Martyna Wojciechowska Japonia (Tokio) Wyd. G+J RBA 2013 128 stron |
Martyna Wojciechowska, podróżując po rozmaitych zakątkach świata w poszukiwaniu kobiet, których historie wyróżniają się na tle innych, tym razem zjawiła się w Tokio.
Kim jest kolejna bohaterka cyklu Kobieta na krańcu świata? Myślę, że najlepiej będzie, jeśli sama nam się przedstawi.
Nazywam się Watanabe Kanae, mam 25 lat i należę do subkultury gyaru. Staramy się wyglądać jak księżniczki, tapirujemy włosy, nosimy sztuczne rzęsy, korony i diademy. Wierzymy, że to właśnie księżniczki są najbardziej kawaii. Chcę być piękna, słodka i kobieca, a ten styl mi to umożliwia. Oczywiście wielu facetom to się bardzo podoba, ale nie oni są tutaj najważniejsi. Wcześniej byłam yamambą, jedną z tych, które malują oczy na czarno i mocno opalają się w solarium. Jednak po ukończeniu 20. roku życia musiałam się zdecydować na coś dojrzalszego, dlatego też wybrałam himegyaru, czyli księżniczki. Po co to robię? Po prostu uwielbiam rzucać się w oczy[1].
Faktycznie, wiele o Watanabe można powiedzieć, ale nie to, że ginie w tłumie. Próbuję ją sobie wyobrazić w polskich realiach modowych. Niby coraz częściej nabierają one kolorów, ale jednak co innego wyróżniać się turkusowym płaszczem albo limonkową parasolką, podczas, gdy większość chowa się przed zimnem i złą pogodą w czerniach i szarościach, a co innego ruszyć na spacer odzianym w kusą sukienkę z falbankami (zwykle różową), upstrzoną serduszkami, kokardkami, puchatymi ozdóbkami i błyskotkami. Do tego urocza, dziewczęca fryzurka (najlepiej blond, mogą kucyki, a jako ozdoba... hmm... diadem wydaje się być odpowiednim uzupełnieniem wizerunku), niebotyczne koturny (minimum 15 centymetrów), duże oczy (Matka Natura poskąpiła? da się to zoperować!) oraz oczywiście śliczna, słodka buzia. Nasze spalone w solarium różowe landrynki, przy japońskich lolitkach, prezentują się mdło. Wszystkiego u nich za mało: klasy, stylu i różu. Wszak księżniczka musi się też umieć odpowiednio wysławiać, poruszać, zachowywać. Być kawaii (taki odpowiednik angielskiego cute) i udowadniać to w każdy możliwy sposób.
Watanabe bez wątpienia jest kawaii, takie też jest jej mieszkanie, które Martyna Wojciechowska porównuje do domku Barbie. Rokokowe mebelki, różowe dodatki. Jak z katalogu firmy Mattel. Czym na co dzień zajmuje się różowa księżniczka? Nie, nie jest kosmetyczką, ani fryzjerką. Nie projektuje ubranek dla miniaturowych piesków, ani nie jest doradcą w perfumerii. Ma zajęcie dość zaskakujące, co doskonale tłumaczy jej miejsce pośród innych kobiet wybranych do cyklu Kobieta na krańcu świata.
W książce Japonia (Tokio) możecie poczytać nie tylko o modzie wśród nastoletnich księżniczek, ale także o love hotelach umożliwiających spełnienie nawet najdziwniejszych fantazji (seks w domku Baby Jagi, wagonie metra, igloo? - no problem!), a także o podwodnym aerobiku z hydromasażem, na który można się wybrać z pieskiem czy restauracji Alcatraz, gdzie cała obsługa nosi stroje pielęgniarek i pielęgniarzy, a dania podawane są na metalowych szpitalnych nerkach[2].
Bez wątpienia Japonia jest miejscem niesamowicie ciekawych, a książka Martyny Wojciechowskiej, choć niewielkiego formatu, nieco ten kraj przybliża. Głównie skrzypce gra postać Watanabe, ale i o samym państwie znajdziecie w niej nieco wiadomości. Część z nich zebrana jest we wstępie zawierającym najważniejsze informacje o Kraju Kwitnącej Wiśni (fakty geograficzne, trochę praktycznych wskazówek) oraz ciekawostki (wiecie, że cyfra cztery nie jest w Japonii lubiana, ponieważ wymawia się ją podobnie jak słowo śmierć?[3]).
