Joanna Sałyga Chustka Wyd. Znak 2013 400 stron |
Można zacząć tak: drogi pamiętniczku, ten dzień był inny niż wszystkie, nagle okazało się, że...
Albo tak: kochani czytelnicy, muszę się z wami podzielić pewną wiadomością...
Ona, zakładając bloga 10 kwietnia 2010 roku, w pierwszej notce rzuciła ot, tak:
mam 34 lata.
ważę 56 kg przy wzroście 171 cm.
urodziłam pięć lat temu przez cięcie cesarskie chłopczyka.
od kilkudziesięciu godzin mam raka*.
Szczęśliwie zakochana. Matka. Córka. Dobra pracownica. Młoda kobieta. Do takiej jak ona mówi się: masz całe życie przed sobą, ciesz się nim.
Jeszcze tyle mogła osiągnąć. Tyle zdobyć, zobaczyć, przeżyć. I nagle wszystko się sypie. Szczęście, plany, nadzieje. Może nie od razu, bo przecież trzeba walczyć. Cóż może być gorszego, od biernego wyczekiwania końca? Joanna Sałyga, znana jako Chustka, nie poddała się. Podjęła leczenie. Przegrała. Świadectwem jej walki jest jej blog, zapis zmagań z chorobą, kipiący od emocji dziennik. W tych zapiskach Joanna wciąż jest żywa, cieszy się, złości, popada w zadumę. Klnie, cytuje poetów, ze wzruszeniem wspomina o synu. Na kilka dni przed feralną datą 29 października 2012 roku milknie. Już więcej nie napisze...
Chustka to przede wszystkim emocje. Brzmi to banalnie, wiem. Wszystko, co tu napiszę będzie banałem. Nie ma takich słów, którymi można opisać treść książki, bo jakimi słowami można skomentować historię umierania młodej kobiety? Joanna jest w swym dzienniku do bólu szczera. Płacze, kiedy jej smutno. Złości się, kiedy dopada ją bezsilność. Cieszy się, gdy pojawia się nadzieja lub na jej drodze stoi choćby małe szczęście. Piotr, jej ukochany Niemąż pisze o niej: Joanna żyła życiem, nie umieraniem. To się czuje, bo choć jej blog był historią przede wszystkim choroby, Chustka miała w sobie tak wiele życia, że momentami trudno było uwierzyć w to, z jak wielkim problemem musi się zmierzyć. Jej historia jest pełna miłości i muzyki. Strach atakuje dowcipem, ironią.
17 czerwca 2010
no tak, taka byłam, taka jestem, nabijam się.
z siebie, z choroby. co innego mogę zrobić?
postaram się kpić, póki starczy mi sił.
2 marca 2012
nikt nie jest
w stanie przewidzieć, jakie będą skutki uboczne
połączenia naświetlań z chemioterapią.
ahoj przygodo!
Czytelnik mimowolnie się uśmiecha. Dopiero po kilku sekundach zorientuje się, jak smutny jest to uśmiech.
Czasami brakuje jej sił. 15 września 2010 roku pisze:
jestem zmęczona chorowaniem.
zmęczona sobą, swoim ciałem.
zmęczona chemioterapią.
zmęczona lekiem przed nową operacją.
zmęczona leżeniem w szpitalu, rekonwalescencją,
o ile przeżyję operację.
jestem zmęczona.
zmęczona tą namiastką życia.
mam ochotę położyć się spać i już nie wstać.
tylko Synka mi żal.
Wobec tak potężnego ładunku emocji, trudno przejść obojętnie. Jednak mimo dramatu, jaki przeżywa, mimo obaw, że nie uda jej się odprowadzić syna do szkoły, gdy ten stanie się dumnym pierwszoklasistą, że nie dane jej będzie wprowadzić go w dorosłość, zatańczyć na jego weselu, mimo poczucia niesprawiedliwości, wciąż potrafi cieszyć się z drobiazgów - wyprawy na grzyby, zakupów, muzyki, książek. Tyle w niej energii, mimo zmęczenia, bólu, strachu. Tyle ciepłych uczuć.
4 marca 2012
melduję się, jestem.
co gorsza, wiosennie zakochana jak nastoletni przygłup.
zajrzałam w oczy Niemęża i - cholera - znowu wpadłam po uszy.
chodzę z durnym uśmiechem, z głową w różowej
chmurze z pluszowych serduszek.
tralali-tralala!
Czytam jej wpisy i zastanawiam się, dlaczego tak wielu z nas nie docenia tego, co ma. Dlaczego tracimy czas na żale, pretensje, kłótnie. Rozpamiętujemy przeszłość, to co mamy, traktujemy jak oczywistość. Wolimy narzekać na braki, niż cieszyć się z tego, co dostępne. Dlaczego tak często bliscy są "tylko" a nie "aż" kimś i skąd to przeświadczenie, że zawsze przy nas będą.
