Anna Jaklewicz Niebo w kolorze indygo. Chiny z dala od wielkiego miasta Wyd. Bezdroża 2013 256 stron |
W czasach, gdy podróżować może niemal każdy, a emocje związane z odwiedzaniem najpopularniejszych na mapie turystycznej miejsc odrobinę ostygły, coraz więcej osób decyduje się zejść z utartych szlaków na rzecz odkrywania tajemnic, jakie kryją w sobie małe wioski na uboczu, lokale, w których spotkać można jedynie tubylców, miejsca, których próżno szukać w przewodnikach. Znana podróżniczka Beata Pawlikowska w niemal każdej swojej książce powtarza, że aby poczuć klimat danego miejsca, trzeba wejść w boczne uliczki, skorzystać z lokalnych środków transportu, zjeść tam, gdzie jedzą mieszkańcy i to od tubylców czerpać wiedzę o danym miejscu, nie zaś od wynajętych przewodników. Do podobnych wniosków dochodzi coraz więcej podróżujących i to właśnie dzięki nim powstają książki, w których można wyczuć ducha danego kraju. Tego prawdziwego, a nie kreowanego na potrzebę przyjezdnych.
Anna Jaklewicz bez wątpienia należy do tych, którzy nie czerpią satysfakcji z pozowania do zdjęć na tle sztandarowych zabytków i najpopularniejszych widoczków. Nie wypada wrócić z Paryża bez fotografii z Wieżą Eiffla w tle, z Rzymu bez zdjęcia Koloseum, z Australii bez Sydney Opera House, a z Chin - Wielkiego Muru Chińskiego czy Terakotowej Armii. A jednak, przeglądając liczne fotografie zamieszczone w Niebo w kolorze indygo. Chiny z dala od wielkiego miasta, relacji z podróży do Państwa Środka, nie znajdziemy obrazków przedstawiających atrakcje turystyczne najbardziej charakterystyczne dla tego kraju. Anna Jaklewicz robi to, co obiecuje tytuł jej książki: omija wielkie miasta, zabierając czytelników w podróż po miejscach równie fascynujących jak te, z których Chiny są najbardziej znane. Często są to małe wioski, nieskażone obecnością turystów, która na mieszkańcach niejako wymusza życie na pokaz. Wówczas spragniony zbliżenia się do lokalnej kultury podróżnik, dostaje zestaw pięknie odegranych scenek, a gdy zaspokojony i z lżejszym portfelem wyruszy dalej, tubylcy zrzucają kostiumy, zwijają scenografię i wracają do swojego, jakże niemedialnego życia.
Autorka na własne oczy przekonała się, jak turystyka i oczekiwania przyjezdnych mogą negatywnie wpłynąć na rzeczywistość, odwiedzając wioskę Xijijang, zamieszkiwaną przez mniejszość etniczną Miao. Panującą tam atmosferę Jaklewicz porównała do tej z Zakopanego, zatłoczone ulice skojarzyły się jej z Krupówkami. Mieszkańcy wyszli na przeciw oczekiwaniom przyjezdnych, tworząc wzdłuż głównej ulicy liczne stoiska z pamiątkami czy wypożyczalnie strojów, w których można pozować do pamiątkowych zdjęć. Jedni mieszkańcy są zadowoleni z tych zmian, w końcu rozwój turystyki to przede wszystkim dopływ gotówki. Drudzy z niepokojem obserwują jak ich dom zmienia się w cyrk. Smuci fakt, że nikt nie pytał ludności Miao o zgodę, gdy zostały wprowadzone bilety wstępu do wioski, z których mieszkańcy nie czerpią bezpośredniej korzyści. Niestety "cyrk" w Xijiang ma miejsce codziennie podczas pokazu ceremonii powitania gości. Zgodnie z tradycją Miao witają przybyszów tańcem, śpiewem i ryżowym winem. Goście, zanim wejdą do wioski muszę napić się aż 13 razy. Pokaz jest tylko skróconą wersją pełnego ceremoniału, a dla Miao - zwykłą pracą. Bo za udział w przedstawieniu aktorzy amatorzy otrzymują wynagrodzenie. Zapłata odbywa się na oczach widzów: menedżerka wręcza występującym bileciki warte 7 juanów i zbiera podpisy na liście obecności. Bez ceregieli, bez zabaw w dyskrecję[1].