Jeśli nie lubicie wydań kieszonkowych, historię Kanae (oraz innych kobiet) znajdziecie także w książce Kobieta na krańcu świata 2. I tę wersję polecam Wam najbardziej, choćby ze względu na zdjęcia, które zdecydowanie lepiej prezentują się w większym formacie.
Seiko Matsuda - Anata ni aitakute
***
Książkę polecam
miłośnikom literatury podróżniczej
zainteresowanym Japonią
ciekawym świata japońskich księżniczek
poszukującym historii nietuzinkowych osobowości
***
[1] Martyna Wojciechowska, Japonia (Tokio), wyd. G+J RBA, 2013, s. 52.
[2] Tamże, s. 95.
[3] Tamże, s. 23.
***
Warto zobaczyć
Od jakiegoś już czasu planuję zabrać się za książki tej Autorki, bo bardzo lubię jej programy telewizyjne. Myślę, że skuszę się, niestety - nie potrafię określić kiedy.
OdpowiedzUsuńA ja właśnie planuję nadrobić oglądanie programów. :)
UsuńDla mnie jest to nie do przejścia, sam styl, nie książka Martyny. Kicz rodem z Japonii jest nie do pobicia, choć jeszcze niedawno wydawało mi się, że liderami kiczu są Amerykanie.
UsuńPrzecież wiesz, że Japończycy muszą być we wszystkim lepsi od Amerykanów. :P
UsuńMam już trochę przesyt pani Wojciechowskiej i chyba na jakiś czas zrobię sobie przerwę w jej twórczości podróżniczej.
OdpowiedzUsuńMnie to jeszcze nie dopadło. ;)
UsuńNie słyszałam o tej książce, ale chyba przeczytam. Japonia jest fascynującym miejscem. A jaki jest zawód bohaterki? Bo nie napisałaś, a mnie to mocno zaciekawiło ;)
OdpowiedzUsuńPhi! Nie powiem! Miało zaciekawić na tyle, żebyś chciała przeczytać książkę, albo chociaż program obejrzeć. :P
UsuńA z tych kaczek (jedną widać w ręce pielęgniarki na zdjęciu) podawane są napoje? ;) Bardzo intrygujące zjawisko, interesuje mnie od dawna.
OdpowiedzUsuńTam wszystko jest możliwe. ;)
UsuńSkoro są kroplówki i strzykawki z napojami, to pewnie i z kaczki można... :P
Moja siostra jest wielką miłośniczka literatury podróżniczej i ma już całkiem pokaźną kolekcje z tego zbioru, ale ciągle jej mało, więc zapytam się jej czy czytała powyższą książkę. Jeśli to nie polecę w twoim imieniu.
OdpowiedzUsuńPoleć koniecznie. :)
UsuńLubię Martynę oglądać. Może i warto przeczytać :)
OdpowiedzUsuń/monweg
Warto! :)
UsuńZ chęcią zapoznam się z tą pozycją : )
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja c;
Gorąco zachęcam. :)
UsuńDzięki!
Zastanawia mnie do czego służą w tej restauracji szpitalne "kaczki" i "baseny" :D
OdpowiedzUsuńTo taki synonim talerza. :P
Usuńbardzo lubię jej programy filmowe i choć nie przepadam za książkami podróżniczymi jestem po prostu ciekawa jak ona pisze, więc czemu nie;)?
OdpowiedzUsuńAkurat te nie są typowo podróżnicze, bo przede wszystkim dotyczą konkretnej osobowości, a tło to tak przy okazji. :)
UsuńLubię książki podróżnicze pani Martyny, bo ją interesuje człowiek. Tę historię pamiętam z programu telewizyjnego.
OdpowiedzUsuńO tak, zgadzam się z Tobą w stu procentach. Wybiera ciekawe osoby i fascynujące historie. :)
UsuńNie wiem, czy wspominałam, ale nie przepadam za Martyną Wojciechowską. Chyba zawsze będzie kojarzyła mi się z Big Brotherem, którego nie trawiłam. Być może kiedyś zmienię zdanie i przeczytam jakąś jej książkę, ale może niekoniecznie o głupiutkich japońskich nastolatkach czy love hotelach ;)
OdpowiedzUsuńAle w kolejce dzielnie z nami stałaś. :P
UsuńJa już o BB nie pamiętam. Może dlatego, że prawie tego nie oglądałam. :)
Stałam dla miłego towarzystwa. Poza tym ktoś musiał zrobić takie piękne zdjęcia ;)
UsuńJa obejrzałam może ze 2 odcinki pierwszej edycji. Ale to było durne...
