Jerzy Ciszewski Ojciec 44 Wyd. Czarna Owca 2016 256 stron |
Superbohater
Bohaterem powieści Ojciec 44 Jerzego Ciszewskiego jest... Jerzy Ciszewski. Ale nie, nie jest to autobiografia, a opowieść syna o ojcu-imienniku, uczestniku powstania warszawskiego. Należy jednak zaznaczyć, że nie można jej zaliczyć do literatury faktu czy biografii z prawdziwego zdarzenia, bo trudno orzec co wydarzyło się naprawdę, a co należy podpiąć pod licentia poetica, wolność twórczą pozwalającą mieszać prawdę i fikcję, opowiadać o postaci prawdziwej, nie zawsze całkiem prawdziwe historie.
Jest to mankament tej książki. Uwierała mnie nieświadomość tego, co autor zaczerpnął z opowieści, rozmaitych lektur, zdjęć, filmów czy innych materiałów, co można przypisać powstańcowi Jerzemu Ciszewskiemu, pseudonim "Mötz", jakie działania czy zachowania, a co posłużyło tylko do uatrakcyjnienia opowieści. Właściwie nawet sam syn nie do końca wie, którym opowieściom ojca może wierzyć.
Tamten Ciszewski, ojciec, naprawdę zdobył czołg, i prawdopodobnie zestrzelił sztukasa. Wierzę mu, bo był bardzo honorowy, więc gdy przekazał mi informację, że to on rozprawił się z tym samolotem szturmowym, nie mogłem tego zakwestionować. Przez szacunek dla innych powstańców używam tu słowa "prawdopodobnie"[2].
Prawdopodobnie zatrzymał niemiecki czołg Pantera, prawdopodobnie zestrzelił tzw. "sztukasa", niemiecki bombowiec, być może jedyny jakiego udało się zestrzelić powstańcom.
Niezaprzeczalnym faktem jest natomiast odznaczenie "Mötza" Krzyżem Walecznych oraz Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari. I choć czytając Ojca 44 nieustannie miałam wrażenie, że główny bohater przypomina raczej skrzyżowanie Rambo i McClane'a niż człowieka z krwi i kości, trudno odmówić mu skuteczności w wielu rzeczywistych akcjach. Jak napisał o odznaczeniach powstańca jego syn nikt ich nie daje na piękne oczy[3].
Mocne kadry z powstania warszawskiego
W Ojcu 44 nie znajdziemy wyraźnej linii fabularnej. Niby mamy sekwencję scen, ale trudno tu o wrażenie uczestniczenia w spójnej opowieści. To raczej kolaż z kadrów, scen z okupowanej Warszawy. Scen mocnych, trudnych, brutalnych, bolesnych. Takich, jaka jest cała książka.
Czasem lubili się zabawić. Robili zawody - kto ile razy przeleci wiejską nauczycielkę, babcię wygarniętą z chałupy lub dziewczynkę, która wpadła im w ręce. Wygrał - i jak dotąd był najlepszy - pewien świt spod Szwarcwaldu. W jednym chutorze gwałcił przez cały wieczór. Dał wtedy radę dwudziestu czterem kobietom. Liczył dokładnie. Każda po fakcie dostawała od niego kulkę w łeb. Trzy razy zmieniał magazynek w lugrze, a do parabellum wchodzi osiem nabojów. Równy rachunek był, więc i tę dwudziestkęczwórkę dobrze zapamiętali[4].
Ta scena dobitnie podkreśla fakt, że u Jerzego Ciszewskiego wojna jest tym, czym wojna jest naprawdę. Bezsensownym bestialstwem, brutalną rzeczywistością, w której nic nie jest takie, jakie być powinno. Autor nie gładzi krawędzi ani rysów. Uderza mocno w czytelniczą wrażliwość, nie stroniąc od scen przemocy, przesyconych okrucieństwem katów i przerażeniem ofiar. Wszystko w tej książce krzyczy z bólu, strachu, złości. W powietrzu unosi się kurz i zapach rozkładających ciał. Nóż lśni od krwi, huk wystrzałów rozrywa ciszę, kule rozrywają ciała, w smrodzie kanałów ludzie szukają schronienia. Prostym, mocnym językiem, bez cienia subtelności - Jerzy Ciszewski opisuje sceny z 1944 roku, z rzeźni w mieście Warszawa, z dwumiesięcznego koszmaru. Tu nawet koty nie są bezpieczne.
Autor przywołuje mroczne, pozbawione ludzkich uczuć postaci, jak zbrodniarz wojenny Oskar Dirlewanger, odpowiedzialny za tak ohydne zbrodnie, że trudno w ogóle myśleć o nim, jak o człowieku.
Na łatwiznę...
