Jan Jakub Kolski Dwanaście słów Wielka Litera 2013 240 stron |
Gdybym miała wymienić ulubionych polskich reżyserów, Jan Jakub Kolski bez wątpienia znalazłby się w czołówce. Zauroczona Jasminum obejrzałam kilka innych jego filmów i zakochałam się w tej nieco magicznej stylistyce na zabój. Kolski czaruje, opowiada niesamowite historie. Jego bohaterowie to zwykli ludzie, w ich opowieściach, można odnaleźć siebie, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydają się dotyczyć spraw zupełnie różnych od naszej codzienności. Obrazy Kolskiego na długo pozostają w pamięci, zarówno fabuły, jak i poszczególne sceny, które namalowane z niesamowitą precyzją dotykają wrażliwości widza. Poetyckie, liryczne, magiczne - takie jest kino tworzone przez reżysera. Jednak nie tylko świat filmu pasjonuje twórcę Jańcia Wodnika. Kolski próbuje swych sił jako pisarz.
Pobyt na Targach Książki w Krakowie uzmysłowił mi, że pisać może każdy i wielu z tej możliwości korzysta. Piszą pisarze, dziennikarze, podróżnicy, wykładowcy, aktorzy, kucharze, styliści, piłkarze, chemicy, architekci, psychoterapeuci, celebryci. Efekt? Różny. Nie każdy, kto jest dobry w tym, co robi zawodowo, potrafi równie sprawnie władać piórem. Z obawą podchodzę do kolejnych książek, które atakują z okładki znanymi twarzami. Nie wątpię, że każdy z nas ma do opowiedzenia jakąś historię, wątpię jednak w to, czy wszyscy ja opowiedzieć potrafią. Egzamin z oddychania Jana Jakuba Kolskiego, nie spotkał się z wielkim entuzjazmem czytelników. Sama świadomie tę książkę pominęłam, wychodząc z założenia, że lepiej pozostać przy zachwycie nad filmami, niż z rozczarowaniem kartkować powieść. A jednak, gdy na rynku pojawiła się najnowsza książka reżysera, Dwanaście słów, nie mogłam się powstrzymać, by do niej nie zajrzeć.
Marianna nie była brzydka. Miała trzydzieści jeden lat, niebieskie oczy, czarne włosy, zrośnięte brwi i jasną, klasztorną cerę. Prawdę mówiąc, była jedną z ładniejszych boromeuszek w klasztorze, ale o tym nie wiedziała. Opiekowała się chorymi w szpitalu, była pielęgniarką, więc nie miała zbyt wiele czasu na przeglądanie się w lustrze. Zresztą światła nie starczało o trzeciej pięćdziesiąt, ani o żadnej innej godzinie[1].
Życie Marianny składa się z modlitw i wysłuchiwania historii opowiadanych przez otaczanych opieką chorych. Cudze słowa, cudze opowieści. Cudzy żywot, który bohaterka chłonie intensywnie. Brak w boromeuszce woli prowadzenia klasztornego życia. Ma w sobie kłąb zakazanych emocji. Wymyka się z celi, wiedziona podnieceniem i nieprzyzwoitą myślą. Wielbiąc wizerunek Chrystusa ciałem i duszą, ma świadomość tego, że grzeszy, lecz z wiedzy tej nic nie wynika. Któregoś dnia zawija święty obraz w chustę, chowa pod habitem i ucieka z klasztoru.
Równo w trzy miesiące od tego poranka, miała stanąć naprzeciw drzwi człowieka nie mniej ukrzyżowanego, mieszkającego w leśnej chacie, z daleka od celów, które sobie niegdyś wyznaczył. Ci, którzy o nim wiedzieli, nazwali go nauczycielem muzyki[2].
Kim jest ów nauczyciel dla naszej bohaterki? Skąd ten upór, by znaleźć się w jego pobliżu? Kolski długo pozostawia te pytania bez odpowiedzi, co rusz serwując nie do końca czytelne sceny z życia Marianny. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, by zrozumieć motywację kobiety.
Ile słów potrzebujesz, by wyrazić siebie? By przekazać istotę tego, co masz do powiedzenia?