Na szczęście Anna Jaklewicz rzadko ma okazję obserwować takie przedstawienia. Podróżując po południowej części Chin, trafia do małych, spokojnych wiosek położonych wśród malowniczych wzgórz i ryżowych pól. Tam ludowe tradycje to element codzienności, a nie przedstawień, zaś barwne stroje nie są jedynie kostiumami, lecz stanowią część bogatej kultury. Różnorodność kulturowa i etniczna Państwa Środka, wysuwa się w Niebie w kolorze indygo na pierwszy plan. Autorka odważnie wędruje przez chińskie bezdroża i nie traci żadnej okazji, by zbliżyć się do kolejnych nacji, choć trochę poznać zwyczaje poszczególnych grup etnicznych. Bierze udział w weselu mniejszości Bai, obserwuje obchodzone przez ludność Dong święto lusheng - doroczny konkurs gry na bambusowych fletach, wraz z kobietami Balang uczestniczy w babskiej imprezie i choć nie rozumie ani słowa, nie przeszkadza to w dobrej zabawie (dzięki czemu Chinki poznały takie hity jak Prawy do lewego Kayah i Bregovicia, czy Teksański zespołu Hey). W Mehung zaśpiewam w barze karaoke, poznam Chińczyków, którzy nie znają chińskiego i ludność, która niegdyś żywiła się mięsem tygrysów[2] - opowiada autorka. Ciekawa świata, odważnie dociera wszędzie tam, gdzie istnieje szansa na zbliżenie się do egzotycznej codzienności, poznania tego, czego próżno szukać w metropoliach i ośrodkach turystycznych.
dużym atutem książki są liczne fotografie |
Na szczęście Anna Jaklewicz rzadko ma okazję obserwować takie przedstawienia. Podróżując po południowej części Chin, trafia do małych, spokojnych wiosek położonych wśród malowniczych wzgórz i ryżowych pól. Tam ludowe tradycje to element codzienności, a nie przedstawień, zaś barwne stroje nie są jedynie kostiumami, lecz stanowią część bogatej kultury. Różnorodność kulturowa i etniczna Państwa Środka, wysuwa się w Niebie w kolorze indygo na pierwszy plan. Autorka odważnie wędruje przez chińskie bezdroża i nie traci żadnej okazji, by zbliżyć się do kolejnych nacji, choć trochę poznać zwyczaje poszczególnych grup etnicznych. Bierze udział w weselu mniejszości Bai, obserwuje obchodzone przez ludność Dong święto lusheng - doroczny konkurs gry na bambusowych fletach, wraz z kobietami Balang uczestniczy w babskiej imprezie i choć nie rozumie ani słowa, nie przeszkadza to w dobrej zabawie (dzięki czemu Chinki poznały takie hity jak Prawy do lewego Kayah i Bregovicia, czy Teksański zespołu Hey). W Mehung zaśpiewam w barze karaoke, poznam Chińczyków, którzy nie znają chińskiego i ludność, która niegdyś żywiła się mięsem tygrysów[2] - opowiada autorka. Ciekawa świata, odważnie dociera wszędzie tam, gdzie istnieje szansa na zbliżenie się do egzotycznej codzienności, poznania tego, czego próżno szukać w metropoliach i ośrodkach turystycznych.
Niebo w kolorze indygo to mnóstwo ciekawych faktów i sporo przepięknych zdjęć. Podróżując z Anną Jaklewicz zwiedzamy niewielkie wioski, poznajemy zwyczaje mniejszości etnicznych południowych Chin. Zachwycą nas kolorowe stroje, zszokują targowe stoiska z psiną, zaintrygują zwyczaje panujące na terenach określanych jako królestwo kobiet i raj dla mężczyzn[3]. Na prowincji autorka odnalazła spokój, błękit nieba i prawdziwy urok Chin, ten pełen barw, znaczeń, życzliwych ludzi i egzotycznych smaków. O swoim pobycie w Państwie Środka pisze rzeczowo, uzupełniając treść licznymi przypisami. Nie ma tu nadmiernie rozbudowanych opisów czy zapisków pełnych ekscytacji związanej z odkrywaniem nowych miejsc. Jaklewicz bliższa jest oszczędnym w emocje tekstom Jacka Pałkiewicza, niż entuzjastycznym relacjom Kingi Choszcz czy pełnym uczuć książkom Beaty Pawlikowskiej. Czy można to uznać za plus czy też minus tej książki, to już zależy od preferencji czytelnika. Nie można jednak nie docenić ogromu wiedzy, jaką autorka zmieściła w tej niewielkiej objętościowo relacji z pobytu w Państwie Środka. Oprócz samej wiedzy dotyczącej mniejszości etnicznych Chin, Anna Jaklewicz zwraca także uwagę na wpływ jaki na życie mieszkańców wywiera rozwój turystyki, zmiany nierzadko dokonujące się wbrew woli ludności, wspomina także o ogromnych problemach wynikających z kontroli narodzin. Nie stroni więc od ukazania problemów, z jakimi borykają się Chiny, choć nie jest to też główny temat jej książki.
