńNa mnie tak działają okładki filmowe. Czasami jestem w stanie zrezygnować z zakupu, żeby nie mieć takiej książki na półce. :/
Również zwracam uwagę na okładki książek i lubię gdy szata graficzna dobrze wygląda ale raczej rzadko na podstawie okładki decyduję czy powieść przeczytać czy nie, bo już nie raz się w ten sposób rozczarowałam. Bardziej liczy się dla mnie tematyka i treść danej pozycji. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa niby też patrzę przede wszystkim na treść, ale o ile obojętne mi jak wygląda książka pożyczona z biblioteki czy od znajomego, to już w przypadku zakupu własnej nie do końca tak jest.
UsuńOkładka jest ważna i zdarza mi się przynieść z biblioteki książkę, która zauroczyła mnie zdjęciem na okładce. Przyznaję się bez bicia, że zwracam uwagę na powierzchowne walory, często doznaję rozczarowania, a i tak nadal nie potrafię się opanować i przejść obojętnie obok ciekawej okładki.
OdpowiedzUsuńA ja właściwie pamiętam jedną totalną wpadkę - okładka wołała "weź mnie, w środku jest ciekawa treść", a ja dałam się zmanipulować. ;)
UsuńLubię gdy książka ma ładną okładkę. Przyciągającą, hipnotyzującą, taką, którą od razu chce się wziąć do ręki. Ale nigdy nie oceniam książki po okładce...można się zawieść.
OdpowiedzUsuńOj, ja też. Zdarza mi się takie kupować. Na szczęście bez większych rozczarowań.
UsuńAle fakt - samej okładce nie ma co ufać.
Zastanawiałam się kiedyś jaki wpływ na wybór okładki ma sam autor książki. Nie oszukujmy się wiele osób kupuje książkę pod wpływem impulsu - jakim bez wątpienia jest okładka. Jednak czasem specjaliści z działu marketingu tak dobiorą okładkę, że aż chce się płakać. Co kończy się krzywdą dla autora i wydawcy.
OdpowiedzUsuńkolodynska.pl
Różny. Często niestety żaden (pytałam kilka osób o to).
UsuńWiesz, są różne gusta, ale bez przesady - niektóre (po)twory wyglądają tak, że nie wiadomo czy się śmiać czy płakać.
Też jestem wzrokowcem i lubię, kiedy książka jest ładnie wydana. Na szczęście wydawnictwa przywiązują do okładek coraz większą wagę. I tak trzymać:)
OdpowiedzUsuńNiestety nie wszystkie, ale cóż - ich strata. ;)
UsuńOkładka książki Krajewskiego wygląda jak obrazek :P Skoro pisze tak świetnie, to muszę wreszcie zabrać się za "Erynie". I za "Obok Julii" Rylskiego też by wypadało :P
OdpowiedzUsuńJak bardzo ładny obrazek. ;)
UsuńJa mam teraz w planie zakup kolejnych książek Krajewskiego i tym razem zacznę od początku. ;)
Ja też zawsze tak sobie mówię, tym razem zacznę cykl od początku. I jak rzadko wychodzi :P
UsuńCicho tam! Zamierzam być konsekwentna, tzn. kupować po jednym tomie. ;)
UsuńCzasami zwracam uwagę i przez to mam w domu kilkanaście pozycji, które w ten sposób mi się spodobały;)
OdpowiedzUsuńTrafione zakupy, czy nie? ;)
UsuńJa tez jestem łasa na intrygujące okładki :)
OdpowiedzUsuńA ja myślałam, że wszyscy na mnie nakrzyczą, że nie okładka jest ważna tylko treść, a tu proszę... :P
Usuńwłaśnie to jest mój ulubiony typ okładek, artystyczne zdjęcie podrasowane trochę efektami komputerowymi. one zawsze wyglądają świetnie i powieść z taką oprawą zawsze stanowi dla mnie pokusę;p
OdpowiedzUsuńTak, tak - właśnie tak. Wydawcy powinni sobie to wziąć do serca. Choć z drugiej strony - może lepiej nie, bo doprowadzą nasze portfele do ruiny. :D
UsuńRzeczywiście, niektóre są śliczne. Ja osobiście nie lubię postaci na okładkach - zwłaszcza, jeśli mogą zasugerować mi wygląd głównego bohatera. Lubię minimalizm, na okładkach również - i bardzo lubię okładki Prószyńskiego (choćby te dla Kinga) i podobają mi się takie w stylu okładek serii Miry Grant. Lubię, gdy na okładce jest jakiś przedmiot, fajna czcionka, ewentualnie grafika - czego przykładem są książki Repliki z serii cykli zbiorów opowiadań 17 szram itd. Nie podobają mi się okładki Albatrosa. Nie lubię też okładek filmowych (przykład "Jestem legendą" Mathesona). Piękną okładkę miała "Złodziejka książek". A, i lubię okładki Dolnośląskiego.
