|
José Saramago
Wszystkie imiona
Wyd. Rebis
1999
278 stron
|
José jest kancelistą Archiwum
Głównego Akt Stanu Cywilnego. Mieszka w domku przylegającym do bocznych ścian
gmachu Archiwum. Domek ten ma dwa wejścia „jedno normalne, od strony ulicy i
drugie ukryte, niewidoczne, prowadzące bezpośrednio do głównej nawy
Archiwum”[1]. Kancelista korzysta z wejścia „normalnego”. Używanie tego
drugiego zostało zabronione. Bohater ma jednak klucz do zakazanych drzwi,
dzięki czemu nocą może bez przeszkód poruszać się budynku. Ktoś mógłby się
zdziwić czego w takim miejscu można szukać po godzinach pracy. Już wyjaśniam.
Pan José miał swoją ukrytą pasję.
Jakkolwiek konik pana
José jest najzupełniej niewinny, nie wiedzieć czemu, pan José pilnie baczy, by
nikt nie odkrył, że zbiera wycinki z prasy z artykułami i zdjęciami sławnych
ludzi, przy czym sława jest tu jedynym z kryterium, gdyż jest mu obojętne, czy
jest to polityk, generał, aktor, architekt, muzyk, piłkarz, kolarz, pisarz,
spekulant, tancerka, morderca, bankier, oszust czy miss piękności[2].
A ponieważ, jak
wiadomo, prasie nie można ufać – dane osobowe najlepiej spisać z kart
przechowywanych w teczkach Archiwum. Oczywiście nie można tego zrobić w dzień,
w godzinach pracy. Takie rzeczy na sucho uchodzą wyłącznie pod osłoną nocy.
Po powrocie do domu z
jednej z nocnych eskapad do Archiwum, urzędnik ze zdumieniem stwierdził, że
zamiast pięciu kart potrzebnych do uzupełniania danych o sławach drugiej
kategorii, ściska ich w dłoni sześć. Ta szósta, była to karta kobiety,
urodzonej przed trzydziestu sześciu laty w tym samym mieście i prócz wpisu
dotyczącego urodzenia zawierała jeszcze informacje o małżeństwie i o rozwodzie[3]. Karta ta nie daje kanceliście spokoju, podejmuje więc decyzję o odnalezieniu
kobiety. Postanowienie to zmienia jego dotychczasowe życie. Nagle zaczyna
zaniedbywać do tej pory skrupulatnie wykonywane obowiązki zawodowe. Decyduje
się na czyny, o których wcześniej nawet by nie pomyślał. Ryzykuje utratę dobrej
opinii i pracy, choć sam właściwie nie widzi w tych poszukiwaniach sensu.
Przedtem żyłem sobie tak spokojnie, to jakaś absurdalna obsesja, po co ja
szukam jakiejś nieznajomej, która nawet nie wie o moim istnieniu[4]. José nie
wynajduje już informacji o sławach. Skupia się na historii przeciętnej kobiety.
Jakby zrozumiał wagę każdego, nawet zupełnie przeciętnego ludzkiego życia.
Podczas lektury
powieści portugalskiego noblisty nasunęło mi się porównanie głównego bohatera
powieści do Gregoriusa, nauczyciela języków klasycznych, bohatera Nocnego
pociągu do Lizbony Pascala Merciera. Zarówno José jak i Gregorius są samotnymi
mężczyznami w sile wieku, oddanymi wykonywanej pracy. Ich życie jest monotonne,
kolejne dni właściwie nie różnią się od siebie. I nagle, pod wpływem impulsu,
zupełnie irracjonalnie, spontanicznie – zostawiają to swoje spokojne i
przewidywalne życie z zupełnie absurdalnych pobudek.
Gregorius postanowił
odszukać autora książki Złotnik słów. José kobietę, której kartę z danymi
osobowymi przypadkiem wyjął z kartoteki. Być może obaj potrzebowali czegoś,
czegokolwiek, co wyrwie ich z marazmu, przerwie nudę i stanie się tym, w czym
zobaczą swój cel. Komuś, kto te historie obserwuje z boku, może się wydawać, że
nie mają one sensu. Ot, zwykły przypadek, znaleziona książka, karta. Sprawa
zupełnie bez znaczenia. Nic, czemu warto by było poświęcić więcej niż kilka
chwil. Czytamy książkę i odkładamy ją na półkę, karta wędruje na swoje miejsce,
a my powracamy do bardziej fascynujących zajęć. A co, jeśli nie mamy do czego
wracać? Co zrobić gdy nikt na nas nie czeka, nikt nas nie potrzebuje, nasza
codzienność to ciąg niczym się nie wyróżniających obrazów, jak nieciekawy film,
z którego wymykamy się z kina na długo przed napisami końcowymi? Więc ta
książka, ta karta nabiera nagle znaczenia. Budzi nas z uśpienia, rozpala
policzki, motywuje do działania, do zmian. I nawet nie finał jest ważny, lecz
samo dążenie do celu, przełamywanie własnych lęków, poszukiwanie siebie. Chcemy
żyć po coś, a nie tak po prostu.
[1]
José Saramago, Wszystkie imiona, tłum. Elżbieta Milewska, Dom Wydawniczy
Rebis, 1999, s. 19.
Nie czytam tej recenzji, bo ksiązka właśnie leży u mnie i czeka na przeczytanie, więc mam "strach przed spoilerem". ;-)
OdpowiedzUsuńLubię książki José Saramago.
Rozumiem. :)
UsuńJa w ogóle nie czytam recenzji książek, które mam przeczytać lada moment, właśnie ze strachu przed spojlerem. Za to chętnie przeczytam twoją opinię, jak już tę książkę Saramago przeczytasz. :)
Bardzo cenię sobie twórczość Saramago, choć do tej pory przeczytałem tylko dwie książki jego autorstwa. Ufam jednak, że nadchodzącym nowym roku będzie mi dane poznać kilka następnych jego dzieł. Mam nadzieję, że wśród nich znajdą się "Wszystkie imiona".
OdpowiedzUsuńWłaśnie przywiozłam z domu kontynuację "Miasta ślepców", więc i ja mam nadzieję, że w przyszłym roku uda mi się przeczytać kolejną książkę autora.
UsuńA po "Wszystkie imiona" warto sięgnąć, więc mam nadzieję, że Ci się to uda. :)