Obliczyłem, że dwanaście w ciągu dnia wystarczy, żeby się w pełni porozumieć ze światem[3] - mówi nauczyciel, Fryderyk Greszel, przyjmując pod swój dom służącą. Długo się tej zasady trzyma, aż przychodzi dzień, gdy opowiedzenie historii swego życia, okaże się niemożliwe przy użyciu tak ograniczonej liczby wyrazów. W pewnym momencie można dojść do wniosku, że dwanaście słów wystarcza do momentu, w którym chce się wyciągnąć na światło dzienne prawdę. Grając, można jedynie otrzeć się o narzucony limit, szczerość wypływa z człowieka potokiem zdań. Czyżby wytyczenie granicy miało powstrzymać przed wylewnością kończącą się odsłonięciem wnętrza, uczuć, emocji, czułych punktów, prawdziwego oblicza?
Dwanaście słów, jak głosi nota wydawcy, to małość i wielkość, siła i słabość, moralność i deprawacja, przebaczenie i grzech. Skrajności, przeciwieństwa, bieguny, których zderzenie doprowadzić może do nieszczęść cudzych, szczęść własnych, a może na odwrót? Jedno jest pewne, nic tu się nie dzieje bez przyczyny, wszystko jest środkiem do celu lub efektem wydarzeń z przeszłości. Marianna ma swoje powody, by znaleźć się pod jednym dachem z nauczycielem. Fryderyk nie bez przyczyny ucieka w ciszę, a ludzi traktuje z dystansem, choć jednocześnie nie stroni od spełniania swych seksualnych fantazji. Seksualne napięcie jest w tej książce stale obecne, jakby bohaterowie w zaspokajaniu swych potrzeb znajdowali ucieczkę od nieudanego życia. Sceny rozkoszy bywają kontrowersyjne, nie każdemu spodoba się wizja zakonnicy masturbującej się przed świętym obrazem. Czy Kolski przekroczył granicę dobrego smaku? To już kwestia indywidualnego podejścia do tematu.
Powieść reżysera Jańcia Wodnika to paleta dobrze znanych wszystkim emocji, towarzyszących odkrywaniu przeszłości, budowaniu przyszłości i teraźniejszej walce o pogodzenie własnej tożsamości z tą przygarniętą na potrzebę realizacji określonego celu.
Podczas lektury Dwunastu słów, kilkakrotnie nasunęła mi się myśl, że Jerzy Pilch opowiedziałby tę historię z większym wyczuciem słowa, precyzyjniej, celniej. Na pewno inaczej, w nieco łagodniejszej formie, dzięki czemu przekonałby do niej więcej czytelników. Czy to oznacza, że Jan Jakub Kolski się nie sprawdził w roli opowiadacza, prowadząc swych bohaterów po papierze, nie zaś przed kamerą? Absolutnie nie, choć nieco mi zabrakło tej magii, którą wyczuwam w jego filmach, na próżno szukając jej w książce. Autor nie bawi się w subtelności, stawiając na naturalistyczne sceny. Kolski-reżyser i Kolski-pisarz, to dwie różne postaci i choć obydwaj doskonale potrafią oddać emocje bohaterów, obaj potrafią uwypuklić niezwykłość historii zwykłych ludzi w ich naturalnym, często niezbyt pięknym świecie, to jednak dopiero przenosząc historie na ekran, gdzie nie tylko fabuła jest istotna, ale dużą rolę odgrywa poetycki obraz, gra świateł i muzyka, Kolski tworzy dzieło zwalające z nóg. Jestem przekonana, że idąc na Dwanaście słów do kina, wyszłabym z seansu zachwycona.
Mam do dyspozycji dwanaście słów, a do wyrażenia cały wszechświat odnowionych emocji[4].
***
Książkę polecamchcącym porównać Kolskiego-reżysera z Kolskim-pisarzemmiłośnikom tajemnicposzukującym historii o emocjach bliskich każdemu
***
[1] Jan Jakub Kolski, Dwanaście słów, Wielka Litera, 2013, s. 5.
[2] Tamże, s. 8.
[3] Tamże, s. 34.
[4] Tamże, s. 182
Mam mieszane uczucia, chyba jednak ją sobie odpuszczę i skuszę się na jakiś film Pana Kolskiego:)
OdpowiedzUsuńMyślę, że "Jasminum" by Ci się spodobało. :)
UsuńNa dniach będę czytała - jestem ciekawa cz dam się porwać książkowemu światowi Kolskiego;)
OdpowiedzUsuńTeż jestem ciekawa. :)
UsuńJa miałam ogromne obawy, ale koniec końców - nie było tak źle. Choć jednak wolę Kolskiego jako reżysera.