Trudno ocenić tę książkę, bo jak ocenić czyjeś życie, emocje? Przyczepić się zdań pisanych z małej litery? Zachwycać grami słownymi? Irytować z powodu braku numeracji stron? Nie da się, nie można, nie wypada. Taka była Joanna, taki styl pisania wybrała. Wyobrażam sobie, jak niesamowitą musiała być osobą. Uśmiechniętą, zdystansowaną, zwariowaną kiedy można i poukładaną kiedy trzeba.
Chustka jest smutną historią, a jednak tyle w niej szczęścia, pozytywnych uczuć. Umierająca kobieta jest pełna życia. Nie poddaje się chorobie, stara się znaleźć pozytywne strony każdej sytuacji. Chora przecież ma więcej czasu dla Niemęża i synka, niż gdyby pracowała jak dawniej w korporacji. Mimo przygnębiającej tematyki, książka jest wypełniona ciepłem i radością. Joanna Sałyga dzieli się nie tylko smutkami, ale tryskając humorem spisuje zabawne scenki z życia, których bohaterem jest najczęściej jej syn. Miłość matki jest tak silna, że niemal namacalna. I piękna. Chustka dołożyła wszelkich starań, by jak najlepiej wychować jedynaka, obudzić w nim ciekawość świata, przygotować do życia. Któregoś dnia chłopiec przeczyta tę książkę i będzie z mamy dumny, tak jak ona była dumna z niego.
Pewnego dnia Joanna napisała:
a co u Was dziś dobrego się wydarzyło? opowiedzcie, proszę.
Triquestra - Astroblues
dawno, żadna polska piosenka mnie nie urzekła jak
ta, dziś, usłyszana w Trójce, u Piotra Barona
---
Książkę polecammiłośnikom historii prawdziwychtym, którzy nie potrafią cieszyć się z drobiazgówszukającym książki pełnej emocji
---
*źródło cytatów: Joanna Sałyga, Chustka, Wyd. Znak, 2013.
---
Warto zajrzeć
Rewelacyjnie zilustrowałaś ten świetny post muzyką.
OdpowiedzUsuńKsiążki nie czytałam. Zaglądałam do Chustki na blog.
Trudno coś więcej dodać.
W tej książce jest mnóstwo przepięknej muzyki, ta bardzo mi pasowała do notki. No i Chustka ją lubiła...
UsuńAż mam dreszcze. Taka straszna, tak smutna historia.. :(
OdpowiedzUsuńAno smutna... Życie bywa niesprawiedliwe, niestety.
UsuńPięknie opisałaś te książkę... Sama mam ją w planach, ale już dziś obawiam się, że się przy niej poryczę. :(
OdpowiedzUsuńNo cóż, chwilami oczy robią się podejrzanie wilgotne, to fakt. Ale wbrew pozorom, w tej książce jest cała masa ciepła i radości.
UsuńAkapitem rozpoczynającym się od słów "Czytam jej wpisy i zastanawiam się(...)" idealnie oddałaś uczucia jakie towarzyszyły mi po zamknięciu ostatniej strony tej książki:)
OdpowiedzUsuńTeż o tym długo myślałam. Chyba nie da się inaczej.
UsuńNiezwykle poruszająca historia. Już twoja recenzja wywołała we mnie dreszcze.
OdpowiedzUsuńBardzo poruszająca, tyle w niej emocji...
UsuńPięknie to wszystko napisałaś, wróciły do mnie emocje, jakie towarzyszyły mi przy lekturze "Chustki".
OdpowiedzUsuńDziękuję. Ciężko było cokolwiek napisać, więc tym bardziej się cieszę, że nie wyszło tak źle.
UsuńŚwietny Post!
OdpowiedzUsuńNiestety pełen konsumpcjonizm i nasze wady nie pozwalają Nam w pełni cieszyć się życiem... ja cały czas chcę to zmienić... dla mnie rodzina jest wszystkim... jedyne na co naprawdę narzekam to "na ludzi, którzy narzekają" ;PD i to na poważnie - nie lubię negatywnych emocji i wiecznego użalania się - do roboty - wystarczy uwierzyć w siebie! Pozdrawiam!
Dziękuję. :)
UsuńJestem z tych, co niestety lubią sobie ponarzekać, ale wydaje mi się, że doceniam to, co mam, no i przede wszystkim - mruczę pod nosem co mi przeszkadza, ale staram się wziąć w garść i zmienić wszystko na lepsze. :)
Książka zdecydowanie dla mnie. Podziwiam ludzi, którzy zmagają się z poważnymi problemami, a jednocześnie cieszą się z tego, co posiadają, podchodząc do życia z ogromnym dystansem. Szacunek.