Fakt, to wiele tłumaczy. :D
UsuńMój tata krzywo na to patrzył, więc raczej programu nie oglądałam (jako jedna z nielicznych), ale wszyscy ogromnie przeżywali to cudo. Co dziwne, nawet po tylu latach pamiętam większość uczestników. Nie dość, że nie oglądałam, to jeszcze nie bardzo mnie to interesowało, a jednak pamiętam. Ludzki mózg jest dziwny. :D
A poza tym, było coś głupszego niż sam BB. Film z udziałem jego uczestników. :D
Ale mi apetytu narobiłaś
OdpowiedzUsuńNa obiad ze szpitalnej nerki? :P
UsuńPóki co znam jedynie opowieść z Boliwii jednak zrobiła na mnie takie wrażenie, że kupiłam sobie 2 duże wydania. W jednym z nich jest właśnie Japonia więc na pewno przeczytam :-)
OdpowiedzUsuńA ja mam trzecią część zbiorczego wydania i teraz muszę:
Usuń1) przeczytać ją
2) dokupić poprzednie
3) czekać na kolejną ;)
Oglądałam ten program, niebywały, jaki to szok, jak one tam żyją, chętnie bym to przeczytała!!!.
OdpowiedzUsuńCzytaj Basieńko, najlepiej od razu w dużym formacie. :)
UsuńPatrząc na te zdjęcia, to najbardziej seksowna wciąż pozostaje Wojciechowska, więc pomysł przebierania się za księżniczki uważam za chybiony. Swoją drogą ciekawe jak to się stało, że naród tak wojowniczy jak Japonia (vide. II wojna światowa) zmienił się kulturowo aż tak bardzo. Dziwny kraj...
OdpowiedzUsuńSię nie znasz. Nigdy Ci się nie marzyła taka lolitka? :P
UsuńAno widzisz, jedni wojują w ten, drudzy w inny sposób. Podobno te "dziwactwa" Japonek to wyraz buntu, przeciwko sztywnym zasadom. To też swego rodzaju wojna. ;)
Azjatki są seksowne, ale takie? No proszę Cię... :D
UsuńW której ofiarą padają honor, duma i ludzki wygląd :D A niech tam się buntują - jak dla mnie mogą chodzić w samych majtkach, byleby to nie wpływało na mnie - o, taki jestem tolerancyjny :D
No dobra, dobra. W sumie też bym na nie nie poleciała. :P
UsuńNo, teraz to ja Cię proszę... Nieseksowne księżniczki jeszcze rozumiem, ale Azjatki w samych majtkach pozostające bez wpływu na zdrowego, polskiego chłopa. Nie wierzę! :P
No - partykuła nadużywana przy rozpoczynaniu zdań. O_o
No, fakt :D
UsuńNo, wiem. :D
UsuńWidziałam zarówno odcinek poświęcony Japonii, jak i czytałam reportaż w ,,Kobiecie na końcu świata 2". Niesamowicie intrygujące, ale chyba słodka księżniczka prowadząca wielkie maszyny jest najbardziej oryginalnym elementem tej historii ;)
OdpowiedzUsuńNo cóż, bardzo malowniczo wygląda w pracy u tatusia. :P
UsuńCzytałam o Kanae właśnie w "Kobiecie na krańcu świata 2". Interesujący styl życia, ale zastanawiam się, jak długo można należeć do takiej subkultury. 25-latka może jeszcze wyglądać słodko przebrana za księżniczkę. Ale co ze starszymi kobietami?;)
OdpowiedzUsuńA mało u nas takich pomarszczonych solarek w różu? Cóż, najwyraźniej nie każdego dotyka ten moment, w którym falbaniastą mini zamienia się na biurową, ołówkową. :P
UsuńRacja, u nas też są takie "zjawiska". Chociaż nieco mniej ekstremalne;)
UsuńFakt. Choć i tak za każdym razem na ich widok czuję się piękniejsza. :D
UsuńOglądałam program w telewizji Martyny, który właśnie opowiadał o tych księżniczkach w Japonii. :) Bardzo ciekawy. Książki chcę poznać, ale ciągle mi z nimi nie po drodze.