OdpowiedzUsuńTeż zwracam na nie uwagę właśnie z tych samych powodów co Ty. Tak jak też nie wybrałabym fioletowego garnka w kaczki, tak jeśli mam wydać 30-60 zł na książkę to chcę, by była ładna.
A czy oceniam książki po okładce? I tak, i nie. Bo jeśli znam autora z innych powieści, to zwykle wiem, czego się spodziewać - tak, jak Ty masz z Murakamim, tak ja mam z Kingiem chociażby, czy Nesbo (szczęśliwie mają ładne obwoluty). Czasami nawet biorę brzydulę, bo wiem, że treść mi zrekompensuje paskudztwo na okładce - przykładem są kiczowate i tandetne okładki starych horrorów Phantom Press czy Amber, ma to swój klimat, przypomina mi dzieciństwo, kiedy to moi bracia czytywali takie właśnie stare horrory z paskudnymi okładkami (i niejednokrotnie beznadziejną treścią) - ale w tym po prostu jest jakiś sentymentalizm. Ale jeśli mam kupić książkę zupełnie nieznanego autora to niestety, często sugeruję się okładką. I wielu pewnie świetnych książek nie poznałam przez to. Moim zdaniem okładka to pierwsza rzecz, na jaką się zwraca uwagę ergo powinna być dla wydawnictwa - obok redakcji i składu - najważniejsza. Cóż, lubimy się otaczać ładnymi przedmiotami, więc to normalne, że zależy nam na cieszących oko okładkach książek - w końcu to one zajmują najwięcej miejsca na naszych półkach :)
Tak się spisałaś, że aż nie wypada się z Tobą nie zgodzić. :P
Usuń100% racji, moja droga. Mogłabym się podpisać pod każdym Twoim słowem (wyjątkowo, oczywiście!). Prószyński faktycznie ma piękne okładki.
Nesbo wygląda świetnie, na Targach w Krakowie miał cały regał dla siebie. Pstrykałyśmy mu z Wiki fotki, bo prezentował się cudnie! (Swoją drogą, muszę dokupić brakujące tomy i zabrać się w końcu za czytanie).
Okładek filmowych też nie lubię (delikatnie rzecz ujmując), podobnie jak postaci, zwłaszcza tych na całą stronę. :/ Fotki Margie są fajnie wykorzystywane. Nie wiem czy widziałaś galerię jej prac, ale na większości nie widać twarzy - zresztą na wybranych przeze mnie przykładach też tak najczęściej jest. I to jest super, bo coś te sylwetki sugerują, ale bohatera można sobie wyobrazić samemu.
Horrory i fantastyka często mają ogromnie kiczowate okładki. Smutne, bo akurat ta tematyka jest idealna dla stworzenia czegoś mrocznego, magicznego, działającego na wyobraźnię.
Nie tak całkiem wyjątkowo, bo już parę razy nam się zgodzić zdarzyło... ;)
UsuńDawaj zdjęcie regału Nesbo :) może być na fejsie :)
Nie widziałam galerii, zaraz obczaję. Skupiłam się na Twoim poście, wejść na stronę sobie zapomniałam. A, co do kiczu - jasne. Stare lubię takie. Ale bywają i piękne - ostatnio się straszliwie podniecałam okładką do Łabędziego śpiewu McCammona - przepiękna!!!
Ma się te chwile słabości. :P
UsuńJak wrócę do domu i jak nie zapomnę. :D
Aż musiałam sprawdzać czym się podniecasz. Nooo.... Robi wrażenie. Jedynka jest ciekawa, a dwójka świetna!
Mi się do księgi I bardziej podoba. Ale nieważne, grunt, że są piękne :)
UsuńCzekam na fotę w takim razie :)
No tak, wiedziałam, że idealna zgoda nie potrwa długo. :P
UsuńJa też. :P Możliwość wysłania Ci foty będzie oznaczać to, że skończyłam pracę i zaczęłam weekend. :D
Mnie też bardziej podoba się okładka do księgi I ;)
UsuńWiki, i Ty przeciwko mnie? :P
UsuńKażda (lub prawie każda) z tych okładek bardzo mi się podoba i ciężko mi wybrać jedną ulubioną. :)
OdpowiedzUsuńW końcu sama je wybrałam. :P
UsuńZwracam uwagę na okładki, ale to nie ona ma decydujący wpływ na zakup książki
OdpowiedzUsuńZ dobrej książki też bym nie zrezygnowała, gdyby miała kiepską okładkę, ale gdybym nie była przekonana co do książki, to jej wygląd mógłby przesądzić sprawę.
UsuńZwracam uwagę na okładkę i często mnie to gubi :)
OdpowiedzUsuńMnie na szczęście nie, choć zdarzały się "drobne" wpadki. ;)
Usuń