Nie sposób zapamiętać wszystkich ciekawostek zawartych w książce, więc bez wątpienia będę do niej wracać. Jeśli i wy chcecie poznać Chiny z innej strony, tej, która nie tonie w smogu i hałasie, koniecznie sięgnijcie po Niebo w kolorze indygo. A może podczas wakacyjnych wojaży, sami postanowicie zejść z utartych, zadeptanych szlaków i odkryjecie drugą naturę zwiedzanych miejsc? Tę, która pozbawiona scenografii budowanej na potrzeby turystów, zaskoczy was swoim naturalnym pięknem.
***
Książkę polecam:miłośnikom Chinwielbicielom literatury podróżniczejposzukującym inspiracji podróżniczychzainteresowanym mniejszościami etnicznymi oraz ich bogactwem kulturowympreferującym raczej teksty rzeczowe niż pisane pod wpływem emocji
***
[1] Anna Jaklewicz, Niebo w kolorze indygo. Chiny z dala od wielkiego miasta, Wyd. Bezdroża, 2013, s. 97.
[2] Tamże, s. 186.
[3] Tamże, s. 140.
***
Styl narracji jest ważny, ale nie najważniejszy dla mnie. Najbardziej liczy się to, co autor chce przekazać czytelnikowi - jego wiedza, ale i pasja, dlatego - mimo oszczędnego stylu - z chęcią dam szansę Annie Jaklewicz :) Zwyczajnie jestem ciekawa jej wizji podróżowania, doświadczeń i sposobu patrzenia na świat:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Dla mnie też nie jest najważniejszy, czego dowodem jest to, że uparcie sięgam po książki Beaty Pawlikowskiej, choć jej stylu wręcz nie cierpię. No, ale dla zawartych w tekście ciekawostek warto się przemęczyć. ;)
Usuńo i takie książki podróżnicze to ja uwielbiam ;)
OdpowiedzUsuńMnie trochę zabrakło emocji (takiego "wow!" jak u Stefana Czernieckiego w Argentynie), ale i tak czytało się świetnie.
UsuńI pomyśleć, że ostatnio miałam już kupić tę książkę,a jednak wsadziłam do koszyka inną podróżniczą. Te powiedziałam "na kolejną wypłatę":)
OdpowiedzUsuńA co wrzuciłaś do koszyka?
UsuńMoja siostra jest wielką miłośniczką literatury podróżniczej i chyba akurat tej książki nie ma w swojej domowej biblioteczce, dlatego zrobię jej małą niespodziankę i sprezentuje "Niebo w kolorze indygo".
OdpowiedzUsuńJak lubi literaturę podróżniczą, to koniecznie. Dużo w tej książce ciekawych informacji. :)
UsuńJak nie lubię Chin w beletrystyce, tak w książkach podróżniczych jak najbardziej. I nie uwierzysz, ale w mojej bibliotece ta książka jest, więc właśnie dopisałam ją na magiczną karteczkę, co chcę wypożyczyć:)
OdpowiedzUsuńO, a czemu nie lubisz Chin w beletrystyce?
UsuńZauważyłam, że masz bardzo zdecydowane preferencje literackie i dobrze zaopatrzoną bibliotekę. ;)
Wiesz co, tak dokładnie to nawet sama nie potrafię powiedzieć. Po prostu jakoś mi nie leżą takie klimaty, albo jeszcze nie trafiłam na książkę, którą by mnie porwała na tyle, żeby zmienić zdanie. Z takich egzotycznych to wolę coś z Ameryki Południowej albo Afryki.
