Jonas Karlsson Rachunek Wyd. Znak 2016 192 strony |
Gdybyś dziś otrzymał rachunek za Przeżyte Szczęście, jak sądzisz, na jaką kwotę by opiewał? 100 złotych? 1000? 100 000?
A może, tak jak bohater Rachunku Jonasa Karlssona na 5 700 000 koron, czyli... ok. 2 677 860 złotych?
Wyobraź sobie, że musisz tę kwotę spłacić. Skąd weźmiesz taką kasę? Hmm... Obawiam się, że nikogo nie będzie to interesować. Myślisz, że to pomyłka? Poczekaj aż dostaniesz ponaglenie z doliczonymi odsetkami. Nadal będziesz się upierać, że to głupi żart?
Zaraz, zaraz. W świecie, w którym tak często się powtarza, że nic nie jest za darmo, wydawało ci się, że możesz być szczęśliwy nie płacąc za to? Naiwniak...
Ta książka zafascynowała mnie jeszcze zanim zaczęłam ją czytać. Już sam pomysł wydał mi się tak zaskakujący, absurdalny, ciekawy, dający do myślenia, że nawet mi przez myśl nie przeszło, by sama książka miała mnie zawieść.
I faktycznie, Rachunek Jonasa Karlssona to wielka historia zamknięta w niepozornego formatu tomie. Połknęłam ją błyskawicznie, a później bardzo długo rozmyślałam o bohaterze, fabule, a przede wszystkim - o własnym życiu. To jest ten typ literatury, który zmusza do autoanalizy.
A co, jeśli nie zapłacisz rachunku?
Nasz bohater ma lat trzydzieści dziewięć, pracuje na niepełny etat w wypożyczalni wideo, mieszka samotnie w niewielkim, wynajętym lokum, niezbyt często spotyka się ze znajomymi w kawiarniach czy restauracjach, nie ma samochodu, właściwie nie ma niczego cennego. Skąd więc tak wysoki rachunek?
Jonas Karlsson zderza zwykłego obywatela z bezdusznym systemem i patrzy co z tego wyniknie. Wynika sporo, bo całość daje do myślenia i chyba nie znajdzie się taki czytelnik, który nie zacznie się utożsamiać z bohaterem lub choćby zastanawiać nad własnym życiem. I definicją szczęścia, bo ona jest tutaj ogromnie ważna. Rachunek skłania do tego, by zrobić bilans szczęść i nieszczęść, by dobrze się zastanowić nad tym, czy do tej pory właściwie klasyfikowaliśmy to, co nam się przytrafiało.
Jonas Karlsson [źródło] |
Nowa definicja szczęścia
Możesz próbować obniżyć rachunek. Bohater Karlssona też próbował. Czy ci się uda? Marne szanse. Żyjesz bowiem w świecie Kafki i Orwella, absurdalnym, niebezpiecznym, opartym na inwigilacji, kontrolowanym. Żyjesz w świecie Karlssona, w którym hasło "nie ma nic za darmo" jest odczuwalne wyjątkowo boleśnie. Jesteś Józefem K., Winstonem Smithem, trzydziestodziewięcioletnim pracownikiem wypożyczalni wideo, jesteś sobą. Żyjesz w świecie, w którym wiedzą o tobie więcej niż byś chciał. Znają twoje smutki i radości, sukcesy i porażki. W końcu na jakiejś podstawie muszą wystawić ci ów rachunek.
Możesz zadzwonić na infolinię. Błagać, kląć, protestować. Nie licz jednak na zbyt wiele. Decyzja zapadła.
Łącznikiem pomiędzy wystawcą rachunku, a dłużnikiem jest Maud. Rozmowy z tą kobietą przybliżą bohatera do poznania prawdy o samym sobie, a nam pozwolą przyjrzeć się działaniu firmy, której zawdzięczamy całą tą opowieść.
Łącznikiem pomiędzy wystawcą rachunku, a dłużnikiem jest Maud. Rozmowy z tą kobietą przybliżą bohatera do poznania prawdy o samym sobie, a nam pozwolą przyjrzeć się działaniu firmy, której zawdzięczamy całą tą opowieść.
Bohater musi zmierzyć się z decyzją, którą za niego podjęto. Jednocześnie niecodzienna sytuacja sprawia, że wnikliwiej przygląda się własnemu życiu. Zarówno on, jak i czytelnik, na nowo zdefiniują szczęście.
Od czego zależy wielkość szczęścia?
To jest ten moment, w którym przyjrzałam się własnemu życiu, zwłaszcza tym złym chwilom, tym, które niegdyś wiązały się w najlepszym wypadku z nieprzespaną nocą i morzem wylanych łez. Patrzę na nie teraz i wiem, że gdyby nie one, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Lepiej? Niekoniecznie.