OdpowiedzUsuńMusisz zmienić drogę, ta jest niewłaściwa. ;)
UsuńChyba sobie kupię po wypłacie jakąś książkę Martyny :)
UsuńZajrzyj sobie na cyfrotekę, przeczytaj fragment, a jak styl Ci będzie odpowiadał, to najlepiej kup któreś ze zbiorczych wydań "Kobiety na krańcu świata" (najlepiej w promocji, Święta idą, więc na pewno coś będzie), bo pockety się nie opłacają. :)
UsuńJapończycy to absolutnie niesamowity i niezwykle fascynujący naród :) Za wydaniami kieszonkowymi nie przepadam, ale chętnie przeczytam "Kobiety na krańcu świata".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kieszonkowych też nie lubię, ale z braku laku... ;)
UsuńHm, myślę, że to byłby styl idealny dla mnie. :D
OdpowiedzUsuńBleh. Nawet do zdjęć chyba bym nie chciała takich modelek.
Moja droga, czyżbyś nie lubiła wyzwań? :P
UsuńCoś dojrzalszego...Tak słodko, tak uroczo, tak fikuśnie, aż się wymiotować chce. :) Dla mnie - tra-ge-dia. Chociaż, gdybym miała wybierać, wolę taki image, bo jest pewną częścią tej niezwykłej i kontrowersyjnej kultury, która nie raz zadziwia swoją różnorodnością - natomiast o naszych solarach w białych kozaczkach i różowych spódniczkach tego nie można powiedzieć.
OdpowiedzUsuńZawsze możesz zostać księżniczką w stylu "makabryczna lola". Wiesz, tu bandaż, tam sztuczny strup i krew z tubki... :P
UsuńO tym samym zjawisku pisze także Śwątek w książce o Japonii, której link ostatnio podsyłałam do akcji Polacy nie gęsi. Tak urzekło mnie parę zdjęć i fakt, że tak ubranym można pojawiać się na ulicy, Cóż, Japonia to bez wątpienia fascynujący kraj, który nigdy nie przestanie zadziwiać. Czekałam na tę recenzję, bo zdaje się, że mignęła mi ona wcześniej na stosie :) Na pewno kiedyś przeczytam. Bo choć jestem zapaloną fanką programu Martyny w TV, nie do końca pamiętam tego odcinka.
OdpowiedzUsuńO, chętnie przeczytam, jak tylko będę miała okazję. Japonia jest naprawdę niesamowita. do pewnego momentu nie miałam pojęcia, że tyle tam takich hmmm... niszowych zachowań. ;)
UsuńMożna godzinami rozmyślać, dlaczego ta separacja wysp aż tak mocno wpłynęła na ich odrębność, a nawet "dziwność". Dlatego przy jej czytaniu płakałam ze śmiechu. Myślę że o Japonii warto czytać wszystko, co tylko wpadnie w ręce, bo najwyraźniej zaskakuje na każdym kroku. Ci ludzi robią wrażenie robotów, wiecznych dzieci, uwięzionych w konwenansach a ich kraj przy tym jest tak piękny...
UsuńA i kolejna ciekawa sprawa, z całkowicie innej beczki. Nie wiem czy słyszałaś o hentai. Są to takie bajki z serii XXX i do tego mają "działy" dla każdej preferencji. I do tego zaje się powszechnie dostępne. Nie tylko anime, ale także mangi są dostosowane dla kazdego. Pewnie bym o tym nie słyszała, gdybym nie współpracowała z serwisem filmowym, gdzie musiałam uważać, aby one do bazy nie trafiły.
UsuńSeparacja i taki ich... hmmm... sztywny, zasadniczy tryb życia? Nie wiem jak to określić. Nie ma mowy, żeby wszystkim pasowało życie "od linijki" i chyba po prostu Japończycy, zwłaszcza młodzi, już nie wiedzą jak się buntować. ;)
UsuńA Bruczkowskiego czytałaś? To takie lekkie książki, ale czyta się przyjemnie. :)
Tę dziwność obserwuję u Murakamiego. I za nią go uwielbiam.