Nie słyszałam o tej książce, ale tak napisałaś,że na prawdę z ogromną chęcią bym przeczytała bo wydaje się być na prawdę ciekawa! :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się nie rozczarujesz, bo to z pewnością nie jest książka, która każdemu przypadnie do gustu.
UsuńOglądałam Jasminum, więc z chęcią zajrzałabym do książki tego reżysera.
OdpowiedzUsuń"Jasminum" jest wspaniałe. Uwielbiam też "Wenecję" i "Jańcia Wodnika".
UsuńFilmy Kolskiego uwielbiam, ale przez "Egzamin z oddychania" nie przebrnęłam. Wydał mi się zbyt ..... twardy, męski, poniekąd wulgarny - zwłaszcza główna bohaterka Muszelka. Być może kiedyś spróbuję zmierzyć się z książką "Dwanaście słów", bo jak zauważyłaś, istnieje rozdźwięk między Kolskim reżyserem, a Kolskim pisarzem. Gdzieś, chyba u Kasi Horodyniec był link do doskonałego, długiego wywiadu z tym twórcą. Niesamowita sprawa.
OdpowiedzUsuńO, poszukam tego wywiadu.
Usuń"Dwanaście słów" też jest raczej twardą, miejscami wulgarną książką. Niby postać Marianny nieco łagodzi to odczucie, ale i jej wizerunek daleki jest od delikatnie kobiecego.
Ale się rozpisałaś! :) Jednak tą pozycję sobie daruję...
OdpowiedzUsuńW recenzjach tak mam. Mogę pisać i pisać. :D
UsuńA ja mam na półce "Egzamin z oddychania", tylko nie mam kiedy do niego zajrzeć. Jak mi się spodoba to może sięgnę po tę książkę. Na "Jasminum" byłam w kinie - bardzo fajny film :)
OdpowiedzUsuńTa mała z "Jasminum" jest rozbrajająca. :D
UsuńPewnie tak, aż tak dobrze jej nie pamiętam. Za to jej matkę Nataszę (Grażyna Błęcka-Kolska), jak robiła perfumy, a także braci zakonnych (m.in. Janusz Gajos, Krzysztof Pieczyński), a nawet Świętego Rocha (niezrównany Franciszek Pieczka). To się nazywa pamięć wybiórcza :P
UsuńBłęckiej-Kolskiej nie lubię. Dla mnie jej postać jest minusem każdego filmu Kolskiego.
UsuńA ja ją lubię. Szczególnie za "Kogel-mogel" i "Galimatias, czyli Kogel-mogel II" :)
Usuń"Kogel-mogel" lubię, drugą część już nieco mniej. Ale aktorki nadal nie potrafię strawić. ;)
UsuńBardzo jestem jej ciekawa, teraz jeszcze bardziej i lubię kontrowersyjne tematy :)).
OdpowiedzUsuńNiegrzeczna dziewczynka. :P
UsuńJa? Mła? Never ever.
UsuńBo uwierzę. :D
UsuńNie jestem pewna czy by mi się spodobała, jednak może warto dać jej szansę i przekonać się na własnej skórze?
OdpowiedzUsuńTo jedna z tych książek, które ciężko polecić czy odradzić, bo każdy inaczej ją odbierze.
UsuńOj zdecydowanie nie dla mnie
OdpowiedzUsuńA ja właśnie filmami Kolskiego nie potrafię się zachwycić. Te liryczne, nastrojowe obrazy jakoś do mnie nie przemawiają, chyba po prostu nie lubię takiego kina. Dlatego po książkę też nie mam wielkiej ochoty sięgnąć. Napisałaś, że Kolski pisarz jest zupełnie inny niż Kolski reżyser, ale mimo tego chyba na razie spasuję.
OdpowiedzUsuńA "Wenecję" widziałaś?
UsuńNie, widziałam "Jańcio Wodnik", "Jasminum" oraz "Afonię i pszczoły". Możliwe, że to za mało, żeby ocenić całą twórczość Kolskiego, ale nie zachwyciłam się :(
UsuńWidocznie nie Twoje klimaty, ale mimo wszystko zachęcam do obejrzenia "Wenecji". :)
UsuńPostaram się obejrzeć :)
UsuńZaintrygowałaś mnie książką:)
OdpowiedzUsuńCieszę się. :)
UsuńOj, uwielbiam Kolskiego jako reżysera. Pod tym względem u mnie nie tylko znalazłby się w czołówce, ale to chyba zdecydowanie mój ulubiony twórca. Za tę sielskość, prostotę, magię, klimat - za to go cenię. Ale jeszcze dotychczas nie miałem okazji czytać jego prozy, jednak przymierzałem się już kilkukrotnie. Mam nadzieję, że jest właśnie taka, jak jego filmy. Choć po Twojej recenzji zaczynam mieć pewne wątpliwości, szczególnie w kwestii subtelności, której wygląda na to, Kolskiemu-pisarzowi nieco brakuje. No nic, pożyjemy, poczytamy, zobaczymy :)
OdpowiedzUsuńCenię go dokładnie za to samo. I tak sobie myślę, że u mnie chyba też byłby na szczycie listy (no, może czując na plecach oddech Smarzowskiego).