UsuńWydaje mi się, że wiem, czego szukam w literaturze, choć staram się nie zamykać na różne gatunki, żeby nie przegapić czegoś fajnego. I zauważyłam też, że trochę mi się gust zmienia z wiekiem, przedtem nie czytałam biografii, książek podróżniczych, a teraz mnie do nich ciągnie:)
Zawsze mówię, że biblioteka nie nadąża za moją listą tego, co bym chciała przeczytać, ale jednak jak się zdobyć na obiektywizm, to z tym jej zaopatrzeniem nie jest najgorzej, tym bardziej że 3/4 książek czytam właśnie z biblioteki. Korzystam z miejskiej i wiejskiej, więc coś tam zawsze znajdę:)
Myślę i myślę, i nie wymyśliłam. A chciałam Ci podsunąć jakiś ciekawy tytuł o Chinach. :D
UsuńChyba nie ma takiej biblioteki, która zadowalałaby w stu procentach. W mojej wszystkiego też nie znajdę, a czasem nawet i w innych filiach jest problem, ale ogólnie jestem zadowolona. Choć teraz bardzo rzadko tam chodzę. :(
Ja osobiście nie przepadam za podróżniczymi, więc się nie skuszę tym razem:)
OdpowiedzUsuńNo trudno, nie wszyscy muszą lubić wszystko. ;)
UsuńZazdroszczę ludziom, którzy mogą poświęcić życie podróżom. :)
OdpowiedzUsuńOni chyba najpierw chcą, a później mogą. Wielu z nich po prostu zostawia swoje stare życie i rusza. Nie potrafiłabym tak.
UsuńJako wielbicielka literatury podróżniczej czuję się zainteresowana:) I na pewno ten tytuł zapamiętam...
OdpowiedzUsuńSłusznie. Książka mało znana, a warto do niej zajrzeć. Sporo tam ciekawych informacji.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńO tej autorce nie słyszałem nawet słóweczka! A zapowiada się ciekawie. Taki mi się wniosek nasunął. :)
UsuńMasz dar wysnuwania właściwych wniosków. ;)
UsuńBardzo chciałaby podróżować, ale są to tylko moje marzenia i jak na razie, nic na to nie wskazuje, żeby miało się to kiedyś zmienić. Podróżuję palcem po mapie, bądź czytając tak wspaniałe książki opatrzone mnóstwem ilustracji, jak ta powyżej:)
OdpowiedzUsuńMoże któregoś dnia zrealizujesz swoje marzenia i dla odmiany poczytam o Twoich wrażeniach z podróży? Kto wie. :)
UsuńWłaśnie jestem w trakcie czytania książki o współczesnych Chinach, których autor dochodzi do podobnych wniosków co Anna Jaklewicz. To przykre, że tak piękny, tak ogromny kraj jest rządzony przez KPCh w taki sposób.
OdpowiedzUsuńAno przykre. A przecież było jeszcze gorzej.
UsuńPrzepadam za takimi książkami i chyba powinnam przeznaczyć dla nich choć jedną półkę w domowej biblioteczce. "Niebo w kolorze indygo" musi się tam znaleźć! :)
OdpowiedzUsuńOch, marzy mi się taka półka. I powolutku dążę do tego, by powstała. :)
UsuńNie ciągnie mnie na razie do Chin, więc tymczasem sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńCo do chodzenia turystycznymi szlakami, to własnie wczoraj się nad tym zastanawiałam i doszłam do wniosku, że z jakiegoś powodu właśnie te miejsca, a nie inne są chronione przez Unesco lub podziwiane przez miliony ludzi, to po prostu trzeba je zobaczyć. Chętnie zejdę z utartego szlaku i poczuję ducha miasta, ale tylko wtedy, gdy czas mi na to pozwoli. Pani Pawlikowska może sobie pozwolić na miesięczne podróże do jednego miejsca, ja nie.
Trudno się z Tobą nie zgodzić. Proza życia bywa dobijająca.
UsuńJeśli kiedykolwiek miałabym możliwość podróżowania, już czuję, jak ciągnęłoby mnie do tych oklepanych, przewodnikowych miejsc... :D
OdpowiedzUsuńAle taka wyprawa na kształt "Opowieści, które żyją tylko w pamięci", ech...