Po książce Świątek pomyślałam, że oni po prostu... muszą jakoś odreagować wszystkie codzienne przejścia. Dla ich trybu życia konsekwencjami są dziecinne zachowania, głupawe teleturnieje i programy TV, zjawisko hentai i inne problemy, z którymi jednocześnie Japonia musi się borykać (a to w ostatnim rozdziale książki - nie chcę odejmować przyjemności czytania). W końcu i u nas w pewnym sensie można to zaobserwować choćby po jakości programów telewizyjnych - kto chce oglądać ambitne kino czy ciężkie programy polityczne albo ważne rozmowy na szczeblu choćby politycznym właśnie, gdy wraca po 10 h w pracy? I mnie to dopadło, gdy nie miałam nawet siły ksiązki otworzyć. Jeżeli Japonia jest krajem pracoholików, to wiele można zrozumieć. A Murakami opisuje swój naród, więc chyba to dlatego jest to tak mocno w tego książkach częsty motyw. Właśnie pożyczyłam Kafkę... tylko nie wiem kiedy w tym natłoku ksiązek się za nia zabiorę... Na pewno mam na to góra trzy miesiące ;) A Bruczkowskiego nie czytałam, ale na pewno nadrobię kiedyś tę kwestię :)
UsuńO, dopiero teraz zauważyłam Twój komentarz o hentai. Nie słyszałam wcześniej o czymś takim i nie wiem jak to o mnie świadczy (albo dobrze, że się w takich tematach nie orientuję, albo źle - bo mam lukę w wiedzy, tzn. miałam :P).
Usuń"Kafka..." jest cudny! Od niego zaczynałam. :) Szkoda tylko, że moja zaawansowana skleroza sprawia, że wiele już nie pamiętam. :/
Myślę, że masz rację z tym odreagowaniem. U siebie też to zauważam. Teraz np. mam do przeczytania i recenzji kilka reportaży, a jedyne o czym myślę, to jakiś lekki kryminałek. Z kinem akurat u mnie jest inaczej, bo głupie komedie mnie męczą jak mało co. :D
Ale w każdym razie - fakt faktem, przy takim trybie życia, tych wszystkich zasadach, trzeba by być robotem, żeby nie szukać sobie jakiejś furtki, która pozwoli na zrzucenie z siebie tej całej sztywnej, profesjonalnej otoczki.
Właśnie sprawdziłam, że Świątek mam w bibliotece. Co prawda w tej chwili jest wypożyczona, ale może uda mi się ją upolować. :)
Doskonale rozumiem. Ta jesienna aura najwyraźniej tak wpływa, że chce się lekkie czytadła brać do rąk. Aktualnie muszę dokończyć "Stary, młodzi i morze", a żeglarskie zwroty nie pomagają... A i rozumiem też bolączkę "sklerotyczną". Mam identycznie, zwłaszcza jeśli chodzi o filmy. Bywa że widzę fragment i kłócę się sama ze sobą, czy go widziałam.
UsuńLekkie i mroczne - idealna pora na nadrabianie polskich kryminałów. ;)
UsuńO, z filmami też tak mam. Zwykle po jakimś czasie pamiętam tylko towarzyszące mi podczas seansu emocje. Fabuły raczej nie streszczę, chyba, że widziałam film dwa razy, albo zrobił na mnie olbrzymie wrażenie.
Oho, akurat ten odcinek oglądałam!!!! :D Ja w ogóle myślę, że Japończycy mają czasem nierówno pod sufitem. Ale to fajne, ta oryginalność, szaleństwo. Niech sobie żyją, jak chcą, choć generalnie... nie-e. Nie ta pani. Nie ten styl. W ogóle... Ale serio, wisi mi to całkowicie.
OdpowiedzUsuńA co do książki - chętnie przejrzę. Lubię Martynę, choć nie tak, jak Ty. Kupować pewnie nie kupię, bez przesady, ale przejrzę. Ot, dla ładnych zdjęć :)
Kasi wyżej proponowałam styl na "makabryczną lolę". To prawie jak zombie. :P
UsuńSpoko. W sam raz na niedzielne nabożeństwo.