Napisanie powieści Ojciec 44 to sposób syna na to, by upamiętnić swego ojca. Prawdę mówiąc, wydaje mi się, że w tym celu lepiej sprawdziłaby się rzetelna biografia niż powieść, w której granica między prawdą a fikcją przebiega sobie tylko znaną drogą, ale cóż - nie mnie o tym decydować. Mogę tylko kręcić czytelniczym nosem, że dostałam nieco inną książkę niż ta, którą dostać się spodziewałam. W jednym z wywiadów autor przyznaje wprost, że choć historię lubi, nie dla niego siedzenie w archiwach, żmudne i sprawdzanie faktów, sporządzanie fiszek. Dlatego uznał, że napisze powieść. To pozwoliło mu na mniej lub bardziej luźne nawiązanie do prawdziwych zdarzeń. Czego nie wiedział, to wymyślił. Nie przekonuje mnie to, niestety. Pachnie pójściem na łatwiznę. (Podobne jak konstrukcja książki - wspomniane luźne sceny zamiast bardziej wymagającej powieściowej fabuły).
Doceniam moc opisów, doceniam siłę emocji, doceniam chęć utrwalenia pamięci o bliskiej osobie. To jednak za mało, bo pozbyć się uczucia niedosytu i lekkiego rozczarowania.
***
Książkę polecam
zainteresowanym tematyką powstania warszawskiego
szukającym historii o wojnie
***
[1] Jerzy Ciszewski. Ojciec 44, Wyd. Czarna Owca, 2016, s. 93.
[2] Tamże, s. 255.
[3] Tamże.
[4] Tamże, s. 114-115.
Ten niedosyt i rozczarowanie tylko sprawia, że mam chęć sięgnąć po tę książkę. Przemawiają do mnie emocje, które znalazłaś w tej historii. Jestem na tak:)
OdpowiedzUsuńBo najlepiej wyrobić sobie ocenę samodzielnie. :)
UsuńOj to miałam dobrego nosa, żeby nie zamawiać.
OdpowiedzUsuńJa nie zamawiałam, przyszło niespodziewanie, ale ucieszyłam się i chętnie przeczytałam. Nie powiem, że żałuję, ale spodziewałam się więcej faktów niż wyobraźni.
UsuńCzułam jakiś dystans wobec tej książki i widzę, że całkiem słusznie. Albo powieść, albo biografia, tego zdania się trzymam.
OdpowiedzUsuńOtóż to. Czasami zdarza mi się czytać takie mieszane książki i są takie, które mi się podobały, ale jednak to, że nie potrafię oddzielić fikcji od faktów jest dużym mankamentem takich publikacji. Na szczęście niektórzy pisarze zamieszczają na końcu książki informację, w których momentach poniosła ich wyobraźnia, albo co jest udokumentowanym faktem.
UsuńChoć tematyka powstania warszawskiego mnie interesuje, tę książkę sobie odpuszczę. Wolę sięgnąć po literaturę faktu.
OdpowiedzUsuńTeż wolałabym literaturę faktu. Albo powieść, która od początku do końca jest "tylko" powieścią.
UsuńJak dla mnie książki o powstaniu nie muszą mieć idealnie skonstruowanej struktury dramaturgicznej, wystarczają opisy prawdziwych scen, bo życie w tym przypadku pisze różne scenariusze. Szkoda, że powieść nie do końca jest udana.
OdpowiedzUsuńOptymista
Ano, szkoda. Ale jeśli tematyka Cię interesuje, to przeczytaj. A nuż akurat w Twój gust trafi. Tak naprawdę, trudno tę książkę i polecać, i odradzać.
UsuńTematyka książki nie wzbudziła mojego zainteresowania, dlatego jednak dam sobie spokój z tą pozycją.
OdpowiedzUsuńMoże z kolejną książką bardziej trafię w Twój gust. ;)
UsuńMimo, że książka trochę rozczarowuje, to ponieważ ja sama bardzo lubię taką tematykę, to pewnie z czasem sięgnę i po ten tytuł ;)
OdpowiedzUsuńI słusznie. Może akurat Tobie bardziej się spodoba.
UsuńKsiążka czeka na półce. Ciekawe, jak ja ją odbiorę.
OdpowiedzUsuńTeż jestem ciekawa. Będę wypatrywać recenzji. :)
UsuńTen tytuł wpadł mi w oko (jakieś gorące zapowiedzi były tu i ówdzie) i pomyślałam sobie, że może to być całkiem ciekawa historia, jak nie dla mnie to dla Męża. Cieszę się, że zanim skusiłam się na ewentualny zakup kuknęłam do Ciebie. Im bardziej wgłębiałam się w Twoją recenzję, to dochodziłam do wniosku, że to takie książkowe wszystko i nic, pomieszanie z poplątaniem i tak naprawdę do jakiego worka wrzucić taką książkę? Powieść biograficzna? Historyczno-fikcyjne wspomnienia? Skoro Ty Aniu kręcisz nosem, to przypuszczam, że mój nos również mógłby się pogimnastykować... Mocno przemyślę ten tytuł i póki co się wstrzymam.
OdpowiedzUsuńSerdeczności ślę!
Biograficzna na pewno nie. Powieść też nie bardzo. Powiedziałabym, że to inspirowany prawdziwymi zdarzeniami zbiór miniopowiadań połączonych postacią głównego bohatera (choć w sumie i to nie zawsze).
UsuńMoże zerknij na cyfrotekę i przeczytaj udostępniony tam fragment? Zobaczysz, czy odpowiada Ci styl autora. :)