OdpowiedzUsuńOj tak, można im pozazdrościć woli walki.
Usuństoi na półce, ale na TAKĄ książkę to trzeba mieć odpowiednią chwilę
OdpowiedzUsuńTo fakt. U mnie też chwilę leżała, zanim się za nią zabrałam.
UsuńŚwietnie opisane! Aż ma się ochotę sięgnąć po więcej :)
OdpowiedzUsuńJak najbardziej musze ją przeczytac :)
OdpowiedzUsuńWiesz co, wydaje mi się, że to jest książka, którą przeczytać powinien każdy...
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest.
UsuńZgrałyśmy się z lekturą. I chyba nic więcej nie mogę dodać.
OdpowiedzUsuńChociaż po książce chciałam się dowiedzieć kiedy, gdzie i czy w ogóle premiera "Nieżony", a natknęłam się na mnóstwo bardzo, bardzo nieprzyjemnych informacji na temat Joanny i Piotra. Zwłaszcza Piotra.
I trochę zbaraniałam. I już teraz właściwie sama nie wiem co myśleć. Ile w tym kreacji, ile prawdy.
Tak czy siak książka działa.
Też szukałam czegoś o premierze, ale nie trafiłam na nic konkretnego, a w inne teksty się nie wgłębiałam. Z ciekawości sprawdzę, o czym piszesz.
UsuńRewelacyjna książka. Tematyka bardzo smutna, ale Joanna nie poddała się temu nastrojowi i do końca szukała promyków radości i nadziei. Zgadzam się z Tobą, że musiała być świetną osobą. Żal, że musiała tak szybko odejść... Cieszmy się tym co mamy, bo każdy z nas ma wiele powodów do radości.
OdpowiedzUsuńTematyka smutna, ale ile optymizmu w bohaterce. :)
UsuńNie mam odwagi sięgnąć po tę książkę.
OdpowiedzUsuńAniu, wbrew pozorom dużo w niej ciepła i pozytywnych uczuć. Może warto? Choćby po to, żeby docenić te piękne chwile, które są nam dane.
UsuńBoję się czytać takie książki. Nie wiem dlaczego, ale po prostu się boję.
UsuńNo to nie ma co się zmuszać, w końcu jest tyle innych tytułów. :)
UsuńAniu właśnie ją pożyczyłam z biblioteki, więc też za jakiś czas o niej napiszę:D Jestem bardzo, bardzo ciekawa tej książki.
OdpowiedzUsuńA ja jestem ciekawa Twojej opinii. :)
UsuńAniu pytanie za 100 punktów :) Co znaczy soy como el viento ?
UsuńJestem jak wiatr. ;)
UsuńNie wiem co napisać, ponieważ w mojej rodzinie kilka osób chorowało i zmarło na nowotwór. Dlatego znam to od podszewki, też mi się chorowało. Stąd moje zdziwienie, kiedy ludzie są przekonani, że chorzy to pogrążeni w smutku osobnicy. Najczęściej jest tak, że to niesamowici optymiści, multum w nich wiary i radości, żeby się o tym przekonać wystarczy wejść na odział onkologi i porozmawiać z pierwszym lepszym pacjentem. Mój brat przed śmiercią napisał bardzo rezolutną książkę na temat swojej choroby i pogrzebu, - który notabene bardzo dokładnie sobie zaplanował - muszę przyznać, że to bardzo oryginalny, po nim, prezent. Dlatego nie dziwi mnie, że "Chustka" robi wrażenie, tego typu historie zawsze zwalają z nóg.
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie tym komentarzem, naprawdę. Wiesz, mi też się wydawało, że jednak większość ludzi dotkniętych ciężką chorobą, raczej się załamie niż zacznie żyć w pełni korzystając z danego im czasu. Najwyraźniej bardzo się myliłam.
UsuńPrezent brata faktycznie, oryginalny i bez wątpienia bardzo ważny. Wspaniały sposób na to, by stale być obok, nawet gdy jest się daleko...
Przeczytam, ale chyba nie teraz, bo boję się takich emocji. Takie książki są potrzebne, by otwierać ludziom oczy. To naprawdę musi być wyjątkowa lektura.
OdpowiedzUsuńRacja, ciekawa jestem tylko, czy ludziom te oczy otwierają się na stałe, czy tylko na kilka dni, a później znów powraca stare dobre narzekanie na wszystko.
UsuńMnie najbardziej poruszył wpis nr. 912. Nikt nie chce umierać. Jeśli jednak dodatkowo myśli się o tych, których tu po sobie pozostawimy, to jest jeszcze trudniej...
OdpowiedzUsuńFakt, miałam wrażenie, że największym problemem Chustki było nie tyle to, że któregoś dnia odejdzie, ale to, że tego dnia jej syn zostanie bez matczynej opieki.