Jakby co, to czekam na fotorelację z takiej podróży. ;)
UsuńSłyszałam jedną bardzo niepochlebną opinię o tej książce i jakoś tak nie mogę się do niej przekonać.
OdpowiedzUsuńA zdradzisz co w niej było?
UsuńMoże lepiej sama przeczytaj. Leć na blog Z TEKSTU Cezarego Rosińskiego:
Usuńhttp://ztekstu.blogspot.com/2013/06/niebo-w-kolorze-indygo-zjesc-ciastko-i.html
Jakby co to polemizuj z nim:D Ze mną możesz na dzień dzisiejszy poruszyć temat "Lisicy Chytruski" :P
Buziaczki, pozdrawiam i życzę miłego dnia.
Przeczytałam. Polemizować nie będę. Ma trochę racji w kwestii zachwytu nad regionami spokojnymi, niezadeptanymi stopami turystów przy jednoczesnym ich promowaniu. ;)
UsuńReszta jest dyskusyjna. Przypisy mnie nie irytowały, a szukanie informacji w Internecie to norma i nie widzę niczego złego w uzupełnianiu nimi tekstu. Choć może to i racja prawdziwe uczestnictwo i bazowanie wyłącznie na wiedzy zdobytej osobiście, na miejscu jest jednak dla czytelnika bardziej atrakcyjne.
Świetna recenzja, od razu jestem pozytywnie nastawiona do tej książki :) Na pewno przeczytam, bo mało kto pisze o miejscach nieznanych, niekomercyjnych i nieprzeładowanych turystami.
OdpowiedzUsuńDziękuję i jak zwykle nadzieję mam tę samą: że się nie zawiedziesz. ;)
UsuńA schodzenie z utartych szlaków staje się modne, więc pewnie sporo jeszcze poczytamy o różnych mniej znanych miejscach. I dobrze! :)
Pewnie, że dobrze :) Oby więcej takich książek!
UsuńChoć z drugiej strony, im więcej takich książek, tym mniej takich miejsc, jak to zauważył jeden z recenzentów. ;)
UsuńNo też prawda, ale coś za coś.
UsuńTo co? Jedziemy? :D
UsuńW te nieznane miejsca? No pewnie :D
UsuńCzekaj, idę po plecak i aparat. :)
UsuńNie zapomnij apteczki, latarki i jeszcze paru innych niezbędnych rzeczy, bo nie wiadomo, co nam się przytrafi po drodze!
UsuńPrzydałoby się coś na dzikiego zwierza. :P
UsuńTo na pewno ciekawa lektura dla miłośników literatury podróżniczej :)
OdpowiedzUsuńI owszem. ;)
UsuńTo jak już Chinki poznały Prawy do lewego Kajahanki to to dopiero będzie rozróba :P. Ale jako, że zdecydowanie wolę wyjechać do Japonii aniżeli do Chin to odpuszczę sobie tę pozycję :P. Japonia jest lepsza technologicznie, a melony lubią technologię :D.
OdpowiedzUsuńSpokojnej nocy!
Melon
Pozostaje Ci przeczytać "Bezsenność w Tokio". ;)
UsuńTak Bruczkowski napisał kawał dobrej książki o życiu Polaka na obczyźnie :) Tej zaawansowanej technologicznie :)
UsuńCzasami żałuję, że dobrą książkę tylko raz czyta się pierwszy raz. :P
UsuńJa z moją pamięcią mogę czytać po kilka razy te pierwsze razy :D.
UsuńA wiesz, że ja też? Czasem czytam jakąś recenzję, wiem, że książkę mam już za sobą, chcę napisać coś w miarę mądrego, a tu nic, pustka. :D
UsuńAle z tych najlepszych coś jednak w głowie zostaje. Np. świadomość, że były najlepsze. :P
Nie lubię książek o podróżach, więc zdecydowanie nie dla mnie. Swoją drogą uważam to za coś dziwnego, ponieważ podróżować uwielbiam, ale nie lubię o tym czytać :)
OdpowiedzUsuńWłasne doświadczenia są cenniejsze. :)
UsuńNie łudzę się, że zwiedzę Chiny wzdłuż i wszerz, a co więcej - pewnie nigdy tam nawet nie zajrzę, więc dla mnie to jedyna szansa na "zwiedzanie". ;)