UsuńZrobiłabyś furorę! :D
UsuńW ogóle napisałem CI komentarz, a on znikł. Jak on mógł ;/
OdpowiedzUsuńPisałem w nim, że szkoda że pani Martyna nie zahaczyła o temat wizerunku Visual, czy panów na telefon i do towarzystwa czyli "hostów" :) Zwykle młodzi mężczyźni od 18-25 lat którzy zabawiają swoim towarzystwem dziewczyny, kobiety a nawet dużo starsze panie :)
Sprawdziłam spam, ale tam go nie ma. Widocznie wzięło i zeżarło. :/
UsuńOooo... Kroi się ciekawy temat. :D
Chciałabym kiedyś przeczytać coś Martyny Wojciechowskiej, jednak jakoś tak nie trafiam na jej pozycje. Muszę się bardziej rozglądać:)
OdpowiedzUsuńFajnie pisze, więc może Ci się spodobać. Faktycznie, rozglądaj się uważniej - bo sporo tego wydała, więc na pewno któraś jej książka czai się w pobliżu. :D
UsuńRecenzja sprawiła, że obejrzałam odcinek. Początek to szok! Japonia to dziwny kraj.
OdpowiedzUsuńCieszę się. :)
UsuńA od siebie polecam pozostałe książki, i program oczywiście też. :)
Czasami udaje mi się obejrzeć program M. Wojciechowskiej, może kiedyś uda mi się sięgnąć po jej książkę :)
OdpowiedzUsuńOstatnio (tzn. wczoraj) oglądałam odcinek o filipińskiej rodzinie mieszkającej na cmentarzu. Lekko szokujący. ;)
Usuńniestety przegapiłam :( Przyznaję się z tej najnowszej serii nie widziałam żadnego odcinka :(
UsuńObejrzyj w Internecie. :)
UsuńW tv nawet nie wiem kiedy to leci. Sama niewiele widziałam, ale powoli nadrabiam. Wczoraj oglądałam o kobiecie, która razem z mężem ratuje krokodyle. :D I o pani, która jeździ taksówką w Hawanie. :)
Też widziałam ten odcinek. Nie poczułam się nim jakoś specjalnie zszokowana ponieważ dzień przed jego emisją skończyłam czytać ,,Eli, eli" Wojtka Tochmana, który pisze w tej książce o ludziach mieszkających w slumsach Manili. Po tej lekturze nic już nie było w stanie mnie przerazić. Przynajmniej chwilowo.
Usuń"Eli, Eli" wciąż jeszcze przede mną. Nawet jeszcze własnego egzemplarza się nie dorobiłam. ;)
Usuńjestem strasznie niechętna, takiemu sztucznemu nabijaniu pozycji w bibliografii. skoro wątek został już opisany w Kobiecie na krańcu świata, to po co wydawać go w wersji kieszonkowej?
OdpowiedzUsuńTeż tego nie lubię, tym bardziej, że np. sięgając po książkę Pawlikowskiej "Blondynka na tropie tajemnic" - pojęcia nie miałam, że to też tego typu wydanie (tzn. zbiorcze i zawierające książki, które już znam).
UsuńMoże wydawanie pocketów ma ułatwić podróżnikowi zabranie takiej książki ze sobą - to jedyny sensowny powód (oczywiście oprócz finansowego), który mi się nasuwa.
Twórczość autorki wciąż przede mną:)
OdpowiedzUsuńA to takie fajne książki. :)
UsuńMuszę przeczytać, ale kiedy, to już trudno mi powiedzieć. Już od dłuższego czasu się zarzekam, że przeczytam, ale jakoś mi to nie wychodzi. :)
OdpowiedzUsuńZnam to, też tak mam z niektórymi autorami. ;)
UsuńUwielbiam Wojciechowską, chciałabym mieć wszystkie jej książki :)
OdpowiedzUsuńTo jest nas dwie. :)
UsuńJeszcze po nią nie sięgnęłam - ale na liście już mam :))) Programy lubię oglądać ;)
OdpowiedzUsuńJak programy lubisz, to i książki pewnie przypadną Ci do gustu. Jakby co, to zachęcam do pięknie wydanych zbiorczych tomów "Kobiety na krańcu świata".
UsuńJakiś czas temu czytałam tom 1 i 2 teraz przeczytałam 3, ale do dwóch poprzednich jeszcze powrócę, uwielbiam Martynę jej program i książki, przedstawia w nich różne kraje, miejsca, ale przede wszystkim skupia się na ludziach, którzy stanowią dany kraj.
OdpowiedzUsuńTeż czytałam dwa pierwsze, trzeci dopiero przede mną. Planuję powrót do poprzednich, bo mi ich recenzji brakuje. ;)
UsuńTo mi się właśnie u Martyny podoba, że jej książki/programy są inne niż pozostałe typowo podróżnicze. Bardziej u ludziach, niż miejscach. Te jej historie są fascynujące!