UsuńO książce już słyszałam, ale jak na razie nie sięgnę po nią, zbyt bliski jest mi to problem ... ale muszę Ci powiedzieć że popłakałam się czytając Twoja recenzję.
OdpowiedzUsuńPrzytulam mocno...
UsuńOdkąd w mojej rodzinie pojawił się rak nie potrafię spokojnie podejść do tematu tej choroby. Chyba nie jestem jeszcze gotowa na ,,Chustkę".
OdpowiedzUsuńWcale Ci się nie dziwię. Choć dużo pozytywnej energii jest w tej książce, to może faktycznie nie być dobry moment na taką lekturę.
UsuńWierzę, że to wspaniała i wartościowa książka. Niestety chyba nie byłabym w stanie jej przeczytać.
OdpowiedzUsuńNie ma co się zmuszać. :)
UsuńCoś mi się wydaje, że przeglądałam ten blog. Może nie tej konkretnej kobiety, ale jakiś blog o walce z rakiem - pisany właśnie w taki lekki, uroczy sposób - obserwowałam swego czasu i nie mogłam tego znieść. Sama Twoja recenzja, te cytaty i zdjęcia - eh, życie jest naprawdę niesprawiedliwe. Książki nie chcę czytać.
OdpowiedzUsuńCzytanie takich zapisków na bieżąco, w czasie, gdy powstają, jest chyba jeszcze trudniejsze, bo nigdy nie wiadomo w jakim tonie będzie kolejny wpis.
UsuńJeszcze nie czytałam, ale może kiedyś to się zmieni.
OdpowiedzUsuńMyślę, że warto. Boli, ale pozwala przemyśleć kilka ważnych kwestii.
UsuńCzytałam, szkoda, że Joanny już z nami nie ma.
OdpowiedzUsuńAno szkoda. Taka młoda, tyle jeszcze mogła...
Usuńsmutna książka, ale jak najbardziej ją muszę przeczytać bo historie prawdziwe są zawsze warte, żeby się z nimi zapoznać..
OdpowiedzUsuńOj tak, zwłaszcza wtedy, gdy możemy czegoś się z nich nauczyć.
UsuńNajpierw przeczytałam książkę,a póżniej bloga,w którym Joanna ciągle żyje.Zdecydowanie bloga czytać wolę,oglądam fotografię i słucham muzyki,na ile to możliwe.aby odtworzyć utwór.Cząstka tej intrygującej osoby pozostała z tymi,którzy rozumieją jej intencje.Ale książkę polecam,bo nie każdy ma możliwości do korzystania z komputera a opisy Joanny wzbogacają od wewnątrz.Jest też wiele informacji,z których już skorzystałam.
UsuńSzczerze mówiąc, nie bardzo mam odwagę zajrzeć na tego bloga. Może za jakiś czas?
Usuńteraz nie, ale może kiedyś przeczytam
OdpowiedzUsuńTa książka wymaga odpowiedniego nastroju, to fakt.
UsuńTak mi się smutno zrobiło i chociaż tytuł mam w planach to obawiam się tych emocji.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że często nie potrafimy się cieszyć z tego, co mamy. Nie wiem czy tego trzeba się nauczyć, czy dopiero pewne rzeczy i wydarzenia nam pokazują, że doceniać trzeba wszystkie, nawet drobne chwile szczęścia.
Emocji na pewno nie zabraknie, ale warto przeczytać. Choćby po to, by poczuć tę siłę i energię bohaterki, mimo tak wielkiego nieszczęścia.
UsuńCzytałam bloga, czekałam na każdy kolejny wpis Joanny...
OdpowiedzUsuńśmiałam się z Nią... i zalewałam łzami...
książkę kupiłam w przedsprzedaży... mam ją teraz zawsze pod ręką...
gdy potrzebuję, by ktoś mnie postawił do pionu - czytam Chustkę...
Jak możesz pisać, że przegrała? Przecież Ona wygrała z rakiem 2,5 roku życia, podczas gdy lekarze dawali jej tylko 3 miesiące...
Bardzo żałuję, że już Jej nie ma...
Wyobrażam sobie, jak wielkie emocje musiały Ci towarzyszyć podczas lektury bloga...
UsuńTak, masz rację - wygrała dodatkowy czas, jednak w ostatecznym rozrachunku nie miała niestety tyle szczęścia.
Obejrzałam film.Teraz przeczytam bloga,jeśli jeszcze istnieje.Książka już zamówiona...
OdpowiedzUsuńIstnieje. Adres w notce.
UsuńTwoja recenzja jest odbiciem moich myśli o książce, o autorce... Nie umiem tak pisać, dlatego pozwoliłam sobie podlinkować Twoją.
OdpowiedzUsuńDziękuję! Bardzo mi miło. :)
Usuń