Od czego zależy wielkość szczęścia? Od zarobków? Od posiadanego mienia? Od liczby przyjaciół, spotkań towarzyskich, udanych imprez? Od oczekiwań? Przeżytych uniesień? Awansów? Kontraktów? Liczby pokoi w posiadanym domu? Od tego czy nasz pies wita nas radośnie merdając ogonem i czy jest kundlem czy chihuahua? Czy szczęście mierzy się w dniach przeżytych w zdrowiu, w kwotach premii czy stosunkach zakończonych orgazmem? Czy można być szczęśliwym nie mając dzieci, telewizora i zdjęć z wycieczki do Tajlandii? Dlaczego bohater, który nie odniósł sukcesu zawodowego, nie ma rodziny, burzliwego życia towarzyskiego ani majątku, według bliżej nieokreślonej instytucji musi zapłacić tak wysoki rachunek? Jego życie wydaje się być zaledwie egzystencją, w której zmienianie tapety w telefonie staje się jedną z ważniejszych czynności wykonywanych każdego dnia. Jego życie wydaje się puste. Monotonne. Pozbawione emocji, spontaniczności, wydarzeń pozwalających odróżnić jeden dzień od innego.
Po prostu
Rachunek to powieść, która zostaje w czytelniku na dłużej. To powieść, która pozwala inaczej spojrzeć na siebie i swoją przeszłość, inaczej zinterpretować pewne zdarzenia, rozliczyć się z własnego szczęścia i pomyśleć nad kwotą rachunku, który, być może, kiedyś znajdziesz w swojej skrzynce. To opowieść o tym, jak nasze podejście, doświadczenia, wrażliwość czy oczekiwania decydują o tym, w jaki sposób interpretujemy pewne zdarzenia. To powieść o tym, że czasem nie doceniamy tego, ile mamy i nie zdajemy sobie sprawy, jak wielką przedstawia to wartość.
Jedyne, co w tej powieści nieco bym zmieniła, to zakończenie. Wystarczy wydrzeć kilka stron, pozwolić niedopowiedzeniom zawisnąć w miejscu, w którym autor jasno nam mówi jak skończyła się historia jego bohatera. Nie lubię niszczyć książek, więc u mnie kartki pozostały na miejscu. Niech będzie jak jest, bo i tak jest wspaniale.
Polecam Rachunek całym sercem. Po prostu.
Był późny wieczór, mimo to zadzwoniłem. Ogólnie rzecz biorąc, cały ten czas przesiedziałem przy kuchennym stole, wsłuchując się w odgłosy miasta. Obserwowałem, jak na dachami zapada zmrok, i słuchałem zmieniających się dźwięków. Ktoś się z kimś kłócił. Docierały do mnie urywki rozmowy, ale nie usłyszałem, o co im poszło. Jakaś kobieta śmiała się głośno i długo. Szczekał pies, a grupka chłopaków śpiewała piłkarską przyśpiewkę. Od czasu do czasu do mojej nagrzanej kuchni wpadał powiew nieco chłodniejszego powietrza, pieścił moją twarz i ramiona. Siedziałem, gdzie siedziałem, i nie było powodu, żeby gdzieś iść. Życie było po prostu na swój sposób piękne. Jasne, że musiało słono kosztować.*
Był późny wieczór, mimo to zadzwoniłem. Ogólnie rzecz biorąc, cały ten czas przesiedziałem przy kuchennym stole, wsłuchując się w odgłosy miasta. Obserwowałem, jak na dachami zapada zmrok, i słuchałem zmieniających się dźwięków. Ktoś się z kimś kłócił. Docierały do mnie urywki rozmowy, ale nie usłyszałem, o co im poszło. Jakaś kobieta śmiała się głośno i długo. Szczekał pies, a grupka chłopaków śpiewała piłkarską przyśpiewkę. Od czasu do czasu do mojej nagrzanej kuchni wpadał powiew nieco chłodniejszego powietrza, pieścił moją twarz i ramiona. Siedziałem, gdzie siedziałem, i nie było powodu, żeby gdzieś iść. Życie było po prostu na swój sposób piękne. Jasne, że musiało słono kosztować.*
***
Książkę polecam
miłośnikom prozy dającej do myślenia
poszukiwaczom szczęścia
poszukiwaczom definicji szczęścia
***
* Jonas Karlsson, Rachunek, przeł. Patrycja Włóczyk, Wyd. Znak, 2016, s. 57
***
Zapowiada się mega ciekawie, fabuła oryginalna, tym bardziej muszę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńGorąco polecam! :)
UsuńMoże to wcale nie jest takie absurdalne, jak nam się wydaje. Wszak dzięki fejsbukom i innym takim różnorakie instytucje wiedzą o nas bardzo wiele, w Polsce już podpisano ustawę o inwigilacji, a pieniądze na sfinansowanie 500-set złotych na dziecko skądś muszą się znaleźć. Ja, żyjąc w Polsce spodziewam się wszystkiego.