UsuńSubtelność u Kolskiego-reżysera kojarzy mi się przede wszystkim ze zdjęciami, to głównie one tworzą taki niesamowity, poetycki klimat. Widocznie w prozie zabrakło tego czegoś, co ten nastrój zbuduje.
Jakoś czuję, że powinnam przeczytać i jeśli nadarzy się okazja, na pewno to zrobię :)
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy Ci się spodoba. A filmy Kolskiego oglądałaś?
UsuńMoże przeczytam...
OdpowiedzUsuńMoże Ci się spodoba... ;)
UsuńChyba nie tym razem.
OdpowiedzUsuńCzytasz innego typu książki, więc ta raczej by Ci się nie spodobała.
UsuńJasminum też mnie zauroczyło... Nie wiem nawet, ile razy oglądałam ten film, ale z pewnością było tego sporo:) Z ciekawości sięgnę też po polecaną przez Ciebie książkę i poznam nieco inne oblicze Kolskiego.
OdpowiedzUsuńA inne jego filmy widziałaś?
UsuńBardzo ciekawa recenzja, aż zacząłem liczyć słowa. :) Z chęcią się skuszę. :)
OdpowiedzUsuńNie licząc emotikonów, zostało Ci na dziś jeszcze jedno. ;)
UsuńZaintrygowałaś mnie. Przyznaję, że filmy Kolskiego nie do końca trafiają w mój gust, więc może książką mnie do siebie przekona.
OdpowiedzUsuńO, to ciekawe jak podszedłby do książki ktoś, kto nie lubi jego filmów.
UsuńWidziałam Jasminum – film bardzo mi podobał. Jeżeli będę miała okazję to chętnie przeczytam "Dwanaście słów"
OdpowiedzUsuń"Jasminum" jest magiczne. :)
UsuńTeż uwielbiam "Jasminum", widziałam je kilka razy. Podobnie podobała mi się "Wenecja". Natomiast w ogóle nie wiedziałam, że Kolski napisał książki. Jeśli uważasz, że Pilch wyraża się precyzyjniej (a jego "Pod mocnym aniołem" nie podobało mi się bardzo z powodu braku klarowności), to nie wiem co myśleć ;)
OdpowiedzUsuńPilch w tym swoim zapętleniu słowem trafniej wyraża emocje, tak mi się przynajmniej wydaje. :)
UsuńKolski i książki? Nawet nie wiedziałam... Dobrze, że przypomniałaś mi o Jasminum, widziałam dawno temu i chętnie sobie przypomnę :)
OdpowiedzUsuńNo to już wiesz. :)
UsuńCiekawe, czy po latach odbierzesz ten film tak samo. Ja wspominam go bardzo dobrze i trochę obawiałabym się powtórki.
Tym razem to raczej nie dla mnie pozycja, chociaż to kontrowersyjne podejście odrobinę mnie intryguje :)
OdpowiedzUsuńTak to jest z tymi kontrowersjami - przyciągają jak magnes. :P
UsuńJa również uwielbiam Kolskiego jako reżysera i chętnie zapoznałabym się z którąś jego książek, ale boję się trochę tej konfrontacji. "Dwanaście słów" brzmi mimo wszystko na tyle intrygująco, że być może się skuszę. Naturalizm i nieprzyzwoitość raczej mi nie przeszkadzają, zobaczymy jak będzie z resztą ;)
OdpowiedzUsuńKoniecznie daj znać, jak Ci się spodobała lektura. :)
UsuńTaka konfrontacja to niełatwa sprawa. Pamiętam jak próbowałam czytać książkę mojego ukochanego Almodovara, z kiepskim skutkiem, zresztą... A już w ogóle nie potrafię sobie wyobrazić, że np. miałabym czytać powieść Burtona. Oj, bałabym się, że tej jego magii tam nie znajdę.