OdpowiedzUsuńPs. Do tej pory nie byłam przekonana do tej książki, ale Twoja recenzja mnie przekonała
UsuńTo przez cookies, haha. Swietna recenzja. Musze to przeczytac.
Usuń@joly_fh Ten absurd dotyczy nie tyle inwigilacji (ta mnie też nie zaskakuje), co kwestii instytucji wystawiającej rachunek za Przeżyte Szczęście i samego rachunku.
Usuń@Agnieszka, daj znać koniecznie, jak Ci się podoba. Opinie na temat tej książki bardzo mnie intrygują. Szalenie jestem ciekawa, jak odbiorą ją inni.
Bardzo intrygująco i nieszablonowo się zapowiada :). Chciałabym przeczytać.
OdpowiedzUsuńWarto. :)
UsuńJa takie książki uwielbiam. Pokazujące twarz systemu, chociaż nie mówi się nic wprost. Ale pomysł! Musze ją poznać.
OdpowiedzUsuńUdanej lektury. :)
UsuńNie ma to jak przegadane z lekka zakończenie. Ale i tak mam wielką ochotę na tę powieść.
OdpowiedzUsuńNie jet tak źle z tym zakończeniem. Wolałabym więcej niedopowiedzeń, ale ogólnie książka jest świetna. :)
UsuńOgromnie, ale to ogromnie jestem ciekawa tej książki. Już sama wizja płacenia za szczęście brzmi absurdalnie, ale może wcale taka nie jest, bo jak słusznie zauważyłaś, w życiu nie ma nic za darmo. Jestem też ciekawa dlaczego bohater bez rodziny, kariery czy talentu teoretycznie był tak szczęśliwy. Liczę też na refleksje zostające w czytelniku po przeczytaniu tej historii.
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na Twoje wrażenia z lektury. Na pewno różni czytelnicy będą tę książkę różnie odbierać, tak samo jak różnie definiować szczęście. :)
UsuńZaintrygowałaś mnie. Przeczytam jak tylko będę miała okazję!
OdpowiedzUsuńMyślę, że się nie zawiedziesz.
UsuńRachunek za szczęście- bardzo oryginalny pomysł na fabułę książki, faktycznie rzadko doceniamy to, co mamy.
OdpowiedzUsuńOj tak. Ja się staram doceniać i coraz lepiej mi wychodzi. Ale fakt - chyba łatwiej nam zauważyć to, co złe.
UsuńDo tej pory nie za bardzo byłam zainteresowana tą książkę, ale po przeczytaniu Twojej recenzji mam na nią ogromną ochotę. Fabuła bardzo mnie zaintrygowała :).
OdpowiedzUsuńGorąco zachęcam do lektury. Niewielki format, a daje do myślenia.
UsuńOstatnio mam jeden z cięższych okresów w moim życiu, więc może ta książka byłaby dobrą odskocznią:)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby było lepiej!
UsuńOstatnio aż oczy bolą od tego okładkowego kodu kreskowego, który nawet za sprawą krakowskiego książkomatu nie daje o sobie zapomnieć. Od razu pomyślałam: "kolejna książka, która będzie jechać na rozgłosie, a pewnie treści w niej tyle, co kot napłakał". Tak było do teraz. Po Twojej recenzji myślę, że ta lektura może jednak mieć coś w sobie. No to siup! Zapisuję na niekończącą się listę książek do przeczytania... ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Mim zdaniem wszędobylstwo tej książki jest w pełni uzasadnione. ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńNa tym blogu nie ma miejsca na spam.
UsuńSkoro polecasz to muszę się z nią bliżej zapoznać. :-)
OdpowiedzUsuńWarto! :)
UsuńHa, to zdecydowanie jednak z tych książek, w których sam zamysł skłania do czytania. Choć wydaje mi się, że przy rozważaniach o szczęściu łatwo popaść w truizmy.
OdpowiedzUsuńŁatwo. I autor w pewnym stopniu ich nie uniknął, ale nadal warto tę książkę przeczytać.
UsuńOkładkę kojarzymy, ale reszty już nie. Z chęcią nadrobimy, zapowiada się inaczej i ciekawie.
OdpowiedzUsuńBędę chciała się zapoznać z tą książką, lubię absurd w stylu Kafki czy Orwella :)
OdpowiedzUsuń